Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-08-2011, 16:03   #271
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bared zaklął w duchu, widząc jak z portalu wysypują się liczne zastępy stworzeń nie należących do tych najsympatyczniejszych na świecie. I miał tylko cichą nadzieję, że Aquillanowi uda się jednak uciec. Wiedział, że ta zabawa nie jest bezpieczna, ale nie sądził, że niebezpieczeństwo, na dodatek takie, pojawi się zanim wejdą do środka.
Zrobił błąd, nie pozbywając się kapłanki Cyrica odpowiednio wcześnie. A trzeba było, bez względu na jej słowa. Porta, nie portal... Może by sobie dali radę bez wewnętrznego wroga. Bo tego, że Cristin jest ich wrogiem nie miał żadnych wątpliwości, zaś wiadomym było wszystkim, że im krócej żyją nasi wrogowie, tym dłużej możemy pożyć my.

Kolejny portal, i tym razem utworzony przez Cristin, okazał się tym, którym mieli się udać do właściwej twierdzy. Czy czym było to miejsce pełne wody. I niespodzianek.
Ujrzenie własnego sobowtóra, przyodzianego w rzeczy mniszki, było jedną z nich. Z tym, że przyjemniejszą nieco niż odkrycie, że samemu znalazło się nagle w ciele mniszki. Dziwaczny magiczny hokus-pokus, oby nie na stałe...
Rozmyślania nad wadami płynącymi z przebywania w obcym ciele przerwała niewiasta przystrojona rogami, przy których różki Cerre powinny dostać kompleksów. Mówiła prawdę, czy też był to kolejny psikus, jaki uczestnikom wycieczki w nieznane wywinął utworzony przez Cristin portal?
Zwrócił się do kobiety odzianej w skóry:
- To ja jestem Baredem.
Spojrzała sceptycznie to na diablę, to na mężczyznę. W końcu wskazała Bareda czubkiem topora.
- Ciebie nie było wtedy na polanie w lesie. - stwierdziła. - Ale masz jego ubranie. Pachniesz jak on. Powiedz mi coś przez co uwierzę że to ty, a nie on.
- Poznaliśmy się dzięki pewnej druidce - powiedział Bared - o imieniu Elyra. Dzięki twojej pomocy odnaleźliśmy kilka rzeczy, schowanych przez zwierzęta. A potem razem walczyliśmy z ogrami i ogrzym magiem. Ten ostatni nam uciekł... Odleciał. I była też przygoda z centaurami, w wiosce. Spotkaliśmy też skrzaty w lesie. Jeden mówił o brudnych butach, a inny chciał nasikać do mleka.
Oczy kobiety rozszerzały się stopniowo jak Bared mówił o tych wydarzeniach. W końcu znów uklękła, tym razem już zdecydowanie przed nim w ciele mniszki.
- Wybacz. - powiedziała.
- Nie twoja to wina - powiedział Bared, wyciągając do niej rękę. - Wstań, proszę. Cieszę się, że jesteś wolna. Jak ci na imię? - spytał.
- Anteria. - powiedziała pewnie kobieta wstając bez pomocy Bareda. Nie wydawała się też słyszeć tej części o radości łotrzyka z jej odzyskanej formy.
- Mam go zabić? - spytała nonszalancko wskazując toporem na dragonne.
- Nie, Anterio. - Bared pokręcił głową. - W tej chwili mamy inne kłopoty, niż pan Grzybek. A on zapewne zna te okolice i mógłby nam opowiedzieć kilka ciekawych historii. Może nawet poszedłby z nami. Z pewnością się tu nudzi.
Rzeczony pan Grzybek jednak nadal leżał pod ścianą i udawał, że nie słyszy Bareda. Natomiast Anteria westchnęła i zaczęła się rozglądać po zgromadzonych.
- To może on? - wskazała na Cerre w Baredowym ciele, po czym zwróciła się do niej. - Czemu ukradłaś ciało mojemu panu?! GADAJ NATYCHMIAST!
- Równie łatwo spytaj swojego... pana, czemu on mi ukradł ciało - odparła zimno Cerre w ciele łotrzyka, spoglądając “dzikusce” prosto w oczy, wskazując skinięciem głowy na swoje drugie ciało.
Wojowniczka wyglądała na zmieszaną. Spoglądała to z wrogością na Cerre, to ze zdziwieniem na Bareda.
- To akurat nie jej wina - stwierdził Bared. - Poza tym dość lubię tamto ciało i mam nadzieję, że je odzyskam w miarę nienaruszone.
- Chyba, jak twoje wróci do starego stanu - mruknęła Cerre i miała ewidentną ochotę skończyć rozmowę i z “dzikuską”, i z Baredem tym bardziej. - Przecież masz na sobie swoje ubrania i ekwipunek.
Cerre chyba blekotu się najadła, bowiem bredziła trzy po trzy. Czyżby jej było wszystko jedno, w czyim się ciele znajduje? Nawet jeśli, to on osobiście wolałby wrócić do swojego ciała. W dodatku nie było żadnej pewności, że nie istnieje związek między ich ciałami. Czy jeśli to, w którym jest Cerre, baredopodobne, zostanie uszkodzone, to czy po ponownym przejściu przez portal uszkodzenia się czasem nie przeniosą na oryginalne? Na wszelki wypadek jednak lepiej uważać, co się robi. I komu wbija nóż w plecy.
Mniszka w ciele łotrzyka omiotła wojaczkę i “kradzieja jej ciała” obojętnym spojrzeniem. Jaki bystrzak się znalazł, klękajcie narody. Zresztą... nie było żadnej pewności, że ich ciała powrócą do dawnej formy. Nie było nawet wiadome, czy oni wyjdą z tego planu cało. I czy w ogóle nawet przeżyją. Czy na razie nie było większych problemów niż to, jak obecnie wyglądają? Odeszła od nich do Cogito, wyglądającego w obecnej chwili jak Cristin, nie miała ochoty nawet stać koło Bareda - jak dla Cerre on mógł się spokojnie wypchać.
Choć - zdecydowanie wolała swoje ciało.
Bared nie przejmował się zachowaniem Cerre. Ruszył w stronę Grzybka. Miał pewne wątpliwości co do tego, czy mag potrafi porozmawiać z nim w taki sposób, by zdobyć jakieś pożyteczne wieści. A nawet jeśli, to sam też chciał zadać kilka pytań.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-08-2011 o 16:24.
Kerm jest offline  
Stary 18-08-2011, 12:56   #272
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mag jakoś niespecjalnie przejął się nową formą. W końcu miał magię do swej dyspozycji i często zmieniał postać... w tym i płeć. Wszystko zależało od sytuacji, jego kaprysów jak i losu.
Tak więc kobiece ciało nie zrobiło na Cogito wrażenia, podobnie jak molestujący ją ogon.
Ignorując na razie pana Grzybka, rzekł wprost do Cristin w nowej postaci.- Jesteś idiotką. Kapłan byłby użyteczny, nie był twardogłowy. A to miejsce nie sprzyja niesnaskom religijnym.
- Po pierwsze, kapłan był idiotą. - syknęła do niego piskliwym głosikiem niziołka. - Po drugie sam wybrał sobie śmierć. W sumie to się łączy z tym pierwszym. Po trzecie nie miałam z tym nic wspólnego, wszak nie kazałam mu nagle uciekać na widok kilku marnych Tanar’ri.
Cerre na razie zignorowała fakt, że siedzi w ciele niezbyt lubianego przez nią kradziejaszka, ale co zrobi. Ani czarować nie umiała, teleportować też nie. Zmieniać postaci tym bardziej. Ale to, co stało się z Aquillanem tylko utwierdziło ją w planie, by pozbyć się Cristin. Nie wiedziała jeszcze, czy lepiej ten plan wcielić teraz czy może wkrótce. Spojrzała na niziołka niezbyt przychylnie.
- Kilku marnych tanar’ri mówisz - głos Cerre przybrał się w lodowatość. - widzę, że z marnymi wrotami nie miałaś żadnych problemów, kluczyku - po chwili dodała. - I postać przybrałaś, jak widzę, idealną jak dla ciebie. Znaczy się, marną.
- Jakby mnie to obchodziło. - zaśmiała się kapłanka. - Lepiej zajęlibyście się rzeczami ważnymi i istotnymi. - głową skinęła w kierunku dragonne, który już zdążył się położyć pod jedną ze ścian obserwując leniwie towarzyszy i machając ogonem jakby w takt jakiejś muzyki.
-Innym razem... rozmyślam.- mruknął mag zerkając sobie w biust. Spojrzał w kierunku lwopodobnego zwierzaka i uśmiechnął się tylko.
Cogito na moment przyjrzał się kłócącej się trójce. Że też nie mieli nic ciekawszego do roboty. Wzruszył ramionami i rzekł.-Arneo, za mną.
Nie bardzo wierzył w to że wilczyca była spolimorfowaną kobietą. Nie wydawała się bowiem inteligencją przewyższać zwierzę.
Podszedł do Grzybka.-Przepraszam bardzo, panie Grzybek? A do ustępu, to którędy?
- Ciekawe macie priorytety w miejscu do którego właśnie trafiliście. - stwierdził dragonne. Jego ogon uniósł się ku górze i przez chwilę kręcił się dookoła, by w końcu zatrzymać się wskazując na zewnątrz twierdzy, w bezmiar wód.
-Arneo... sprawdź to... ostrożnie.- mag zlecił zadanie swemu podwładnemu, odruchowo niemal podpierając dłonią o swe biodro. Forma wymagała nowych nawyków do niej dopasowanych.
-Jeśli utkniemy tu na dłużej skarbeńku, to...hmmm... warto wiedzieć gdzie się opróżniać... lub co jeść. A ty tu mieszkasz czy... robisz za przewodnika... a może jesteś więźniem.
Arneo posłusznie podszedł do brzegu wody, jednak nie bardzo wiedział "jak" ma sprawdzić czy to może służyć za wychodek. W końcu... albo coś jest wychodkiem, albo nie. Jak to się sprawdza?
Grzybek w tym czasie dalej prowadził rozmowę z Arneo:
- Jak tak stawiasz sprawę... - obrócił się na plecy, wystawiając lwie łapy ku górze. - Nie pamiętam skąd się tu wziąłem i nie wiem jak stąd wyjść. Więc chyba jestem tu więźniem, choć nikt mnie tu nie przetrzymuje. A o jedzenie nie musicie się martwić, głód tutaj nie istnieje. Nawet oddychanie jest tutaj zbędne.
Zaskoczeni tym ostatnim stwierdzeniem towarzysze postanowili przetestować teorię Grzybka. Wstrzymali oddech na dłuższą chwilę... i faktycznie. Nie czuli żadnych duszności, czy typowego w takich sytuacjach ucisku w piersi domagającego się świeżej dawki powietrza. Nic.
-Jesteś więc tylko wystrojem wnętrza, bądź kluczem do zagadki. Tak czy siak mało użyteczny. - skwitował mag w ciele Cristin. Spojrzał w kierunku tego czegoś co było kapłanką Cyrica. - Nie ty jeden zresztą.
Stuknął w wodę kosturem i rzekł.- Czy masz może coś mówić lub przekazywać nowo przybyłym?
Kiedy mag zamącił wodę, zauważył że na tafli nie uformowały się typowe fale rozchodzące się w kręgi. Zamiast tego powstał malutki wir, jakby Cogito nie uderzył w wodę, a ją... zamieszał?
Po chwili zaś woda mu odpowiedziała wyrzucając w maga spory chlust i przemaczając go do całości. Czarnowłosa-niziołek zachichotała na ten widok.
- Na przykład co? I od kogo? To miejsce jest mało przyjazne... - stwierdził Grzybek. - Kilka sal za mną jeszcze ujdzie, ale niżej... i wyżej... i w ogóle... rozumiecie.
-Taaa... nie rozumiemy.- stwierdził mag zniecierpliwionym tonem głosu.- Co takiego jest w salach za tobą? No i co jest gorszego niż nudna samotna egzystencja w tak nieciekawym miejscu jak to tutaj?
- Nie wiem, jestem tu dopiero od tygodnia. - odparł dragonne. - A w tych salach... chyba strażnicy jacyś. Małomówni, jeszcze nudniejsi od was. I lepiej się do nich nie zbliżać, bo gotowi zabić.
- Zresztą. - westchnął. - Idźcie sami się przekonać.
-Skąd wiesz... że jesteś tu... od tygodnia? Jak mierzysz tu czas?- po czym wskazał ruchem dłoni to miejsce. Wzruszył ramionami. Użyteczność Grzybka była wielka co użyteczność Cristin jeśli nie mniejsza, choć... nie... dragonne było w ogóle bezużyteczne. Spojrzał na resztę grupki.-Tu się już wystarczająco wynudziliśmy, idziemy dalej.
- Wygląda na to, że wylądowaliśmy w planie żywiołu wody. - skomentowała nagle Cristin podchodząc do krawędzi. - Albo czegoś bardzo do niego podobnego, może jego kopii skoro mieliśmy wylądować w pozawymiarowej przestrzeni. Na niższych piętrach tej twierdzy spodziewałabym się głównie typowych mieszkańców takiego miejsca, z żywiołakami wody na czele. - westchnęła, ściskając swój nowy amulet.
- W każdym razie mag ma rację, stanie w miejscu w niczym nam nie pomoże. - schyliła się i podniosła nieduży kamyk. Zaklęła go prostym czarem światła i weszła nieznacznie w głąb korytarza po lewej stronie od bramy.
- Schody w dół. - skomentowała, po czym sprawdziła prawe wejście. - Schody na górę... Które wybieramy?
Bared na razie nie zwrócił uwagi na to, co mówiła Cristin. Wybór schodów był niczym rzucenie monety...
- Jestem Bared - rzekł stając przed Grzybkiem. - A ty skąd się tu wziąłeś? To znaczy, gdzie przebywałeś wcześniej?
- Byłem na pustyni, w miejscu które nazywacie Calimshanem. - dragonne wstał i podszedł do wody na chwilę. - Z ciekawości wszedłem do jakiejś opuszczonej wioski do połowy zagrzebanej w piachu. I tyle pamiętam. A wy?
- My byliśmy w ruinach krasnoludzkiej twierdzy - odparł Bared. - Wyglądałeś tak samo, Grzybku, jak teraz? Bo my się nieco pozmienialiśmy.
- Po prawdzie to zamieniło mnie w hipogryfa. Straszna rzecz, mówię ci. - odparł Grzybek. - Ale na niższych poziomach znalazłem chyba jakieś laboratorium. Było tam mnóstwo szklanych rur, ksiąg i płynów... Wypiłem kilka z nich i wydaje mi się że taka zielonkawa mikstura zadziałała. Ale narobiłem strasznego hałasu. Uciekłem, ale teraz się tam zbiegli strażnicy.
- Więc jednak znasz to miejsce? - wtrąciła się Cristin. - Mówiłeś, że nie zapuszczałeś się głębiej bo "sami rozumiemy"?
- No... troszkę zwiedzałem... jakoś musiałem się przecież przekonać o strażnikach, nie? - wymamrotał dragonne.
Czarnowłosa-niziołek milczała przez chwilę rozglądając się po okolicy i zastanawiając się nad czymś.
- A natknąłeś się może na skarbiec? - spytała. - Wiesz, miejsce gdzie mogą być kosztowności, prawdopodobnie dobrze strzeżone przez... strażników.
- Wiem co to skarbiec! - fuknął dragonne. - Ale... hmm... Nic takiego nie widziałem. Chociaż na górze jest ich więcej niż na dole, to pewne. Czegokolwiek pilnują w tym miejscu... z pewnością jest na górze!
Cristin uśmiechnęła się przelotnie i spojrzała na resztę drużyny.
-Idziemy na dół.- stwierdził mag.
Z tym akurat pomysłem Bared mógł się zgodzić. Ale miał jeszcze kilka pytań.
- Jak wyglądają ci strażnicy, Grzybku? Walczyłeś z nimi? - spytał.
- Czy walczyłem? O nie nie nie nie. - dragonne stanowczo zaprzeczył. - Większość z nich to takie jakby posągi co to się ruszają. Nigdy nic nie mówią, tylko... no wiesz, stoją i pilnują. Ewentualnie idą tam gdzie pilnować trzeba. Na dole jednak widziałem też to o czym mówił ten mały. - skinął na Cristin. - Znaczy żywiołaki wody.
- Dużo ich było? - spytał Bared. Zbyt wiele doświadczenia w walce z żywiołakami wody nie miał, a walka tylko po to, by walczyć, nie leżała w jego naturze.
- Tych posągów widziałem w sumie kilka...na...dziesiąt. - powiedział dragonne. - Ale żywiołaka widziałem tylko jednego. Wielkie bydle, mówię wam.
- Posągi, które się ruszają, to chyba coś jak golemy? - powiedział Bared.
- Mmm... może. Nie widziałem nigdy żadnego golema. - skomentował Grzybek.
- Albo ożywione posągi. - wtrąciła Cristin. - W ten sposób można powołać do życia dowolną materię nieożywioną. Jednak jeśli to faktycznie typowe "golemy" to będziemy mieli problem, bo zwyczajne ożywione posągi byłoby o wiele prościej zabić.
- Cóż... zostaje dół - zgodziła się Cerre odnośnie schodów.
- Musimy się przekonać - poparł ją Bared - ile warci są ci strażnicy. Mały sprawdzian przed poważniejszą robotą. Jeśli będą zbyt groźni, to lepiej się o tym dowiedzieć gdy ma się ich przed sobą kilku, a nie kilkudziesięciu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-08-2011, 20:35   #273
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
A więc zostało postanowione - drużyna poszła na dół, jednak Grzybek wolał zostać tam gdzie był.
- Nie nie... ja tu na was zaczekam. - powiedział i ułożył się wygodnie na kamieniach.
Czarnowłosa-niziołek szła przodem ze swoim "świecącym kamieniem". Zeszli w dół...
Schody szły pierw prosto w dół, a potem było rozwidlenie - towarzysze mogli iść wciąż w dół, tym razem spiralnymi schodami, albo też wejść do korytarza. Patrząc weń ze schodów widać było, że jest szeroki, z kamienną posadzką i okazjonalnymi ozdobami na ścianach w postaci tarcz i skrzyżowanych mieczy. Jednak nie było widać żadnych bocznych wyjść z tego korytarza. Ani "strażników".
- No to sprawdźmy ten korytarz - zaproponował Bared.
-To idź... sprawdzaj.- stwierdził mag jakoś nie palący się go grupowego pakowania się w pułapki. W końcu od zwiadów są łotrzykowie.
- Sprawdź korytarz, Baredzie - poparła Bareda Cerre. Ale sama nie pchała się tam pierwsza.
- Tak, to dobry pomysł. - pokiwała głową Cristin.
- Chyba wam na słuch padło - odparł Bared. - Proponowałem, żebyśmy tam poszli. Wszyscy.
- No to pójdziemy wszyscy, ale ty przodem.
Ale odwaga, pomyślał Bared. I to niby ta nieustraszona mniszka, tchórzem podszyta.
- Co jest? Boisz się? - mruknęła Cerre spoglądając na łotrzyka. - W końcu ktoś musi sprawdzić, czy nie ma tam pułapek. To ty podobno jesteś specem w takich sprawach. Chyba, że się mylę.
-Jak wszyscy na raz wpakujemy się w gówno, to kto nas będzie wyciągał?- dodał Cogito drapiąc się po zgrabnym Cristinowym zadku, po własnym zadku... obecnie.
- To chyba ty się boisz, Cerre, skoro nie chcesz iść przodem - uśmiechnął się Bared. - Nie będę ci przeszkadzać. No dalej, proszę. Czemu jeszcze tu stoisz?
-Może dlatego, że ona jest od walenia po pyskach, a złodzieje od znajdowania pułapek. Po prostu przyznaj, że jesteś ofiarą losu i przynajmniej będziemy wiedzieli na kogo liczyć, a na kogo nie.- mruknął mag i zaczął schodzić po spiralnych schodach w dół utyskując Cristin.-Nie wiem kto tu ma gorszą rękę do doboru ludzi kapłanko, ty czy twój bóg.
- Och, biedny Baredzik się spietrał - zakpiła z Bareda Cerre. - Zgadzam się z tobą, Cogito, absolutna racja; to dupa, nie łotrzyk. Ja idę dalej - machnęła ręką na łotrzyka, a poszła za Cogito. Wielki pan złodziej, wielkie mi co, stwierdziła z kpiną w myślach mniszka.
Bared, nie przejmując się ani słowami maga, ani tym bardziej stwierdzeniem Cerre, oparł się wygodnie o ścianę. Czekał spokojnie, aż jego dzielni towarzysze sobie pójdą. Skoro tu nie trzeba było jeść to znaczyło, że ma bardzo dużo czasu. Może i wieczność. Pod warunkiem, że nie będzie się starzeć. To by było mniej przyjemne.
- Bloede arse! - Anteria niespodziewanie zaklęła w nieznanym nikomu języku. TO znaczy... przynajmniej tak to brzmiało. - Jak dzieci! Prawdziwy wojownik nie boi się byle korytarza!
Wyrwała Cristin z ręki świecący kamyk tak brutalnie, że niemal przewróciła kapłankę i bez słowa ruszyła w głąb korytarza.
- Zatrzymaj się! - powiedział Bared. Może nie był to krzyk, ale niewiele do niego brakowało.
Anteria nie słuchała. Jej sylwetka się oddalała... aż w końcu się zatrzymała kilkanaście metrów od pozostałych.
- Są drzwi! - krzyknęła i spróbowała je otworzyć.
W rezultacie wojowniczka... wpadła w podłogę. Wraz ze swoim źródłem światła. O tym, że nic jej nie jest, świadczyły kolejne, wyjątkowo głośne przekleństwa dochodzące stamtąd.
Zaś z drugiej strony, od spiralnych schodów, zaczęli słyszeć ruchy i metaliczne odgłosy. Zbliżały się.
- Brawo - sarknęła Cerre na całą tą sytuację. Jeszcze jedna mądra się znalazła. Ale teraz nie było więcej czasu na parskanie. - Ale nie zamierzam prać się z legionem złomu...
Zastanawiała się, czy wpaść tam, gdzie Anteria, czy wpaść za drzwi. W tej materii już nie polegała na Baredzie - jak dla Cerre zawiódł na prawie że całej linii. Już nawet w grę nie wchodziła antysympatia do tego osobnika.
- Do drzwi... - i zerknęła pytająco na Cogito.
-Na górę... do Grzybka- stwierdził mag wzruszając ramionami.-Wolę walkę na otwartej niż na ciasnej przestrzeni.
Bared, omijając pułapkę, stanął tuż przy drzwiach. Przywiązał do klamki linę i zrzucił na dół.
- Możesz wstać? - spytał.
- Oczywiście, że mogę! - warknęła Anteria. - Nie jestem jak ta dziunia w czarnej sukieneczce! Nie myśl se!
W tym czasie Cogito i Arneo kierowali się już z powrotem ku górze. Zaś Cristin...
- Bared, streszczajcie się! - krzyknęła do łotrzyka wciąż stojąc na schodach. Po chwili rzuciła w dół jakiś mały przedmiot, który najwyraźniej coś przyzwał... jednak Bared nie widział co to było.
- No to wyłaź stamtąd, skoro masz linę - powiedział Bared. - I to szybko, bo zaraz się zacznie bijatyka. Chyba nie chcesz się spóźnić.
- Kurwa, ruchy, ludzie! - ponaglała Cerre Bareda i jego “służącą”. Nie miała ochoty na to, żeby stado złomu ją zabiło. Nawet ona nie mogła przecież walczyć przeciw legionom, nie była samowystarczalną armią.
- Znikaj stąd, panno przemądrzała, chyba że chcesz ich od nas odciągnąć - rzucił Bared w stronę mniszki. Potem spojrzał w dół.
Anteria okazała się całkiem szybka w kwestii wspinania się po linie - nie minęło kilka chwil, a już wyszła z dziury.
Mruknęła tylko coś co brzmiało jak podziękowanie Baredowi. Ten odwiązał linę.
W międzyczasie Cristin i Cerre zdecydowały się wejść do pokoju, gdyż cokolwiek czarnowłosa-niziołek przyzwała, nie wytrzymało długo z napastnikami. I wkrótce ich ujrzeli.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-08-2011 o 20:38.
Ryo jest offline  
Stary 19-08-2011, 15:06   #274
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Było ich w sumie cztery posągi - prawie tak jak mówił Grzybek. Jednak ich wyposażenie, czyli zbroje, miecze i tarcze były jak najbardziej prawdziwe. Ktoś po prostu przyodział posągi w zwykły ekwipunek.
Jakby tego było mało, zaraz za ożywionymi statuami wlało się do pokoju mnóstwo wody. I uformowało w kształt.


Żywiołak wody. Wielkie bydlę.
W międzyczasie Cogito wraz z Arneo byli już z powrotem na samej górze. Czarodziej rzucił na siebie zaklęcia obronne i czekał, jednak nic do niego nie przychodziło.
Nie czekając na cokolwiek Bared sięgnął po różdżkę. Miał nadzieję, że żywiołak ucieszy się z ognistej niespodzianki.
Oczywiście obie panny musiały się znaleźć między nim, a celem. Pozbycie się jednej czy drugiej byłoby o tyle problemem, że ilość osób, znajdujących się między nim a wrogiem nieco by się zmniejszyła.
Przeskoczył zatem przez pułapkę w podłodze, a potem posłał w stojący na przeciw niego posąg kulę ognia.
- Krysia, masz może jakieś małe czary-mary na użyczenie - rzuciła do Cristin mniszka pod postacią Bareda. - Umiesz zaklinać, dajmy na to, ogień w broń?
- Po ogień to się zgłoś do swojego kochasia, co zwiał na górę! - odparła czarnowłosa-niziołek. Jednakże rzuciła na mniszkę przydatne zaklęcie, dzięki któremu Cerre poczuła się lekka jak piórko i “zdolna góry przenosić”. - A teraz idź tam i dokop im!
- Tak jest - uśmiechnęła się zawadiacko. Teraz pozostało jedynie pewnie, a raczej szybko, podejść do żywiołaka i mu przyłożyć. W końcu lepszej broni przy sobie nie miała jak tą, którą... posiadała. Co też ostatecznie uczyniła.
Kula ognia wybuchła z hukiem tuż przed jednym z posągów pochłaniając na chwilę wszystkich przeciwników w płomieniach. Przez chwilę to wyglądało jakby ten jeden atak zakończył całą walkę. Gdzieżby tam! Prędko się okazało, że żywiołak został ledwo draśnięty przez płomienie, zaś posągi były zwyczajnie naturalnie odporne na wszelkiego rodzaju obrażenia, w tym ogień. W końcu były chodzącymi kamieniami.
W następnej kolejności Cerre, wsparta magią czarnowłosej-niziołka, zaatakowała brutalnie żywiołaka. I nie było to draśnięcie - ciecz z której składał się przybysz była twarda niczym głaz, zaś mniszka bezlitośnie ją przecięła wywołując tym lekki jęk bólu przeciwnika. Który nie zamierzał być dłużny - dwa wielkie łapska z wody uniosły się, by ukarać Cerre za jej zuchwalstwo. Tylko jedna trafiła, gdyż przeciwnik zrodzony z wody nie radził sobie zbyt dobrze na kamiennej posadzce. Niemniej... cios był wystarczająco silny, by mniszce pociemniało w oczach i prawdopodobnie połamało jej jakieś żebro.
Następnie do akcji wkroczył pierwszy z posągów omijając mniszkę i atakując kapłankę - jednakże zdołał ją jedynie drasnąć swoim mieczem.
I rozległ się potężny ryk - to Anteria wpadła w barbarzyński szał i natarła na niedoszłego ciemiężyciela Cristin - jej topór wbił się głęboko w posąg, jednak ciężko było stwierdzić czy go to zabolało... wszak nie potrafił nawet mówić.
Kolejna ożywiona statua wkroczyła do akcji, również przeciw Cristin - tym razem cios był celny, prawie śmiertelny w klatkę piersiową (krytyk!) i spowodował jęk bólu ze strony kapłanki.
Pozostałe dwa posągi wspomagały żywiołaka w walce z mniszką - Cerre szybko stwierdziła, że jest flankowana i raczej długo nie wytrzyma w takiej pozycji. Niemniej żaden z jej dwóch nowych przeciwników nie zdołał jeszcze wyrządzić jej krzywdy.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o zastosowanie broni masowego rażenia, pomyślał Bared. Błyskawicznie zamienił różdżkę na kuszę i przesunął się tak, by stanąć w otwartych drzwiach. Potem uniósł kuszę i strzelił do posągu stojącego naprzeciw kapłanki-niziołka.
Trzech przeciwników na raz... nie ważne, czy duzi czy mali, Cerre nie zamierzała się aż tak ryzykownie bawić. Zwłaszcza, że chwilę temu nieźle się jej oberwało. Zdecydowała się wycofać, zanim przeciwnicy otoczą ją tak, że nie zdoła się obronić. Swoją skórę ceniła aż za bardzo, a kolejnego żebra szkoda jej było łamać. Szczęśliwie, ominęła dwa ataki, żywiołaka i najbliżej stojącego niego ożywionego posągu. Zdecydowała się przywalić porządnie figurze, która stała przed Cristin.
Bełt napełniony elektrycznością pomknął w kierunku jednego z posągów wbijając się prosto w głowę. U normalnej osoby oznaczałoby to śmierć na miejscu, jednak ożywiony przedmiot trudno uznać za normalną osobę.
Cerre natomiast musiała czym prędzej się oddalić od przeciwników - dzięki wrodzonej zwinności i wieloletniemu doświadczeniu udało jej się to bez żadnych dodatkowych obrażeń ze strony adwersarzy. Zraniła nawet jednego z nich w ten zakuty, kamienny łeb!
W tym czasie kapłanka Cyrica również uznała, że czas się zmywać i rzuciła na siebie zaklęcie niewidzialności, uważając jednocześnie by nie narazić się na dodatkowe uszczerbki na zdrowiu od przeciwników. I zniknęła.
Następnie żywiołak wody ryknął wściekle coś w niezrozumiałym dla nikogo języku - prawdopodobnie chodziło o to, że jego ożywione pachołki blokowały mu drogę i nie mógł nic zrobić.
Skutek jego komendy był natychmiastowy - jeden z posągów czym prędzej ruszył na Bareda, skutecznie omijając po drodze topór Anterii. Wymierzył w łotrzyka niezwykle celne cięcie przez klatkę piersiową, zakrwawiając tym samym jego tors (krytyk!).
Wojowniczka też nie próżnowała i zamierzała wykończyć innego przeciwnika, który stał przed nią - bestialskie cięcie toporem niemal rozłupało statuę na dwie części, jednak... wciąż tam stała.
Następnie pozostałe trzy posągi dokonywały roszady, żeby umożliwić swojemu “panu” dojście do towarzyszy - jeden przesunął się na środek i ciął wojowniczkę w uda, drugi podszedł do Cerre i wbił miecz w jej ramię, zaś trzeci przemknął między kobietami by celnie zaatakować Anterię, wskutek czego został trafiony przez mniszkę w kamienną nogę.

Bared z zadowoleniem stwierdził, że mimo celnego ciosu był żywy, chociaż posąg, który go zaatakował, stał nieprzyjemnie blisko. Oczywiście przedstawiciele jego klasy nie powinni walczyć w pierwszej linii, ale skoro już do tego doszło Bared nie zamierzał od razu uciekać.
Błyskawicznie zamienił kuszę na dwa rapiery i zaatakował stojący obok niego posąg.
To się zaczęło dziać. Walka toczyła się dalej, a Cerre nie zamierzała nadal siedzieć spokojnie i grzecznie. Wszak przynajmniej dwie rzeczy koło niej prosiły się o porządny łomot. Mniszka rozważała, czy jest lepiej dobić posąg po jej prawicy czy ten znajdujący się w centrum. Zdecydowała, że lepiej rozwalić ten po prawicy, może szybciej padnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-08-2011, 22:53   #275
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łotrzyk zwinnie zadał dwa niemalże podręcznikowe dźgnięcia w oba “barki” posągu - jeden wybuchł płomieniami, drugi zaś został zmrożony.
W tym czasie Cerre usilnie próbowała wykończyć ciężko już rozłupanego przeciwnika - jednak jeden jej cios nie przebił się przez tarczę ofiary, drugi zaś odłupał tylko troszkę materiału z jego kamiennego cielska.
Następnie Cristin pojawiła się tuż za przeciwnikiem Bareda po prostu go dotykając. Jednak jej dłoń była w tym czasie nasączona wyjątkowo mocnym ładunkiem negatywnej energii - wystarczającym, żeby posąg się rozpadł w drobny mak, zostawiając po sobie tylko swój ekwipunek.
Następnie żywiołak wody dumnie przystąpił do zaatakowania Anterii - obie łapy, niczym wodne bicze, przeszyły wojowniczkę wywołując tym samym jej wściekły wrzask bólu.
Jednak była za daleko, żeby mu oddać - zdecydowała się więc ugodzić przeciwnika za sobą, niemalże go rozbijając na dwie części.
Następnie zaś posąg, którego zaatakowała wcześniej Cerre postanowił jej oddać... w wielkim i bolesnym stylu. Ostrze śmignęło w powietrzu rozcinając mniszce brzuch (krytyk!) tak, że kobieta prawie zgięła się wpół. Wiedziała, że długo takiej wymiany ciosów już nie wytrzyma.
Pozostałe dwa posągi zaś chybiły swoich celów - jeden w mniszkę, jeden w wojowniczkę.
Towarzysze posłyszeli też kroki na schodach... to Cogito i Arneo zdecydowali się wreszcie wrócić do nich i wspomóc ich w walce.

Po posągu została kupka pyłu i trochę niepotrzebnego już sprzętu. Za to zostało jeszcze kilka innych ruchomych figur. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, który nakazywał trzymać się jak najdalej od pola walki, Bared ruszył do przodu by zaatakować posąg, z którym walczyła Anteria.
Cerre nie zwróciła uwagi ani na Cogito ani na jego sługusa. Poniekąd porażona bólem musiała walczyć - z przynajmniej pękniętym żebrem i rozprutym brzuchem. Uf, jeszcze trochę brakowało, żeby wyszło jelitko na zewnątrz. A kogo niej znajdowały się wciąż na posągi - bardziej co prawda uszkodzone niż całe, ale jeszcze były w stanie zadawać poważniejsze ciosy. Postanowiła się cofnąć parę kroków do tyłu, nie zważając na ból. Trzeba było ostatecznie pozbyć się posągu z prawej strony i jednocześnie oddalić się od przeciwnika stojącego na przeciwko.
Łotrzyk niemalże zaszarżował na przeciwnika z którym zmagała się wojowniczka - tym razem trafił tylko jedną bronią. Teraz posąg wyglądał, jakby najmniejszy podmuch wiatru miał być jego końcem - ktoś musiał jedynie go wykonać.
W tym czasie mniszka znów się wycofała i w rozpaczliwej walce o życie grzmotnęła dwa razy jednego z przeciwników. Jej determinacja okazała się wystarczająca, by ten również się rozpadł w drobny mak.
Podobny efekt osiągnęła Cristin-niziołek podbiegając do posągu dźgniętego przed chwilą przez Bareda. W jej dłoni zalśniło berło-buzdygan - to samo, które łotrzyk dał jej jakiś czas temu. Jeden celny cios wystarczył, by ich zmartwienia zmniejszyły się o jednego przeciwnika.
Żywiołak wody najwyraźniej dostrzegł do czego zmierza ta walka, bowiem wydał ostatniej żyjącej statule jakieś polecenie, sam zaś grzmotnął po raz kolejny Anterię - tym razem nieco mocniej niż poprzednio. Wojowniczka wyglądała już naprawdę bardzo źle - kolejny taki atak mógł się okazać jej ostatnim.
I to też odbiło się na jej skuteczności - nie miała już przeciwnika za sobą, więc zmierzyła się z wielkim tworem wody - niestety oba wyprowadzone przez nią cięcia okazały się chybione.
Na sam koniec ożywiony żołnierz wykonał rozkaz swojego pana uderzając mieczem... w tarczę. Rozległo się przez to głośne i charakterystyczne echo. Dźwięk zmienił się po chwili w nieznośne... krakanie. I oto całe stado wron przyleciało z dołu, od strony spiralnych schodów.


Ominęły Cogito i Arneo. Przeleciały nad żywiołakiem i za nic miały sobie wszelkie możliwe próby ich zatrzymania. A przez cały czas ich skrzeczenie układało się w słowa “Intruzi! Intruzi!”. W końcu zniknęły w odmętach otwartych drzwi przy zapadni, jak i w samej zapadni. Zaś krakanie powoli cichło w oddali.

Mag przybył otoczony tęczową kolorową aurą i w wyraźnie złym humorze. Z wyraźną dezaprobatą rozejrzał się po pomieszczeniu. Właśnie dlatego nie lubił takich miejsc.Nie można było zaszaleć. Kula ognista którą mógłby przysmażyć żywiołaka ognia, przypiekła by i Cerre.
Krzyknął więc.-Cerre odstąp! Arneo waruj.
Nie zamierzał posłać swego chowańca do walki. Ktoś w końcu musiał go chronić przed bezpośrednim zagrożeniem.
-Te łotrzyk... skacz do dziury bo oberwiesz!- krzyknął szalony mag inkantując następnie czar.
Drżąca siło
dźwięku siło
kierowana woli mocą
swym rezonującym rykiem
przybądź z mi z pomocą.

Tarcza kolorów otaczająca maga zadrżała, barwy zblakły, a Cogito zacisnął zęby z wściekłości. Magia od niego odpływała. Moc która została przelana w czar, była wyjątkowo słaba. Ale powietrze otaczające jego dłoń drgnęło... I dźwiękowy impuls pognał prostą drogą przeszywając żywiołaka wody i wszystko na swej drodze.
Arneo był wyraźnie niepocieszony rozkazem od swojego pana, jednak posłusznie został na miejscu.
Pocisk został wysłany, jednak zarówno żywiołak wody, jak i Bared się przed nim uchylili... ten pierwszy częściowo, ten drugi zaś całkowicie. I może byłby z tego jakiś efekt na tworze wody mimo wszystko, gdyby nie jego naturalna odporność na wszelkie uszczerbki - magia szalonego maga, można rzec, spłynęła po nim bez większego efektu.

Aby pomagać sojusznikom nie zawsze trzeba wsadzać ich przeciwnikom ostrza w plecy. Jeśli ktoś jest ranny, tak jak Anteria, to równie pomocne jest małe leczenie. Dlatego też Bared zamienił rapier na różdżkę i ruszył w stronę wojowniczki.
- Coireala - powiedział.
Złoto-błękitny błysk spłynął z różdżki trafiając w Anterię.
Cerre natomiast była zdana bardziej na siebie. Rzecz jasna, nie prosiła nikogo o pomoc. Sama oddaliła się od przeciwników i zażyła solidną porcję eliksiru. Może niezbyt wiele to było, ale ponoć i to lepsze było niż nic.
Pomoc medyczna ze strony Bareda zdziwiła wojowniczkę, jednak nie miała czasu na zareagowanie. Natomiast eliksir, który wypiła Cerre pomógł naprawdę niewiele - efekt był praktycznie znikomy. I może musiałaby się wciąż użerać z upartym posągiem, gdyby nie stanął przed nią uparty niziołek, aktualnie kapłanka Cyrica.
Cristin rzuciła kolejne zaklęcie zadające rany i, tak jak poprzednio, posąg rozsypał się w drobny mak. Teraz został im już tylko wodny twór, który nie próżnował - kolejnym ciosem nie tylko zniwelował całą magię leczniczą Bareda na Anterii, ale zostawił ją w jeszcze gorszym stanie. Jednak, jakimś cudem, wciąż stała na nogach.
I ona nie zamierzała zostawać dłużna - wzięła szeroki zamach toporem i rozcięła wodny korpus potwora. Ciecz wylała się na podłogę, czemu towarzyszył głośny jęk żywiołaka.
Po wyeliminowaniu innych zagrożeń pozostał żywiołak, ciężka bestia. Nie było już sensu stosować obszarówek, nie było też powodu trzymać Arneo na smyczy.
-Bierz go.- rzekł mag do swego chowańca intonując kolejne zaklęcia.
-Orężu Otchłani
Znaku złego losu
Ty, który przynosisz straszliwe męki
Bądź posłuszny, potęgo chaosu
Zniszcz mego wroga toporze udręki.

Magia znów go nie słuchała, odpływ mocy był spory. Mimo to mniejszy niż przed chwilą. Nad Żywiołakiem ukształtowała się na kształt pulsującego chorobliwie zielonkawą energią topora. Któryż to oręż z impetem uderzył w żywiołaka.
Nie przebił się jednak przez grubą powierzchnię istoty. Był jednak efekt dodatkowy - błękitna energia, która otoczyła twór wodny i prawdopodobnie miała go sparaliżować. Jednak szybko się rozproszyła, gdyż żywiołaki z natury były niepodatne na podobne efekty.
Arneo natomiast z radością wykonał polecenie swojego pana - ustawił się na przeciw Anterii flankując przeciwnika. Jednak nie pomogło mu to trafić żywiołaka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-08-2011, 11:49   #276
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Bared zaklął pod nosem widząc, że kolejny atak ich maga skończył się niepowodzeniem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ponownie sięgnął po rapier i mijając Anterię zaatakował żywiołaka. Miał nadzieję, że wodny stwór nie lubi ani lodu, ani ognia.
Cóż, teraz albo nigdy... Nie, to nie była ta zasada... Cerre zerknęła na stwora, a następnie na Cogito. Bareda odnośnie uleczania prosić o pomoc nie będzie, zresztą ewidentnie było widać, że był na to zbyt zajęty (cóż, bez tego pewnie też byłby). Przy okazji mogła dopomóc drużynie i spełnić, być może, ostatnią posługę. Ponoć bez ryzyka nie było zabawy. Postanowiła zatem przejść koło żywiołaka, przykopać mu i przejść dalej do maga.
Teraz wszyscy rzucili się na żywiołaka wody, który był ostatnim i jednocześnie najcięższym przeciwnikiem. Bared wykonał trzy ciosy z których tylko jeden okazał się celny i zranił potwora. Cerre udało się uniknąć wielkiej, wodnej łapy kiedy podchodziła do przeciwnika - jej cios również okazał się celny i szkodliwy dla żywiołaka.
Mniej szczęścia miała kapłanka, która także dobiegła do przeciwnika, ale nie trafiła go.
Za to wodny twór trafił Anterię... po raz ostatni. Dwa wodne bicze, którymi były jego łapy, posłały ją na posadzkę pozbawiając przytomności. Teraz żywiołak zwrócił swe małe, czarne ślepia ku Cerre...
Kolejne zaklęcie, kolejna kiepska rymowanka w wykonaniu Cogito.Magia tym razem przybrała niczym wzburzone morze, stając się falą jego gniewu. Wokół palców maga zaiskrzyło. Strumienie energii elektrycznej uderzyły w wodną bestię.
Dwa magiczne promienie elektryczności Cogito dotkliwie zraniły żywiołaka, w przeciwieństwie do jego poprzednich zaklęć. Teraz sporo cieczy się z niego wylało i wyglądało na to, że długo nie wytrzyma takiego tempa.
W tym przekonaniu utwierdził wszystkich Arneo - jego pięści przeszyły przeciwnika niemalże na wylot rozchlapując wodę dookoła.

W tym momencie Anteria wyglądała jakby gorzej, niż żywiołak. I Bared miał wrażenie, że znowu powinien zająć się wojowniczką, zamiast dobijać potwora. Ponownie sięgnął po różdżkę i zabrał się za leczenie leżącej.
I tak oto spadła wydajność i moc drużyny. Barbarzynka padła, jeszcze nie trupem, ale padła, Cerre ledwie zipała, a mały Arneo oraz Cristin (raczej mała Krysia i duży Arneo) musieli zająć się wodnistym, łażącym, sporym “gówniarzem”. Bared stwierdził, że tym razem zabawi się w uzdrowiciela. Czy w takim stanie, jakim była mniszka, nie lepiej było zabrać nogi i flaki za pas i czmychać z tego miejsca? Owszem, byłoby, zwłaszcza, że potwór niepokojąco “groźnie” spojrzał na ciemnowłosego chłopaczka. Cofnęła się nieco od monstrum, żeby przypadkiem nie tknęło jej tym swoim paskudnym łapskiem czy innym ustrojstwem, podeszła do Cogito i spytała się go:
- Cogito, masz jakieś porządne zaklęcie lecznicze albo użyczyć porządnego eliksiru na obrażenia?
-Jeden ci dałem.-odparł mag skupiony na wodnym przeciwniku.
- Już go nie mam... Zużyłam... - odparła szybko Cerre.
Mag podał dziewczynie jedną fiolkę z leczniczą cieczą.
- Dzięki - i łyknęła zdrowo eliksiru.
-Nie dziekuj i nie ruszaj się stąd.- odparł krótko mag.
- Chwilę nie zamierzam się ruszać - mruknęła. - Działaj, ja zaraz dołączę - dodała.
Łotrzyk schylił się by dotknąć wojowniczkę różdżką, co przypłacił słono wodnym uderzeniem. Na szczęście jednak nie stracił koncentracji i uleczył Anterię, tak że odzyskała świadomość.
Cristin w tym czasie, widząc że twór jest na chwilę zajęty Baredem, rzuciła kolejne ze swoich zaklęć zadających obrażenia - dotknięty taką dawką bólu żywiołak postanowił czym prędzej się jej odwdzięczyć dwoma potężnymi ciosami, które niemalże posłały ją na ścianę.
Na koniec nowo przebudzona Anteria wstała i z rykiem skoczyła na potwora - tak prowadzony przez nią topór rozciął powierzchnię wodnego żywiołaka od góry do samej podłogi.
Woda polała się we wszystkie strony obejmując dokładnie każdego z nich. To był koniec walki.
Wojowniczka, dysząc ciężko, spojrzała na Bareda. Uspokoiła się, ugasiła swoją rządzę krwi.
I znów padła nieprzytomna - wymagała dalszego leczenia.

Po dłuższej chwili Cristin zwlokła się z podłogi - zakaszlała, gdyż woda dostała jej się do płuc, i powiedziała wskazując na drzwi z zapadnią:
- A więc ustalmy fakty. Tam nie ma laboratorium alchemicznego, którego szukamy. Bo gdyby było, to nie byłoby tu tych drzwi.
- Ciekawe rozumowanie - odparł Bared, ponownie pochylając się nad leżącą. Ponownie użył różdżki. - Zechcesz może to uzasadnić?
- Ależ naturalnie. - odchrząknęła. - Wyobraź sobie, że jesteś Grzybkiem. Dragonne zamienionym w hipogryfa. W jaki sposób otworzyłbyś te drzwi? A potem w pośpiechu uciekając z miejsca w którym narobiłeś hałasu, zamknął je?
- A kto powiedział, że to on zamknął te drzwi? - odparł Bared. - Równie dobrze mógł je zamknąć kto inny. A hipogryf nie musiałby wpaść w pułapkę. Jest dość duży.
-A zamilczcie się oboje. Chcesz iść przez drzwi. Twoja wola.- warknął mag.- Idź korytarzem, jak długo chcesz.
- Nie lubisz dyskusji to zatkaj uszy - stwierdził Bared. - A w ogóle to rusz się stąd, zanim te kruki sprowadzą kolejne osobniki, którym się nie spodoba nasza obecność.
Anteria ze świstem wciągnęła powietrze, kiedy magia Baredowej różdżki znów go uzdrowiła. Wstała z jękiem bólu.
- Dziękuję. To już trzeci raz ratujesz mi życie. - uśmiechnęła się niemrawo.
- Od tego są przyjaciele - odparł Bared. - Chodź do góry - powiedział . - Tam dokończymy kurację, żebyś odzyskała siły.
- Do góry? - sprzeciwiła się kapłanka. - Mieliśmy iść na dół! Laboratorium, zielona mikstura? Nie chcę już dłużej mieć metra wzrostu!
- No to idź - mruknął Bared. - Jeszcze parę posągów i nikt z nas nie będzie w stanie nawet uciekać. Jesteś w stanie kogoś uleczyć?
Na to ostatnie pytanie Cristin uśmiechnęła się. Wyciągnęła zza pasa dwie różdżki lecznicze i kilka zwojów z zaklęciami.
- Przygotowałam się. - odrzekła.
-No to podlecz Cerre na początek i możemy iść. A oni niech robią co chcą.-stwierdził Cogito wzruszając ramionami wskazując kciukiem na Anterię i Bareda.-Żaden pożytek z łotrzyka trzymającego się z tyłu.
Cogito prezentował uroczo egoistyczne podejście do zagadnienia. Ale skoro odpowiadało mu takie dzielenie drużyna na swoich i obcych, co na pomoc nie zasługują, to Bared na to nic nie mógł poradzić.
- Chodź - powiedział do Anterii, kierując się w stronę schodów.
Wojowniczka skinęła głową i chwiejnym krokiem podążyła za łotrzykiem, podczas gdy Cristin uśmiechnęła się szyderczo i zabrała się za uzdrawianie Cerre. Oraz siebie.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 21-08-2011, 20:31   #277
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Drużyna rozdzieliła się - Cogito, Arneo, Cerre i Cristin od razu po szybkim uleczeniu się z ran poszli na dół, zaś Bared i Anteria poszli schodami w górę. Nie doszli jednak do końca - łotrzyk zarządził zatrzymanie się w trakcie i zaczął się leczyć przy pomocy różdżki, by następnie to samo zrobić z wojowniczką.
Po minucie oboje byli już w pełni zdrowi i ubożsi o kilkanaście ładunków cennej różdżki leczniczej Bareda. Na szczęście jednak miał takie dwie.

I chcieli dołączyć do pozostałych na dole. Jednak coś już zdążyło zablokować im drogę.


Allipy... obłąkane dusze jakichś nieszczęśników, którzy najprawdopodobniej stracili zmysły w trakcie umierania i nawiedzali teraz te okolice.
Dwa stwory zdawały się nie zauważać ani Bareda, ani Anterii - snuły się powoli w dół schodów, jakby coś je tam przyciągało. I poruszały się wyjątkowo powoli. Jeśli łotrzyk miał zamiar czekać, aż te duchy łaskawie zejdą na sam dół i będzie szedł za nimi... mogło minąć bogowie wiedzą ile czasu!
Oczywiście stwory snuły się w dół po spiralnych schodach i nie sposób było ich ominąć, chyba że przejść “przez” nie. Jednak dotyk takiego nieumarłego nie był ani przyjemny, ani zdrowy.
I nie był to koniec atrakcji - w pomieszczeniu, gdzie jeszcze kilka minut temu cała drużyna toczyła zacięty bój gromadziło się więcej tych i innych dziwactw. W powietrzu unosiło się tam jeszcze kilka allipów.

Były też ludzkie zjawy wyglądające uderzająco podobnie do ożywionych posągów, które przed momentem pokonali - beznamiętna twarz, to samo wyposażenie. Tylko... w bezcielesnej formie. I wszystko co całkowicie ignorowało Bareda i Anterię. Właściwie to ignorowali wszystko dookoła - po prostu byli w tym korytarzu. Łotrzyk i wojowniczka musieli wymyślić jakiś sposób przedostania się między nimi do dalszego pomieszczenia, albo obok sunących w dół dwóch allipów.

W tym czasie reszta drużyny podążała za wyraźnym tropem - wodą na podłodze pozostawioną przez pokonanego już żywiołaka wody. Logika była prosta: dojść do miejsca skąd przyszedł i sprawdzić czego pilnował wcześniej.
Pomysł o tyleż prosty, co trafiony. Bo zawiódł ich wprost do laboratorium alchemicznego o którym mówił Grzybek.


W środku znaleźli mnóstwo różnych rzeczy, niektóre z nich budziły w zebranych niesmak, a nawet obrzydzenie, czy niewyjaśnione odruchy wymiotne.
Fiolki z różnymi płynami były zaledwie początkiem... pod sufitem unosiło się na sznurku jakieś wypatroszone (ale nie wypchane) ptaszysko, na półkach stały słoje z nie-zawsze-znanymi częściami zdecydowanie-nieznanych istot.

Na podłodze walała się czyjaś czaszka. I kilka innych, ludzkich kości. W beczce, w rogu pomieszczenia kisiły się, w nieznanym, mętnym płynie, oczy... mnóstwo oczu.

Była jednak jedna rzecz, która wyjątkowo mocno rzucała się w oczy. Właściwie to dwie... niewielkie poduszeczki zawieszone na wysokości na ścianie. Jedna była zielona, druga zaś czerwona - w obu były powtykane po trzy różnokolorowe kamyki, które Cogito natychmiast rozpoznał jako magiczne, potencjalnie przydatne przedmioty. Wystarczyło wyciągnąć po nie rękę... niestety Cristin nie mogła tego uczynić - jej niziołczy stan nie pozwalał jej mierzyć wystarczająco wysoko, do owych poduszeczek.

Znalezienie eliksiru o zielonym zabarwieniu, zachwalanego przez Grzybka jako remedium na ich problemy cielesne, również nie było trudne - pełno było tej mikstury w jednym z kotłów i można było ją czerpać przy pomocy chochli.
 
Gettor jest offline  
Stary 21-08-2011, 23:53   #278
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jedno, drugie, trzecie użycie różdżki, potem kolejne i następne.
Cerre, Cristin, Cogito i Arneo ruszyli w dół, a Bared stale zajmował się leczeniem Anterii. Gdy wreszcie skończył i schował różdżkę, kobieta zerwała się na równe nogi.
- A to skąd się tu wzięło? - spytała, chwytając za topór.
Bared obejrzał się, zaskoczony nieco faktem, że ani on, ani Anteria nic nie słyszeli. Wnet jednak przestał się dziwić. Zwykle jest tak, ze duchy poruszają się bardzo cicho. Te dwa, które znalazły się na prowadzących w dół schodach pod tym względem nie różniły się niczym od innych. Unosiły się bezszelestnie tuż nad kamiennymi stopniami. Oczywiście bezcielesna mgiełka nie stanowiła żadnej przeszkody dla dwóch dorosłych osób, ale przechodzenie przez duchy podobno nie służyło zdrowiu. Niestety, duchy zajmowały całą szerokość skręconych schodów.


W dodatku szły w dół szalenie powoli.
Oczywiście można by iść za nimi w takim ślimaczym tempie, ale nie wiadomo, ile czasu by minęło, zanim znaleźliby się na dole, w laboratorium. A tamta czwórka mogłaby wypić cały zielony napój, dzięki któremu można by odzyskać dawny kształt.
- Rozwalmy je! - zaproponowała Anteria.
Bared nie miał nic przeciwko temu. Dobył rapierów.

Trzy magiczne ostrza raz dwa rozprawiły się z widmami, które nie stawiały żadnego oporu. Niestety usunięcie duchów, chociaż rozegrało się bezgłośnie, w jakiś sposób sprowokowało trzy zjawy, które wraz z czterema innymi widmami kręciły się w bocznym korytarzu, niedaleko dziury w podłodze. Zjawy natychmiast ruszyły w stronę Anterii i Bareda.
- Na dół - polecił Bared, ku niezadowoleniu Anterii, która chciała wysłać w niebyt kolejne duchy.
Szybko ruszyli w dół.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-08-2011, 13:26   #279
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Szalony mag zbadawszy obszar pracowni prostym zaklęciem detekcji, zaczął przeszukiwać go, bynajmniej nie w celu zdobycia magicznych łupów. A bardziej informacji...
W swych poszukiwaniach kierował się własną pokręconą niczym baranie rogi logiką i nie reagował na działania reszty grupy.
Kiedy tylko Cerre zorientowała się w użyteczności klejnotów zatkniętych w małe poduszeczki, natychmiast po nie sięgnęła. Na pierwszy cel upatrzyła sobie ognistoniebieską kulę.
Jednak kiedy tylko jej dotknęła, pociemniało jej w oczach. Świat zaczął rosnąć i rosnąć, a jej ciężko było się skupić na czymkolwiek i czuła rosnące nudności.
W końcu jej proces kurczenia się zatrzymał się... na mniej więcej półtorej stopy wzrostu! Była teraz mniejsza niż Cristin!
- Żesz kurwa! - zaklnęła soczyście ofiara klątwy. - Świetnie, o jednego kurdupla więcej. - wpiekliła się. Nie mogła dosięgnąć poduszek, a tym bardziej kamyków; nawet gdyby mogła to pewnie nie miałaby ochoty ich dotykać.

Podczas gdy Arneo praktycznie nie zareagował na to, co się stało, kapłanka parsknęła śmiechem na całe gardło.
- Prze... przepraszam. - odparła po kilku chwilach, wciąż krztusząc się ze śmiechu i wycierając łzy z policzka.
- Hahaha - odrzekła Cerre. - Najlepsza sytuacja to byłaby dla Bareda... - mruknęła i wzięła się za penetrowanie niższej partii pomieszczenia. - Śmiechu kurna warte...
- Taak... - westchnęła, wciąż chichocząc pod nosem. Rozglądnęła się po pokoju, zawiesiwszy na chwilę wzrok na kociołku z zielonym eliksirem. Jednak nie miała zamiaru próbować go jako pierwsza.

Cerre nie miała ochoty być okazem diabelstwa-miniaturki, ale niestety los i złośliwi “bogowie” zagrali jej na nosie. Zresztą po raz kolejny! Diabliczka miała ochotę wrzasnąć wniebogłosy, rozwalić krzesła w drobny mak - wyładować w jakikolwiek sposób wściekłość. Ale wówczas ściągnęłaby jakieś licho do laboratorium, więc starała się wziąć głęboki wdech. To była kara za to, że nie zachowała ostrożności i dotknęła. podejrzanych rzeczy. Teraz ta sytuacja zmobilizowała Cerre, żeby poszukać “serum wzrostu”. Nie chciała być gówniarzem, dopiero teraz doceniła swój poprzedni wzrost.

-I po coś dotykała tego szmelcu... tych niedoróbek po jakimś pożal się bogom, magiku od siedmiu boleści?- spytał retorycznie mag zajęty swoimi własnymi poszukiwaniami.
- Noż, kurwa, ja nie wiem po co, jebaństwo jedne! - nadal przeklinała soczyście mała Cerre.
-Po nic... mało to partaczy na świecie? Wśród magów też się zdarzają.-stwierdził retorycznie Cogito.
- Weź mi nawet nie mów... - wycedzała słowa przez zęby, ze złością otworzyła kuferek, który znalazła w pomieszczeniu.

Po kilku chwilach znajdzie mały kuferek ukryty pod stertą papierów. W owym kuferku natomiast jakiś tuzin potencjalnie magicznych eliksirów i dwa pręciki potencjalnie będące różdżkami. Cerre wszystko to szybko, a zarazem z ostrożnością zabierała.
- Cogito, sprawdzisz mi, co to za eliksiry - zawołała Cogito.
-Później...-odparł mag. Podrapał sie po kobiecym tyłku... swoim tyłku dodając.-Sprawdzanie trochę zajmie...czasu, właściwie dużo zajmie.
- Teraz sprawdź!
Cogito zignorował jej krzyki, coś tam mamrocząc pod nosem.
- Cogito!
Mag spojrzał na nią wzrokiem Cristin, spojrzeniem wyjątkowo lodowatym. Kobiecy głos odparł równie zimno.-Ile ty masz lat młoda damo?! Już czas wydorośleć. Zachowuj się na dorosłą kobietę przystało. Magia to nie zabawka dla głupców... Nie można sobie pozwolić na nieostrożność. Magia to bestia, którą trzeba okiełznać. Nie można więc niczego badać po łebkach. Mówiłem, że zbadam później...to zbadam... ale później. A teraz nie przeszkadzaj.
Cerre z wściekłości prawie się zjeżyła, oczy jakby zapłonęły ogniem. Nie zamierzała sobie pozwolić na to, by z racji wzrostu traktowano ją jak gówniarza. Co do potencjalnego młodego wieku kwestię mniszka przemilczała.
- Znalazł się, dorosły - burknęła i obruszyła się. Zabrała przedmioty z kuferka. Przy czym złorzeczyła Cogito, bogom, Baredowi i jeszcze raz... na odmianę czarownikowi.
Mag na to nie zareagował. Ta zmienność czarodzieja w tym momencie wręcz ją wkurwiła i gdyby ona w ciele ciemnowłosego złodziejaszka znała się na przywołaniu błyskawic, to pewnie magowi by w ten łeb przygrzmociła jednym solidnym gromem. Ha, ale by mu wtedy dopiekła!

- Raz kozie śmierć - westchnęła Cerre, kiedy dostrzegła spory kocioł. Czy skończy tą wyprawę u nóg balora czy przemieniona w inne plugastwo, czy również w inny, równie nieciekawy sposób... to chyba na jedno miało wychodzić...
Kociołek był zawieszony jakąś stopę nad podłogą. Koło niego znajdował się stół - ponad dwa razy wyższy niż Cerre. Mniszce przypomniała się sytuacja z murem w Gistrzycach.
Postanowiła się na niego wdrapać. Tym razem nie z byle pomocą.
Bowiem w pobliżu stało krzesełko, który sobie diablica dosunęła do stolika. Cerre wdrapywała się prędko na niego, a później na stół. I stanęła nad kociołkiem - teraz trzeba było tylko sięgnąć po chochlę. I co zresztą ostrożnie uczyniła. Wzięła ją i nabrała sobie zielonego eliksiru.
- To chlup w ten głupi dziób - i biorąc ryzyko na własne, pomniejszone barki, napiła się nieco wywaru.
Eliksir na szczęście skrywał dokładnie tyle tajemnic, ile jej obiecywano - na chwilę jej znów pociemniało w oczach, by w końcu... odkryć że znów jest sobą. Z rogami, miedzianymi włosami, biustem... jednak wciąż w pomniejszonej wersji. To nie pocieszyło Cerre, która nadal chciała odzyskać swój dawny wzrost. Jej wzrok padł na przedmioty leżące na stole.
Kilka ludzkich kości, jakieś wypatroszone zwierzę (chyba żaba...), noże do krojenia owego zwierzęcia, szklane rurki i butle na metalowych mocowaniach, trochę pustych kartek, kilka piór do pisania, buteleczka kałamarza... same śmieci, ot co!

Bared stanął w drzwiach i zatrzymał się jak wryty, niemal zwalony z nóg przecudowną mieszaniną aromatów, przypominających mieszaninę wymiocin zmieszanych ze zgniłymi jajami, ozdobionym dodatkowo odrobiną zapachu bardzo starej ryby. Wstrzymał oddech...
- Popatrz! - Anteria trąciła go w bok. - Tam! - wskazała kierunek.
Bared nie mógł uwierzyć własnym oczom... Na stole, obok kociołka, stał malutki Bared z wielką chochlą w garści. A dokładniej - pijący z tej chochli.
- Na demony! - powiedział. - Jak to zrobiłaś?
Bared-miniaturka stał się Cerre-miniaturką!
- Czary-mary, hokus-pokus - wskazała na kocioł. - Ryzykowałam, wypiłam - wzruszyła ramionami, nieco przygnębiona. - I oto jestem...
- Ale niezbyt duża... - stwierdził Bared.
- Aa, te kamyki to lipne są, nie tykaj ich - wskazała skinięciem głowy na poduszeczki z kamyczkami i dodała po chwili. - Twoja dziunia niech ich lepiej też nie tyka, bo będziecie kurduple czy coś.
- Niech to szlag trafi - powiedział. - Jakieś widma się tu wloką... Cogito? Można coś zrobić z tym wzrostem?
- Znowu się zawiesił - mruknęła Cerre i zeskoczyła ze stołu. Chochlę wcześniej wpakowała do kotła.
Bared podszedł do stołu i chwycił chochlę. Wzorem mniszki również i on się napił.
I tak oto łotrzyk powrócił do swojej łotrzykowej postaci.
- Od razu lepiej - powiedział. - Tylko ty czasem nie pij - powiedział do Anterii.
Wojowniczka skinęła głową, na znak że rozumie. Zaraz po nim zaś do kociołka podeszła Cristin i również wychyliła stosowny łyk eliksiru. Jednak w jej przypadku efekt był nieco inny od zamierzonego.
Bo zamiast czarnowłosej kapłanki Cyrica w czarnej sukni, stanęła przed nimi rudowłosa Cristin ubrana w swoją zwyczajową zbroję skórzaną, z rapierem i buzdyganem zawieszonymi u pasa.


Kobieta spojrzała nieprzytomnym wzrokiem po sali. Po chwili dostrzegła łotrzyka.
- Baredzie... - powiedziała. - Gdzie my u diabła jesteśmy? I co tu robimy?
- Witaj w rodzinie... - powiedział po dłuższej chwili Bared.
- Krysia wróciła do starej postaci? - Cerre kątem oka spojrzała na odmienioną Cristin.
- Starej...? - rudowłosa wyraźnie nie rozumiała sytuacji w jakiej się znajduje. - Dojechaliśmy już do Hluthvar? Czy jeszcze nie?
- Jesteśmy w środku - powiedział Bared. - Ty nas tu przeniosłaś, prawdę mówiąc. Ale, powiedzmy, nie byłaś sobą - dodał.
- Najwyraźniej ktoś ci sprał mózg, pewnie ci, co nas wysłali na zadanie - gdybała Cerre, usilnie poszukując sposobu na “wyrośnięcie”.
- Wyprał - poprawił ją Bared. - Ale lepiej nie pij wszystkiego, co ci w ręce wpadnie. A nuż będzie jeszcze gorzej...
- O rany, przecież wiadomo o co chodzi.
Rudowłosa była zdecydowanie zdezorientowana. I to jeszcze bardziej niż tuż przed chwilą.
- Nie pij... - powtórzyła cicho cofając się o krok. I potykając o wiadro bogowie wiedzą czego.
- Szlag... - zaklęła wstając z podłogi. - Więc mówicie, że przez jakiś czas nie byłam sobą? I przywiodłam was tutaj. Ale... O mój boże, co ci się stało!? - dopiero teraz zorientowała się w nowych “rozmiarach” Cerre.
- Byłaś bardzo ładną i bardzo wredną babą - wyjaśnił Bared. - Na szczęście to drugie minęło bez śladu.
- O, co ze mną? - Cerre jakby to zdziwiło, że ktoś się o nią martwi. - Zdradliwe kamyczki... - mruknęła wzruszając ramionami. - Ciul jeden wie, czy przypadkiem nie na zawsze pozostanę kurduplem...
- Może inne by podziałały na odwrót, ale lepiej nie próbuj - ostrzegł ją Bared. - Musimy je jakoś zabrać. Jeśli ktoś je zbada, to może uda się to jakoś odwrócić.
- Ro...zumiem. - powiedziała rudowłosa po dłuższej chwili, starając się odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Spojrzała na innych zebranych: Cogito, Arneo i Anterię.
- Ee... w takim razie kim oni są? - spytała dyskretnie Bareda.
- To jest Anteria. Do niedawna była zamieniona w wilka. Tam stoi Cogito, mag - Bared wskazał na sobowtóra Cristin, tyle że czarnowłosego. - A tamten to Arneo, jego chowaniec. Od niedawna nam towarzyszą.
- W wilka... - upewniła się Cristin, zaś wojowniczka przytaknęła. - Dobrze... Od kiedy to magowie mają chowańce w ludzkiej formie? I dlaczego ten konkretny czarodziej wygląda jak czarnowłosa wersja mnie?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 22-08-2011, 13:51   #280
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bared potarł brodę.
- To magia portalu - powiedział. - Przynajmniej tak sądzę. Gdy się tu przenieśliśmy, każdy z nas wyglądał inaczej, niż w rzeczywistości. Odmienił nas ponownie ten zielony napój. Nie wiem, czy czasem nie powinniśmy zabrać ze sobą większej ilości tego płynu. Może jak stąd wyjdziemy znów będzie potrzebny.
- Znajdźcie fiolki i inne pojemniki - Cerre poparła pomysł Bareda. - Weźmiemy tego tyle, ile się da, przetrzepmy ten pokój z czego się da i idziemy dalej... - jej głos stał się poważniejszy.
- Lepiej się przygotuj na małą walkę. - Bared powstrzymał jej entuzjazm. - Za nami szły jakieś widma czy zjawy. Mogą się tu niedługo zjawić.
Ale entuzjazm Cerre był co najwyżej znikomy.
- Taa, chyba na walkę z robactwem i innymi kurduplami... - wzruszyła ramionami, mrucząc niemalże pod nosem i przetrzepując już w ostatkach pokój. - Bo tylko to teraz przebiję... - była z deka zdenerwowana, bo wyprawa już przewracała nawet tok sytuacji do góry nogami.
- W razie konieczności lepiej się gdzieś schowaj - sprecyzował swe ostrzeżenie Bared.
W tym czasie Cristin znalazła inny przedmiot swojego starego ekwipunku - srebrny symbol Lathandera. Patrzyła się nań przez dłuższą chwilę najwyraźniej nie słuchając co Cerre i Bared mówią.
W pewnym momencie symbol zaczął świecić, zaś rudowłosa pisnęła i podskoczyła z radości, rzucając się jednocześnie Baredowi na szyję. Czym zresztą wywołała wyraźny sprzeciw ze strony Anterii, która natychmiast ich rozdzieliła.
- Nikt nie dotyka mojego mężczyzny! - oznajmiła wojowniczka.
Cerre wywróciła ostentacyjnie oczami.
- Jak się skończycie pieścić i podniecać, to dajcie znać... - rzekła uszczypliwie do grupki, po czym zawołała: - Draco, idę sprawdzić korytarz. Byłbyś taki miły i znalazł jeszcze parę fiolek z eliksirami?
Mniszka skierowała się ku wyjściu z sali... i zatrzymała się tuż za progiem, bo dostrzegła w oddali korytarza kilka mętnych kształtów wyglądających na zjawy, czy inne widziadła. Na szczęście nie szły w ich kierunku, a jedynie stały w miejscu, jakby zgubiły nagle trop i nie wiedziały co dalej zrobić.
Kiedy tylko dostrzegła podejrzane kształty, natychmiast powróciła do pomieszczenia i oznajmiła z szyderczą radością grupce:
- Zdaje się, że mamy towarzystwo mętów. Kręcą się niedaleko, ale na razie chyba nie idą w naszym kierunku - do smoczątka natomiast zwróciła się tymi słowami. - Znalazłeś coś, Draco czy same pustki?
~Nic tu nie ma... i zbiera mi się na wymioty. - odparł smoczek zaglądając do jednego ze słoi.
Natomiast rudowłosa zareagowała entuzjazmem.
- Nieumarli? Prawdziwe zjawy? - upewniła się i z uśmiechem na ustach wybiegła marom na spotkanie. Taka reakcja zaszokowała wszystkich tak, że nie zdążyli nawet jej powstrzymać. Mogli jedynie patrzeć co się dzieje.
A działo się - trzy zjawy dostrzegły natychmiast kobietę i ruszyły w jej kierunku dobywając swoje niematerialne miecze. A ta uniosła swój srebrny symbol Lathandera i... odegnała wszystkie trzy zjawy!
Widać Cristin nie tylko wróciła do siebie, ale wróciły też jej kapłańskie moce. Te dobre moce.
- To się nazywa czemuś dać popalić, i go jeszcze dostatecznie oświecić - skomentowała, po czym zawołała do Draco. - Dobra, cho no tu, nie szukaj już niczego, jeśli pustki i ci nie dobrze.
W tym samym czasie Bared podszedł do poduszeczek, o których mówiła wcześniej Cerre. Nie zamierzał ich dotykać. Ale zabrać powinni...
- Anterio, możesz przytrzymać tamtą skrzyneczkę? - pokazał drewniane pudełko, wyglądające na pojemnik do fiolek. Gdy tylko Anteria spełniła jego prośbę Bared wziął wielkie szczypce i za ich pomocą, nie dotykając bezpośrednio żadnego kamienia, wrzucił poduszeczki do pudełka.
- Teraz powinny być bezpieczne - powiedział, zamykając pudełko. Okazało się, że nie do końca. Wieczko było luźne. Wystarczył jednak kawałek sznurka, by zrobić ładną, zawiązaną porządnie paczuszkę, którą Bared schował do plecaka.
Kiedy wszystko co cenne zostało już splądrowane z pomieszczenia, drużyna musiała zacząć się zastanawiać gdzie iść dalej.
W tym czasie Cristin kucnęła do Cerre, która w gruncie rzeczy sięgała rudowłosej zaledwie do kolan:
- Jak będziemy stąd wychodzić, to... może się tak zdażyć że nie będziesz za nami nadążała. - wyjaśniła trochę niezręcznie. - To... eee... nie masz nic przeciwko, żebym niosła cię na ramieniu?
Zaskoczona mniszka pierw dziwnie spojrzała na kapłankę, lecz w końcu się zgodziła. Cristin uśmiechnęła się i delikatnie objęła Cerre w talii przy pomocy samej dłoni. Jej uścisk był pewny i silny - mniszka nie była pewna czy w razie potrzeby byłaby w stanie się z niego uwolnić.
Podróż kilka stóp do góry minęła jednak szybko i diablę szybko znalazło się na ramieniu rudowłosej. Było jej tam nawet wygodnie - od biedy mogła szeptać coś kapłance do ucha, żeby inni nie słyszeli. Tylko włosy Cristin co chwila próbowały ją omotać, więc kapłanka związała je z tyłu przy pomocy gumki.
- A ten twój woreczek to może przypnę sobie do pasa... - powiedziała jeszcze Cristin sięgając po małą torbę do której mniszka napakowała eliksiry i różdżki z kuferka. - I jak będziesz potrzebowała to mi powiesz.
- Taaak - zamruczała Cerre i szepnęła jej do ucha. - Na przykład czy umiesz zidentyfikować te eliksiry? Mogę mówić do ciebie per Krysia?
- Krysia?... - tym razem to kapłanka była zdziwiona. - Chyba możesz. A z tymi miksturkami to daj mi kilka chwil.
- Hmm, w porządku. Jak nic nam nie pogrozi, to sprawdzisz.
Po kilku minutach obserwowania przez Cristin zawartości buteleczek, wąchania ich i ewentualnego próbowania małych łyczków było już wiadome co do czego służy.
- Usunięcia klątwy i powiększenia osoby... - zastanowiła się Cerre. - Cristin, czy umiesz usuwać klątwy? Nie chcę być taka mała.
- Umiem. - potwierdziła kapłanka. - Ale ta twoja... nie jest “standardową” klątwą i moja moc, a tym bardziej moc tego eliksiru, może okazać się za mała żeby usunąć twoje dolegliwości.
Ta wiadomość zdołowała mniszkę.
- Czyli kurdupel na resztę życia. To już wolałabym być zamieniona w Bareda...
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172