Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2011, 12:56   #272
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mag jakoś niespecjalnie przejął się nową formą. W końcu miał magię do swej dyspozycji i często zmieniał postać... w tym i płeć. Wszystko zależało od sytuacji, jego kaprysów jak i losu.
Tak więc kobiece ciało nie zrobiło na Cogito wrażenia, podobnie jak molestujący ją ogon.
Ignorując na razie pana Grzybka, rzekł wprost do Cristin w nowej postaci.- Jesteś idiotką. Kapłan byłby użyteczny, nie był twardogłowy. A to miejsce nie sprzyja niesnaskom religijnym.
- Po pierwsze, kapłan był idiotą. - syknęła do niego piskliwym głosikiem niziołka. - Po drugie sam wybrał sobie śmierć. W sumie to się łączy z tym pierwszym. Po trzecie nie miałam z tym nic wspólnego, wszak nie kazałam mu nagle uciekać na widok kilku marnych Tanar’ri.
Cerre na razie zignorowała fakt, że siedzi w ciele niezbyt lubianego przez nią kradziejaszka, ale co zrobi. Ani czarować nie umiała, teleportować też nie. Zmieniać postaci tym bardziej. Ale to, co stało się z Aquillanem tylko utwierdziło ją w planie, by pozbyć się Cristin. Nie wiedziała jeszcze, czy lepiej ten plan wcielić teraz czy może wkrótce. Spojrzała na niziołka niezbyt przychylnie.
- Kilku marnych tanar’ri mówisz - głos Cerre przybrał się w lodowatość. - widzę, że z marnymi wrotami nie miałaś żadnych problemów, kluczyku - po chwili dodała. - I postać przybrałaś, jak widzę, idealną jak dla ciebie. Znaczy się, marną.
- Jakby mnie to obchodziło. - zaśmiała się kapłanka. - Lepiej zajęlibyście się rzeczami ważnymi i istotnymi. - głową skinęła w kierunku dragonne, który już zdążył się położyć pod jedną ze ścian obserwując leniwie towarzyszy i machając ogonem jakby w takt jakiejś muzyki.
-Innym razem... rozmyślam.- mruknął mag zerkając sobie w biust. Spojrzał w kierunku lwopodobnego zwierzaka i uśmiechnął się tylko.
Cogito na moment przyjrzał się kłócącej się trójce. Że też nie mieli nic ciekawszego do roboty. Wzruszył ramionami i rzekł.-Arneo, za mną.
Nie bardzo wierzył w to że wilczyca była spolimorfowaną kobietą. Nie wydawała się bowiem inteligencją przewyższać zwierzę.
Podszedł do Grzybka.-Przepraszam bardzo, panie Grzybek? A do ustępu, to którędy?
- Ciekawe macie priorytety w miejscu do którego właśnie trafiliście. - stwierdził dragonne. Jego ogon uniósł się ku górze i przez chwilę kręcił się dookoła, by w końcu zatrzymać się wskazując na zewnątrz twierdzy, w bezmiar wód.
-Arneo... sprawdź to... ostrożnie.- mag zlecił zadanie swemu podwładnemu, odruchowo niemal podpierając dłonią o swe biodro. Forma wymagała nowych nawyków do niej dopasowanych.
-Jeśli utkniemy tu na dłużej skarbeńku, to...hmmm... warto wiedzieć gdzie się opróżniać... lub co jeść. A ty tu mieszkasz czy... robisz za przewodnika... a może jesteś więźniem.
Arneo posłusznie podszedł do brzegu wody, jednak nie bardzo wiedział "jak" ma sprawdzić czy to może służyć za wychodek. W końcu... albo coś jest wychodkiem, albo nie. Jak to się sprawdza?
Grzybek w tym czasie dalej prowadził rozmowę z Arneo:
- Jak tak stawiasz sprawę... - obrócił się na plecy, wystawiając lwie łapy ku górze. - Nie pamiętam skąd się tu wziąłem i nie wiem jak stąd wyjść. Więc chyba jestem tu więźniem, choć nikt mnie tu nie przetrzymuje. A o jedzenie nie musicie się martwić, głód tutaj nie istnieje. Nawet oddychanie jest tutaj zbędne.
Zaskoczeni tym ostatnim stwierdzeniem towarzysze postanowili przetestować teorię Grzybka. Wstrzymali oddech na dłuższą chwilę... i faktycznie. Nie czuli żadnych duszności, czy typowego w takich sytuacjach ucisku w piersi domagającego się świeżej dawki powietrza. Nic.
-Jesteś więc tylko wystrojem wnętrza, bądź kluczem do zagadki. Tak czy siak mało użyteczny. - skwitował mag w ciele Cristin. Spojrzał w kierunku tego czegoś co było kapłanką Cyrica. - Nie ty jeden zresztą.
Stuknął w wodę kosturem i rzekł.- Czy masz może coś mówić lub przekazywać nowo przybyłym?
Kiedy mag zamącił wodę, zauważył że na tafli nie uformowały się typowe fale rozchodzące się w kręgi. Zamiast tego powstał malutki wir, jakby Cogito nie uderzył w wodę, a ją... zamieszał?
Po chwili zaś woda mu odpowiedziała wyrzucając w maga spory chlust i przemaczając go do całości. Czarnowłosa-niziołek zachichotała na ten widok.
- Na przykład co? I od kogo? To miejsce jest mało przyjazne... - stwierdził Grzybek. - Kilka sal za mną jeszcze ujdzie, ale niżej... i wyżej... i w ogóle... rozumiecie.
-Taaa... nie rozumiemy.- stwierdził mag zniecierpliwionym tonem głosu.- Co takiego jest w salach za tobą? No i co jest gorszego niż nudna samotna egzystencja w tak nieciekawym miejscu jak to tutaj?
- Nie wiem, jestem tu dopiero od tygodnia. - odparł dragonne. - A w tych salach... chyba strażnicy jacyś. Małomówni, jeszcze nudniejsi od was. I lepiej się do nich nie zbliżać, bo gotowi zabić.
- Zresztą. - westchnął. - Idźcie sami się przekonać.
-Skąd wiesz... że jesteś tu... od tygodnia? Jak mierzysz tu czas?- po czym wskazał ruchem dłoni to miejsce. Wzruszył ramionami. Użyteczność Grzybka była wielka co użyteczność Cristin jeśli nie mniejsza, choć... nie... dragonne było w ogóle bezużyteczne. Spojrzał na resztę grupki.-Tu się już wystarczająco wynudziliśmy, idziemy dalej.
- Wygląda na to, że wylądowaliśmy w planie żywiołu wody. - skomentowała nagle Cristin podchodząc do krawędzi. - Albo czegoś bardzo do niego podobnego, może jego kopii skoro mieliśmy wylądować w pozawymiarowej przestrzeni. Na niższych piętrach tej twierdzy spodziewałabym się głównie typowych mieszkańców takiego miejsca, z żywiołakami wody na czele. - westchnęła, ściskając swój nowy amulet.
- W każdym razie mag ma rację, stanie w miejscu w niczym nam nie pomoże. - schyliła się i podniosła nieduży kamyk. Zaklęła go prostym czarem światła i weszła nieznacznie w głąb korytarza po lewej stronie od bramy.
- Schody w dół. - skomentowała, po czym sprawdziła prawe wejście. - Schody na górę... Które wybieramy?
Bared na razie nie zwrócił uwagi na to, co mówiła Cristin. Wybór schodów był niczym rzucenie monety...
- Jestem Bared - rzekł stając przed Grzybkiem. - A ty skąd się tu wziąłeś? To znaczy, gdzie przebywałeś wcześniej?
- Byłem na pustyni, w miejscu które nazywacie Calimshanem. - dragonne wstał i podszedł do wody na chwilę. - Z ciekawości wszedłem do jakiejś opuszczonej wioski do połowy zagrzebanej w piachu. I tyle pamiętam. A wy?
- My byliśmy w ruinach krasnoludzkiej twierdzy - odparł Bared. - Wyglądałeś tak samo, Grzybku, jak teraz? Bo my się nieco pozmienialiśmy.
- Po prawdzie to zamieniło mnie w hipogryfa. Straszna rzecz, mówię ci. - odparł Grzybek. - Ale na niższych poziomach znalazłem chyba jakieś laboratorium. Było tam mnóstwo szklanych rur, ksiąg i płynów... Wypiłem kilka z nich i wydaje mi się że taka zielonkawa mikstura zadziałała. Ale narobiłem strasznego hałasu. Uciekłem, ale teraz się tam zbiegli strażnicy.
- Więc jednak znasz to miejsce? - wtrąciła się Cristin. - Mówiłeś, że nie zapuszczałeś się głębiej bo "sami rozumiemy"?
- No... troszkę zwiedzałem... jakoś musiałem się przecież przekonać o strażnikach, nie? - wymamrotał dragonne.
Czarnowłosa-niziołek milczała przez chwilę rozglądając się po okolicy i zastanawiając się nad czymś.
- A natknąłeś się może na skarbiec? - spytała. - Wiesz, miejsce gdzie mogą być kosztowności, prawdopodobnie dobrze strzeżone przez... strażników.
- Wiem co to skarbiec! - fuknął dragonne. - Ale... hmm... Nic takiego nie widziałem. Chociaż na górze jest ich więcej niż na dole, to pewne. Czegokolwiek pilnują w tym miejscu... z pewnością jest na górze!
Cristin uśmiechnęła się przelotnie i spojrzała na resztę drużyny.
-Idziemy na dół.- stwierdził mag.
Z tym akurat pomysłem Bared mógł się zgodzić. Ale miał jeszcze kilka pytań.
- Jak wyglądają ci strażnicy, Grzybku? Walczyłeś z nimi? - spytał.
- Czy walczyłem? O nie nie nie nie. - dragonne stanowczo zaprzeczył. - Większość z nich to takie jakby posągi co to się ruszają. Nigdy nic nie mówią, tylko... no wiesz, stoją i pilnują. Ewentualnie idą tam gdzie pilnować trzeba. Na dole jednak widziałem też to o czym mówił ten mały. - skinął na Cristin. - Znaczy żywiołaki wody.
- Dużo ich było? - spytał Bared. Zbyt wiele doświadczenia w walce z żywiołakami wody nie miał, a walka tylko po to, by walczyć, nie leżała w jego naturze.
- Tych posągów widziałem w sumie kilka...na...dziesiąt. - powiedział dragonne. - Ale żywiołaka widziałem tylko jednego. Wielkie bydle, mówię wam.
- Posągi, które się ruszają, to chyba coś jak golemy? - powiedział Bared.
- Mmm... może. Nie widziałem nigdy żadnego golema. - skomentował Grzybek.
- Albo ożywione posągi. - wtrąciła Cristin. - W ten sposób można powołać do życia dowolną materię nieożywioną. Jednak jeśli to faktycznie typowe "golemy" to będziemy mieli problem, bo zwyczajne ożywione posągi byłoby o wiele prościej zabić.
- Cóż... zostaje dół - zgodziła się Cerre odnośnie schodów.
- Musimy się przekonać - poparł ją Bared - ile warci są ci strażnicy. Mały sprawdzian przed poważniejszą robotą. Jeśli będą zbyt groźni, to lepiej się o tym dowiedzieć gdy ma się ich przed sobą kilku, a nie kilkudziesięciu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline