Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2011, 20:50   #24
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Kaesh Olderra, cholera-wie-gdzie, „Bogini Mórz”




Niektórych rzeczy się nie zapomina. Gdy oba statki zbliżały się do siebie, przecinając fale i grzmiąc salwami z dział, wspomnienia uderzyły w Kaesha niczym jedna z armatnich kul, które świszczały w powietrzu. Ile minęło lat odkąd ostatni raz stał na pokładzie okrętu, jedną ręką trzymając się burty, a drugą zaciskając na rękojeści lekko zagiętego miecza i przygotowując się z napięciem na uderzenie? Okoliczności były odmienne, ale zarazem takie same. Zamiast żołnierzy Rivaińskiej armii, byli piraci, stojący z nim ramię w ramię i wykrzykujący nieskładne obelgi, albo po prostu dając upust adrenalinie krążącej w ich żyłach, krzycząc bez ładu i składu. Zamiast „Włóczni Oceanu” była zaś „Bogini Mórz”, tak samo groźna i powoli zaczynająca stawać się tak samo bliska. Historia zatoczyła koło, tym razem jednak rzucając Kaesha po przeciwnej stronie.
I wcale nie czuł się źle z tego powodu.
Uśmiechnął się i w tym samym momencie statki zderzyły się ze sobą z głuchym zgrzytnięciem, zajęczało drewno pod stopami piratów. Riv puścił się burty i wyciągnął drugi miecz, dołączając się do wrzasków swoich nowych kamratów i pozwalając by apogeum napięcia wyrwało się z jego gardła w bojowym okrzyku, połączonym ze śmiechem. Ten ostatni był efektem radości, gdy nagle zdał sobie sprawę, że zbyt długo przesiadywał w nabrzeżnych karczmach, zbyt długo poddawał się nudzie i rutynie. Wpadli jak burza na pokład handlarzy i rozpoczął się chaos.

Krzyki, szczęk stali i trzeszczenie ściskanych desek tworzyły swoistą orkiestrę, której muzyka niosła się po pokładzie. Było ją słychać nawet, gdy za cofającym się Kaeshem i napierającym na niego przeciwnikiem zamknęły się drzwi od kapitańskiej kabiny. Sterty map i papierów leżały w nieładzie na podłodze, nieopodal toczyła się rozbita luneta, która musiała spaść podczas zderzenia. Żaden z mężczyzn nie zwracał jednak uwagi na bałagan, wymieniając pomiędzy sobą ciosy i błyskając stalą. Tym bardziej przestali, gdy Kaesh stoczył się po schodach i walka przeniosła się pod pokład.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ta-Z_psXODw&list=FLq6uXUWwkVCQ&index=1[/MEDIA]

Chwilowy przestój, spowodowany niespodziewanym pojawieniem się Rumochłona i kolejnego osiłka, zniknął momentalnie, gdy znowu skrzyżowały się ostrza, tym razem jednak czterech, nie dwóch przeciwników.
- Co mogę powiedzieć! Los kocha ludzi z moim urokiem osobistym! – odkrzyknął na zawołanie kapitana, zbijając mknący w swoją stronę miecz i odpowiadając szybkim cięciem, które jednak także napotkało ostrze przeciwnika na swojej drodze. Gdy podczas wymiany napastników niespodziewanie sparował cios, który wyszedł od Broddy’ego, zmrużył oczy i posłał mu wilcze spojrzenie.
- Nigdy nie ufaj piratom, co? – odkrzyknął, odbijając kolejny atak jednego z osiłków, by potem ponownie zblokować cięcie Rumochłona. Zazgrzytała stal i Kaesh odskoczył, cofając się za najbliższą beczkę i podnosząc jedną rękę, próbując powstrzymać atakujących osiłków.
- Stop! Zaczekajcie, moment! Stop! – krzyknął, próbując zwrócić ich uwagę i chociaż na chwilę przerwać walkę. – To on jest ten zły! Jego atakujcie! Dostaniecie złota, dużo złota! I rumu!
Przeciwnicy zatrzymali się w miejscu i popatrzyli po sobie, następnie spojrzeli na Olderrę, jak na rasowego idiotę, po czym, jak gdyby nigdy nic, ruszyli dalej do ataku. Rumochłon, który też zastygł na tę krótką chwilę, odparował cios swojego przeciwnika i skupił się na walce z nim, jako, że do Kaesha nie miał chwilowo wygodnego podejścia.
- O tak, Olderra, święta racja! Hehe, byłby z ciebie niezły pirat, szkoda, że nie poznaliśmy się w innych... – Stal brzdęknęła o stal. –...okolicznościach!

Gdy mężczyźni się zawahali, a po chwili jasnym się stało, że nie zamierzają skorzystać z jego oferty, rozłożył ręce i wzruszył ramionami z miną mówiącą „nie zaszkodziło spróbować”. Potem zmuszony był odbić cios, który miał sięgnąć jego twarzy i czas na wymówki się skończył.
- Nie wiedziałem, że da się poznać pirata w innych okolicznościach niż spicie się do upadłego i rzucenie mu wyzwania! – odkrzyknął na słowa Rumochłona, krzyżując na chwilę ostrza ze swoim osiłkiem i cofając się prędko za najbliższą beczkę, tak żeby ta ich oddzielała. – Wtedy wyglądało mi to na niezły pomysł! – dodał, niespodziewanie kopiąc ciężki pojemnik. Beczka przewróciła się z łoskotem i chlusnęła rumem. Nie upadła, co prawda, na samego przeciwnika, ten jednak, chcąc w ferworze walki wyminąć przeszkodę, wskoczył na nią, wskutek czego nakrył się po chwili nogami, lądując w kałuży trunku. Był to świetny moment, by zadać mu ostateczny cios.
Albo byłby, gdyby nie Rumochłon, który wyskoczył nagle przed Kaesha by wpakować mu swój nóż w bebech.
- To był niezły pomysł, Olderra! - zaśmiał się kapitań - Tylko wykonanie fatalne.
- Wezmę to pod uwagę następnym razem.Kaesh rzucił się do tyłu, powstrzymując się od zadania ciosu leżącemu osiłkowi i zamiast tego starając się zbić ostrze skierowane w swój brzuch. Zaklął krótko, odwdzięczając się po chwili pięknym za nadobne i atakując tym razem Rumochłona. – Naprawdę uważam, że powinieneś przemyśleć pomysł z własną flotą!
- Och, napewno to zrobię! - odpowiedział Brodd, gdy Olderra zbił jego ostrze. W następnej chwili odwrócił się, usłyszawszy świst ostrza za swymi plecami i w ostatniej chwili zablokował atak drugiego osiłka. Pierwszy pozbierał się tym razem z ziemi i spojrzał znów na Kaesha. I omal znów się nie przewrócił. Rum wyciekający z beczki zalał kawał pokładu, czyniąc podłoże śliskim i zdradliwym.

Riv zaatakował z nową werwą, starając się wymieniać ciosy na zmianę z każdym przeciwników, których miał przed sobą. Przesuwał nogi ostrożnie po zalanym pokładzie, próbując tak poprowadzić potyczkę, by znaleźć się na linii najbliższej schodom prowadzącym na górę pokładu.
Prawie udał mu się ten manewr. Nie przewidział jednak, że gdy będzie już tuż, tuż, przy kładce pokładowej prowadzącej na wolność, ta z impetem - zapewne przez kogoś lub coś pchnięta - zamknie się gwałtownie, powodując nagłą eksplozję przed jego oczami i kolejny lot po schodach na dół, prosto twarzą w rum.
Gdy rozpłaszczył się na ziemi obok osiłka, Rumochłon w międzyczasie pozbawił tego stojącego obok głowy. Krew zmieszała się z rumem. Wszyscy trzej spojrzeliście po sobie. Rumochłon ryknął:
- Szlag by to! Kaesh tnij tak, żeby dużo krwi nie było. - Chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że Olederra leżał właśnie na ziemi, patrząc się leżącemu osiłkowi w oczy i mając rumu po nos.

Minęła napięta chwila ciszy.

Kaesh podniósł głowę i wypluł z ust strumyczek rumu zmieszanego z krwią.

- Trzeba było o tym pomyśleć, zanim przygnałeś tu z odsieczą. Doskonale dawałem sobie radę sam!
Gwałtownie odturlał się poza zasięg Rumochłona, zgarniając po drodze swoją broń, oraz broń trupa, który miał pecha wylądować obok niego. Gdy podnosił się na nogi, o mały włos znowu nie znalazł się na ziemi, klnąc pod nosem na to na czym świat stoi i obdarzając soczystą wiązanką każdy z drewnianych szczebli, z którym zetknęły się jego plecy podczas upadku po schodach. Z drugiej strony, i tak dawał sobie na śliskiej nawierzchni radę lepiej niż pozostały przy życiu marynarz, czy nawet Rumochłon, ich zdolności akrobatyczne pozostawiały w tym wymiarze wiele do życzenia. Chwilowo też Kaesh mógł sobie odsapnąć, bo oto jego przeciwnicy zajęli się sobą, nie mając możliwości go zaatakować.

Stękając i wciąż złorzecząc, przemknął z powrotem w stronę schodów. Tym razem jednak, gdy wspinał się po nich na górę, uważał, by z powrotem nie wrócić w ten sam sposób co poprzednio. Zdecydowanie zbytnio weszło mu to w nawyk w przeciągu ostatnich kilku minut.
Zaparł się o drewnianą klapę, zerkając za siebie, by upewnić się, że żaden z walczących piratów się nim nie zainteresował, po czym spróbował na nią naprzeć i trochę ją uchylić.

Sprawdzona technika zorganizowanego wycofania się, zdawała egzamin do momentu dotarcia do klapy. Ta bowiem otwierała się z dużym oporem, jakby spoczęło na niej cielsko całkiem sporego nieszczęśnika. Tymczasem jednak Rumochłon wykończył przeciwnika mocnym pchnięciem w pierś i pędził już po schodach, by dorwać Kaesha. Klapa otworzyła się w momencie, gdy pirat złapał go za kostkę. Z góry spadł na nich szczęk i wrzask toczącej się bitwy.
Kaesh zaklął krótko, widząc jak blisko jest powrotu na górę i odwrócił się w stronę Rumochłona, opierając plecami o schody. Nie miał większych oporów przed wprawieniem w ruch drugiej nogi, zaczynając skopywać swojego oprawcę-towarzysza z powrotem na dół.
Ten najwyraźniej spodziewał się takiego ataku, bo przed pierwszym kopniakiem osłonił się ręką. Wypadł mu po tym, co prawda, miecz z ręki, uśmiech nie opuścił jednak twarzy. Wyparł go dopiero następny cios.
Kopnięcie dosięgło jego facjaty, toteż zachwiał się i omal nie spadł, w ostatniej chwili odzyskując równowagę, puszczając jednak nogę Kaesha.
- Co… za… uparty… – Riv z każdym słowem wyprowadzał kolejne kopnięcie, zdeterminowany zrzucić z powrotem Brodd’ego w morze rumu. Po kopnięciu w twarz poprawił kolejnym i dokończył, z braku ambitniejszego określenia: – …pirat!

Nim Brodd dosięgnął znów jego nogi, był już w kapitańskiej kajucie i zatrzaskiwał za sobą klapę. Pozostawało jednak pytanie, co zrobić dalej, klapa bowiem nie miała żadnego własnego zatrzasku i gdyby Kaesh zdjął z niej kolano, ten uparty pirat z pewnością natychmiast wyskoczyłby za nim. Riv więc od razu się na niej usadowił siadając całym ciałem.
Wypuścił powietrze ze świstem, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia i odgarnął dłonią sprzed oczu mokre kosmyki włosów, przesiąkniętych krwią i rumem. Jak tylko drewniane zamknięcie podskoczyło pod nim, pod atakiem Rumochłona, w odpowiedzi uderzył w nie kilka razy pięścią, próbując tym uciszyć mężczyznę po drugiej stronie.
- Daj sobie spokój! Ciesz się rumem! – krzyknął przez drewno, rozglądając się po kapitańskiej kajucie w poszukiwaniu czegoś ciężkiego co mógłby przysunąć na swoje miejsce – ciał, stolików, kredensów, skrzyń, łóżek nawet. W zasięgu jego ręki znajdowały się jednak tylko dwa trupy, nie dość ciężkie by zatrzymać Rumochłona, o czym sam miał okazję się przekonać. W rogu niewielkiego pomieszczenia stał solidny stół, nie wyglądający na taki, który dałoby się łatwo przesunąć, przy nim jednak było bogato zdobione krzesło, wyglądające na całkiem ciężkie. Poza tym, było tu parę skrzyń, dwie beczki rumu i całe mnóstwo bibelotów.

I szafa.

Kaesh przyciągnął oba trupy do siebie, układając je na swoim miejscu, ale wciąż go jeszcze nie zwalniając. Potem spróbował przyciągnąć wszystko pozostałe co było w zasięgu jego rąk i nóg, dopiero wtedy podnosząc się powoli – żeby nie zaalarmować Rumochłona – i szybciutko dopadając do najbliższej skrzyni, żeby zatargać ją na miejsce obok leżących ciał. Dopiero potem zabrał się za szafę, przewalając ją na szczyt stosu. Ciężki regał zwalił się z hukiem na deski, nie pozostawiając złudzeń co do skuteczności tej metody. Mężczyzna zaś usiadł na czubku góry i odetchnął po raz drugi, dopiero teraz zaczynając się zastanawiać co właśnie zrobił i co właściwie powinien zrobić dalej.

Zamknął kapitana piratów pod pokładem statku.

I ten pewnie nie będzie zadowolony z tego powodu, gdy już wyjdzie na wolność.

Cudo.

Zeskoczył na ziemię i podniósł swój oręż, z wahaniem podchodząc do wyjścia z kajuty i wychylając się na zewnątrz z zamiarem zorientowania się w obecnej sytuacji na pokładzie. Gdy tylko wychylił głowę, świsnęło mu nad uchem ostrze czyjegoś noża, które w tej samej chwili wbiło się w pokładowe deski z dźwięcznym odgłosem.
Riv zzezował na ostrze sztyletu, wbite i wciąż jeszcze lekko drżące w drewnie na wysokości swoich oczu. Złapał za rękojeść i wyciągnął go szarpnięciem, chwilę się z nim wcześniej siłując. Jednak poza tym drobnym incydentem, sytuacja rysowała się znakomicie; masa trupów zalegających pod nogami, z czego znakomitą większość stanowili napadnięci handlarze. Załoga “Bogini Mórz” zajmowała się zaś właśnie dobijanie ostatnich konających, wykańczaniem dawno przesądzonych pojedynków i wyrzucaniem ostatnich tchórzy za burtę pokładu.
- Kapitanie! - wykrzyknął któryś z piratów na widok Kaesha - Jeńców brać?!
- Brać. – Wojskowe reguły jasno stawiały sprawę jeńców wojennych i chociaż nie znajdowali się na żołnierskim okręcie, Kaesh wciąż miał utrwalone niektóre zasady. Niektóre. – Ale zostawimy ich tutaj, jak tylko załadujemy towary. Jeżeli przeżyją to niech rozgłaszają wszem i wobec kto stał się sprawcą ich zguby!
Nie powiedział, że najchętniej zatopiłby cały statek, razem z Rumochłonem pod pokładem. To chyba by nie przeszło.
- I ktoś powinien pomóc Brodd’emu w ładowni. Widziałem jak wbiegał tam w pogoni za dwoma przeciwnikami. Teraz pewnie zajmuje się całym rumem, który tam znaleźliśmy – dodał niby mimochodem.
Pirat, który pytał o jeńców, wyraźnie zakłopotany, popatrzył na jednego z handlarzy, którego właśnie miał wrzucić do morza i drugiego, który kulił się w oczekiwaniu na swoją kolej.
- Eee... a czy dwóch wystarczy? - zapytał niepewnie. Reszta potencjalnych jeńców bowiem, albo była martwa, albo pływała już za burtą.
- Zaraz, zaraz! - ocknął się nagle inny korsarz. - To tu jest rum?! - wykrzyknął i o dalszej konwersacji nie było już mowy. Naraz wszyscy piraci rzucili się w kierunku rzeczonej ładowni, o mały włos nie tratując stojącego im na drodze Kaesha. Na miejscu pozostało tylko dwóch nieszczęsnych, przerażonych na śmierć jeńców.

Kaesh odsunął się chwilę wcześniej na bok, przezornie unikając stratowania przez pędzącą ciżbę. Gdy tylko ostatni z piratów przemknął obok niego, Riv zerwał się z miejsca i niemal biegiem dopadł do pierwszego z jeńców.
- Wasz kapitan był bardziej zorientowany w okolicznych wodach? – zapytał pospiesznie. – Jak daleko jest stąd do najbliższego lądu?!
- Tak, tak! - wykrzyknął przerażony jeniec, prewencyjnie zasłaniając twarz rękoma - Jakiś dzień drogi na wschód...
Riv szybko coś skalkulował w głowie. Alternatywa od samotnej szalupy po środku morza była tylko jedna.

Kil.

- Dobra, dupy w troki i za mną! – rzucił do obydwu mężczyzn, podnosząc jednego za ramię i popychając go w stronę „Bogini Mórz”, popędzając jak się da. W pośpiechu zbiegł do ładowni, zbierając po drodze wszystkie swoje rzeczy i dorzucając do plecaka tyle prowiantu ile zmieścił i tyleż też butelek rumu. Obładowany zawędrował aż na sam dół, do części przesiąkniętej potem i brudem, należącej do najgorzej położonych gości na pokładzie Rumochłona. Nie zapomniał o swoim postanowieniu.

- Hej, jesteś przytomna? Lepiej żebyś była – poinformował dziewczynę zamkniętą w żelaznej klatce, domniemaną żonę kapitana. Odłożył plecak na schody i rozejrzał się za czymś co pomogłoby uporać mu się z kłódką. Jego wzrok padł na jedną z kul armatnich. Bez zwłoki podniósł jedną z nich i opuścił z całej siły na zamek. Dziewczyna popatrzyła na Olderrę swym nieprzytomnym wzrokiem, tak jakby nie na niego patrzyła, a poprzez niego, gdzieś w dal. Nie odezwała się. Ale była przytomna. Kłódka pękła już po pierwszym uderzeniu, drzwi klatki stanęły przed Kaeshem otworem. Dziewczyna jęknęła, podniosła się z trudem na swych wiotkich, drżących nogach i bez słowa, zaczęła się posłusznie rozbierać. Jeńcy stanęli jak wryci, przyglądając się temu wszystkiemu.
- Ej, ej, ej! Nie teraz, kociaku!Kaesh bezceremonialnie schwycił dziewczynę i wypchnął ją z klatki. – Z przyjemnością porozmawiam o tym później, ale teraz… – przerwał i przyjrzał się jej uważnie. Po chwili wahania pstryknął palcami kilka razy tuż przed jej oczami, próbując zwrócić jej swoją uwagę. Bez większego skutku. – Dobra, wiesz co? Nieważne. Po prostu chodź. Rozbieraj się jak musisz, ale rób to w drodze. - Pociągnął dziewczynę w stronę schodów na górę, zabierając po drodze swój plecak.

Wypadli na pokład, kierując się w stronę szalup. Zanim tam jednak dobiegli, Kaesh zwolnił i zatrzymał się zupełnie, patrząc dziwnym wzrokiem w stronę steru. Pomysł, który zrodził się w jego głowie był tak szalony, że aż zaczął rozważać go na poważnie. A gdyby tak…
- Zmiana planów – rzucił niespodziewanie do obydwu handlarzy, rzucając plecak na ziemię. – Do żagli! Naciągać liny! Jeżeli chcecie przeżyć to wykonujcie moje rozkazy!
Sam w kilku skokach dopadł do burty, wyciągając miecz i zaczynając odcinać wszystkie abordażowe więzy w pośpiechu, by następnie ruszyć do steru. Kapitańska dziewka popatrzyła na Kaesha pustym wzrokiem, z nieco zagubionym wyrazem twarzy. Zamarła na krótką chwilę, gdy tylko jednak usłyszała hasło-klucz: “rozbieraj”, posłusznie wykonała polecenie. W efekcie, Kaesh stanął na pokładzie statku, z całkiem nagą niewiastą, która splotła ręce i ukucnęła sobie gdzieś w kątku, gdy tylko przestał się nią zajmować, nie bardzo wiedząc co z sobą począć. Przez długą chwilę efektywnie odwracała też uwagę jeńców od słów Olderry.

Jak się prędko okazało, nie zostali na pokładzie sami. Tuż za sterem Kaesh natknął się na siedzącego pod nim małego Davida, który bez większego przejęcia zajadał się jabłkiem, przyglądając się całemu temu zamieszaniu. Statek handlowy zaś świecił pustkami i mógłby uchodzić za opuszczony, gdyby nie dochodzące spod jego pokładu hałasy.
- Davidzie, chcesz zachować posadę sternika na stałe?Kaesh zatrzymał się po dostrzeżeniu nieproszonego gościa, ale tylko na chwilę. Przykucnął przy nim i poklepał go w przyjacielskim geście po plecach. – Oczywiście, że chcesz. Kto by nie chciał? Prawda?

David był bystrym chłopakiem.

- Tak jest, kapitanie! - odpowiedział prędko, po czym wstał i chwycił za ster. Kaesh wyprostował się i wrócił na pokład, opierając się o burtę i wyglądając w stronę sąsiedniego okrętu, chcąc się upewnić, że od niego odpłyną. Statek handlarzy nie mógł równać się szybkością z „Boginią Mórz”.
Rivianin nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. Szkoda tylko, że podczas bitwy stracił kapitański kapelusz. Ciekawe czy w swojej nowej kajucie znajdzie nowy?
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline