Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2011, 22:31   #109
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
-Nie ma opierdalania się żołnierzu. - odwrócił głowę i zobaczył paskudną minę miejskiego krzykacza. Zniknął równie szybko. Był na misji. Dotarły do niego strzępy wspomnień. Jego organizm walczył ze wszystkich sił.

Kobieta swoimi krągłościami ocierała się o jego uda, musnęła piersią jego policzek. Dotknął ręką jej pośladków, talii, brzucha i piersi. Miast rozkosznego ciepła, poczuł dojmujący chłód. Jak gdyby dotknął marmurowego posągu, nie żywej istoty. Przeczesał delikatnie jej włosy, poczuł zapach błota i wilgotnej ziemi, zamiast zapachu, którego się spodziewał. Nagle zamarł bez ruchu.

Patrzył na niego żółtymi oczami delfin. Kilka srebrnych delfinów wyskakujących z wody, jak gdyby zastygłych wpół skoku.
- Pamiętaj idioto, że masz do mnie wrócić. - rzekła do niego dziwnie znajoma kobieta o elfiej urodzie. -Pamiętaj, że będę czekać. I on też. - czarny wilk z klapniętym uchem przy jej nodze, zamerdał raźno ogonem i warknął, jak gdyby chciał mu powiedzieć, że potwierdza. Pocałowała go i wręczyła mu pierścień, srebrny pierścień, z kilkoma srebrnymi delfinami skaczących wesoło na srebrnym morzu. Z żółtymi oczkami topazów, patrzących na niego przenikliwie. Delfin wyskoczył z wody, krople ułożyły się w słowo na tle nieba. "Loren".

Patrzył na swoją rękę. Ból głowy nasilił się. Zsunął błotną kobietę ze swoich ud, posadził obok.
Złapał się za głowę. Zacisnął powieki

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vHj0etrp4hY[/MEDIA]

Z daleka, spod wody dochodził go dźwięk dud.

Poczuł jak morska bryza uderza go po twarzy. Wiatr łomotał żaglami statków zacumowanych przy kei. Kilkadziesiąt gardeł recytowało tekst przysięgi. Wszyscy odziani na czarno, stali na baczność przed niepozornym, niskim człowiekiem z dystynkcjami admiralskimi. Za nim stał wysoki mężczyzna, ubrany w czarny, luźniejszy strój od pozostałych. Przy biodrze miał przypięty bicz. Z drugiej strony szpony. Nie pasował do reszty, stojącej na baczność w czarnych bojowych mundurach. Miał elektryzujący, niski głos. Za nim powtarzano słowa przysięgi.
- Sztandaru wojskowego bronić. Za sprawę mojej ojczyzny, krwi własnej ni życia nie szczędzić. Tak mi dopomóż Jedyna Panienka!
- ...DOPOMÓŻ JEDYNA PANIENKA!!! - ryknęła blisko setka gardeł, należących do podchorążych czarnych wojsk królestwa Ann.
Słony zapach morskiej bryzy uderzył go w twarz.

Ból głowy się nasilał. Kobieta położyła go pewnym ruchem na poduszkach. Przycisnęła do nich.
- No już. Zaśnij... Zasypiaj. - szeptała mu do ucha.
Vernon zamknął oczy. Słyszał dudy.

Krzykacz. Bójka. Szczęk żelaza.
Napaść. Awanturnicy. Błysk kling. Drzewo. Wilk.
Namiot. Dziwnie znajome twarze... Łuczniczka, Tropiciel, Barbarzyńca, Sierżant, Babka, Szlachcic...
Karawana. Stwory. Las... Czaszka. Mag.

Krew w żyłach nożownika zaczynała pędzić. Serce biło niczym młot.
Wielki Gad. Crom. Tarcza. Teleport. Wężowe stwory. Karzeł.
Skronie pulsowały. Mięśnie w jego ciele napięły się. Głowa bolała.
Miasto. Zaułek. Włócznia. Dom. Martwa łuczniczka. Zawalony dach. Wilki.
Smok. Wieża. Pantera. Dom. Wysoki głos. Rosalinda.
Zadanie. Uwolnić Croma. Uwolnić dowódcę. Uwolnić Rosę. Zdobyć dzwonek.


Zabić karła.

Nożownik otworzył oczy.
Usiadł. Spojrzał na ludzi wokół siebie. Nie znalazł przy żołnierzach tego czego szukał. Spojrzał na kobietę siedzącą obok niego. Przybliżył ją mocnym ruchem do siebie, drugą rękę wsadził pod zwiewną sukienkę.
-Prowadź do pokoju. Nie mam zamiaru rżnąć Cię przy towarzystwie.

- Wstydliwy. Rozumiem. – wstała prowadząc za rękę Vernona. Udała się jednak w przeciwnym kierunku niż zakładał Nożownik. Drzwi po prawej prowadziły do krótkiego korytarza. Po obu jego stronach zwisały półprzezroczyste zasłony zastępujące drzwi. W każdym z pomieszczeń znajdował się materac i stos poduszek. Kilka parek zabawiało się w najlepsze nie zważając na gapiów. Panienka wybrała wolny pokój po czym pchnęła młodzieńca na podłogę. Sama usiadła obok niego.
- Teraz lepiej?

- O wiele... -Vernon przewrócił kobietę na plecy, położył się na niej. Całował jej szyję. Delikatnymi ruchami dłoni, dotykał jej ciała coraz niżej. Gdy był już przy jej udzie, kobieta zaczęła udawać podniecenie i zamknęła oczy. Szybkim ruchem zakrył jej jedną ręką usta, drugą wyrwał sztylet z pochwy w bucie i przebił kobiecie skroń. Ząbkowane ostrze przebiło kości niczym masło. Weszło aż po gardę.
- O wiele lepiej...
Ciało kobiety zaczęło się zmieniać w zieloną, uskrzydloną postać, którą Vernon widział przy wejściu do budynku.

Postać położył w kącie, przykrył poduszkami, tak by na pierwszy rzut oka nie dało się zbyt wiele zauważyć. Spojrzał w górę. Uśmiechnął się.
"Zbawczy wpływ pracy zawodowej na siły fizyczne i psychomentalne." zacytował w myślach.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=L1nlzXDWkFQ[/MEDIA]

Podskoczył i złapał się belki przy stropie. Wydostał się przez małe okienko, na zewnętrzny świat. Wisiał dobre 30 stóp nad ziemią.
Struktura drewnianych, porowatych i popękanych ścian budynku tworzyła dla nożownika autostradę. Czuł się jak ryba w wodzie.
Zza ścian dobiegł go szum i harmider. Zielone paskudztwa podniosły alarm.
Vernon trzymając się luk, uskoków i szpar, z małpią zwinnością poruszał się w stronę głównego pnia. Korytarz i sala, w której byli żołdacy podwieszone były na ogromnej gałęzi, łączącej tą część budynku z głównym pniem, który oplatała sieć pomieszczeń.

Bez większego problemu, Nożownikowi udało się przedostać na główny pień drzewa.
Ale problemy dopiero się zaczynały. Zsuwając się po daszkach i ścianach, kilka "wróżek", najwyraźniej zwiadowczyń spostrzegło go. Zaatakowały bez ostrzeżenia. Na nieszczęście dla nich, trzepot skrzydełek i jazgot dały znać uciekinierowi o ich obecności. Wszystkie zwiadowczynie minutę później leżały martwe.

Jazgot i harmider wzrósł, alarm zdawał się obejmować górne pokoiki i pomieszczenia, z których zdążył się wyrwać, ale zaczęły obejmować coraz to większą część budynku. Zielone łby co chwilę wytykane były przez okna, szukały go. Latające stwory patrolowały gałęzie.
Vernon już znajdował się na ziemi i postanowił wleźć do budynku głównym wejściem.
Skręcił kark strażniczce odwróconej do niego tyłem.
Był już przy wejściu.
Wyjrzał ostrożnie zza węgła, lecz spostrzegł tylko recepcjonistkę.
Nie silił się na skradanie. Podbiegł do lady, z impetem złapał wróżkę za gardło. Ścisnął mocno.
- Gdzie oni są? - wywarczał przez zęby, z nożem opartym o powiekę wróżki. Adrenalina zaczynała go ponosić. Ogarnęła go chęć krwawego mordobicia.
- Zachowaj swoje groźby człowiecze, powiedziałabym Ci, gdybyś tylko zapytał.
Wskazała ręką zbrojone drzwi, umieszczone za ladą.
- Tam są schody. Musisz zejść pod ziemię, aby znaleźć twoich towarzyszy. Tam też trzymamy broń. Ale nie łudź się. - dodała - Nasza matka was nie odda. Prędzej was pożre.
- Dziękuję. - głos Vernona złagodniał. - A gdzie jest ta twoja Matka? I ile mam czasu, skoroś taka uprzejma?
Nie odpowiedziała. Skrzeczący śmiech wydobył się z jej ściśniętego gardła.

- No nic. Nieistotne i tak. Ale obiecuję, że nie będziesz cierpiała. Dziękuję za pomoc.
- Zgi... - nie dokończyła. Z nienaturalnie wygiętym karkiem osunęła się po ladzie na ziemię, pociągając za sobą kałamarz. Vernon przestąpił przez ciało wróżki, otworzył okute mosiądzem drzwi. Zionęło na niego zimne powietrze.
Przed wejściem jednak przełożył ciało wróżki na schody prowadzące w górę budynku, w stronę burdelowego hoteliku.
"Może je trochę zmyli."
Po przystosowaniu się wzroku, postąpił naprzód, na schody prowadzące w dół.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 21-08-2011 o 23:46. Powód: kosmetyczne poprawki
potacz jest offline