Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2011, 11:49   #276
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Bared zaklął pod nosem widząc, że kolejny atak ich maga skończył się niepowodzeniem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ponownie sięgnął po rapier i mijając Anterię zaatakował żywiołaka. Miał nadzieję, że wodny stwór nie lubi ani lodu, ani ognia.
Cóż, teraz albo nigdy... Nie, to nie była ta zasada... Cerre zerknęła na stwora, a następnie na Cogito. Bareda odnośnie uleczania prosić o pomoc nie będzie, zresztą ewidentnie było widać, że był na to zbyt zajęty (cóż, bez tego pewnie też byłby). Przy okazji mogła dopomóc drużynie i spełnić, być może, ostatnią posługę. Ponoć bez ryzyka nie było zabawy. Postanowiła zatem przejść koło żywiołaka, przykopać mu i przejść dalej do maga.
Teraz wszyscy rzucili się na żywiołaka wody, który był ostatnim i jednocześnie najcięższym przeciwnikiem. Bared wykonał trzy ciosy z których tylko jeden okazał się celny i zranił potwora. Cerre udało się uniknąć wielkiej, wodnej łapy kiedy podchodziła do przeciwnika - jej cios również okazał się celny i szkodliwy dla żywiołaka.
Mniej szczęścia miała kapłanka, która także dobiegła do przeciwnika, ale nie trafiła go.
Za to wodny twór trafił Anterię... po raz ostatni. Dwa wodne bicze, którymi były jego łapy, posłały ją na posadzkę pozbawiając przytomności. Teraz żywiołak zwrócił swe małe, czarne ślepia ku Cerre...
Kolejne zaklęcie, kolejna kiepska rymowanka w wykonaniu Cogito.Magia tym razem przybrała niczym wzburzone morze, stając się falą jego gniewu. Wokół palców maga zaiskrzyło. Strumienie energii elektrycznej uderzyły w wodną bestię.
Dwa magiczne promienie elektryczności Cogito dotkliwie zraniły żywiołaka, w przeciwieństwie do jego poprzednich zaklęć. Teraz sporo cieczy się z niego wylało i wyglądało na to, że długo nie wytrzyma takiego tempa.
W tym przekonaniu utwierdził wszystkich Arneo - jego pięści przeszyły przeciwnika niemalże na wylot rozchlapując wodę dookoła.

W tym momencie Anteria wyglądała jakby gorzej, niż żywiołak. I Bared miał wrażenie, że znowu powinien zająć się wojowniczką, zamiast dobijać potwora. Ponownie sięgnął po różdżkę i zabrał się za leczenie leżącej.
I tak oto spadła wydajność i moc drużyny. Barbarzynka padła, jeszcze nie trupem, ale padła, Cerre ledwie zipała, a mały Arneo oraz Cristin (raczej mała Krysia i duży Arneo) musieli zająć się wodnistym, łażącym, sporym “gówniarzem”. Bared stwierdził, że tym razem zabawi się w uzdrowiciela. Czy w takim stanie, jakim była mniszka, nie lepiej było zabrać nogi i flaki za pas i czmychać z tego miejsca? Owszem, byłoby, zwłaszcza, że potwór niepokojąco “groźnie” spojrzał na ciemnowłosego chłopaczka. Cofnęła się nieco od monstrum, żeby przypadkiem nie tknęło jej tym swoim paskudnym łapskiem czy innym ustrojstwem, podeszła do Cogito i spytała się go:
- Cogito, masz jakieś porządne zaklęcie lecznicze albo użyczyć porządnego eliksiru na obrażenia?
-Jeden ci dałem.-odparł mag skupiony na wodnym przeciwniku.
- Już go nie mam... Zużyłam... - odparła szybko Cerre.
Mag podał dziewczynie jedną fiolkę z leczniczą cieczą.
- Dzięki - i łyknęła zdrowo eliksiru.
-Nie dziekuj i nie ruszaj się stąd.- odparł krótko mag.
- Chwilę nie zamierzam się ruszać - mruknęła. - Działaj, ja zaraz dołączę - dodała.
Łotrzyk schylił się by dotknąć wojowniczkę różdżką, co przypłacił słono wodnym uderzeniem. Na szczęście jednak nie stracił koncentracji i uleczył Anterię, tak że odzyskała świadomość.
Cristin w tym czasie, widząc że twór jest na chwilę zajęty Baredem, rzuciła kolejne ze swoich zaklęć zadających obrażenia - dotknięty taką dawką bólu żywiołak postanowił czym prędzej się jej odwdzięczyć dwoma potężnymi ciosami, które niemalże posłały ją na ścianę.
Na koniec nowo przebudzona Anteria wstała i z rykiem skoczyła na potwora - tak prowadzony przez nią topór rozciął powierzchnię wodnego żywiołaka od góry do samej podłogi.
Woda polała się we wszystkie strony obejmując dokładnie każdego z nich. To był koniec walki.
Wojowniczka, dysząc ciężko, spojrzała na Bareda. Uspokoiła się, ugasiła swoją rządzę krwi.
I znów padła nieprzytomna - wymagała dalszego leczenia.

Po dłuższej chwili Cristin zwlokła się z podłogi - zakaszlała, gdyż woda dostała jej się do płuc, i powiedziała wskazując na drzwi z zapadnią:
- A więc ustalmy fakty. Tam nie ma laboratorium alchemicznego, którego szukamy. Bo gdyby było, to nie byłoby tu tych drzwi.
- Ciekawe rozumowanie - odparł Bared, ponownie pochylając się nad leżącą. Ponownie użył różdżki. - Zechcesz może to uzasadnić?
- Ależ naturalnie. - odchrząknęła. - Wyobraź sobie, że jesteś Grzybkiem. Dragonne zamienionym w hipogryfa. W jaki sposób otworzyłbyś te drzwi? A potem w pośpiechu uciekając z miejsca w którym narobiłeś hałasu, zamknął je?
- A kto powiedział, że to on zamknął te drzwi? - odparł Bared. - Równie dobrze mógł je zamknąć kto inny. A hipogryf nie musiałby wpaść w pułapkę. Jest dość duży.
-A zamilczcie się oboje. Chcesz iść przez drzwi. Twoja wola.- warknął mag.- Idź korytarzem, jak długo chcesz.
- Nie lubisz dyskusji to zatkaj uszy - stwierdził Bared. - A w ogóle to rusz się stąd, zanim te kruki sprowadzą kolejne osobniki, którym się nie spodoba nasza obecność.
Anteria ze świstem wciągnęła powietrze, kiedy magia Baredowej różdżki znów go uzdrowiła. Wstała z jękiem bólu.
- Dziękuję. To już trzeci raz ratujesz mi życie. - uśmiechnęła się niemrawo.
- Od tego są przyjaciele - odparł Bared. - Chodź do góry - powiedział . - Tam dokończymy kurację, żebyś odzyskała siły.
- Do góry? - sprzeciwiła się kapłanka. - Mieliśmy iść na dół! Laboratorium, zielona mikstura? Nie chcę już dłużej mieć metra wzrostu!
- No to idź - mruknął Bared. - Jeszcze parę posągów i nikt z nas nie będzie w stanie nawet uciekać. Jesteś w stanie kogoś uleczyć?
Na to ostatnie pytanie Cristin uśmiechnęła się. Wyciągnęła zza pasa dwie różdżki lecznicze i kilka zwojów z zaklęciami.
- Przygotowałam się. - odrzekła.
-No to podlecz Cerre na początek i możemy iść. A oni niech robią co chcą.-stwierdził Cogito wzruszając ramionami wskazując kciukiem na Anterię i Bareda.-Żaden pożytek z łotrzyka trzymającego się z tyłu.
Cogito prezentował uroczo egoistyczne podejście do zagadnienia. Ale skoro odpowiadało mu takie dzielenie drużyna na swoich i obcych, co na pomoc nie zasługują, to Bared na to nic nie mógł poradzić.
- Chodź - powiedział do Anterii, kierując się w stronę schodów.
Wojowniczka skinęła głową i chwiejnym krokiem podążyła za łotrzykiem, podczas gdy Cristin uśmiechnęła się szyderczo i zabrała się za uzdrawianie Cerre. Oraz siebie.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline