Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2011, 20:15   #3
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
To była spokojna noc, jeśli w tym mieście może w ogóle tak jakąś nazwać. Śmierdzącymi zaułkami maszerowały stada kotów miaucząc i walcząc o każdy kawałek śmierdzącego żarcia. Nocną ciszę nagle przerwał głośny wybuch...

- No żesz psia mać - krzyknął barczysty szarowłosy krasnolud wybiegając ze swojej chaty. Za nim przez drzwi buchnął kłąb dymu. - Niech no ja go dorwę... żartów mu się dowcipnisiowi zachciało... zasrane czarcie ziele - wtem poczuł smród palonego włosa. Panicznie zgasił tlącą się, zaplecioną w dwa warkocze brodę i począł drzeć się na całe gardło - Zapłacisz mi za to Anbarcie!! Jak tylko cię znajdę to cię własna babka nie pozna!! Nikt nie będzie sobie stroił żartów z Drogbara Gurnesa!! A ty czego się gapisz? - kopnął siedzącego tuż obok kota i wrócił do mieszkania.

Nie było ono specjalnie duże, ale miejsce było wykorzystane w maksymalnym stopniu. Wszędzie walała się aparatura alchemiczna. Na regałach pod ścianą było ustawionych kilkanaście małych buteleczek, wiele około dziesięciolitrowych beczek a także mnóstwo drewnianych pudeł i koszy. Drogbar Gurnes, bo tak nazywał się właściciel owego labolatorium, był znanym w okolicy alchemikiem a przede wszystkim browarnikiem. Uwielbiał eksperymentować z różnymi składnikami aby stworzyć jak najbardziej odlotowy trunek. Jeszcze do niedawna sprzedawał galony swoich napojów, ale teraz, gdy w karczmach zaczęły obowiązywać jakieś głupie normy jakości a konkurencja zaczęła zmawiać się przeciwko niemu, zaledwie kilku stałych delikwentów zaglądało do jego "posiadłości".

Czasy były ciężkie. On, niegdyś student jednej z najlepszych alchemicznych szkół, teraz musiał ciułać grosz do grosza aby mieć za co kupować nowe składniki. Co prawda uczelni tej nie ukończył, z powodu wyrzucenia za pijańskie bijatyki, ale mimo wszystko uznawał się za najlepszego fachowca w mieście. I w niektórych kwestiach faktycznie takim był. Jego specjalnością były przede wszystkim piwne mutageny. Wiele z nich "kopało" naprawdę nieźle, ale niestety wiele działało zupełnie na odwrót. Co prawda dawały po czaszkach wszystkie, ale przez wiele z nich ludzie lądowali w najlepszym przypadku w sraczu, a w tych gorszych na posterunku milicji lub w pobliskiej lecznicy. To głównie z powodu jego trunków wprowadzone zostały te karczemne normy, które on teraz przeklinał każdego dnia.

Potrafił też stworzyć niezłe bombki, ale zdawał się z tego wyrosnąć. Gdy był jeszcze podrostkiem cieszyło go wysadzanie śmietników, czy rzucanie gazowych fiolek pod okna sąsiadów, ale teraz jako już dojrzały krasnolud wiedział że takie coś odstrasza mu klientów, a ściąga na głowę milicję, której zazwyczaj udawało się wynaleźć w jego składziku kilka nielegalnych substancji. Kilka razy musiał się na prawdę słono tłumaczyć aby nie wylądować za kratkami.

Ostatnią z jego pasji było majsterkowanie. Do warzenia, często brakowało mu sprzętu. Na większość nie było go stać a części po prostu nie dało się kupić. Nie było zatem innego wyjścia jak zrobienie go samemu. Co prawda udanych może było z górą 20 procent jego wynalazków ale krasnal i tak był dumny patrząc na eksponaty oznaczone własnym nazwiskiem.

- I kto to teraz do cholery będzie sprzątał? Drogbar ty stary idioto jak mogłeś uwierzyć że ten chudy łachmaniarz sprzeda ci porządny towar? - załamany patrzył na zrujnowane mieszkanie.

Mało co dało się odratować, a na odnowienie labolatorium nie miał pieniędzy. Istniało jednak wyjście. W myślach dziękował że tym razem przeczytał plakat zanim go zmiął i użył w wiadomym celu. Niedaleko jego domu znajdował się słup z ogłoszeniami, z którego Barnes bardzo często korzystał w celu zaopatrzenia się w papier toaletowy. Z reguły nie czytał ich zawartości ale tym razem coś go podkusiło. A tym "coś" była wypisana dużymi cyframi kwotwa. Nie ociągając się wyciągnął ze stryszku duży podróżny plecak, spakował weń kilka podręcznych akcesoriów, wrzucił kilkadziesiąt butelczyn z różną zawartością, dopchał składnikami, które udało się odratować i udał się w stronę wyznaczonej karczmy... noc była ciemna, ale mało kto tak jak on znał drogi do miejskich karczem...

W środku było gwarno jak każdego innego wieczora. Krasnolud przywitał się z gospodarzem, i pokierowany przez niego udał się do człowieka, który zajmował się rekrutacją. Nie był wysoki ale lubił przedstawiać się wyniośle, toteż stanął naprzeciw dowódcy, poprawił swój wytarty granatowy płaszcz i wsadzając dłonie za pas rzucił

-Słyszałem panie że piknik organizujecie. Toteż i ja się zgłaszam do pomocy. Jeśliście stąd to pewnie mojego trunku kiedyś kosztowaliście. Browarnik Alchemik Drogbar Gurnes, do usług. - teatralnym wręcz gestem ukłonił się nisko - Zastanawiacie się pewnie po co ja wam tam. A no to już mówię. W podróży to wiadomo jak jest, chłopy się bidule męczą i każdy by chętnie co chlapnął od czasu do czasu. I nie bójcie się, że wam partię spiję bom piwa w życiu dosyć nawarzył i potrafię zrobić takie co by chłopa na nogi postawiło a nie o glebę nim miotło. Jak się który pochoruje to też się coś znajdzie. A jakby komu trza było po drodze kości porachować to i tutaj Drogbar Gurnes kilka sztuczek może wam panie pokazać. A to się jaką bombkę rzuci, a to pałką w łeb przycedzi. Na wojniem nie był ale bić się umiem, o to się panie nie bójcie... - jak gdyby brakło mu weny, tutaj zrobił na moment przerwę aby po chwili kontynuować -... no... to tego... kiedy ruszamy? - po czym uraczył purpurowego smoka nieco głupawym uśmiechem
 

Ostatnio edytowane przez Radioaktywny : 21-08-2011 o 20:27.
Radioaktywny jest offline