Pustka.
Pustkę przedziela pozioma linia.
Linia oddziela Światło od Ciemności.
Światło i Ciemność przecina linia pionowa, dzieląca je na Ziemię i Wodę. Jing i Jang. Kobietę i Mężczyznę.
Na przecięciu linii pojawia się oko..
nie oko... oczy.
nie oczy.. spojrzenie.
nie, nie spojrzenie. Emocja.
Pierwsza i odwieczna. Przedziwna fuzja strachu z miłością. Nowa. Nieznana. Niezrozumiała. A jednocześnie będąca źródłem wszystkich pozostałych emocji, będących jedynie jej niedoskonałym odbiciem.
Można ją nazwać.
Jedym Słowem.
Słowem, które było na początku...
+
- ...Pierdolę... - wycharczał Mello, ostatecznie wybudzając Jakuba z transu. Szkutnik otworzył oczy. Wizja żyjących oczu Gabora odcisnęła się pod powiekami Szkutnika z fotograficzną precyzją. Powoli zaczęły napływać informacje z pozostałych zmysłów. Łupanie w skroniach, tępy ból wnętrzności. Śliski chłód mięsa i flaków w których leżał, zapierający dech smród rzeźni i fekaliów, cichy szum wentylacji i plusk kropel krwi ściekających z mięsa na suficie. No i Mello, który wprawdzie wciąż był nieprzytomny, ale przy każdym wydechu wydawał z siebie bluzgi. W prostych, pierwotnych słowach wyrażał swoje uczucia na temat ostatniego zajścia, demonów i całej Gehenny.
Nawiedzenie się skończyło. Pobojowisko zostało. Jakub wyrwał się z objęć mięsnego błota, które pożegnało go głośnym, ohydnym mlaśnięciem. Przetarł twarz z krwi i rozejrzał się dookoła.
Z pewnym rodzajem radosnego zdziwienia zarejestrował, że doskonale wie co zamierza zrobić, a teraz jedynie ustala kolejność.
Kolejna bańka świadomości pękła. Bóg znów do niego przemówił. W tym swoim popieprzonym chemiczno-neoronowo-duchowo-emocjonalnym języku, wymawiając słowa, które pozwalały podejmować decyzje w ułamkach sekund.
Tylko dlaczego zwracał się do niego per "Wieszczu"?
I do kogo należała twarz, którą widział pod powiekami przy każdym mrugnięciu?
Czy Gabor też ją widział?
+
Pracował spokojnie i systematycznie. Gdyby ktoś obserwował Jakuba w tej chwili, mógłby odnieść wrażenie, że planował wszystko od miesięcy. Sposób w jaki kroczył między trupami bezbłędnie wypatrując strzępków skóry z zachowanymi tatuażami. Pogodny wyraz twarzy z jakim nachylał się nad nimi by sczytać numer na WKP.
Najemnik Rippersów się nie obudził. Gdy trzy próby nawiązania z nim kontaktu spełzły na niczym, Jakub zwyczajnie złapał go za ramiona i zaczął ciągnąć w kierunku węzła sanitarnego. Dalej ze stoickim spokojem obmył siebie i towarzysza z oblepiających ich wnętrzności współwięźniów, a następnie podśpiewując pod nosem jakąś niezrozumiałą mantryczną modlitwę zaczął ciągnąć bezwładnego gangstera w stronę wyjść technicznych.
+
Minęła godzina. Może dwie. Może rok, a może dekada. Czas był czymś ziemskim i nieistotnym.
Wieść o nawiedzeniu i personalia wszystkich zmarłych zostały puszczone w obieg.
Alan Mello obudzi się niebawem w swojej celi. Pierwszą rzeczą jaką zobaczy po przebudzeniu, będzie zapewne wciśnięty w jego dłoń medalik Szkutnika. Poprzedniemu właścicielowi nie był już potrzebny.
Tymczasem w innej części Gehenny Jakub przekraczał właśnie drzwi celi numer 4354677.