Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2011, 13:48   #562
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- O potwora już się martwić, nie musisz, chyba, że mnie uznasz za jednego z nich - uśmiechnęła się słodko - to jest ta część tajemnicy, która ma cię skłonić do pośpiechu. Wolę być już daleko stąd nim zorientują się, że zniknęliśmy ze złotem.
- Nie Ty jedna - stwierdził mężczyzna. -po tym numerze czeka mnie tu stryczek. A i to, jeśli będę miał szczęście.
-Teraz będziesz mógł korzystać z życia do woli. Obiecuję. - chwyciła jego ramię, na szczęście człowiek w ferworze walki zapomniał już o jej ranie, która zdążyła się już zagoić. - trzeba uważać na te wąwozy, gdybym była bestią pewnie tam bym się ukryła - zaśmiała się sama ze swoich słów.
-Wątpię. Brak roślinności, to i brak tam roślinożerców. A to z kolei przekłada się na brak drapieżników. Lasy są znacznie groźniejsze niż wąwozy, o ile nie spadnie nam na głowy żaden kamień - Syriusz mówił z pewnością w głosie, ale to jeszcze nie znaczyło, że miał rację.
- Zobaczymy, bądźmy dobrej myśli - kobieta ruszyła, chociaż nie miała pojęcia, czy idzie w dobrą stronę. Fart chciał, że trafiła i jej kompan nie wniósł żadnych sprzeciwów.
- Masz jakieś plany gdzie w przyszłości chciałbyś się osiedlić, czy wolałbyś raczej podróże?
- W takim razie proponuje zupełnie inne miejsce, tam mogą cię szukać, Może komuś już o tym mówiłeś kiedyś, może wygadałeś się pijany, Szczerzę radzę wybrać inne miejsce. W każdym razie ja cię szukać nie będę.
-Przecież żartuję. Nikt normalny nie osiedla się w Beauclair - zaśmiał się Syriusz. Rzucił wzrokiem przez ramię, jakby upewniając się, że wciąż nikt ich nie goni. Na szczęście zaczynali już wchodzić w pierwszy wąwóz, którego ściany skutecznie powinny osłonić ich przed niepożądanym wzrokiem. -Wciąż jednak nie dałaś mi odpowiedzi na moje pytanie.
- To dobrze, już się bałam, że wyciągnęłam cię na marne - uśmiechnęła się po czym powiedziała prosto z mostu,jak gdyby nigdy nic- jestem wampirem.
-Jasne. A czemu nie nimfą? - zaśmiał się mężczyzna.
- Nie wiem, może tak chciała natura. Nie musisz wierzyć. Chciałeś wiedzieć to powiedziałam- wzruszyła ramionami.
-A możesz jakoś udowodnić swoje słowa?
- Oczywiście, zawsze mogę się napić twojej krwi, ale obawiam się, że w tym momencie mogłoby się to dla nas źle skończyć. Poza tym za długo żyję, żeby przechwalać się swoimi umiejętnościami. Musisz uwierzyć na słowo, myślę, że niebawem nadejdzie taki czas, że przekonasz się jaka jest prawda. Póki co pozostanie to słodką niewiadomą - oblizała usta i uśmiechnęła się lekko.
-Jak uważasz, ja się nie narzucam - odparł ugodowo.
-Miło z twojej strony - odparła po czym nie odzywała się chwilę. Znaleźli się już pod bezpieczną osłoną wąwozu. Jak na razie nie wyglądało tak jakby coś się miało na nich zwalić, w każdym razie nie wiedziała co jest dalej. Mieli dość dużo przestrzeni i mogli iść obok siebie. Worki z każdym kwadransem robiły się coraz cięższe, Francesca tego tak jeszcze nie odczuwała.

Mina Syriusza wszystko zdradziła, aby nie urazić jego męskiej dumy, kobieta sama za proponowała chwilkę przerwy, Usiadła na worku i przyglądała się drodze. Mężczyzna nie zwlekał długo żołnierskie trudny dały po sobie poznać jego wytrzymałością.
- W drogę - rzucił tylko, po czym podniósł worek. Francesca trochę leniwie uczyniła to samo.Czuła od niego napięcie. Widać człowiek znacznie się przejął rolą uciekiniera. Wampirka będzie musiała się postarać, aby dzisiejszego wieczoru zdjąć z niego to całe paskudne napięcie. Mała już nawet pewien plan i nadzieje, że Syriusz zachowa choć cząstkę sił do jego wykonania. Mężczyzna dbając o ich bezpieczeństwo ucieczki postanowił, że będą iść różnymi szlakami, zmieniając ciągle trasy. Francesca zgodziła choć nie lubiła tracić czasu na włóczenie się. Zatrzymywali się może trzy czy cztery razy. Słońce tego wieczora zachodziło krwiście. Kobieta nie mogła przestać nadziwić się temu cudownemu zjawisku.


Czas było poszukać postoju, który nadaje się na nocleg. Wcześniej jak na złość takich kryjówek mijali kilka, a teraz jak już oboje byli zmęczeni nie mogli znaleźć nawet jakiejś względnej noclegowni. Uratowała ich dopiero prawdopodobnie niedźwiedzia jama, którą wcześniejszemu mieszkańcowi nie chciało się skończyć. Lepsze to niż nic, nie rzucali się w oczy, ale też nie byli całkowicie ukryci.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline