Trzydzieści pięć minut i znaleźli się na miejscu. Jechali drogami wiejskimi, aż w końcu przejechali oblodzonymi łąkami. Wszystko to, by zatrzymać się na jakimś totalnym zadupiu, nad przymarzniętą rzeczką, z lasem obok. Złe miejsce...
Otworzył drzwi, bez słowa wypuścił Marie, nie odzywając się też wyrzucił z miejsca pasażera torbę. Marie stała, dygotwała z zimna, jej ręce drżały...
Przypomniała sobie dom. Słodkie wylegiwanie się, Julia z herbatą brzoskwiniową, śniadanie z kotem na kolanach... Ciepły koc w bibliotece, spotkanie z Caroline... Po co ona tam pojechała!? Od momentu spotkania z tymi policjantami, od tego momentu całość była koszmarem! Koszmarem, z którego chciała się obudzić... - Zdaje mi się, że to miejsce podziała na ciebie zdecydowanie lepiej, niż kawka i ciasto...- rzucił wypranym z uczuć tonem Callers- Zastanawiasz się, co mam w torbie? Worek, saperkę i strzelbę, pamiątkę po karierze w federalnych. Niewiele o tym wie, ale tak właśnie najczęściej rozmawia się w plenerze, kiedy mieszamy się w sprawy wojskowe. Daje się do ręki wrogiego dowódcy, informatora czy szpiega małą saperkę, sam zaś do ręki biorę broń i romawiam.- kucnął, po chwili wyjął dość krótką broń, z zamkiem pneumatycznym i nadwyraz futurystycznym wyglądem, poczym kopnął torbę w kierunku Marie. - Bierz do rąk łopatę i zacznijmy rozmawiać. No więc, skarbie, jak to wszystko wyglądało na prawdę?- zaakcentował zdecydowanie ostatnie słowo.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |