Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2011, 09:26   #129
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Minas Tirith, czerwiec 251 roku



Tego wieczora, gdy Kh’aadza oznajmił tajemnicze zniknięcie przyjaciela z Morii, Dearbhail podeszła do niego powoli. Z dość nieodgadnionym wyrazem twarzy wysłuchała prośby krasnoluda, po czym rzekła:

- Wiem, że martwisz się o przyjaciela, ale mamy niewiele czasu... czy damy radę go znaleźć w ciągu tych kilku dni? Możemy spróbować. Wiesz, że na mnie możesz liczyć. Obiecuję zrobić, co w mojej mocy. Ale może potrzeba popytać szerzej? Nie tyle wśród strażników ale może wśród zwykłych ludzi? Wiem, karczm tu jest wiele ale nas jest czworo, jak się zbierzemy może damy radę przynajmniej w nich rozpytać?

Andaras z zatroskaniem na twarzy i bezgranicznym współczuciem w spojrzeniu pokiwał głową.

- Zajmę się tym jak jak się uporam z sprawami jakie mam na głowie – odparł Endymion - a są one niestety dużo poważniejsze niż zniknięcie twojego towarzysza. Wiec nie obrażaj się proszę, na razie pomysł Dearbhail jest niezły, na pewno nie zaszkodzi popytać. Może ktoś coś widział, albo wie. – zaproponował strażnik.

- Pytałem. - mruknął krasnolud. - Szukałem i dalej pytałem... I nic. - westchnął głośno aż mu broda zafalowała.










Kolejnego dnia Khaadz i Dearbhail, wypytując po oberżach i zajazdach, zwiedzili niemal całe Minas Tirith. Byli również w przedstawicielstwie Morii, które było również krasnoludzkim cechem górniczym, kowalskim i metalurgicznym. Tam Rohirimka i Khazad mimo braku szczegółów co do pobytui losu Dzuina dowiedzieli się przy okazji wielu palących ich ciekawość rzeczy.

Erebor został zdobyty od środka, tunelami z czeluści ziemi przez zastępy orków, których liczba porównywalna była do armii jaką zgromadził Sauron w Wojnie o Pierścień. Jednak ponad połowa krasnoludzkich obrońców wydostała sie z cytadeli tajemnym przejściem daleko za Samotną Gorę i stamtąd przy pomocy kompani Elfow z Greenwood, zostali przeprowadzeni do lasu. Po drodze odbili Esgaroth, które było oblężone przez Esterlingow przy wsparciu Uruk-hai. Główna siła orków zadekowała się jednak w Ereborze. Okazało się, że khazadzka rada królewska jest podzielona w opiniach czy chce mieszać się w wojnę z orkami na ziemiach Zjednoczonego Królestwa. Choć atak Uruk-hai na Erebor był zaskoczeniem dla wszystkich to Dale nie przyszło im z odsieczą zamykając się w fortecy na jeziorze, którą jak się później okazało, o dziwo armia Uruk-hai zignorowała. Natomiast na spotkaniu w elfim forcie drzewnym w Greenwood, jeźdźcy z Rohanu podjęli decyzję aby nie isć dalej jak odsiecz Esgaroth, odmawiając tym pomocy starszym z Ereboru. Z informacji wynikało, że krasnoludy chciały z marszu odbić samotną góre, a Rohirimowie tłumaczyli swoją decyzję roztropnością. Byli przekonani, że frontalny atak na Erebor bez przegrupowania i armii Gondoru jest szaleństwem. W bitwie pod Esgaroth zginęło dziesięć tysięcy Rohirim i tysiąc krasnoludów, zmuszając dwukrotnie przeważającą liczebnie armię Easterlingów do odwrotu na zajęty tereny jeziora Rhun.

Po rozmowie z pobratymcami Kh’aadz był, o ile to było możliwe, jeszcze bardziej markotny niż zwykle. Dearbhail na swojej skórze odczuła fatalny nastrój krasnoluda i cierpliwie znosząc jego gburowatość i nadąsanie dzielnie mu towarzyszyła rozumiejąc jego rozgoryczenie.

Wieczorem, ku swojemu zdziwieniu, usłyszała znajomą melodię z wyprawy morskiej. Dobiegała ze skrzydła gości królewskich. A dokładniej z kilku komnat obok.











Finluin, w trzecim dniu pobytu w Minas Tirith, który był drugim na siódmym poziomie miasta, dostał wezwanie na audiencję królewską, która miała odbyć się po południu. Na dworze było więcej elfów niż we wszystkich miastach Gondoru razem wziętych z wyjątkiem Ithilien, więc czuł się dzięki temu bardziej jak u siebie niż gdziekolwiek indziej. Jednak ani splendor miasta, ani nawet obecność braci krwi i nawet Lorda Elfów Eldariona, nie mogłyby zastąpić mu domu jakim był Rivendell. Jego nic nie mogło zastąpić, jedynie, jak mawiał jego ojciec, Błogosławione Krainy.

Słysząc liczne głosy przy oddalonej o pół tysiąca stóp fontannie, które na tym świętym placu można było nazwać jakby zamieszaniem, oparł się rękoma o parapet komnaty, wyjrzał i z ciekawością nastawił uszu.

Do Eldariona od rana przyjeżdżały poselstwa i gońcy z różnych zakątków królestwa i innych krain. Zobaczył na schodach Białej Wieży dumnego Haradrima. Był to Ambasador Mutthan, a na placu czekali jego ludzie. Twarz miał zaciętą i zdeterminowaną. Grupkę Haradrimów odprowadzały spojrzenia Rycerzy Fontanny, Strażników Cytadeli i wielu obywateli miasta, innych poselstw. Byli wśród nich również Haradwith, którzy ubiorem nieznacznie różnili się od świty ambasadora, który w ciągu ostatnich kilku miesięcy stał się kontrowersyjnym władcą na północy Bliskiego Haradu. Finluin domyślił się, że byli to mieszkający w Minas Tirith imigranci haradzcy. Spojrzenia kierowane w stronę Mutthana podzielone. Jedne były zuchwale wrogie, wręcz nienawistne. Inne zatroskane. Jeszcze inne przestraszone. Nie zabrakło też po prostu tych zaciekawionych.

Andaras, nie wychodząc z cienia swojej komnaty, obserwował swojego ojczyma również przez okno. Podejrzewał, a dokładniej to w zasadzie był pewien, co było tematem audiencji.










Godzinę później na wezwanie króla półelf stawił się przed obliczem Eldariona. Monarcha starał zachowywać się spokojnie, ale było widać, że jest wewnętrznie bardzo poruszony.

- Czym mogę ci służyć Andarasie z Haradu?

- Mam kilka spraw panie. Potrzebuje pomocy, porady sam nie wiem co... - na twarzy elfa widać było zatroskanie i nieopisany smutek.

- Słucham cię.

- Może zacznijmy od początku. Odkąd jestem w Zjednoczonym Królestwie robię wszystko by mrok nas nie zalał. Naprowadziłem na trop orków Endymiona, zabiłem kultystę, który planował jak się później okazało zamach na ciebie i lordów. Ratowałem z pomocą magi jednego z nich. Oddałem bez wahania wskazówki dotyczące artefaktu. Mimo iż wiedziałem, że nie leży to w interesie mego ludu. Walczyłem w Tharbardzie niemal ginąc przy tym z rąk zamachowców...

- I za wszystko to w imieniu królestwa jestem ci Andarasie wdzięczny. Do czego zmierzasz? – zapytał Eldarion z tronu.

- Proszę królu o zaufanie. Rozmawiałem z Tequillianem i odniosłem wrażenie, że wciąż do końca mi się nie ufa. – odpowiedział z urażoną dumą.

- Jak ty nic nie rozumiesz Andarasie. - westchnął wiedząc do czego zmierza młody animista. - Niektóre przedmioty magiczne mają moc korumpowania istot. Nawet Pani Lorien bała się mocy Jedyngo Pierścienia. Nawet Gandalf nie odważył się dźwigać jego ciężaru. - przyjrzał się uważnie półelfowi. - Zastanów się nad tym. - Myślisz, że nie zbadawszy wszystkich możliwych sutków oddam ci tę księgę, kiedy już wiem, że mogła być własnością Saurona?

- Panie swoje intencje udowodniłem to obaj wiemy. Co do księgi sam mi powiedziałeś, że mogła byc jego własnością. Mimo to mi ją powierzyłeś.

- I nikt w twoje intencje nie wątpi. Przynajmniej nie dałeś mi powodów by w nie wątpić Andarasie. Jednak moją wolę musisz uszanować, bo nie tylko jestem królem ludzi i przyjacielem ci lecz również Lordem wszystkich elfów Śródziemia. - słowa króla ciężko zawisły w powietrzu zmieniając rozmowę w zdecydowanie bardziej formalną.

- Co do księgi sam mi powiedziałeś, że może być własnością Saurona. Mimo to mi ją powierzyłeś. Mam tylko jedną prośbę panie. Księga to nie jedyny pierścień. A pomniejszego pierścienia Saurona pani z Lorien używała w dobrych celach, czy nie tak było? To natomiast jest księga. Nie pierścień panie. Wiedza. Nie zaś nie okiełznana moc. – ciągnął półelf.

Kiedy młody Andaras porównał się z Panią Lasu, król oparł skronie w dłoni, która łokciem opierała się o ramię tronu, zakrywając malujące się na niej emocje.

- Czy ty mnie słuchasz Andarasie? Powiedziałem i mówię po raz ostatni. – w głosie Eldariona po raz pierwszy zagrała ostrzegawcza nuta - Gdy Tequillian zbada księgę, albo otrzymasz ją, albo... Albo otrzymasz wszystko to, co jest pożyteczne. – dodał już łagodniej odkrywając twarz i patrząc na stojącego u podnóża schodów Andarasa.

- Dobrze panie rozumiem. I tak wiem kim jesteś. Chce poprosić o jedną jedyną rzecz. Za wszystko co do tej pory uczyniłem. Chce do momentu naszego wyruszenia na wyprawę móc spokojnie analizować księgę w czasie gdy Tequillian tego nie robi. Móc samemu zrozumieć co tam jest. Chciałbym móc się temu jeszcze trochę przyjrzeć. Skorzystać z zamkniętych działów. Panie ja wiem gdzie leży granica moich mocy i umiejętności. Chciałbym jednak wiedzieć czym dysponuje wróg, by lepiej się na to przygotować. – wyjaśniał pokornie półelf.

- Andarasie wyprzedasz niektóre wydarzenia, lecz skoro już o tym mowa, to wiedz, że nie ma wyprawy. O tym wszyscy dowiedzą się wkrótce. Zaistniały nowe okoliczności w związku z którymi już wiem jak postąpić z Tol Morwen. A to czy otrzymasz księgę z powrotem okaże się za kilka dni. Czekam na decyzję Tequilliana, do którego mam bezgraniczne zaufanie w tej materii. Dla dobra każdego. W tym przede wszystkim twojego.

- Nie ma wyprawy? - upewnił się zszokowany.

- Nie ma.

- Co zatem uczynimy panie?

- Jedyne co mogę zrobić to strzec artefaktu na wyspie. – odrzekł Eldarion. - Bo bezczeszczenie grobu Turina może mieć bardziej katastrofalne skutki niż przewidywałem. Zresztą Tequillian nie bez przyczyny jest nazywany Prorokiem... - odpowiedział spokojnie.

- Czy mogę wiedzieć jakie to konsekwencje?

- Klątwa Andarasie i możliwość kataklizmu, żywiołu, który może spustoszyć Śródziemie.

- Rozumiem panie. Dobre posunięcie.

- Czy jeszcze masz do mnie jakieś pytania Andarasie?

- Dwa, jeśli Wasza Wysokość pozwoli. Ostatnio miewam sny znów pokazuje się w nich ta sama postać elfki, która uratowała mnie za pierwszym razem. Czuje od niej dobro. To ciężkie do opisania, ale jakbym był... bo ja wiem... w łonie matki. Pokazuje mi też różne wizje. Stąd moja prośba o wgląd do księgi. To ma jakieś powiązanie. Wiem, że to co mówię jest dziwne, może nawet śmieszne. Ale ja muszę to zrozumieć. Czuję, że to jest ważne. Proszę tylko o jedno panie. Daj mi kilka dni. Później niech księga trafi do Tequilliana. Tylko o tyle proszę. Kilka dni nic więcej. Czuję, że potem może być za późno. – niemal błagał Andaras.

- Obiecuję ci, że wezmę to pod uwagę przy ostatecznej decyzji. Andarasie nie mogę kierować się twoją intuicją i chęcią posiadana zrozumienia. Zrozumiem mnie proszę. – rzekł król z zatroskaniem. - To ja potrzebuję tych kilka dni, bo to sprawa większa ode mnie i ciebie. Zostawmy siebie na tych kilka dni w oczekiwaniu na dobrą decyzję. Podjętą z rozwagą i cierpliwością godną elfów i wydarzeń jakie mogą być udziałem tej księgi. Jeśli tego nie rozumiesz, to obawiam się , ze może wcale nie dojrzałeś w swoim potencjale do mierzenia się z tym wyzwaniem. – zasmucił się.

- Rozumiem panie. Wszystkie twoje argumenty są słuszne i logiczne. Nadal jednak nie pojmuje dlaczego nie mogę mieć wglądu do księgi, w czasie gdy Tequillian śpi czy zajmuje się innymi sprawami. Wtedy może obie tajemnice zostałyby odkryte. Na czas... – półelf podjął starą nutę najwyraźniej wcale nie dając za wygraną.

Eldarion przewrócił oczami, lecz zamiast tracić cierpliwość do młodego animisty, westchnął tylko i powiedział spokojnie.

- Z tych powodów dla których właśnie Tequillian bada tę księgę. Widzę, że nadal nie pojmujesz ryzyka.

- Zostawmy to wasza wysokość. Rozumiem. – Andaras pokłonił się. - Co zatem powiedział mój ojciec będąc tu? – zapytał wyprostowując się.

- To nie wiesz tego? - Eldarion zapytał trochę zaskoczony.

- Chcę wiedzieć co powiedział i usłyszał w odpowiedzi królu. Bo po minach zgromadzonych jak wychodził zauważyłem, że coś chyba niespodziewanego musiało tu paść.

- Twój ojczym postawił ultimatum Zjednoczonemu Królestwu. Jego żądania doprowadzą do krwawej wojny między Haradem i wolnymi ludźmi Śródziemia. Haradwith od dłuższego czasu wyznają Morgotha. Dzisiaj ambasador Mutthan oświadczył, że przyłączy się do koalicji wrogów królestwa. Jak hiena. Chce praw do Umbaru i wydrzeć Harondor z granic Gondoru. Przysięga w zamian pokój i neutralną pozycję w konflikcie. I czy ty, jako syn jego przybrany, wierzysz choć w jedno jego słowo? - zakpił król i spojrzał w oczy rozmówcy.

Andaras zwiesił głowę.

- Najlepiej by było jak najmniej rozlewać krwi ludzi panie. Całego złu winny jest Herumor i jego Uruk-Hai. Niszcząc jego powstrzymamy całą resztę. Skupiając się na reszcie damy czas i pole do działań jemu. Moim zdaniem trzeba zrobić wszystko, żeby opóźnić konflikt Haradu i Królestwa.

- I ty będą królem oddałbyś ziemie królestwa na pastwę Haradwith wyznających otwarcie Morgotha? Mordujących swoich rodaków w walce o tron? Twój ojczym przyszedł tutaj pod pretekstem wojny. Nie wiem czy wiedziałeś, ale jego przyjaciel porwał syna lorda Harondoru przed laty, którego ja sam opłakiwałem. Szczęśliwie znalazł się cały i zdrowy z niewoli haradzkiej... I to ja w obliczu takich działań powinienem zmiażdżyć w zarodku klany z północy. Jednak mam teraz większe problemy na głowie. A sprawiedliwość będzie musiała poczekać, lecz wcześniej czy później dosięgnie winnych. – powiedział dobitnie.

- Mówię tylko, że należy opóźnić konflikt. Nie mówię jak panie. To akurat za wielkie sprawy dla mnie. Jeśli mogę jakoś pomóc jestem do dyspozycji. Ojca naturalnie nie odwiodę od jego zamiarów. Nie mam aż takiego wpływu. Jednak jakiś mam coś zdziałać mógłbym... – zawiesił głos.

- Obawiam się, że słyszałem już to w Tharbadie Andarasie i wcale nie mam ci tego za złe, że nie udało ci się skłonić ojczyma do przyjęcia mojej propozycji... To było niestety do przewidzenia. – powiedział król z porażającą pewnością siebie.

- Może gdy kiedyś poślubię Xante i zastąpię ojca uda mi się coś wskórać. Będę się starał panie. Ponoć nigdy nie jest za późno by odmienić dusze ludzi. W tym przypadku narodu Haradzkiego. – westchnął półelf.

- Mam żywą nadzieję na pokój z wszystkimi ludźmi dobrej woli. – odpowiedział Eldarion wstając z tronu czym w sposób wyraźny dał do zrozumienia, że spotkanie dobiegło końca.










Dearbhail udając się na audiencję, która miała być odprawą na misję Tol Morwen, nie mogła przestać myśleć o sprawach jej ojczyzny.

- Dearbhail. Twoje imię wyprzedziło cię nim miałem okazję ci podziękować. - powiedział dobitnie lecz poufale mężczyzna w zielonym płaszczu. Podszedł do Rohirimki pogrążonej w rozmyślaniach w cieniu Białego Drzewa - W imieniu Rohanu, Deorhelma i swoim – Rohirim podał wojowniczce ramię skinąwszy głową w kierunku Białej Wieży.

Dearbhail skłoniła się zażenowana widząc oficera a po chwili rozpoznając w nim Deora, syn Deorhelma, uklękła przed swoim księciem, pozdrawiając go.

- Pani, Twoje słowa są zaszczytem, na który chyba nie zasłużyłam...

Trochę niezdarnie ujęła podane ramię, nieprzyzwyczajona do traktowania jej jako kobiety.

- Podziękować? Ale za co? – zapytała.

- Za twój udział w wydarzeniach Tharbadu. Godnie reprezentowałaś Rohan. - powiedział z dumą wysoki mężczyzna. – Podobno już jesteś ulubienicą Lorda Adrahilasa. Nawet oddał ci pierścień jego ukochanego, jedynego syna Belega! Starożytny sojusz z Arnorem i Gondorem jest kluczowy dla nas. Zwłaszcza teraz. Właśnie za to ci dziękuję. Oby tak dalej.

Dearbhail nie mogła się nie zarumienić. Ani też powstrzymać delikatnego uśmiechu malującego się na jej wargach.

- Robiłam tylko to, co powinien robić Rohirrim, książę. Ojczyzna jest dla mnie najważniejsza.

Książe już nic na to nie odpowiedział, tylko z uznaniem i powagą kiwnął głową, w stronę wieży Ectheliona. Była to nader okazała budowla, wystrzelająca pośród ostatniego i najwyższego obrębu murów, rozbłysła na tle nieba jak iglica z pereł i srebra, smukła, piękna, kształtna, uwieńczona szczytem iskrzącym się jak kryształ. Kiedy przekraczali otwierające się wielkie wrota sali tronowej książę zatrzymał się mówiąc.

- Eldarion oczekuje cię.

Dopiero teraz Rohirimka zorientowała się, że wszyscy czekali w zasadzie tylko na nią. Oprócz Straży Cytadeli i Eldariona w Sali Wieżowej był już Endymion, Andaras, Khaadz. Eldarion z uśmiechem skinął ku niej ręką w geście przywitania i zaproszenia.

- Zagadka artefaktu została odkryta. – zaczął król. – W grobie Turina leży jego połamany miecz. Gurthang. To o nim jest wiersz. I przepowiednia. Wróg chce posiąść ten artefakt. My jednak nie możemy bezcześcić grobowca. Grozi to klątwą. Katastrofą żywiołów. Wielką powodzią. – spojrzał po wszystkich. - Wyprawa na Tol Morwen zostaje dla was odwołana. – podniósł brew w oczekiwaniu na pytania.










Niespełna dwie godziny później, w prywatnych komnatach Eldariona pojawiły się te same postacie z wyjątkiem półelfa Andarasa. Zamiast niego Kh’aadz, Dearbhail i Endymion spotkali szarowłosego elfa, który razem ze ślepym starcem stał na uboczu obszernej sali pod wysmukłym filarem.

- Poznajcie Finluina z Rivendell. – powiedział Eldarion skinąwszy ręką w stronę elfa, aby się zbliżył. – Finluinie poznaj Kh’aadza z Morii, Dearbhail z Rohanu i Kapitana Strażników Królewskich Gondoru Endymiona. Usiądźcie – wskazał na długi, dębowy stół. - Mam dla was inną misję, której szczegółów dowiecie się od Mistrza Tequilliana.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline