Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2011, 16:27   #55
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



FILOZOF


Te wszystkie spacery nie pozostawały bez uszczerbku dla zdrowia Filozofa. Owszem, trasa może nie była zbyt skomplikowana, ale przez całą drogę miał dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Oczywiście, w ciasnych i wąskich tunelach Gehenny to było oczywiste, że ktoś zawsze kogoś obserwuje, ale to uczucie było inne. Bardziej ... złowrogie.

To uczucie niepokoiło Filozofa. Czyżby ktoś go śledził? Jeśli tak, to robił to dobrze, bo nikogo takiego Filozof nie zauważył. A może to była zwyczajna, nabyta na GEHENNIE paranoja.

Nie. Raczej nie.

Łącznik pomiędzy jego sekcją, a blokami Gildii Zero, przeszedł z nerwowym napięciem. To uczucie nie znikało, mimo, że łącznik był pusty, jeśli nie liczyć dwóch wartowników z jego gangu wpatrujących się w czerń klatki schodowej.

- Pssst! – jeden z nich spojrzał na Filozofa z kamienną twarzą.
Drugi nie patrzył w jego stronę. Mierzył z karabinu w znikające w ciemności schody.

Filozof zatrzymał się. Czuł, jak jego jedyne płuco, napełnia się dusznym powietrzem korytarza. Jak serce zaczyna przyspieszać.

Ciemność zafalowała, coś się w niej poruszyło. Huk strzału zlał się w jedno z przenikliwym piskiem ranionego zwierzęcia. To, co wyłoniło się z ciemności, przypominało skrzyżowanie człowieka, nietoperza i szczura i raczej nie pochodziło ze znanych Filozofowi sektorów.

Drugi z The Punishers odwrócił się z krzykiem i strzelił ze swojego pistoletu.



Szarżujące COŚ spływało posoką, ale najwyraźniej nadal było groźne. Dopadło stojącego bliżej mężczyznę i schwyciło go szponiastą łapą za twarz. Jedno szarpnięcie i cisnął nim w dół schodów.

Drugi z Punishersów walnął raz jeszcze dziurawiąc monstrum, lecz w chwilę później stwór doskoczył do niego i jednym ciosem łapy posłał w bok.

Filozof i bestia spojrzeli na siebie ......

... czas zatrzymał się w miejscu na ułamki sekund, kiedy ślina skapywała z rozwartego pyska na kratownicę.




JAKUB SZKUTNIK

Cela Wieszcza była taka jak wszystkie inne cele w tym piekle. Wąska, klaustrofobiczna, przytłaczająca. Pochłonięty przez demona Wieszcz postarał się jednak nadać celi pozory indywidualności.

Jakub ujrzał, że ściany celi obklejają rysunki i szkice. Ukazywały jakiegoś mężczyznę. Był w sile wieku, z dość charakterystycznymi rysami twarzy i głębokim spojrzeniem człowieka obdarzonego przez Stwórcę ponadprzeciętną inteligencją. Na żadnym z rysunków Jakub nie dostrzegł ani numeru, ani imienia. Był tylko inne podpisy: dość zrozumiałe - „Wybawiciel”, „Wybawca”, jak też mniej konkretne i chyba nieistniejące w słownikach „Ocaliciel”, „Wykupiciel” czy „Nowa-genesis”. Talent Wieszcza był godny podziwu. Rysował tak, ze najbardziej ukończone rysunki niewiele różniły się od zdjęć.

Jakub wszedł głębiej do celi dostrzegając kolejne jej szczegóły. Wąski, zbrązowiały od krwi materac, namalowane krwią na ścianach krzyże oraz cytaty z Biblii.

„Z woli Bożej opanowali miasto i urządzili nieopisaną rzeź do tego stopnia, że leżące obok jezioro, szerokie na dwa stadia, wydawało się pełne krwi, która tam spłynęła.”

„Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny, ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu. Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się. "


Stamtąd poszedł do Betel. Kiedy zaś postępował drogą, mali chłopcy wybiegli z miasta i naśmiewali się z niego wzgardliwie, mówiąc do niego: Przyjdź no, łysku! Przyjdź no, łysku! On zaś odwrócił się, spojrzał na nich i przeklął ich w imię Pańskie. Wówczas wypadły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały spośród nich czterdzieści dwoje dzieci.


Wszystko, co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm, tak jak rośliny zielone, daję wam wszystko. Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia. "


Dobór cytatów zdawał się być czysto przypadkowy, ale .... Szkutnik czuł, że w ich treści Wieszcz ukrył jakąś ważną dla niego wiadomość.

Zaczął przeszukiwać celę, kiedy padł na niego cień. Ktoś stanął w wejściu do celi.

- Kim ty, do chuja pana, jesteś? – zapytał go włochaty, brzydki Latynos mierząc do niego z samorobnej jednostrzałówki. Pistolet zamiast lufy, miał rurę o średnicy, w której Szkutnik mógłby spokojnie zmieścić dwa czy nawet trzy palce. Po strzale z czegoś takiego powstawała dziura wielkości pięści.

- I co robisz w celi Wieszcza!?

Ton głosu nieznajomego dawał jasno do zrozumienia, jeśli Jakub szybko nie wyjaśni, czemu plądruje celę. Najpewniej był to jakiś znajomy Wieszcza, albo człowiek, któremu ten płacił za ochronę.




PASTOR / SZEKSPIR

Szum mechanizmu.
Słyszy szum maszynerii.
Skąd te odgłosy.
Pastor otwiera oczy. Szekspir podgląda dyskretnie.

Czemu ma zamknięte oczy?

Pytanie pozostaje bez odpowiedzi.

Znajduje się na jakimś korytarzu. Metalowe ściany lśnią zimnym blaskiem stali. W wielu miejscach tą zimna doskonałość szpecą krwawe plamy. Pastor i Szekspir widzą ciała. Kilka ciał. Siedzące przy ścianach i leżące w kałużach krwi.



Z ust więźnia unosi się obłoczek pary. Coraz gęstszej. Temperatura w pomieszczeniu spadała coraz bardziej.

Co ja tutaj robię?

Kolejne pytanie. Najlepiej przypominać sobie wszystko po kolei.

Tak. Był najpierw pod kantyną i upewnił się, że drzwi zostały zamknięte i zaspawane jak należy. Ktoś nawet narysował znak krzyża na nich. Pamiętał jego koślawe ramiona.

Co dalej?

Tak. Ślepiec.

Dwie sekcje dalej. Znane korytarze. Droga, którą znał na pamięć.
Ale to nie było to miejsce. Na pewno nie ta droga. Gdzie wiec się znajduje? Jak tutaj trafił?

- Pastor – głos dochodzi jakby z oddali. – Pastor! Kurwa! Pastor!

Ostrzejszy! Bardziej natarczywy.

Przed oczami więźnia pojawia się jaskrawe światło. Ostre. Prawie bolesne.

- Pastor!

- Zabierzcie tą latarkę – ktoś mówi ostrym tonem.

Pastor zna ten głos. Należy do niejakiego Jima, zwanego też z niewidomych powodów Pośladkiem. To kumpel Ślepca.

- Co ty za orły tutaj wywijasz, chłopie? – pytanie pojawia się a światło znika.

Pastor ponownie otwiera oczy. Tym razem znikają ciała i krew. Siedzi na więziennym korytarzu. Poznaje graffiti na jednej ze ścian. Jest tuż obok celi Ślepca.

Tylko, co to, do kurwy nędzy, było to przed chwilą.

- Kim jest Betel? – pyta Pośladek.

- Jaki, kurwa, Betel – dziwi się Pastor.

- Nie wiem, jak kurwa Betel – wzrusza ramionami Pośladek, a jego koścista twarz z wysokim i brudnym czołem krzywi się w zabawnym grymasie. – Ale gadałeś coś cały czas, jak żeś odpadł na korytarzu, że musisz się z nim koniecznie spotkać. Coś ty kurwa, Pastor wziął za syf, co?




ALAN MELLO


Obudził się w swojej celi.

Oczywiście to, że była to jego cela, poznał dopiero w chwilę później.
Siadł z jękiem na pryczy, usiłując sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazł, a kiedy zdołał odtworzyć przebieg ostatnich wydarzeń jęknął raz jeszcze, dużo boleśniej.

Pamiętał jadalnię – rzeźnię. Pamiętał, jak strzelał do okropieństw, do tych pełzających szczątków. Pamiętał, jak rozpierdolił głowę szkielecikowi na krzyżu, a potem ten straszliwy jęk i zawodzenie w głowie.

Od tej pory Mello ma problem z poukładaniem sobie wydarzeń.

Są jedynie przebłyski. Ktoś go wyciąga z tego burdelu. Brodata twarz. Pamięta tego człowieka. Ich miejscowy świr Szekspir czasami gadający na siebie Pastor siedział nieznajomemu okrakiem na plecach. Tak. Ten brodaty facet wszedł do jadalni zaraz za Mello.

I chyba wyciągnął go ze środka. Przez wąskie tunele techniczne.

W rękach potężnego Rippersa znajduje się mały medalik. Zapewne pamiątka. Chyba że ...

Mello zaczyna gorączkowe przeszukiwania.

- Pierdolę! – krzyk wyrywa się z gardła więźnia.

Przepadła jego spluwa. Jest kilka możliwości, co się z nią stało. Została w tej rzeźni, kiedy stracił przytomność. Zabrał ją ten, co go tutaj przytaszczył. A może ktoś zakradł się do środka i zabrał broń, kiedy Mello spał. Cokolwiek się nie wydarzyło koniec końców Alan nie miał swojej broni. Był kilkadziesiąt szlugów w plecy!

Dupa!

Odrobi sobie na wypadzie, który zlecił mu Wielki Q.

Więzień wstał z wyra i chwiejnym, pijackim krokiem, ruszył w stronę wyjścia uznanego za miejsce spotkania grupy wypadowej.

Tam czekała na niego kolejna niespodzianka.

- Ekipa wyszła jakiś czas temu, chłopie – zaśmiał się jeden ze strażników patrząc na Mello z krzywym uśmieszkiem na bladej gębie.

- Spóźniłeś się, wielkoludzie – zarechotał drugi więzień.

Tego Mello znał. Nazywali go Oczko, bo jedno oko miał zaszyte krzywym ściegiem.

Alan miał ochotę krzyczeć. Bez giwery czuł się, jak bez ręki. A znaleźć dobrą spluwę na GEHENNIE nie było łatwo.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 19-08-2011 o 16:40.
Armiel jest offline