Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2011, 13:22   #62
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Sie robi panienko.- woźnica zaciął konie, jak tylko trójka kobiet wsiadła do powozu. I ruszyli.
Stukot końskich kopyt towarzyszył przejazdowi przez ulice Londynu. Choć panna von Strom tego nie wiedziała, dorożka kierowała się do Westbourne Grove, przejeżdżając przy tym przez bardziej nobliwe i mniej ruchliwe fragmenty miasta.


Tutaj technologia nie rzucała się tam w oczy, automatony towarzyszące wędrującym osobom, były bardziej ludzkie z postury i ubrane w szykowne stroje. Było tu ciszej i spokojniej. I ciężko było dostrzec jakiekolwiek koleżanki z pracy Katie. Ale jak twierdziła dziewczyna. I tu były “damy do towarzystwa”, tylko że dyskretniej oferowały swoje usługi.
- Cały czas się zastanawiam czemu tam było napisane, że kobietom wstęp wzbroniony jak tyle ich się tam kręciło? To twoje koleżanki Katie? Chodziły w stroju więcej odsłaniającym niż zasłaniającym. Może powinnaś tam stać zamiast pod tą latarnią, zwłaszcza w deszczowe dni i zimowe. - rozważała na głos wszystkie za i przeciw Vicky pocierając przy tym w zamyśleniu czoło.
-Otóż... kobietom wstęp wzbroniony. Kobietom w roli klientek. Żonom, narzeczonym. Tym kobietom wstęp był wzbroniony.-wyjaśniła Katie.
- To tym bardziej nie rozumiem o co była ta cała draka, wszak nie byłam ani klientką, ani żoną, ani narzeczoną, żadnego z przebywających tam mężczyzn nie znałam. I ten paskudny śliniący się grubas też był mi nieznany więc tym bardziej nie powinien mnie zaczepiać. - mruknęła znów Vicky.
Katie spojrzała na dekolt Vicky mówiąc.-Zapewne wziął cię za jedną z pracownic tej szacownej instytucji.
Te słowa wywołały napad śmiechu u Belli, zresztą także i Katie zaczęła się śmiać.
- Phhhhhhiii.... - sapnęła wyniośle Vicky - Powinien pieniądze za oszczędzić na okulary i na zapas chusteczek bo jak nic chory był na ślinotok.
-Chciał się dobrać do twych wdzięków, żaden mężczyzna nie próbował wsunąć dłoni pod twą suknię?- spytała z ciekawością Katie, a Bella pospieszyła z odpowiedzią.-A jest taki dżentelmen co osiągnął znaczne sukcesy w tej materii. Nie tylko wsadził łapki, ale i sprawił że panienka sama na jego widok garderobę gubi. Co się na nich natykam razem, to golutcy...-słowa te wywołały chichot obu dziewcząt.
- Ty jak nic prosisz się o skrócenie tego ozora. Chyba gdzieś tu coś mam aby ci wreszcie dopomóc w tej niedoli. - rzekła Vicky patrząc koso na Bellę i chowając nos w swojej torbie w poszukiwaniach.
-Ona tak tylko gada.- stwierdziła Bella i rzekła do Katie.-Choć o swego wybranka bardzo zazdrosna i równie zaborcza. Tylko czekać, aż mu obrożę założy.
Kolejny żarcik Belli wywołał śmiech dziewcząt, pomijając sam “temacik żartu”, grzebiący w torbie.
- Oooooooooo mam!!! - zakrzyknęła radośnie Vicky i machnęła swoją zdobyczą przed nosem Belli - Nie bój się raz i będzie po bólu.


-Tylko bez takich żartów.-fuknęła Bella przyglądając się z niechęcią, pamiątce po dziadku Victorii, który kiedyś odbył podróż do Szanghaju.-Jeszcze komuś panienka krzywdę zrobi tym mieczykiem.
- Nie krzywdę tylko przysługę, nie będzie ci ten jęzor z ust wypadał i nie będziesz biedaczko nim tak mielić i mielić niczym koło młyńskie w młynie mąkę - odrzekła jej na to Vicky i ponownie machnęła tuż przed nosem dziewczyny ostrzem broni trzymanej w dłoni.
-Oj... jaką to przysługę. W końcu pan nasz w niebie dał nam języki, byśmy ich używali. -rzekła Bella, a Katie potakując głową dodała.-Właśnie... właśnie.
Po czym spytała.-Przystojny ten wybranek, bo chyba bardzo chutl... pełen entuzjazmu do twej chlebodawczyni.
Vicky ostrzegawczo machnęła ostrzem przed nosem Belli zanim ta odpowiedziała na pytanie Katie. I rzekła uśmiechając się promiennie: - Nasz pan w niebie dając języki nie spodziewał się, że kiedyś ty na ten padół zawitasz. - ignorując umyślnie pytanie Katie.
-No i dając rączki nie spodziewał się, że łapki panienki będą się tak do panicza Douglasa lepić.-odcięła się Bella i dodała.-To jak nie o panienki amorach, to o czym warto mówić?
- Może o twoim natychmiastowym powrocie do domu? - zapytała ją Vicky unosząc znacząco brwi do góry.
-A kto się panienką będzie opiekował? Kto będzie dbał o garderobę i porządek w waszym gniazdku miłości?-Bella poczuła się bardzo pewnie w obecnej sytuacji. A Katie z ciekawością przyglądała się temu przeciąganiu liny.
- Nie chciałabyś Katie przez jakiś czas popracować zamiast na ten nocki u mnie jako dziewczyna do pomocy w ubieraniu? Nie będzie cię nikt bił a i jęzor potrafisz trzymać na miejscu więc praca by była lekka, zobacz jak Belli się powodzi. Na zimnie nie sterczy, na deszczu nie sterczy, nikt jej nie bije, a jeszcze plotkuje i plotkuje jak przekupa na targu. - zwróciła się panna von Strom do panienki lekkich obyczajów z propozycją.
-Nie daj się zwieść. Praca nie taka lekka i jeszcze mam sublokatorkę w łańcuchach, którą trzeba karmić i którą trzeba się opiekować.-odparła Bella i dodała z przekąsem.-Panienka nie sprząta, więc nie wie ile to wysiłku.
A Katie dodała.-Już pracowałam jako pokojówka.Praca na ulicy jest jednak lżejsza, o ile pokona się opory co do klienteli.
- W sumie pokojówki mi tak bardzo nie trza, wszak ponoć chodzę goluteńka. Pojedziesz do domu, a ponieważ widziałam że uczucie między tobą a Brunchildą zaczyna być coraz bardziej silne to i ją z tobą wyślę. Wszak jak nic nie mogę was rozdzielić i stanąć na drodze waszego szczęścia, sama mając tak wielkie przy boku Douglasa. Nieprawdaż? - podsumowała Vicky marszcząc przy tym czoło jakby się właśnie zastanawiała kiedy będzie najlepszy moment na odesłanie Belli na powrót do domu.
O nie, nie, nie... ja z nią nigdzie nie jadę.-zaprotestowała Bella.
- Nie jedziesz? To jak będzie z tym twoim językiem? - spytała z niewinną miną Vicky, od niechcenia wachlując się ostrzem trzymanej broni.
-Zostaje tam, gdzie powinien.- stwierdziła Bella, wystawiając język, po czym go szybko chowając.
- A będziesz go trzymać tam gdzie powinnaś? Wiesz “plotkująca służąca to nic nie warta służąca” jak to ciągle powtarza nasza Marta. - mruknęła jej na to Vicky czubkiem ostrza dotykając jej... nosa.
-Wiem kiedy trzymać język za zębami. Ale i wiem, kiedy go używać.- odparła nieco butnie Bella.
- Tak... tak... cały czas mi to demonstrujesz. - dziwnie cichym głosem rzekła jej na to Vicky.
-No co mnie panienka straszy.- zaczęła pochlipywać Bella.
- Ja nie straszę Bello... ja raczej delikatnie ostrzegam, język ci się ostatnio wydłużył,sama sobie o tym pomyśl i nie bucz bo nie ma o co. - odrzekła jej na to Vicky chowając maczetę do torby i wystawiając głowę za okno by popatrzeć na trasę jaką jechała dorożka.

A ona powoli dojeżdżała, mijając gęsty park, którym opiekowały się automatony wyspecjalizowanie w pracach ogrodniczych. Po którego alejkach biegały dzieci pilnowane przez nianie i auto-nianie... jeśli rodzina była wystarczająco zamożna.


Prawdziwa sielanka

Siedziba Stanfordów mieściła się tuż za Kensington Park, tam gdzie kończyła się Kensington Park Road, a zaczynał Westborne Grove.
Siedziba otoczona była nieco zapuszczonym parkiem, jak i drewnianym płotkiem.


Typowa Willa bogatych i wpływowych anglików. Bardzo duża willa i bardzo cicha willa.
Dorożkarz podjechał pod jej bramę, która po kilku minutach otwarła się z cichym zgrzytem. I dorożka wjechała na dziedziniec posesji. Vicky miała wrażenie, że była obserwowana. I zapewne miała rację, niewątpliwie tutejsza Deus ex machina już ją obserwowała.
Po dojechaniu na miejsce panna von Strom jak strzała wystrzeliła z dorożki i popędziła do drzwi nie zastanawiając się nawet nad tym, że powinno się za nią zapłacić.
Tym zajęła się Bella, podczas gdy Katie wyszła i zaczęła podziwiać ogród.
Tymczasem drzwi się otworzyły.
Mężczyzna który otworzył drzwi, był stary i staromodny. Siwe włosy i pomarszczona twarz świadczyły o tym że już długo służy w roli lokaja. Bowiem na taki fach wskazywała jego liberia, którą nosił.



Poprawił okulary na nosie i spytał.-Pann... Panny do kogo?
- A kto tu mieszka? -odpowiedziała pytaniem na pytanie Vicky, stając na palcach i próbując zajrzeć ponad ramieniem mężczyzny do środka.
-Bardzo stateczna rodzina, nie spraszająca do domów pań...- odparł lokaj, pod czas, gdy Victoria starała się zajrzeć przez ramię. I zdołała zauważyć jedynie że hol w stylu rycerskim. Ze zbrojami i mieczami. Podczas, gdy lokaj dokończył swą wypowiedź.-... lekkich obyczajów. Na pewno pomyliłyście adres.
- A pan to lokaj? Czy kamerdyner? A może stajenny na zastępstwie? - spytała Vicky oglądając go uważnie od stóp do głowy i z powrotem przybierając przy tym wyniosłą pozę panny von Strom, która każdemu szanującemu się lokajowi dałaby do myślenia. A potem zerkając na drzwi czy i na nich czasami nie wisi tabliczka “Kobietom wstęp wzbroniony”.
-Jestem opiekunem tego domostwa, osobistym lokajem sir Stanforda. A panna to kto?- odparł z wyraźnym chłodem w głosie mężczyzna.
- A panna odpowie na to pytanie sir Stanfordowi, wszak jego osobisty lokaj już ją zakwalifikował do pań lekkich obyczajów. Ciekawam bardzo co jego pan na to. - rzekła wyniośle Vicky ponownie pochylając się do swojej torby i poszukując w niej czegoś.
Brwi starca uniosły się lekko w grymasie zdziwienia, po czym rzekł.-To jak mam panienkę zaanonsować?
- Panienka lekkich obyczajów? - spytała przekornie dziewczyna.
-Rozumiem. Proszę tu poczekać.- odparł kamerdyner i zamknął drzwi. Podczas gdy Bella i Katie zbliżyły się do stojącej pod drzwiami Vicky. Czekać to czekać, kto inny pewnie by czekał jednak Vicky to Vicky więc ponownie uniosła dłoń i załomotała kołatką do drzwi aż się echo po całym domu rozniosło.

Z futryny wysunęły się iskrzące prądem przewody wijące się niczym węże i rozbrzmiał chłodny głos tutejszej Deus ex Machiny.-Proszę cierpliwie czekać. W innym przypadku, mogę uznać was za intruzki.
- Długo? - spytała Vicky znów nurkując głową swej torbie.
-Ile będzie trzeba. Jestem pewien, że Salomon wkrótce poinformuje was o decyzji pana.-odparła Deus ex machina.
Vicky przestała grzebać w torbie. Zaczęła zaś z uwagą oglądać wijące się przewody i drzwi, które odgradzały ją od przyjaciela jej ojca.
Niestety znajomość elektroniki nie była u niej tak wysoka, jak pirotechniczne sztuczki, czy medycyna i nie bardzo wiedziała jak je elegancko rozbroić.
Zresztą wkrótce drzwi się otworzyły i znów pojawił się kamerdyner mówiąc.-Niewątpliwie panna wraz z towarzyszkami pomyliła adres. Młody panicz, nie życzy sobie spotkania z waszą... grupką.
- To może starszy pan zażyczy sobie spotkać pannę Victorię von Strom? Bądź tak dobry i go zapytaj. - odrzekła na to Vicky i machnęła mu przed nosem kartką papieru.
-A ma panna dow...-nie zdołał dokończyć wypowiedzi, nim Vicky machnęła papierzyskiem. Wyciągnął dłoń i czekał aż mu da.
- A chcesz już odejść na zasłużoną emeryturę? - spytała na to Vicky nie mając zamiaru niczego mu dawać. - Nie jestem pewna czy twój pan się ucieszy z takiego zaniedbania, jak trzymanie córki jego przyjaciela pod drzwiami i nazywaniem jej panienką lekkich obyczajów. Zaczynają boleć mnie nogi... - dodała wyciągając stopę w stronę lokaja.
-Możliwe, niemniej na pewno mnie zwolni jeśli wpuszczę oszustkę.- rzekł uparty lokaj nadal nie wpuszczając żadnej z kobiet i wyciągając dłoń po papier dodał.-Maurycy, krzesła dla pań.
Otworzyły się okna na parterze i mechaniczne manipulatory wystawiały trzy krzesła poprzez okna, na zewnątrz domu.
- Ależ nie musisz nas wpuszczać. Przekaż tylko iż nie chcesz do środka bez DOWODU wpuścić panny Victorii von Strom, córki przyjaciela pana domu Wilhelma Edwarda von Strom, że nazwałeś ją panienką lekkich obyczajów.. etc... etc... ja poczekam tutaj. Wchodzić nie muszę, niech twój pan sam wyjdzie obejrzeć czym oszustka. Emerytura się zbliży z każdym twym krokiem w tą i z powrotem... oj zbliży, odpoczniesz sobie. - odrzekła mu na to Vicky wyniosłym tonem księżniczki, siadając równocześnie na jednym z krzeseł, zakładając nogę na nogę i w rytm wypowiadanych słów bujając stopą.
-Dobrze. Przekażę panienki słowa.- stwierdził lokaj zamykając drzwi.
A Katie i Bella usiadły tuż obok, ciekawe jakież to przedstawienie im panienka von Strom zafunduje.

Po kilku minutach za drzwiami słychać było dwa glosy. -To powiadasz, że jedna z nich podaje się za córkę von Stroma?
-Tak paniczu.- odpowiedział już znany Vicky głos lokaja.
-A która?- spytał młody głos.
-Tak która wygląda na damę lekkich obyczajów.-odparł w odpowiedzi głos lokaja.
-Na Boga, Salomonie. One wszystkie trzy wyglądają na przedstawicielki tej profesji!-odparł młody głos. A lokaj odpowiedział.- To też nie uszło mej uwagi sir.
-I jako dowód machnęła jakimś papierkiem?-dopytywał się młody głos.
-Dokładnie sir.- odparł lokaj. Kolejny fragment rozmowy nie był już tak słyszalny. Niemniej po chwili drzwi się otworzyły.


I wyszedł zza nich młody dżentelmen, rozejrzał się po kobietach i rzekł.- Dzień dobry, nazywam się Jefrey Stanford. Mój ojciec w tej chwili jest nieobecny. Odbywa się bowiem ważne zebrani w Izbie Gmin, na którym musiał być. - po tych krótkich wytłumaczeniach spojrzał po dziewczętach i rzekł.-A teraz... może któraś z pań z łaski swojej wyjaśni to całe zamieszanie?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline