Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2011, 21:58   #19
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
- Witaj. Wiesz może, co dokładnie się tutaj wydarzyło? Szukasz czegoś a może kogoś? - wskazała brodą pobojowisko, po którym przed chwilą pałętała się kobieta.
Dziewczyna która stała przed Daricą była mniej więcej jej rówieśniczką. Była niezwykle piękna oraz miała włosy o nietypowej barwie bo szare. Miała pociągłe wyraziste rysy twarzy. Sylwetka która wielu mężczyznom mogła wydawać się idealna. Uśmiechneła się szeroko ukazując swoje zaostrzone kły.
-A więc już jesteście! Jak się cieszę !-Prawie wykrzyczała te słowa radośnie.
Sai drgnął dosyć nerwowo, gdy zobaczył kły nieznajomej i usłyszał jej krzyk.
- Kolejny krwiopijca - mruknął pod nosem.
- Nie dziwię się. Na pewno się cieszysz, że obiad sam przyszedł - powiedział głośno.
- Kim jesteś? I skąd nas znasz? - zapytała nieznajomą, dość zdziwiona jej reakcją na ich widok.
-Jestem Aerithe, zwą mnie krwawą elfką. Dlatego, że byłam zwykłą elfką ale jako jedna z nielicznych zostałam ugryziona przez wyższego wampira. Skąd was znam? To nie do końca tak ale jest przepowiednia. Spójrzcie na gwiazde.-Tu wskazała na jedne z ciał niebieskich na nieboskłonie.Pulsowała błękitnym światłem.-Jesteście blisko. Wiem gdzie jest chłopak.
-A co do Ciebie.-Krzykneła w stronę Sairusa.-Wiem kto Cie przemienił.-
Sairus miał powoli dosyć słuchania o bohaterach, a teraz o przepowiedni. Można było od tego zwariować. Gdy usłyszał ostatnie słowa Aerithe, zrozumiał, że to musiała być ta od notatki, która została po wampirze. Powinien był się domyślić, że będzie miał do czynienia z krwiopijcom.
- No i co z tego? Nie obchodzi mnie, kto mnie przemienił. To i tak nic nie zmieni - odpowiedział całkiem obojętnym tonem.
Darica spojrzała w stronę Azraela:
- Przepowiedznia? Wiedziałeś, prawda? I nic nie mówiłeś - powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie. Zwróciła się znów do Aerithe: - Jaka przepowiednia? Co mówi? - jeszcze tego brakowało... Przepowiednie jedynie mogą sporo namieszać dwu... gdyby tylko dwuznacznymi sugestiami. Nigdy nie wiadomo czy choć trochę pomogą, czy raczej zawiodą na manowce, tych którzy próbują je zrozumieć. Z drugie strony intrygowało ją to. Przepowiednia, w której jest zawarta ona sama. Czyżby? Najpierw powinna ją wysłuchać.
Aztrael westchnął głęboko, znów ktoś oskarża go o coś czego nie popełnił. Rozłożył bezwładnie ręce.-Wiedziałem o przepowiedni, dlatego was zebrałem. Przekazałem ją tobie i bożkowi w nieco inny sposób bez żadnych dwuznaczności. Czyż nie mówiłem wam, że jesteście wybrani? Czy nie wspomniałem, iż Albion może zatracić się w ciemności? Mogłem przekazać wam całą przepowiednie, jednak prawdopodobnie byście zrezygnowali, oraz... wolałem was wprowadzać was do tego pokolei. W pewien sposób, możecie mnie obwiniać. Miejmy nadzieje, że u kresu naszej wędrówki mi wybaczycie.-Skończył swój monolog.
-Kapłanko.. Możesz im część powiedzieć.-Tym razem Anioł zwrócił się w stronę Wampirki.
-Gabryjelu wyglądasz inaczej od kiedy ostatnio Cie widziałam! Mniejsza o to, to jest część przepowiedni:
Pięć nici przeznaczenia, wyrwie Albion z Zatracenia. Połączy to co rozłączone. Królowi zwróci korone. Każden jeden z innej strony świata przybędzie, czym innym się trudniąc. Jednak w jedności siła. Przepędzą ciemnego maga......
-Oczywiście Azrael nie jest żadną osobą z przepowiedni, więc oprócz was powinna tu być jeszcze dwójka.- Aerithe spokojnie im tłumaczyła.
Wilk słuchał dokładnie tego wszystkiego. Pięknie. Jakieś wieki temu, został wplątany w coś, czego wcale nie rozumiał. Może wieki, to przesada, ale w akżdym razie dawno i bez żadnego pytania o zdanie. Czy już nie można było żyć normalnie? Najpierw przemiana, a gdy wszystko się w miarę ułożyło, coś takiego.
- To brakuje jednego, bo gdzieś powinien być Pan X... Mniejsza o to. Czy to cała przepowiednia, czy jest jeszcze coś “interesującego”? - zapytał, chociaż próbując udawać zainteresowanie tym wszystkim.
- Pięć nici, ale skąd wiadomo, że chodzi właśnie o nas? Gdyby nie Gabryjel nawet by mnie tu nie było... - rzekła - Ale przynajmniej prawowity król ma odzyskać koronę - uśmiechnęła się - coś, o co warto walczyć. Chłopiec jest bezpieczny? - przypomniała sobie o nim - Czy powinniśmy się śpieszyć, by go zobaczyć?
Aerithe rzuciła spojrzenie na Azraela, ten pokręcił głową przecząco. Wampirzyca rzekła :
-Tak chłopak jest ukryty w jednej z chat, ma się całkiem dobrze. Nic mu nie jest, jednak artefakt schowany bezpośrednio w nim musi zostać usunięty jak najszybciej...
Azrael tu wtrącił kilka słów.
-Musimy go zabrać do kręgu Stonehenge i tam odprawić rytuał. Inaczej, to coś eksploduje.. I zmiecie większą część kraju.
- Co?! - zapytał Sai od razu, nie do końca wierząc w to, co usłyszał. Chronic następcę tronu, to dało się zrozumieć, ale skoro on w każdej chwili mógł eksplodować, to ta misja mogła się równać z samobójstwem.
- Mam narażać życie ze względu na przepowiednię i dobro kraju w którym musiałem ukrywać to kim naprawdę jestem? I jeszcze nic z tego nie mieć? Wy mnie macie za wariata? - powiedział po chwili, już normalnym tonem, który i tak nie ukrywał, ze ta sytuacja działała mu na nerwy.
- Super! - powiedziała wzburzona - Czyli nic więcej nie zdradzicie! Cudownie! - chyba zbyt wiele na raz spadło na jej głowie - Ma wybuchnąć?! Kiedy? Dlaczego? To zależne tylko od czasu czy powiedzmy zwykła rana spowoduje krytyczną sytuację?
- Biedny chłopak... - dodała już ciszej - Ile on ma w ogóle lat?
-Więc masz zamiar całe życie się ukrywać? Sairusie, czy nie lepiej wywalczyć sobie jak i innym lepszą przyszłość w której odmieńcy nie będą gnebienie przez zakon?- Azrael uniósł się delikatnie pełen pasji.
-Artefakt wewnątrz chłopca, został wszczepiony w jego ciało podczas ostatniej wielkiej wojny przez jeszcze wtedy generałów. Braci Exestine. Oni jako ostatni zostali na placu boju. Następnie usunięto wspomnienia chłopcu. Kontroluje on przepływ many między tym światem a innymi. Co do twojego pytania …. Czarodziejko?... Ma 16 lat.- Tym razem odpowiedzi udzieliła krwawa elfka.
- To życie i tak długie nie będzie... A co do innych odmieńców, nie mam powodu, aby za nich walczyć. Jeśli zasługują na lepszy los, niech sami o to walczą - odparł Sairus. Azrael trafił pod zły adres, jeśli chodziło o dobro innych. Wilk nie był kimś, kto poświęcał się dla innych, tylko dlatego, że była jakaś tam przepowiednia. Potrzebował nagrody. Był chciwy? Bardzo prawdopodobne, a nawet pewne.
Bracia Exestine. Na samą myśl o nich w niej wrzało i jednocześnie robiło się jej niedobrze. Tak bardzo ich nienawidziła, że sama możliwość ich zgładzenia, była tak kusząca, że nia wahałaby się brać udziału w misji. -”Zapatrzeni w siebie, egoistyczni, chciwi bogactwa i władzy … “- brakowało jej słownictwa, gdyż każda obelga wobec nich wydawała się zbyt łagodna. Już ona dopilnuje, żeby się w piekle smażyli! Grrr... zrobi co w jej mocy, by pożałowali, że w ogóle pojawili się na tym świecie! Tyle niewinnych stworzeń zabili! Jej ojciec zginął przez nich! Zamordowali go tymi swoimi pięknymi kłamstwami, phi - ideami wciągniętymi z ich czterech liter! Gniew rósł w niej z każdą chwilą. Gdyby ktoś popatrzył jej teraz w oczy, mógłby się przestraszyć. Huragan i ogromana burza z błyskawicami to mało powiedziane w porównaniu z tym, co działo się w jej wnętrzu. Żeby zrobić coś takiego temu biednemu chłopcu! Przecież on miał wtedy koło 6lat! Założylaby sie, że mają ujemną liczbę serc. Bo brak jednego serca to za mało by czynić takie rzeczy!
- Zbiję ich! - wysyczała - Ale niech nawet nie marzą o szybkiej, bezbolesnej śmierci! - już ona dopilnuje tego!
Te tajemnice i niedopowiedzenia wcale nie pomagały.
- To co spowoduje wybuch artefaktu? - prawie to wykrzyczała, nie do końca panując nad głosem. - Nie powinniśmy się śpieszyć? - wzięła głeboki oddech próbując choć trochę zapanować nad emocjami.
-Oczywistym jest, że naczynie się przepełnie. Gdy do tego wybuchnie. Świat przestanie istnieć. Do Stonehenge! Prowadź kapłanko.-Aerith ruszyła biegiem, a Azrael za nią.
Gdyby nie ciekawość, która tutaj jeszcze trzymała Sairusa, to w najlepszym wypadku czekałby tutaj na powrót innych. Jednak w końcu zdecydował się pobiec za nimi. Swoją drogą, był zaskoczony tym, że czarodziejka mogła być tak zdenerwowana. Długo jej nie znał, ale jakoś się nie spodziewał, aby kiedykolwiek mogła się tak denerwować.
Nie do końca ich zrozumiała, ale czas na pytania będzie jeszcze potem. Grunt, że jak nie pomogą to ich już nie będzie. Niczego nie będzie. Chyba, że jakieś alternatywne światy...
Podążyła za nimi. Była ciekawa, jak on wygląda, jaki ma charakter... Niedługo się przekona na własne oczy.
Istota, ruszyła w przeciwną stronę, co reszta drużyny. Chciał udać się z powrotem do tej biednej wioski. Sądził że tym razem nie będzie nadstawiał karku. Jego podróż nie trwała długo, gdyż mieścina znajdowała się w “cieniu” byłej stolicy. Kiedy doszedł do głównego placu powiedział
- Wieśniacy ! Chce wam zaoferować pracę ! Kto ze mną pójdzie, jego rodzina nie odczuje głodu. Możecie poraz pierwszy zrobić coś pożytecznego. Przemyślcie To !
Z popalonych, rozbitych , pozawalanych chat wypełzli wieśniacy. Wyglądali bardzo mizernie w wiekszość z nich była chorowita, ranna bądź też w inny sposób poszkodowana. Ale trzymali się na nogach o własnych siłach. Zaskoczeni widokiem wielkiej istoty, patrzyli tylko po sobie. W końcu jeden z nich który wyglądał na sołtysa bądź osobe o najwyższym statucie pośród nich przemówił.
-Czego chcesz nieznajomy? Jak widzisz wioska przeżyła ostatnio głód, atak Nekromantów, burzę, a w końcu ten cholerny wybuch.-W nieznajomym chłopie, aż zawrzało.
- Szacunku.... Jednak jeśli chodzi o sprawę jedzenia.. Mogę zapewnić żywność waszej mieścinie, jednak musicie wystawić piętnastu hardych silnych mężczyzn. Musicie zastanowić się czy jest warto. Daje wam tylko jedną szansę, inaczej odejdę nic wam nie wręczając
-Pietnastu zdrowcyh..-Sołtys się zamyślił- Nie ma u nas tylu chyba, że łącznie z młodzieńcami. Ale czy to prawda co powiadasz? Nie nastanie nas więcej głód?
- Dam wam wyżywienie, jednak to już odwas zależy jak je rozdzielicie, oraz czy spoczniecie na laurach, jeśli będziecie Uczciwie pracować, nie powinno wam go zabraknąć. - Powiedział zachęcająco.
Po wsi przeszedł pomruk cichej zgody.
-Dobrze co mamy robić?
- To o co prosiłem. Znajdźcie ludzi, silnych i mężnych. Potrzebuje małego oddziału. I Tyle powinno Cię Panie interesować. A to na zachętę - Wówczas położył ręce na Ziemi,a tam objawiło się kilka Kilogramów z prosiaka.
Wygłodniałe dzieci, rzuciły się jak zwieżeta na jedzenie. Co raz się przepychając. To było straszne, że cierpią osoby postronne, przez jakieś besensowne starcia.
Półgodziny potem przed upadłym bogiem stało dziewięciu mężczyzn w średnim wieku w jako takiej formie, wszak każdy głodował. Było też trzech podrostków koło lat 16.
-A więc panie tak jak się umiawialiśmy to są Ci ludzie. Jam jest Ernest Smith. Sołtys tej wsi, również ruszam z tobą w bój.-Ukłonił się w całkiem teatralny sposób, co jednak zadziwiające miał swój rynsztunek. Pancerz skórzany oraz nie najgorszej klasy miecz żelazny.
-Mam nadzieję, że teraz dotrzymasz swej umowy, ludzie tu obumierają z głodu! Przyrzekamy Ci służyć jeżeli zapewnisz byt naszym rodzinom.-Tę wypowiedź usłyszał od jednego ze starszych mężczyzn z szeregu.
- Tak jak Obiecałem, zapewnie wam jedzenie. Jednak pamiętajcie, że sytuacja jest niebezpieczna, a udamy się do byłej stolicy Albionu. Jak by nie patrzeć, to chyba uczciwy interes, prawda ? Życie za życie. - “NO cóż, teraz pora się skupić” - Mężczyzna położył na ziemi dłonie, a wówczas zaczęły materializować się najprzeróżniejsze potrawy , zboże, mięso, sole, wszystko co potrzebne było do przechowania mięsa. Był w stanie tego dokonać, jedynie dzięki aniołowi, który odnowił jego siły. Cóż za ironia...
-My jesteśmy gotowi, prowadź.-Mini oddział jak jeden mąż wypowiedział te właśnie kwestie.
- Wspaniale... Chodźcie wreszcie zrobimy coś pożytecznego coś wartego by przetrwać te kilka lat więcej... Albo mniej... Chociaż efektownie - roześmiał się złośliwie
Gwardia bożka podążyła za nim


____________________________________________



Barutz przewrócił oczami. Tego kolesia na prawdę nie daje się lubić.
-Dobra. No to bywaj. Muszę się rozejrzeć.- pożegnał wilkołaka i ruszył wgłąb miasta
 
Cao Cao jest offline