z Tingisem Gamba z zadowoleniem i wyraźną ulgą pokiwał głową. Żeby nie pozostawić żadnych wątpliwości, sięgnął w górę, po czym podsunął Tingisowi pod nos uwalane gęstniejącą posoką palce. Drugą ręką zatoczył łuk obejmujący mniej więcej połowę okolicy. - Chcesz tu ściągnąć wszystkie drapieżniki z całej okolicy? - zdumiał się Tingis.
W odpowiedzi uzyskał tylko skinienie i radosny uśmiech, nie najlepiej świadczący o językowych zdolnościach Gamby.
Bez względu na to, co planował Kushyta, ostateczny efekt byłby właśnie taki, jak to przewidywał Tingis - każde żądne krwi stworzenie z całej okolicy przybiegłoby tu w ciągu kilku chwil, a po chwili doszłyby do słusznego wniosku, że niedaleko znajdują się kolejne zapasy smakowitego jedzonka...
Jego obiekcje objawiły się najwyraźniej dosyć jednoznacznie, bo Gamba, zdobywając się na niewyobrażalną wręcz empatię, westchnął ciężko i przystąpił do uciążliwych wyjaśnień kwestii zupełnie oczywistych. Najpierw spróbował oburącz objąć ciemny masyw lasu, na zmianę powarkując groźnie i węsząc, potem popatrzył w stronę ledwie widocznej w ciemności dziewczyny, gwałtownie pokręcił głową i triumfalnie odwrócił się do cierpliwie wiszącego na pniaku trupa. Na koniec przygarbił się drapieżnie, z nieskrywaną satysfakcją wystrzelił w swojego "rozmówcę" z nieistniejącego łuku i przyjrzał mu się pytająco. |