Cedrik zbył karczmarza najbardziej wielkopańską miną jak mógł z siebie wykrzesać po żmudnej podróży. Wcześniej oddał wodze wiernej "Sroki" stajennemu i przykazał dobrze napoić i nakarmić kobyłkę.
Rozejrzał się wolno po izbie, a następnie rozsiadł swobodnie w kącie sali. Wreszcie zdjął buty i mocno odsapnął. Za nimi mógł nastąpić pościg, wysłane listy gończe, a tutaj jakby nigdy nic wiedźmina poszukują.
- Ech, proza życia... - malkontencił, poruszając przy tym palcami u stóp.
Jego nastrój poratowała trochę rubaszna piosnka Olle. Klientela i stali bywalcy, czyli prawie jedno i to samo, wyraźnie się rozluźniła.
Przywołał do siebie Suira, wskazał na wolne miejsc na ławie.
- To co myślisz teraz robić Suir? Panna Wiedźminka jak rozumiem na łowy. Choć gdy wróci z łowów, to się może nagle okazać, że tutejsi w podzięce ją do Ard Carraigh odstawią?
Zwrócił się do Midaeve: - Białowłosa, chcesz to zlecenie sołtysa przyjąć? Czy też zmierzamy do stolicy? Z jednej strony, dzień utracony na polowaniu nas nie zbawi. Z drugiej może lepiej pomknąć co koń wyskoczy ku większej gęstwinie ludzi
Wskazał na kończącą kolejną pieprzną piosenkę Olle i skomentował z przekąsem: - Taak. Teraz jak kogoś z tutejszych zapytają czy nie widział barda, wiedźminki i dwóch mężczyzn, każdy niechybnie odpowie, że nic mu o tym nie wiadomo. - znów zapadł w ponury nastrój.
Przywołał po chwili służącą z dzbanuszkiem wina. "Może wino mi troszkę rozjaśni w głowie" - pomyślał.
Ostatnio edytowane przez kymil : 19-08-2011 o 13:21.
|