Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2011, 18:47   #501
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Kurna mać... - syknęła Missy, irytowało ją to swędzenie. Momentami ledwo mogła wytrzymać, a jak już siebie widziała w duże brzydszej wersji, to aż chciała się... zabić. Ale nie mogła się przecież zabić - przecież tylko mięczaki się zabijają, a w tej sytuacji... zwątpiła na moment. Ale tylko na chwilę, lecz załamanie przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Kiedy jednak widziała, jak Revalion przemienił się w ohydę wielkości niedźwiedzia brunatnego z oślizgłymi mackami, zrozumiała, że to samo może spotkać ich...

Nawet największego bohatera czy twardziela spotykają chwile słabości, czasem też rozpaczy. Nie wspominając o zwykłych osobach. Missy nie uważała się za wielkiego hero, już na pewno nie w przypadku, kiedy to na własne oczy ujrzała po raz ostatni towarzysza podróży. Jejmość nie ukrywała faktu, że zdążyła nawet dość bardzo polubić półelfa, a już stracili go, najprawdopodobniej na zawsze.
- Dru... - szepnęła drżącym głosem do gnomki. - Jesteś... cała?
-Muszę się napić... muszę się... dużo napić... zdecydowanie napić.- mamrotała niczym mantrę gnomka, wreszcie półprzytomnym wzrokiem rozglądała się dookoła wrzeszcząc.-Kaktusik, gdzie jesteś ?! Do mnie....
Po czym pisnęła cicho.-Proszę.
- Kaktusa... - powtórzyła cicho do siebie Missy, po czym wrzasnęła jak opętana. - Kastusa tu kurwa nie ma!!
-Muszę się napić.- odparła będąca w szoku kapłanka, nie reagując na krzyki Missy. Kastus zaś podszedł do swej pani i podał jej butelkę wina, którą ta zaczęła wypijać duszkiem.
Po czym kapłan podszedł z podobną butelką do Daphne.
- Chodź tu... - wyszeptała do Kastusa, z błyskiem szaleństwa w oczach. - Powiedz mi... - spojrzała mu prosto w oczy. - Kogo... kogo tu widzisz?!
-No... ciebie...-stwierdził po chwili namysłu kapłan podając butelkę z winem.-Napij się... dobrze ci zrobi.
- Ach... krew - Missy smakowała wina. - Piłeś kiedyś krew, Kastianie...? Słyszałeś kiedyś... kiedyś taki wrzassssk? - złodziejka najwyraźniej oszalała. - Krew, krew, krew... - mruczała, pijąc wino.
-Tak... i to wystarczający powód, by nie czynić tego ponownie.- odparł enigmatycznie Kastus.
Oblizała swoje wargi, i spojrzała na Kastusa z nieukrywaną pretensją.
- Co ty tam wiesz? O czym ty mówisz? - prychnęła, wypijając resztę butli.
-Wiem dużo... i jeszcze więcej chciałbym zapomnieć.- stwierdził cicho kapłan.
- Zapomnisz... - oczy Missy zabłysnęły straszliwym szaleństwem. - Zapomnisz, zapomnisz, o wszystkim zapomnisz, ale kurwa nie możesz o niczym zapomnieććć... - pustą butelkę rzuciła w kierunku Dru. - Masz, Drusirro, pij ten ból na zdrrrowjie!! Wypij za jebane błędy na dole, wypij za Revaliona... - i tu pisnęła ze wściekłości. - I mnie zamorduj, o taaak... nie pij za mnie, biedny Revarrjó siedzi w tym gównie na dole, w gównie się taplaaa, jemu tam samemu na dhorre jesyty sssssmutno... - głos ostry jak brzytwa nagle złagodniał, przybrał wręcz nieco bardziej romantyczny charakter. - Ach, Kastionie, czy wiesz, że jest coś gorszego od śmierci? - Missy przybliżyła swoją twarz do kapłana. - Ech, jaka ja głupia, ja głupia, daj mi doświadczyć kwintesencji śmierci, nie tej, co przeszywa duszę i ciało, a tej, która rozkosz i bólu przeszywającego przynosi, och takkhh... - piersi rozszalałej złodziejki masowały klatkę piersiową kapłana. - Zhabij mnie w then spossóbh! - palce powędrowały na ramiona mężczyzny, aż te zaczęły się wbijać coraz głębiej w jego skórę. - Zhabij, dhaj mi rhozkoszy i tego jebanego bólu... dla zjednoczenhia!...
Kapłan jednakże przycisnął ją do siebie mocno, tuląc jej głowę do swego torsu i głaszcząc po włosach. Był silny, pod tym misiowatym wyglądem, kryły się twarde mięśnie.
- Czhemu mnje tulisz... - syczała Missy, pragnąca niczym żmija ukryć się w tych ramionami. Jej koszula rozpięła się, uwydatniając jędrne, piękne piersi. - Czemu takhh... - Daphne zaczęła powoli wracać do swego normalnego stanu, kiedy to przed jej oczami ujawniła się diabelska, brzydsza wersja jej samej. - Takhh... łagodniee, czemu nie zhabijesz, Kastionie? Jesteśh słaby!?
-Przy wszystkich nie wypada... nie jesteś zresztą... teraz... źle się czujesz.-jednakże mimo tych słów jedna z dłoni kapłana wślizgnęła się pod koszulę i zacisnęła mocno na piersi. Zaczął ją ugniatać i mosować drapieżnymi ruchami palców.
- Ach, ty słabha, ulegająca pokusom człeczyno, kurrrewski pomiot, który wydhał na świat żmijee... - szeptała do ucha Kastusowi, jednocześnie oddając się jego męskim żądzom. - Żmihja podniosła łeb pełen czaru trucizny śmierthelnej - jedna pierś uwolniła się z odzieżowego więzienia. Missy zaczęła namiętnie całować Sembijczyka. - przeciw swhej naturze’... tworzycielom swoim... a stała się następnie... oparem trującym... i śmjerć innym przyniossła! - palce Missy wbiły się w jego ciało. - Oddaj się mjii, oddaaaaj - szepnęła namiętnie.
Kapłan jednak do oddawania się przy wszystkich nie bardzo palił. Nadal pieścił mocnymi ruchami dłoni nagą pierś dziewczyny i namiętnie oddawał pocałunki. Ale na tym to się kończyło... Nie posuwał się dalej. Nie bardzo też wiedział co zrobić w tej krępującej sytuacji.
Aż w końcu... Daphne powoli wróciła do swego stanu. I gorzko zapłakała - poprawiła swój wygląd, najwyraźniej do niej dotarło, co się stało. Już nie byli w karczmie. Byli już wolni, byli już wszyscy.
Tylko... Revaliona nie było. A ta prawda do złodziejki dotarła - bodaj wiele brakowało, by i ona tak skończyła? Ale dlaczego on? A dlaczego... nie ona?
- Co ja robię... - chlipała.
-Popadłaś w eee... chwilowe załamanie i nagły przypływ chuci.- odparł cicho Kastus nadal trzymając dłoń na biuście dziewczyny, ale już nie pieszcząc jej.
- Zgłupiałam zupełnie. Najlepiej... - buczała. - Nie... potrząśnij mną... I odejdźmy stąd jak najszybciej... - Missy powoli przestała chlipać, otarła hardo łzy.
Cóż miał zrobić kapłan? Chwycił dziewczynę za ramiona i potrząsnął nią.
Missy cicho zachichotała:
- Dzięki ci... - mruknęła. - Idźmy stąd...
-Dobra.- mruknął cicho Kastus. I zerknął na Dru. Kapłance opróżnienie butelki jakoś pozwoliło otrząsnąć się z szoku. Choć.. nadal była lekko otępiała.

Drużyna ruszyła dalej. Missy nadal czuła się podle i było jej straszliwie głupio z powodu chwili słabości.
- Na Tymorę... jaka ja jestem durna... - mruknęła z rozgoryczeniem Daphne.
Z narady towarzyszy wynikło, że po prostu pójdą dalej. Missy będzie musiała zostawić Revaliona samego... na dnie Otchłani, pod postacią ohydnego, mackowatego potwora. W myślach pomodliła się do Tymory i prosiła ją o wybaczenie, że zwątpiła w nią podczas walki w przeklętej karczmie. Chwila ciszy nie poprawiła nastroju złodziejki, choć ta przestała szaleć i łkać w ramionach kapłana Gonda. Zamyślona, nie dosłuchała, o czym wcześniej dokładnie debatowała reszta drużyny.
- Gdzie idziemy...? - mruknęła do Kastusa.
-Z tego wszystkiego wygląda, że... za most.- stwierdził kapłan.
- Czyli... z tą kotwicą czy czymś tam nic nie będziemy robić? - odparła smętnie.
-Potrzeba by zrobić jest, ale pomysłu nie ma... jak.-stwierdził kapłan.
- Bo to głęboko i pewnie duże jak cholera?
-Coś w tym rodzaju..- potwierdził kapłan.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline