| A więc zostało postanowione - drużyna poszła na dół, jednak Grzybek wolał zostać tam gdzie był.
- Nie nie... ja tu na was zaczekam. - powiedział i ułożył się wygodnie na kamieniach.
Czarnowłosa-niziołek szła przodem ze swoim "świecącym kamieniem". Zeszli w dół...
Schody szły pierw prosto w dół, a potem było rozwidlenie - towarzysze mogli iść wciąż w dół, tym razem spiralnymi schodami, albo też wejść do korytarza. Patrząc weń ze schodów widać było, że jest szeroki, z kamienną posadzką i okazjonalnymi ozdobami na ścianach w postaci tarcz i skrzyżowanych mieczy. Jednak nie było widać żadnych bocznych wyjść z tego korytarza. Ani "strażników".
- No to sprawdźmy ten korytarz - zaproponował Bared. -To idź... sprawdzaj.- stwierdził mag jakoś nie palący się go grupowego pakowania się w pułapki. W końcu od zwiadów są łotrzykowie.
- Sprawdź korytarz, Baredzie - poparła Bareda Cerre. Ale sama nie pchała się tam pierwsza.
- Tak, to dobry pomysł. - pokiwała głową Cristin.
- Chyba wam na słuch padło - odparł Bared. - Proponowałem, żebyśmy tam poszli. Wszyscy.
- No to pójdziemy wszyscy, ale ty przodem.
Ale odwaga, pomyślał Bared. I to niby ta nieustraszona mniszka, tchórzem podszyta.
- Co jest? Boisz się? - mruknęła Cerre spoglądając na łotrzyka. - W końcu ktoś musi sprawdzić, czy nie ma tam pułapek. To ty podobno jesteś specem w takich sprawach. Chyba, że się mylę. -Jak wszyscy na raz wpakujemy się w gówno, to kto nas będzie wyciągał?- dodał Cogito drapiąc się po zgrabnym Cristinowym zadku, po własnym zadku... obecnie.
- To chyba ty się boisz, Cerre, skoro nie chcesz iść przodem - uśmiechnął się Bared. - Nie będę ci przeszkadzać. No dalej, proszę. Czemu jeszcze tu stoisz? -Może dlatego, że ona jest od walenia po pyskach, a złodzieje od znajdowania pułapek. Po prostu przyznaj, że jesteś ofiarą losu i przynajmniej będziemy wiedzieli na kogo liczyć, a na kogo nie.- mruknął mag i zaczął schodzić po spiralnych schodach w dół utyskując Cristin.-Nie wiem kto tu ma gorszą rękę do doboru ludzi kapłanko, ty czy twój bóg.
- Och, biedny Baredzik się spietrał - zakpiła z Bareda Cerre. - Zgadzam się z tobą, Cogito, absolutna racja; to dupa, nie łotrzyk. Ja idę dalej - machnęła ręką na łotrzyka, a poszła za Cogito. Wielki pan złodziej, wielkie mi co, stwierdziła z kpiną w myślach mniszka.
Bared, nie przejmując się ani słowami maga, ani tym bardziej stwierdzeniem Cerre, oparł się wygodnie o ścianę. Czekał spokojnie, aż jego dzielni towarzysze sobie pójdą. Skoro tu nie trzeba było jeść to znaczyło, że ma bardzo dużo czasu. Może i wieczność. Pod warunkiem, że nie będzie się starzeć. To by było mniej przyjemne.
- Bloede arse! - Anteria niespodziewanie zaklęła w nieznanym nikomu języku. TO znaczy... przynajmniej tak to brzmiało. - Jak dzieci! Prawdziwy wojownik nie boi się byle korytarza!
Wyrwała Cristin z ręki świecący kamyk tak brutalnie, że niemal przewróciła kapłankę i bez słowa ruszyła w głąb korytarza.
- Zatrzymaj się! - powiedział Bared. Może nie był to krzyk, ale niewiele do niego brakowało.
Anteria nie słuchała. Jej sylwetka się oddalała... aż w końcu się zatrzymała kilkanaście metrów od pozostałych.
- Są drzwi! - krzyknęła i spróbowała je otworzyć.
W rezultacie wojowniczka... wpadła w podłogę. Wraz ze swoim źródłem światła. O tym, że nic jej nie jest, świadczyły kolejne, wyjątkowo głośne przekleństwa dochodzące stamtąd.
Zaś z drugiej strony, od spiralnych schodów, zaczęli słyszeć ruchy i metaliczne odgłosy. Zbliżały się.
- Brawo - sarknęła Cerre na całą tą sytuację. Jeszcze jedna mądra się znalazła. Ale teraz nie było więcej czasu na parskanie. - Ale nie zamierzam prać się z legionem złomu...
Zastanawiała się, czy wpaść tam, gdzie Anteria, czy wpaść za drzwi. W tej materii już nie polegała na Baredzie - jak dla Cerre zawiódł na prawie że całej linii. Już nawet w grę nie wchodziła antysympatia do tego osobnika.
- Do drzwi... - i zerknęła pytająco na Cogito. -Na górę... do Grzybka- stwierdził mag wzruszając ramionami.-Wolę walkę na otwartej niż na ciasnej przestrzeni.
Bared, omijając pułapkę, stanął tuż przy drzwiach. Przywiązał do klamki linę i zrzucił na dół.
- Możesz wstać? - spytał.
- Oczywiście, że mogę! - warknęła Anteria. - Nie jestem jak ta dziunia w czarnej sukieneczce! Nie myśl se!
W tym czasie Cogito i Arneo kierowali się już z powrotem ku górze. Zaś Cristin...
- Bared, streszczajcie się! - krzyknęła do łotrzyka wciąż stojąc na schodach. Po chwili rzuciła w dół jakiś mały przedmiot, który najwyraźniej coś przyzwał... jednak Bared nie widział co to było.
- No to wyłaź stamtąd, skoro masz linę - powiedział Bared. - I to szybko, bo zaraz się zacznie bijatyka. Chyba nie chcesz się spóźnić.
- Kurwa, ruchy, ludzie! - ponaglała Cerre Bareda i jego “służącą”. Nie miała ochoty na to, żeby stado złomu ją zabiło. Nawet ona nie mogła przecież walczyć przeciw legionom, nie była samowystarczalną armią.
- Znikaj stąd, panno przemądrzała, chyba że chcesz ich od nas odciągnąć - rzucił Bared w stronę mniszki. Potem spojrzał w dół.
Anteria okazała się całkiem szybka w kwestii wspinania się po linie - nie minęło kilka chwil, a już wyszła z dziury.
Mruknęła tylko coś co brzmiało jak podziękowanie Baredowi. Ten odwiązał linę.
W międzyczasie Cristin i Cerre zdecydowały się wejść do pokoju, gdyż cokolwiek czarnowłosa-niziołek przyzwała, nie wytrzymało długo z napastnikami. I wkrótce ich ujrzeli.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania.
Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-08-2011 o 20:38.
|