Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2011, 16:46   #118
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dni były tak podobne jeden do drugiego, że w końcu Rav nie był do końca pewien, czy wędrują już dekadzień, czy też może ze dwa dni więcej. I gdyby nie to, że na własnych nogach poruszaliby się wolniej, od dawna zacząłby namawiać resztę kompanii na to, by ruszyć dalej na własną rękę.
Dla kogoś, kto chciałby zostać handlarzem, towarzystwo Goldkeepera stanowiłoby przeogromną skarbnicę bardzo przydatnej wiedzy. Dla kogoś, kto chciał poszukiwać przygód, lub choćby tylko przemierzać szlaki w poszukiwaniu ciekawych miejsc lub interesujących ludzi wynurzenia krasnoluda były tyle warte, co informacja o tym, że wczoraj padało.

Oczywiście zdobywali (przy znacznym współudziale szanownego kupca) wiedzę o tym, jak żyć na szlaku. Rozbij namiot, narąb drewna, rozpal ognisko, przynieś wody... Ciekawe, jak sobie biedny staruszek dawał radę, gdy nie miał czwórki pomocników. Gdyby wierzyć jego słowom...
Ale Rav nie narzekał. Jakby nie było, siedział w miarę wygodnie, zamiast maszerować. A niektórzy mogli się nawet zdrzemnąć. W chwilach, gdy krasnolud nie wydawał z siebie przeraźliwych dźwięków zwanych przez niego śpiewem.
Śpiewać każdy może, ale czy musi? Niektórzy wręcz nie powinni, o czym świadczyły spojrzenia, a niekiedy i słowa, spotykanych na szlaku podróżnych.

Podróż urozmaicana była sporadycznymi polowaniami (jeśli oczywiście udało się znaleźć stworzenie, które nie uciekło jak najdalej mogło, spłoszone radosnymi pieniami Goldkeepera). Pieczony na rożnie królik smakował bardziej, niż podawane w Domu mięso z warzywną potrawką. A że nie było deserów... Jakąś cenę za wyruszenie na szlak przygody trzeba było zapłacić. Poza tym - czyż nie byli już dorośli? Czy kto z dorosłych powie, że tęskni za leguminą czy ciastkami z miodem? Żaden przecie... Byli wśród dzikiej, nieujarzmionej przyrody i mogli znosić pewne niewygody. Nawet ciągłe napomnienia Amy, żeby wreszcie umyli ręce.

Czy spokojne, leniwie ciągnące się dni sprzyjały utrzymywaniu nie wiadomo jakiej czujności? Z pewnością nie... Oczywiście Rav miał pod ręką i łuk, i miecz, w każdej chwili mógł po nie sięgnąć, ale dobiegające spośród drzew wołanie o pomoc i tak go zaskoczyło.
- Aglahad, pomóż mi z tym... - powiedział, zeskakując z wozu i sięgając po kolczugę. Nie mającą, wbrew słowom krasnoluda, ani jednej plamki rdzy. Zdążył się już przekonać, ze przy pewnej pomocy zakłada się zbroję znacznie szybciej. - Musimy sprawdzić, co się dzieje - dodał.
 
Kerm jest offline