Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2011, 21:57   #18
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Co jak co, niezależnie od sytuacji, ale to zawsze On obrywa najmocniej. Sytuacja ta zaczęła go wyraźnie... Nie, nie mogła zacząć, w końcu walczyło życie przybity do drzewa. Jego ostatnim gestem, w pełni świadomym. Wręcz niemal powiedzeniem “Nic ponad To nie możesz mi zrobić” było okazanie środkowego Palca. Jednak było to bardzo słabe, iż niemal niezauważalne. Krwawił, był tego świadom. Widział coraz gorzej... Aż wnet na niebie, zaczęły objawiać się czarne chmury, jego wzrok uniósł się ku nieba, pierwsze krople deszczu, które padły na jego twarz mogły przypominać łzy. Niedługo później doszło do pierwszych błysków na niebie, jedynie poszczególne wyładowanie, oświetlało mu obszar... W duchu zapewne bluźnił i na Gabriela oraz jego brata.
Do nekromanty nagle doszło, że przecież zostawili jednego przybitego do drzewa. Cholera. Pobiegł do niego każąc Ulrykowi biec ze spopielcem do miasta i czekać za barierą.
-Ajaj... paskudnie to wygląda- powiedział marszcząc czoło gdy kombinował jak się do tego zabrać- Będzie boleć- ostrzegł gdy chciał zabrać się do wyrywania szpikulców. Lecz gdy tylko położył na nich rękę jęknął boleśnie gwałtownie zabierając dłonie w tył, po czym zaczął w nie energicznie dmuchać
Sataneal jak przystało na upadłego anioła tudzieć jak ktoś woli demona, diabła. Wystrzlił w stronę bezbronnych dwie kule czarnego ognia. Azrael użył przeniesienia i osłonił ich swoimi błękitnymi skrzydłami, które zajeły się ogniem.
-Uciekaj nekromanto! Zajmę się bożkiem! Szybko!-Pośpieszał go w akcie agonii.
Barutz spojrzał pytająco na przybitego, po czym pokręcił głową
-Wybacz- i zaczął uciekać
-Walcz w chmurze aniele, tam masz przewagę!- krzyknął jeszcze za plecy licząc, że było to dość głośno by Gabriel usłyszał, ale ten drugi nie
Azrael kiwnął głową i uśmiechnał sie w podziece do nekromanty. Ruszył sprintem dzierżąc wielgachny miecz w dłoni. Zanim oddalił się od bożka powiedział.-Wrócę po Ciebie, trzymaj się!-I ruszył omijając kolejne kule wroga. Sataneal miotał na ślepo i to było przewagą. Gdy był na tyle blisko aby go ciąć, tak uczynił. Wróg uderzony w tors, odleciał w tył koło 20 metrów, a fala uderzeniowa zdmuchnęła kawałek muru. Poza zadrapaniami i rozciętą zbroją którą odrzucił na bok nic mu nie było.Sporo kamiennych odłamków po murze zasypało okolicę na której aktualnie stali.
-Ty psie! Jak śmiesz uderzać w swojego brata! Umbra Ignis Maxima.-Ogniste łańcuchy owinęły się wkoło Gabryjela. Jedna z run na Caliburze zajarzała i pochłoneła magię przeciwnika.
Sataneal przez chwile stał jak wryty dochodząc do siebie po nieudanej próbie zabicia Archanioła. Moment zawachania był jego błędem. Azrael go wykorzystał chwycił za szyję upadłego i rękojeścią miecza przywalił mu w brzuch, demon splunął krwią. Przez zaciśnięte, opływające czerwoną cieczą zęby wycedził.:
-Hellish parada-A za jego plecami pojawił sie portal z którego wysuwały się setki rozkładających się w agonii zwłok z samego dna piekła. Wydobywał się przy tym okrutnie nieprzyjemny dźwięk który bezwątpienia, można było usłyszeć w promieniu wielu mil. Okolica poczęła płonąć. Całe ciało Sataneala płonęło. Dosłownie. Gabryjel był zmuszony aby je puścić. Portal zaczeły opuszczać różnej maści maszkary.
-Gabryjelu, będziesz ze mną szedł tą ciemną doliną rozpaczy. Jako jedna z dusz pochwyconych przeze mnie.-Krzyczał w euforii, a piekielne byty uderzały raz po raz jego przeciwnika. Azrael a końcu padł na kolana. Każdy fragment jego ciała był naruszony, pokaleczony lub oparzony. Seraf w końcu przemówił przez krawe łzy wypływające nieustannie z jego oczu.
-Wybacz bracie myślałem że Ciebie uratuję, jednak dla twojego szaleństwa jedynym ratunkiem jest śmierć.-Słowa Gabryjela strasznie rozbawiły przeciwnika.
Nie na długo kolejna z run Calibura poczeła świecić. A wszystkie efekty zaklęcia mineły. Azrael dzwignął sie na równe nogi. Za pomocą błyskawicznego przeniesienia znalazł się przy Satanealu.
-Odpoczywaj mój marnotrawny bracie. Zakazana sztuka: Karmazynowe Krzyżowe Cięcie- Miecz dzierżony przez Archanioła zajarzał na czerwono, a on sam wykonał podwójne cięcię. Temperatura ostrza jak i miejsca w których wykonane zostało uderzenie spowodowało całkowite zniszczenie ciała. Poteżny uderzenie spowodowało, iż bariera na mieszczie całkowicie upadła a ogromny fragment muru wyparował. Azrael upadł na kolana i płakał przez chwilę. Wiedział, że nie tędy droga. Pozbierał się u użył przeniesienia, aby znaleźć się przy Bożku. Który z powodu pryśnięcia egzystencji Sataneal bezwładnie leżał pod drzewem.
-Lux Vitae.-Promienie niebieskiego blasku okryły ciało upadłego boga. I go uleczyły.

_______________________________________________




Anioł go uratował.... Znowu, nie wiedział co jest gorsze, to że ponownie zawdzięcza życie anielskiemu, czy też to że znów go pobili...Niezależnie od Tego, musiał wreszcie zdecydować co trzeba uczynić... Po prostu, błagał by skończyła się ta misja, chciał odejść, przemyśleć sytuacje, jednak dał słowo, które nie mogło zostać zignorowane. Złapał głęboki oddech, po czym powiedział wreszcie
- Następnym razem... Daj mi umrzeć, męczy mnie już ten żywot... - Ciężko podniósł się na nogi, po czym zerknął na drzewo, które stanowiło dlań podporę.
- To nie jest normalne....
-Tak, tak. Dobrze wiesz, że nie dam ci zginąć chyba, iż ja sam to uczynie..-Powiedział szczerząć zęby.-Ruszajmy. Dasz radę iść sam?-Przewidując odpowiedź bożka . Anioł ruszył przed siebie.
- Jak mówiłem, nie rób tego więcej. Daj mi zachować, chociaż Tyle honoru... Pójdę w drugą stronę, sprawdzić czy wszystko dobrze... - Tak więc ruszył w przeciwnym kierunku, być może chciał odpocząć chwilę, albo się wykończyć ? Nikt tego nie wiedział, zapewne on sam też.
Kilka chwil potem Gabryjel dotartł do reszty kompanów, potubawanego Saia, czarodziejki i nekromanty.
-Sairusie, potrzebujesz leczenia?- Sam był ranny, ale nie mocno. Po chwili spostrzegł trupa leżącego w oddali. Prawdopodobnie wampir i na dodatek wpółnagi.
- Jakoś sobie poradzę - odparł Wilk, dosyć obojętnie. Wiele razy radził sobie bez żadnych magicznych zaklęć, leczniczych, więc wolał się nie przyzwyczajać.
- Potrzebowałem jakiegoś porządnego ubrania - wytłumaczył się, widząc spojrzenie Azraele na trupa.
Archanioł w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
-Dobrze, że żyjecie. Bożek też ma się całkiem dobrze.- Powiedział z radością w głosie. W oddali ujrzał jakąś kobiete. Dziewczyna przemierzające miejsce w którym poległy tysiące z żyć. Z ręki jego zdradliwego brata. “ Staneal ty głupsze”-Pomyślał w duchu.
-Dobrze by było ją przesłuchał- Tu głową skinął na nieznajomą przemierzającą pobojowisko. - I może jeszcze ja mam to zrobić? - mruknął Sai pod nosem i westchnął. Patrzył przez moment w stronę nieznajomej.
- Walczyć, przesłuchiwać... Co jeszcze? I do tego nie dostaję w zamian żadnej nagrody, co najwyżej kogoś, kogo mogę zabić - kontynuował zanim otrzymał jakąkolwiek odpowiedź.
-Pomijasz fakt zdobycia runicznego miecza i dziwnego pierścienia. Nie, nie każę ci jej przesłuchać. Nie mam takiej władzy mogę najwyżej poprosić.-Tłumaczył się przed wilkołakiem.
Tajemnicza kobieta chyba ich zauważyła bo zmieżała w ich stronę.
- Trzeba decydować, kto gada - oznajmił Wilk, gdy dostrzegł, że nieznajoma się zbliża. Mu się jakoś do tego specjalnie nie spieszyło. Skoro Azrael mówił o przesłuchaniu, to sam mógł się tym zająć, a nie obarczać tym obowiązkiem innych.
Za bramą sytuacja wcale nie wyglądała lepiej, chyba że liczyć to, że niektórzy wciąż jeszcze żyli. Jednak zniszczenia były dużo większe. Dodatkowo na drodze stanął im wampir, jakby nie mieli już dość atrakcji. Czarny Wilk wziął go na siebie, jak widać załatwiając stare porachunki. Dziewczyna tylko uważnie oglądała walkę. -”Lepiej się nie mieszać w takie pojedynki - nie wiedzeć czemu, mężczyżni zwykle nie byli zadowoleni z pomocy, a już zwłaszcza od kobiety. Ah... Oni i ta ich duma.”- Po paru starciach walka zakończyła się zwycięsko dla Sairusa. Dotarł do nich również Gabryjel. Darica oddetchnęła z ulgą na jego widok. -”Ale gdzie był bóg? Grunt, że nic mu nie jest. Chyba się nie poddał po tych okropnych przeżyciach?”- rozmyślała, jednocześnie rozglądając się wokół, skupiwszy w końcu wzrok na kobiecie. Trzeba z nią porozmawiać, jak zwrócił uwagę Azrael, jednak sam się z tym nie kwapił. Czyżby starał się jak najmniej ingerować w cokolwiek? A może był zmęczony po tej walce, ale nie chciał tego okazać? Sai też nie wykazywał ochoty. Trochę ją to śmieszyło. Do walki rwał się od razu, ale migał się od zwykłej rozmowy. Co prawda był trochę poturbowany, ale w sumie na jego życzenie. Atakując we trójkę, wampir nie miałby szans uczynić takich szkód. Cóż, osobista zemsta wymaga poświęceń.
- Ja mogę z nią porozmawiać - rzekła do towarzyszy - kobieta zawsze lepiej dogada się z drugą kobietą.
Zrobiła parę spokojnych kroków w stronę nadchodzącej nieznajomej. Gdy była już wystarczająco blisko, zwróciła się do niej z lekkim uśmiechem. Uprzejmość nigdy nie zaszkodzi, a na groźby zawsze jest czas później.
 
Cao Cao jest offline