Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2011, 17:12   #129
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ogień, wrzaski, swąd palonego ciała.


Moshika paliła kogoś żywcem.
Czemu go to nie dziwiło?
Drażnił go ten fakt. Irytowało jej działanie. Ten niepotrzebny pokaz okrucieństwa, ale... czemu go to nie dziwiło.
Cykada była bestią. Prastarą krwiożerczą potworą, łączącą to co najgorsze w krwiopijcy i naturze kobiecej.
Nigdy tego przed nim nie ukrywała.
Więc paliła człowieka żywcem.
- Patrz, patrz, mój młody panie. A potem powiedz mi, czy naprawdę chcemy, by nasze imiona łączono z jej.
Zelota spojrzał na Fernandeza i rzekł.- Jak inaczej kobieta mogła by rządzić kapitanami i twierdzą samotnie? Jedynie poprzez strach mogła wywołać posłuch u podwładnych.
Wzruszył ramionami dodając.- Poza tym... nie wiemy co się tam wydarzyło. I kogo palą. I za co.
Sam nie wiedział, czy usprawiedliwia ją przed swym ghulem, czy przed sobą. Westchnął cicho.- Do Ferrolu i tak płynąć nie możemy. Zaraza tam króluje. Gdyby było inaczej... nie uciekałbyś z miasta.
Po czym zadecydował.- Na razie wracamy do Oka. A co będzie jutro? Pożyjemy, zobaczymy. To niespokojne czasy Hugo.

Giordano nie zastał księcia w twierdzy Gangreli. Jak się okazało, wraz Iblisem wrócili do Ferrolu. Cóż... Zelocie pozostało przygotować się do wizyty w Zamku Słońca.
I ubrać odpowiednio. Bo pirackie i okrwawione nieco szaty Miecznika niezbyt pasowały do
dworskich zabaw.
Co prawda zawadiacki nieco strój jaki Włoch dla siebie wybrał


również daleki był od modnych obecnie bufiastych rękawów i weneckich koronek. Ale Zelota nie był wszak salonowym pieskiem. I dlatego nie mógł się prezentować jak Rzemieślnik. I dlatego zabrał ze sobą szablę Assamity.
Choć nie był to jedyny powód. Ferrol nie był bezpiecznym miejscem. Rabia była na wolności, Hamilkar i Zeloci byli na wolności, Iblis był na wolności, Sara była na wolności... Nie wspominając o innych wrogach, których zdołał sobie zrobić idąc rzeką wydarzeń pod prąd.
A o których nie wiedział... jeszcze.
A za sojuszników mając skłóconych ze sobą kapryśną Cykadę i równie chimerycznego księcia. Oraz Nosferatu, u których dług wdzięczności rósł Zelocie niepokojąco szybko.
Wystarczająco powodów, by dbać o własną skórę. I nie rozstawać się z szablą.
Tym bardziej, że przybył tu sam. Fernandez został w Oku Zachodu z przykazaniem, by czekał na powrót Giordano i nie wychylał się. Obaj wiedzieli jak niebezpieczne to miejsce.
Choć dla Giordano, Ferrol też nie był bezpieczny.
Należało więc być ostrożnym i czujnym.

I szybko się to opłaciło. Wkrótce po wjechaniu do miasta, Włoch zauważył, że jest obserwowany przez dwie smagłe twarzyczki. Dwójka pstrokato ubranych cygańskich dzieciaków. Dwójka biednych cyganiątek obserwujących go na zlecenie starca z tej samej rasy. Bowiem to on, wraz ze swym młodym ochroniarzem przyglądali się również di Strazzy przy wjeździe do miasta.
Dzieciaki śledziły go. A Giordano nie wiedział z czyjego polecenia jest obserwowany.
Na pewno nie z rozkazu owego starca. Zleceniodawcą był raczej krwiopijca.
Ledwo Brujah zwrócił na nich uwagę, już dali drapaka w jeden zaułków miasta.
Giordano zaś ruszył za nimi. Przez chwilę lawirowali pomiędzy uliczkami miasta, dzieciaki z przodu, a wodzony za nos wampir za nimi.
W końcu dotarli na miejsce. Jeden dzieciak wbiegł w głąb wąskiej uliczki. Drugi został robiąc za wabia. I tego drugiego di Strazza bez większego problemu złapał za kołnierz koszuli.
Bowiem w głąb uliczki, jakoś mu się nie spieszyła. Nie zamierzał wskoczyć w oczywistą pułapkę.
Giordano podniósł dzieciaka, bardziej twierdząc niż pytając.- Sara cię przysłała prawda?
Smarkacz zrobił niewinne oczy, złożył ręce jak do modlitwy: - Nie ukradłem twej sakiewki, panie, naprawdę!
W innej sytuacji byłby bardziej przekonujący, ale nie w obecnej.
Z głębi zaułka dobiegł di Strazzę kobiecy, zmysłowy głos: - Oczywiście, że nie ukradł. Bo przecież nadal nie masz nic w sakiewce, prawda, Włochu?
Cienie się poruszą i z mroku wyłoniła się wpierw czerwona suknia, a potem cała smukła postać młodej Cyganki o ramionach ozdobionych licznymi bransoletami
Smukła sylwetka, sarnie oczy... znał tą osóbkę. Dolores, „ przyjaciółka” Sabana.
- Wypuść go, zanim znajdzie coś, co może ci ukraść.
-Wiesz chyba, że ostatnio Ferrol stał się dla was niebezpieczny?- spytał retorycznie Giordano puszczając dzieciaka.- Choć nie z mojej winy. Nic do Sary nie mam, ni do jej podopiecznych.
- Sara zrobiłaby najlepiej, gdyby uciekła. Nie jesteśmy jej podopiecznymi.-odparła kobieta.
Może i rzeczywiście nie byli jej podopiecznymi, ale Sara była primogenką Sabanowego klanu.
Giordano zerknął w głąb zaułku, w którym chyba czaiło się więcej Cyganów. A za Zelotą stanął stary Cygan, chyba jakiś ichni przywódca. - Dolores chce tylko porozmawiać - oznajmił pojednawczo. - Szlachetny pan pozwoli głębiej w zaułek.
Giordano skinął głową starcowi. Wzruszył ramionami rzekł.
- A czy to ma znaczenie? Zaraza się rozprzestrzenia. Będą szukać kozłów ofiarnych.
Po czym ruszył za znikającą w mroku zaułka Dolores.
Rzeczywiście było ich tam więcej. Chyba ponad dwadzieścioro, w różnym wieku, od starców po dzieci. Dolores skrzyżowała ramiona na piersi i Giordana - tak jak w chwili, gdy ujrzał ją po raz pierwszy w porcie - uderzyła jej niezwykła uroda.


Oczy w czarnej oprawie uważnie przestudiowały jego twarz. Uniosła przed siebie dłoń i zobaczył, że ciągle nosiła pierścień, który jej wtedy rzucił.
- Wtedy, w porcie, pragnąłeś mnie - głos miała mocny - siła kobiety, która ma pełną świadomość swojej urody i wrażenia, które robi. - Nadal możesz mieć. Mnie. Nas.
Inni milczeli.
Wtedy w porcie... to było, zanim napił się krwi Cykady. To wydawało się tak odległe, teraz . Jakby od wydarzenia w porcie minęły wieki. Potarł czoło dodając.- W zamian za co? Moja sakiewka nadal pusta, a łaska księcia Ferrolu na pstrym koniu jeździ.
Cyganka parsknęła krótkim, gardłowym śmiechem. - Ledwie jedną noc w radzie, a już nauczyli cię wyrachowania? Nie bój się, Włochu. Nie jestem co prawda tania, ale cena, o której mówimy, jest ceną w krwi.
Włoch splótł ręce razem i rzekł.- Nie Dolores. To nie wyrachowanie. To uczciwe postawienie sprawy. To co osiągnąłem, zyskałem wiele razy nadstawiając głowy, wiele razy tańcząc na ostrzu miecza. I parę razy zdając się na łut szczęścia.
Pokiwał głową na boki.- Wiążąc ze mną swój los, ryzykujecie wiele, w tym własne życia.
Poruszyła się, dzwoneczki uwiązane do bransolet rozśpiewały się cichutko, srebrnie i dziwnie smutno. - Giordano, my jesteśmy Gitanos. Nasze życie jest zagrożone od kiedy się rodzimy. Masz dobre serce, więc szanuj mój czas. Tak czy nie?
-Cena w krwi. Co dokładnie masz na myśli?- spytał Zelota.
- W twojej krwi. I w krwi tego, który zabił Sabana.
-Zgoda na moją. A kto zabił Sabana?- spytał Giordano.
- Celestin Inigo. Szaleniec, który miał być martwy, ale nadal chodzi po Ferrolu. Kochanek twojej kochanicy - wyszczerzyła w uśmiechu białe zęby.
Chciała wywołać w nim zazdrość i chęć zemsty. Ale bynajmniej nie taki był powód kolejnych słów Włocha. Celestin miał zginąć z wyroku księcia. Powinien nie żyć, podobnie jak Malafrena i Mehmed. Skoro żył... to pewnie dzięki nim. A to był wystarczający powód, by zabić go ponownie.
-Celestin?- zdziwił się Giordano słysząc te słowa. Zacisnął dłonie w pięści.- Mogę być jego katem.
Sięgnął po szablę i delikatnie przeciął skórę. Trzeba przyznać, że oręż Alego był wyśmienity.- Krople krwi szybko zmieniły się w stróżkę.
A Giordano rzekł do Dolores.- Uważaj piękna. Kochanica moja drapieżna jest.
Cyganka wzruszyła obojętnie ramionami: - Ja za to jestem ciepła i miła. I żywa. A to oznacza, Włochu, że mogę działać, kiedy wy śpicie. - Przylgnęła ustami do jego nadgarstka, dotyk był tak delikatny jak pierwszy pocałunek.
Pogłaskał ją po policzku, gdy tak piła.- Niemniej moja kochanica, jest moją kochanicą. Pamiętaj o tym kwiatuszku.
Uśmiechnął się. Lubił czuć dotyk kobiecego ciała...czy to ciepłego żywego Dolores, czy też martwego i chłodnego Cykady. Nie odczuwał już zwierzęcego pragnienia, ale nadal lubił piękno kobiecego ciała. Jak koneser sztuki.
Odsunęła się na odległość ramienia - Zatem zachowaj dla niej czułości, kwiatuszku - poradziła z nieodgadnionym uśmiechem.
Włoch tylko się uśmiechnął w odpowiedzi. Pewnie by je zachował, gdyby Cykada potrafiła jeszcze docenić takie gesty. Jednak zbyt wiele wody upłynęło, by pamiętała o przyjemnościach płynących z drobnych czułości.

Po czym wypytał o szczegóły śmierci Sabana. Wedle słów Dolores, Ravnos... spłonął, tak po prostu. Jednym słowem w starciu z Celestinem Giordano musiałby być szybszy i silniejszy od niego.
I mieć więcej szczęścia od Sabana. Zelota wypytał, też o postać samego Celestina.
Dolores wiedziała tylko tyle, że Inigo był primogenem Szaleńców. Był miły i życzliwy, typ pogodnego błazna, którego wszyscy lubili. A Celestin lubił sobie podpalić to i owo. Taką miał perwersję. Z Cykadą rozstali się pół wieku temu - pożarli się o to, że Cykada urządziła rzeź morysków w Niebla del Valle. Pożarli się i rozstali, ale nigdy nie było między nimi wrogości. Celestin został skazany na śmierć przez księcia za to, że rzucił głupim żartem na radzie. Został wtrącony do suchej studni, gdzie obejrzał sobie świt. Cykada się wściekła, a potem zaczęła przejawiać nagłe zainteresowanie Iblisem. Wyjednała mu miejsce w radzie po Celestinie.
Dowiedział się dużo. Dolores była użyteczną służką, ale też bardziej krnąbrną od Hugo.
Pogrywała sobie z Zelotą. Starała się uczynić z niego własnego pionka, własny oręż zemsty.
Cóż... Giordano się na to zgodził. Ale ostatecznie, sam zamierzał rozegrać całą zemstę.
Zamiast podążać szlakiem wyznaczonym przez cygankę.
Gdy uzyskał już odpowiedzi co do intrygujących go spraw, Giordano rzekł.- W Oku Zachodu, nie bylibyście bezpieczni. Uproszę o pomoc Salome....
Kolejny dług u Nosferatu, Zelota zastanawiał się, co zrobić, kiedy mu przyjdzie go spłacić.
- Mamy schronienie – odparła cyganka.
To rozwiązywało, przynajmniej część problemów Zeloty.
-Gdzie?- spytał Giordano po chwili namysłu.
- Tak tutaj, jak i za murami. Za miastem stoi nasz tabor. A tu wprowadziliśmy się do Zamku Słońca. Tak wiele komnat stoi tam pustych, że starej Ventrue nie zrobi to różnicy.
Po czym przejął inicjatywę pytając.
- Czy nie uważasz, że kiedy ty będziesz zadawał szyku na balu, powinniśmy wykorzystać sytuację, że żaden ze Spokrewnionych nie plącze się po mieście?
-Szukajcie więc Celestina, ino ostrożnie, ja spróbuję... zobaczę co zdziałam wśród elity Ferrolu. -odparł Giordano z uśmiechem. Po czym dodał.- Nie wszyscy Spokrewnieni są na zamku, jest zapewne też kilku takich, którzy... powinni być martwi a nie są. Jak Celestin. Jest i Rabia, którą ukrył Ali, no i Sara. Jeśli się z nią spotkasz, rozmów się z nią w moim imieniu. Jakoś nie mogę uwierzyć, że Książę skazał ją na łowy z powodu takiej błahostki, podobnie jak Celestina. Chcę znać prawdziwe powody.
- Szukać? Celestina? A po co? - zamrugała. - Sam przyjdzie, jak podpalimy jego dom.
I kto tu kim manipulował? Giordano zamyślił się.- Jego dom? Ale ktoś pewnie po jego "śmierci" ów dom przejął.
- Nie. Mówiłam, że był lubiany. Stoi pusty, jest tam tylko jeden sługa.
To wszystko brzmiało podejrzenie. Co z tego, że Celestin był lubiany, skoro oficjalnie jest tylko kupką popiołu na dnie studni?
Tym bardziej dom martwego Szaleńca, wydawał się godny przeszukania.
Giordano zamyślił się i rzekł.- Po uczcie na zamku zaprowadzisz mnie tam. Chcę się rozejrzeć.
- Jak sobie życzysz. Będę czekać przed wejściem. Spław swą kochanicę i wyjdź. Znajdę cię.
Giordano skinął głową i...pogłaskał Dolores po głowie mówiąc żartobliwym tonem.- Nie bądź zazdrosna mio amore...Nie pasuje to do ciebie.
- Za to do ciebie zdradzanie kochanki jak ulał, jak ulał...-Dolores uznaje audiencję za skończoną - odwraca się i z pobrzękiwaniem dzwoneczków odchodzi lekkim krokiem. reszta tez się rozchodzi
-Czekaj z ludźmi z pochodniami. A nuż spełni się twe życzenie i zobaczysz płonący dom Celestina.- dodał na koniec Zelota.
- Sama podłożę ogień - rzuciła mu przez ramię.
Tak... podłoży, o ile Giordano jej na to pozwoli. Włoch jednak nie bardzo miał ochotę na małostkowe odruchy związane z zemstą. Wolał sprawę załatwić po cichu... i najlepiej w sekrecie, przed tutejszymi wampirami. Zwłaszcza przed Cykadą.
Póki co... ruszył w kierunku Zamku Słońca. I tak już był spóźniony.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline