Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-08-2011, 15:41   #101
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Do stu tysięcy niemytych kurew...
Babcia klęła szpetnie pod nosem gapiąc się na roztrzaskaną lodową pokrywę. Wyczuła zapach jaźni Nasturcji i pokiwała tylko na słowa Balricka.
- Owszem, była tu, żmija zapchlona... Zabrała Sarę. Straciliśmy kartę przetargową. Ponadto odnoszę wrażenie, że zrobiliśmy dokładnie to czego oczekiwał od nas Marcus.
Zwróciła się w stronę uratowanego mężczyzny, który jak bachor tarzał się w śniegu.
- Wstańże z ziemi, dorosłyś, nie zachowuj się jak pacholęcie. Nie wiem kim jesteś ale niewątpliwie Marcus, ten parszywy mag o którym ci wspominałam, przyszykował ci rolę w swoim przedstawieniu. Nie ufaj mu, słyszysz? Jakkolwiek nie będzie mamił twego umysłu, za nic mu nie ufaj. I pamiętaj, że masz wobec Miłki zobowiązania. Ja swoją drogą postaram się wyciągnąć coś z twojej głowy. Oczywiście jeśli mi pozwolisz – zacisnęła, w pokrzepiającym geście, palce na ramieniu mężczyzny.

Przyłożyła kciuk do swoich ust obgryzając nerwowo i mamrotała dalej pod nosem. W końcu w akompaniamencie barwnych przekleństw dodała:
- Skoro Marcusa i armii tutaj nie ma, to widzę tylko kilka powodów dla których nas tu sprowadził. Po pierwsze – wskazała palcem księcia z wieży – po niego. Po wtóre, chciał nas odciągnąć od Croma. Może zły obraliśmy sobie kierunek...

Stara sięgnęła do swojego tobołka i wyciągnęła z niego małą czarną figurkę przedstawiającą kota. Cisnęła nią o pobliski kamień. Krucha materia rozpadła się w drobny mak i wokół niej zagęściło się od mgły. Gdy opar się rozwiał w miejscu tym stała ogromnych rozmiarów pantera. Położyła po sobie uszy i syknęła obnażając kły.



Była wielka. Gdy babcia podeszła do niej jej pobrużdżona twarz była na tej samej wysokości co pokryty błyszczącą sierścią pysk. Koścista dłoń spoczęła na czarnym łbie a babka zmrużyła oczy.

Biegnij dzień i noc. Sił nie szczędź. Znajdziesz Croma.
Palec babci wystrzelił w kierunku w którym, gdzieś w oddali wyczuwała jaźń rycerza.
Jeśli zdołasz – uratujesz go. Jeśli nie – będziesz moimi oczami. Chcę wiedzieć kto go porwał i dlaczego cierpi. Chcę zobaczyć. A teraz biegnij.

Koścista ręka opadła a kot zerwał się biegu zostawiając w śniegu głębokie ślady.
Miłka usiadła ciężko w zaspie. Skupiała myśli sondując teren. Próbowała wyczuć Marcusa i Nastrurcję. Jeśli są w pobliżu – trzeba iść im na spotkanie. Jeśli są daleko... Można rozważyć aby najpierw wrócić jednak po Croma.
Zerknęła z ukosa na Chłystka i przeczesała palcami jego skołtunione włosy.
- Już czas żebyś wiedział. Corwin Crom cię spłodził chłopcze.
Chłystek otworzysz szerzej oczy i zaczął się krztusić z przejęcia.
- Jak?... - głos uwiązł mu w gardle. - Jak?...
- Jak? Jak? - powtórzyła zirytowana babka. - Tak jak zwykle się to dzieje. Potrzebna jest kuśka i chętna cipka. Nie każ mi gadać o pszczółkach i kwiatkach, nie mam dość finezji szczeniaku...
- Nie chciał mnie? - w oczach chłopaczka zakręciły się łzy.
- Nie wie o tobie. To tajemnica moja i twojej matki. Cena jaką musiała mi zapłacić. Opowiem ci, ale nie teraz.
Przykucnęła przy chłopaku i ujęła jego drobną dłoń.
- Nie mazgaj się. Życie kopie nas po dupie, tak już jest. Ale nie masz co narzekać, ja dla ciebie zawsze dobra byłam. Jak rodzone wnuczę cię traktuję. Chodź. Niedługo wyjaśnię ci jak to z tobą było...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 14-08-2011 o 15:44.
liliel jest offline  
Stary 14-08-2011, 18:21   #102
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Vernon po dotarciu do obelisku przyglądał się ciągowi wydarzeń w milczeniu. Jakiś młodzieniec dołączył do grupy nie wiadomo skąd. Rozmowy, płacz. I pantera.
"Faktycznie zły kierunek. Ale nie ma co rozpaczać, decyzja zapadła. A w dodatku nie wszystko jeszcze stracone. Ten futrzak sam nic nie zdziała. Stare czasy..." Nożownik uśmiechnął się do wspomnień.
"Gdyby tylko Ubryk tutaj był... Z jego łukiem i sokolim wzrokiem zdołalibyśmy się przedostać i wyciągnąć Croma bez przyciągania uwagi."
Odwrócił się do reszty.
- Babka ma racje. Nie powinniśmy zostawiać Croma samego. Ale jest jeszcze możliwość uratowania go. - przerwał. Wzrok innych skoncentrował się na Vernonie.
- Mam duże doświadczenie w sytuacjach podobnych do tej. Wyciągałem już ludzi z różnych miejsc bez ściągania niepotrzebnej uwagi.
- Najwyższy czas zrzucić słodko-pierdzącą otoczkę. Jestem Vernon Lavaey. Rotmistrz w stanie spoczynku czarnych wojsk króla Edwarda. Powrót do miasta zająłby mi ponad tydzień. Ale na tej czarciej panterze, udałoby się to zrobić w niecałe 3. Spróbowałbym się wywiedzieć co i gdzie się dzieje, kto co robi. A tak, jesteście w pełni mobilni i nie tracicie siły uderzeniowej beze mnie, a ja sam będę w stanie prześliznąć się niepostrzeżenie.
Vernon czekał na reakcje.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 14-08-2011 o 18:23.
potacz jest offline  
Stary 14-08-2011, 20:42   #103
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Cielsko potwora runęło na lód. Jego uszkodzona struktura nie wytrzymała naporu ciężaru i z głuchym trzaskiem zaczęła się rozpękiwać… dzieląc się na co raz mniejsze kry. Uno nie czekał, aż pochłoną go zdradliwe wody jeziora. Przeskakując otwierające się błyskawicznie pod nogami szczeliny w lodzie, konsekwentnie dążył do tej części jeziora, gdzie lód wydawał się stabilniejszy.


Po kilku chwilach, wypełnionych zagrożeniem i przyśpieszonym oddechem był już bezpieczny, podobnie jak reszta jego towarzyszy. Eksplozja obelisku była odpowiednim epitafium dla całej tej awantury. Wyszeptał cicho dziękczynne słowa dla Łowcy i czekał na rozwój wypadków.



Najwyraźniej zostali wyprowadzeni w pole, nigdzie nie było Sary, uratowanej przez nich kapłanki, tak samo jak i armii i maga. Zostali oszukani, plugawy czarodziej użył ich dla własnych celów, babka wiedźma miała rację. Uwolniony mężczyzna był częścią układanki… póki co nie byli nawet o krok do jej rozwiązania.



Węszyciel dodał od siebie kilka słów: - Wydymał nas, czarno księżyna cholerny… ale on – wskazał na uwolnionego – może coś wie? Jeśli Marcus nas tu wysłał, to widocznie jest mu potrzebny… chyba, że podły padalec liczył tylko, że smok nas załatwi. Jeśli tak to się przeliczył…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 18-08-2011, 17:43   #104
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Castelar obudził się całkiem sam. Bardziej sam niż zwykle – teraz nie czuł nawet opiekuńczej prezencji Najjaśniejszej Panienki, która towarzyszyła mu przez te wszystkie lata. Zawiódł! Nic więc dziwnego, że Panienka była nim rozczarowana...

Chwila minęła nim ocknął się z tego duchowego marazmu. Co mu mówiono przez te wszystkie lata? Panienka jest litościwa – więc dawała szansę na pokutę. Forma pokuty była jasna: musiał odnaleźć dziewczynę i odbić ją z rąk wiedźmy... córki babuni Miłki, jeśli miałby się dobrze nad tym zawiadomić.

Tak więc cel jego podróży był jasny. Teraz musiał tylko znaleźć kogoś, kto wspomógłby go w jego staraniach. Pobożność pobożnością, a manna z nieba spadać jakoś nie chciała...

***

Dotarł wreszcie do reszty wyprawy. Był na tyle blisko, że słyszał ich ostatnie słowa...

-Dziewczyna przepadła. Porwała ją paskudna wiedźma, Nasturcją się wabi. I, z całym szacunkiem, ma aurę potężniejszą od czcigodnej babuni. – rzucił miast powitania – Prawie ją zabiłem, ale jakąś sztuczką się wyleczyła. Podobno współpracuje z... – wykrzywił twarz w ironicznym półuśmiechu – ... „jedynym dowódcą wypracy”, czyli arcymagiem Marcusem.

Wyrzucił z siebie gorycz. Dobrze, teraz miał dostatecznie dużo pewności siebie, aby złożyć swoją propozycję.

- Widzę to tak: Croma ratować możecie. Ale tylko Sary chcą – i dlatego lepiej dla nas będzie, jeśli jej nie dostaną. I dlatego pójdę ją odbić. W klasztorze się niewiele nauczyłem... ale jakem Castelar de Vivar, poradzę sobie z wykradzeniem czegoś jednej wiedźmie. Potrzebuję tylko dwóch pomocy: kogoś, kto umie tropić... i porady w pewnej sprawie. Ktoś idzie ze mną? – stwierdził, dając do zrozumienia, że jeśli tylko odnajdzie jakąś pomoc, zrealizuje swój zamiar.
 
Velg jest offline  
Stary 19-08-2011, 13:04   #105
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Vernon przyglądał się Castelarowi z zaciekawieniem, z założonymi rękoma wiercił go wzrokiem.
- Skoro ten skurwiel Marcus płata takie figle, tym bardziej wszystko przemawia za uwolnieniem Croma. Zyskalibyśmy nowego sprzymierzeńca do upierdolenia skurwysyna. A co z nim? - Nożownik ruchem głowy wskazał czarno odzianego młodzieńca taplającego się w śniegu.
"Cholera, mamy mało czasu. Trzeba czym prędzej podjąć decyzje!"
Podszedł do młodego szlachcica, poklepał go po ramieniu.
- Wątpię, byś sam jej dał radę, kolego. Chyba nie tylko Ty masz z nią do pogadania. Sara jest naszym największym zmartwieniem. A i Crom by się bardzo przydał, choć wiem że go nie trawisz. I kto wie, może ludzie z jego gwardii też żyją.
- Podejmijmy wreszcie decyzje, do kurwy nędzy. Nie ma co zwlekać.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 19-08-2011, 14:43   #106
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Nonsens. Z tego, com wyrozumiał z niegdysiejszych słów Sary, potrzebna ona im tylko do jakiegoś rytuału. Skąd pomysł, że zaczekają z nim, aż my łaskawie wyswobodzimy Croma? Rytuał się odbędzie, ich dawno nie będzie, a z nimi zapewne jedynej drogi do Ann. - odparł Vernonowi - Rozumiem, że chcesz uratować tych ludzi - i Najjaśniejsza Panienka z tobą w tym zamiarze - ale ja idę za Nasturcją.
 
Velg jest offline  
Stary 19-08-2011, 17:49   #107
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
- Nie było Cię przy wcześniejszej rozmowie. Nie ma żadnego "my". Tylko ja. Basta. Przejdźmy do czynów.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 21-08-2011, 01:31   #108
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Balric, Castelar, Cykor, Miłka, Uno

Minęły blisko dwa tygodnie od rozstania na skutym lodem jeziorze. Grupka podążała tropem Nasturcji z powrotem na południe. Wyglądało na to jakby córka Miłki specjalnie zostawiła za sobą magiczne ślady, coś w rodzaju ledwie wyczuwalnej smugi pozostałej po wielokrotnej teleportacji. Podążała w kierunku Wichrowych Gór, miejsca do którego początkowo udał się Marcus z najemnikami. Nie było co do tego wątpliwości. Co więcej pantera wysłana przez babcie przestała odpowiadać po blisko tygodniu. Zanim jej sygnał zanikł wyczuła poważne zagrożenie, a to oznaczało, że Vernon i Rosalinda mogli być już martwi. Pustelnik zniknął wiele dni temu, jak zwykle bez słowa. Natomiast ich nowy znajomy, chłopak wyciągnięty wieży, zachowywał się nadzwyczaj normalnie. Tylko co parę dni zdarzały mu się napady migreny, które ich spowalniały. Dopiero po zażyciu specjalnych medykamentów przygotowywanych przez wiedźmę był w stanie normalnie funkcjonować.

Wichrowe Góry w pełni zasługiwały na swoją nazwę. Kiedy opuścili pasmo wyżyn krajobraz zmienił się nie do poznania. Pozostały jedynie niskie, powykręcane drzewa, a w końcu i tych zabrakło. Tak samo było ze zwierzyną. Mocny wiatr chłostał wszystko co napotkał na swojej drodze niczym bicz. Wyrywał konsekwentnie ziemie aż do litej skały. Tylko co bardziej wytrzymałe organizmy były w stanie tu przetrwać. Z wodą nie było lepiej. Teren był istną pustynią. Pył utrudniał widoczność. W niektórych miejscach panowały warunki jak przy burzy piaskowej, nieprzerwanej burzy piaskowej.


Występowały tu unikalne formy skalne. Teren usiany był ostrymi, przypominającymi smocze kły skałkami, ukształtowanymi przez specyficzny mikroklimat. Tworzyły one kamienny las, pełen potencjalnych kryjówek i miejsc, w których ktoś mógł urządzić na nich zasadzkę. To w tym miejscu miał się rozegrać ostatni rozdział tej opowieści…

Szli powoli. Wszyscy obwiązali się w co się tylko dało, aby uchronić ciało przed atakującym zewsząd pyłem i piaskiem. Widoczność wynosiła co najwyżej trzy metry. Byli obwiązani liną na wszelki wypadek. Komunikacja była praktycznie niemożliwa. Wiatr nie szumiał, on ryczał wściekle zagłuszając każdy inny dźwięk. Po paru godzinach marszu w takich warunkach miało się wrażenie, że ten nieprzerwany warkot zastępuję nawet myśli. Jedynym sposobem komunikacji było krzyczenie do ucha drugiej osoby. Przodem szedł Węszyciel kierując całą grupą. Pozostał jedyną osobą, która była w stanie przeprowadzić ich przez taki teren. Babka i nowy chłopak ledwo dawali radę. Formację zamykał Cykor. Byli blisko Nasturcji, blisko Marcusa. W zasadzie tamta dwójka mogła w każdej chwili wyjść zza rogu.

Zaczęło się niepozornie. Wędrowcy usłyszeli w swoich głowach szmery. Początkowo nie wyróżniały się na tle wiatru, ale ich intensywność rosła stopniowo, aż każdy mógł rozpoznać, że był to kobiecy śpiew. Był równie słodki co niezrozumiały… nie dla jednej osoby. Czarownica rozpoznała formułę czaru. Nie była w stanie ostrzec pozostałych, spróbowała więc skontrować zaklęcie. Wiedziała kto je rzucał. Jej córka była potężna, a teraz miała jeszcze przewagę młodości. Nasturcja nie dała jej czasu. Wygrała. Zaklęcie iluzji spadło na drużynę.


Cykor, Uno

Przy mocniejszym podmuchy pyłu lina niespodziewanie puściła. Obaj próbowali znaleźć kogokolwiek w tej zawierusze. Cykor idąc z wyciągniętymi przed siebie rękoma, Nomesta używając swoich nadzwyczajnych zmysłów. Natrafili na… siebie. Rozpoznali się niemal od razu. Uno dał znak Sierżantowi żeby ten ruszył za nim. Wielkie łapsko spoczęło na ramieniu Węszyciela, któremu szybko udało się znaleźć niewielkie schronienie. Była to niewielka wnęka w skale. Nie mogli sobie dokładnie przypomnieć momentu zerwania więzów. Pamiętali jedynie śpiew kobiety. Nie byli pewni nawet kiedy go słyszeli. Dłuższa rozmowa nie miała sensu, należało działać. Kiedy z powrotem mieli wejść do ścianę pyłu, zobaczyli niewyraźną sylwetkę kobiety, która niczym duch wbiegła do ich kryjówki. Broń oczywiście trzymali w pogotowiu, ale okazała się być zbyteczna. Nieznajoma odsłoniła twarz i okazała się być człowiekiem tak jak i oni. Co więcej kojarzyli ją z obozowiska najemników.


- Myślałam, że nigdy was nie znajdę!
– krzyczała choć ledwo słyszeli jej głos. – Chodźcie za mną! Zaprowadzę was do obozu! Jest niedaleko!

Ciągnęła ich za sobą kilkanaście minut, aż dotarli do ogromnej szczeliny, w której uwolnili się wreszcie od natrętnego wiatru. Poruszali się powoli ledwo mieszcząc się w przejściu.

- Marcus mówił, że macie się zjawić. Szukaliśmy was od kilku dni. Wielka szkoda, że żaden zwiadowca nie trafił na was przed górami. Nie musielibyście tak długo błądzić. Jesteśmy na miejscu. Oto drugi obóz.
– wyszła ze szczeliny i wskazała ręką na skupisko namiotów. Nie wiedzieć jakim cudem, ale znajdował się tutaj nawet wóz magów. W tym miejscu nie było tak wietrznie. Wielkie skały dobrze ich odsłaniały.

Dopiero po chwili zauważyli, że góra, pod którą znajdował się obóz była wcześniej używany do jakiś bliżej nieokreślonych celów. Widać było na niej ścieżkę wiodącą na samą górę.


Co czekało ich w obozie i co się stało z pozostałymi?


Balric, Castelar, Miłka

Oprzytomnieli. Cała trójka stała w skalnym zagłębieniu. Wyglądało ono jakby ktoś wyciął w skale walec o idealnie gładkich ścianach. Był wysoki na przynajmniej dziesięć metrów, a jego średnica wynosiła trzy razy tyle. Nad nimi szalała burza pyłu i piasku, ale tutaj było spokojnie. Jaskinia, którą od razu zauważyli wydawała się być jedynym wyjściem. Nie zostali jednak tutaj sprowadzenie w charakterze więźniów.

- Matko. Synu. Chłopcze.
– Nasturcja wyszła z jaskini. Wyglądała jak zwykle majestatycznie. Stanęła w delikatnym rozkroku naprzeciwko Miłki. Oparła dłonie na biodrach, puszczając przy tym paladynowi oczko. Była w doskonałym nastroju i była bardzo pewna siebie.

- Marcus mnie przysłał. Nie życzy sobie żeby nasze osobiste porachunki wpłynęły na misję. – wzrok czarownicy przeszedł na Balrica. Taksowała go wzrokiem jakim matka nigdy nie powinna patrzeć się na swego syna. Na końcu spojrzała na Castelara i uśmiech jej zbladł. Dotknęła swojej lewej ręki automatycznie. Była niemal jak nowa. Niemal. Skóra na niej była cała czerwona. Musiała boleć jak cholera.

- Chciał abyśmy wyjaśnili sobie wszystko zanim… zanim zabijemy smoka. Chyba nie chowacie do mnie urazy prawda?


Vernon, Rosalinda

Poruszali się szybkim tempem, za szybkim dla czarodziejki. Musieli z czasem przystopować i robić znacznie więcej postoi. Czarna pantera przez jakiś czas kręciła się w ich pobliżu, ale w jednej chwili zniknęła i już więcej jej nie widzieli. Podróżowali jej tropem. Wiódł na południowy zachód, niebezpiecznie blisko miasta, w którym narobili sobie wielu wrogów. Podróżowali dobre pięć dni. Las stawał się coraz gęstszy. Nie był jednak tak szkaradny jak ten, w którym poznali Pustelnika. Był kolorowy i magiczny. W dosłownym i przenośnym znaczeniu tych słów. Wszędzie znajdowały się źródełka energii, z których można było czerpać przy rzucaniu zaklęć. Wszędzie też tętniło życie. Kwiaty każdego koloru tęczy kwitły pod ich nogami. Motyle najróżniejszych rozmiarów latały wokół nich. W nocy ciemność rozświetlały tysiące świetlików.

Był to zalążek raju, który pozwalał zapomnieć o trudach podróży. Pozwalał zapomnieć również o całej reszcie. Działało to bardzo powoli i było niczym niewykrywalna trucizna. Najpierw zamazywały się mniej istotne rzeczy z przeszłości. Następnie przychodziła kolei na dawkę szczęścia, które rozprzestrzeniało się jak choroba wypychając całą resztę. Podróżni nie zastanowili się nawet przez minutę, kiedy znaleźli roztrzaskany posąg pantery.

Szóstego dnia stanęli przed dziwnym budynkiem znajdującym się w środku puszczy.


Nie przyszło im do głowy, że jest to co najmniej dziwne. Pamiętali wyłącznie o tym, że mieli tutaj dotrzeć. Weszli więc do środka głównymi drzwiami trafiając na recepcje. Za drewnianą ladą stała istota ze skrzydełkami. Nawet nie mrugnęła widząc przybyłych, jakby się ich spodziewała.


- Witamy. Miło nam gościć tak uroczą parę. Jaki jest cen waszej wizyty? – zapytała wreszcie po długim ataku kaszlu. Jej głosik należał do jednym z bardziej irytujących rzeczy jakie usłyszeli w swoim życiu. Był potwornie wysoki i skrzeczący. Potworność.

Nie byli w stanie odpowiedzieć na proste pytanie. Wyręczyła ich jednak osoba, która pojawiła się w holu tuż obok nich.

- Zatrzymają się na dłużej– mały przykurcz trzymał w ręku dzwonek. Znali ten przedmiot. Kojarzyli jego działanie. Ręka kurdupla poruszyła się. Stracili resztki własnej woli.
- Proponuję ich umieścić razem z pozostałymi. Dziewczyna może sprawiać kłopoty.


Vernon

Ocknął się na przyjęciu. Kręciło mu się w głowie. Znajdował się w wielkiej sali wypełnionej poduszkami i sofami. Wokół niego spacerowały skąpo odziane kobiety roznoszące jadło i napitek. Było tłoczno. Rozpoznał kilku gości. Byli… byli wojownikami. Pracowali dla kogoś ważnego. Teraz śmiali się, jedli i obłapiali panienki. Jedna z nich stanęła przed nożownikiem. Miała na sobie jedynie przezroczystą krótką sukienkę. Nalała wina do jego pucharu, a następnie siadła na jego kolanach i zaczęła karmić go winogronem. Czuł jej miękkie ciało, które było lodowate.

- Spróbuj panie. – wcisnęła mu jedzenie do ust. Było pyszne tak jak dziewczyna była piękna. Zawroty głowy powróciły. Musiał zamknąć oczy. Vernon miał wrażenie, że cały świat kręci się wokół niego. Słyszał śmiechy żołdaków. Czuł kobiece krągłości ocierające się o niego. Jego zmysły były otumanione, ale mimo to zaczęły bić na alarm. Otworzył ponownie oczy. Wszystko wyglądało tak jak poprzednio. Służąca siedząca na jego kolanach pachniała błotem, tak, był tego pewien.

- Nie ma opierdalania się żołnierzu. – odwrócił głowę i zobaczył paskudną minę miejskiego krzykacza. Zniknął równie szybko. Był na misji. Dotarły do niego strzępy wspomnień. Jego organizm walczył ze wszystkich sił.


Rosalinda

Odzyskała przytomność w ciemnej, wilgotnej celi. Miała kajdany na rękach, które były połączone łańcuchem ze stalowym hakiem na suficie. Obok niej stał w takiej samej niewygodnej pozycji Crom. Spał, a przynajmniej tak wyglądał. W celi po drugiej stronie korytarza leżał miejski krzykacz. On w przeciwieństwie do nich był cały obwiązany łańcuchem. Zaczął gwizdać widząc rozbudzającą się czarodziejkę. Generał obok niej drgnął i otworzył oczy. Zwilżył językiem usta i stanął pewniej na nogach. Jego nadgarstki były w opłakanym stanie. Był goły od pasa w górę. Jego ciało przecinały krwawe pręgi.

- Pomoc jak przypuszczam? – z trudem wydusił z siebie mężczyzna. – Daliśmy się wymanewrować przez cholernego karzełka.

Rosalinda jęknęła z bólu kiedy jej pamięć nagle wróciła. Napłynęła w jednym momencie o mały włos nie rozsadzając jej skroni.

- No to po nas. - dorzucił więzień z na przeciwka.
 
mataichi jest offline  
Stary 21-08-2011, 22:31   #109
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
-Nie ma opierdalania się żołnierzu. - odwrócił głowę i zobaczył paskudną minę miejskiego krzykacza. Zniknął równie szybko. Był na misji. Dotarły do niego strzępy wspomnień. Jego organizm walczył ze wszystkich sił.

Kobieta swoimi krągłościami ocierała się o jego uda, musnęła piersią jego policzek. Dotknął ręką jej pośladków, talii, brzucha i piersi. Miast rozkosznego ciepła, poczuł dojmujący chłód. Jak gdyby dotknął marmurowego posągu, nie żywej istoty. Przeczesał delikatnie jej włosy, poczuł zapach błota i wilgotnej ziemi, zamiast zapachu, którego się spodziewał. Nagle zamarł bez ruchu.

Patrzył na niego żółtymi oczami delfin. Kilka srebrnych delfinów wyskakujących z wody, jak gdyby zastygłych wpół skoku.
- Pamiętaj idioto, że masz do mnie wrócić. - rzekła do niego dziwnie znajoma kobieta o elfiej urodzie. -Pamiętaj, że będę czekać. I on też. - czarny wilk z klapniętym uchem przy jej nodze, zamerdał raźno ogonem i warknął, jak gdyby chciał mu powiedzieć, że potwierdza. Pocałowała go i wręczyła mu pierścień, srebrny pierścień, z kilkoma srebrnymi delfinami skaczących wesoło na srebrnym morzu. Z żółtymi oczkami topazów, patrzących na niego przenikliwie. Delfin wyskoczył z wody, krople ułożyły się w słowo na tle nieba. "Loren".

Patrzył na swoją rękę. Ból głowy nasilił się. Zsunął błotną kobietę ze swoich ud, posadził obok.
Złapał się za głowę. Zacisnął powieki

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vHj0etrp4hY[/MEDIA]

Z daleka, spod wody dochodził go dźwięk dud.

Poczuł jak morska bryza uderza go po twarzy. Wiatr łomotał żaglami statków zacumowanych przy kei. Kilkadziesiąt gardeł recytowało tekst przysięgi. Wszyscy odziani na czarno, stali na baczność przed niepozornym, niskim człowiekiem z dystynkcjami admiralskimi. Za nim stał wysoki mężczyzna, ubrany w czarny, luźniejszy strój od pozostałych. Przy biodrze miał przypięty bicz. Z drugiej strony szpony. Nie pasował do reszty, stojącej na baczność w czarnych bojowych mundurach. Miał elektryzujący, niski głos. Za nim powtarzano słowa przysięgi.
- Sztandaru wojskowego bronić. Za sprawę mojej ojczyzny, krwi własnej ni życia nie szczędzić. Tak mi dopomóż Jedyna Panienka!
- ...DOPOMÓŻ JEDYNA PANIENKA!!! - ryknęła blisko setka gardeł, należących do podchorążych czarnych wojsk królestwa Ann.
Słony zapach morskiej bryzy uderzył go w twarz.

Ból głowy się nasilał. Kobieta położyła go pewnym ruchem na poduszkach. Przycisnęła do nich.
- No już. Zaśnij... Zasypiaj. - szeptała mu do ucha.
Vernon zamknął oczy. Słyszał dudy.

Krzykacz. Bójka. Szczęk żelaza.
Napaść. Awanturnicy. Błysk kling. Drzewo. Wilk.
Namiot. Dziwnie znajome twarze... Łuczniczka, Tropiciel, Barbarzyńca, Sierżant, Babka, Szlachcic...
Karawana. Stwory. Las... Czaszka. Mag.

Krew w żyłach nożownika zaczynała pędzić. Serce biło niczym młot.
Wielki Gad. Crom. Tarcza. Teleport. Wężowe stwory. Karzeł.
Skronie pulsowały. Mięśnie w jego ciele napięły się. Głowa bolała.
Miasto. Zaułek. Włócznia. Dom. Martwa łuczniczka. Zawalony dach. Wilki.
Smok. Wieża. Pantera. Dom. Wysoki głos. Rosalinda.
Zadanie. Uwolnić Croma. Uwolnić dowódcę. Uwolnić Rosę. Zdobyć dzwonek.


Zabić karła.

Nożownik otworzył oczy.
Usiadł. Spojrzał na ludzi wokół siebie. Nie znalazł przy żołnierzach tego czego szukał. Spojrzał na kobietę siedzącą obok niego. Przybliżył ją mocnym ruchem do siebie, drugą rękę wsadził pod zwiewną sukienkę.
-Prowadź do pokoju. Nie mam zamiaru rżnąć Cię przy towarzystwie.

- Wstydliwy. Rozumiem. – wstała prowadząc za rękę Vernona. Udała się jednak w przeciwnym kierunku niż zakładał Nożownik. Drzwi po prawej prowadziły do krótkiego korytarza. Po obu jego stronach zwisały półprzezroczyste zasłony zastępujące drzwi. W każdym z pomieszczeń znajdował się materac i stos poduszek. Kilka parek zabawiało się w najlepsze nie zważając na gapiów. Panienka wybrała wolny pokój po czym pchnęła młodzieńca na podłogę. Sama usiadła obok niego.
- Teraz lepiej?

- O wiele... -Vernon przewrócił kobietę na plecy, położył się na niej. Całował jej szyję. Delikatnymi ruchami dłoni, dotykał jej ciała coraz niżej. Gdy był już przy jej udzie, kobieta zaczęła udawać podniecenie i zamknęła oczy. Szybkim ruchem zakrył jej jedną ręką usta, drugą wyrwał sztylet z pochwy w bucie i przebił kobiecie skroń. Ząbkowane ostrze przebiło kości niczym masło. Weszło aż po gardę.
- O wiele lepiej...
Ciało kobiety zaczęło się zmieniać w zieloną, uskrzydloną postać, którą Vernon widział przy wejściu do budynku.

Postać położył w kącie, przykrył poduszkami, tak by na pierwszy rzut oka nie dało się zbyt wiele zauważyć. Spojrzał w górę. Uśmiechnął się.
"Zbawczy wpływ pracy zawodowej na siły fizyczne i psychomentalne." zacytował w myślach.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=L1nlzXDWkFQ[/MEDIA]

Podskoczył i złapał się belki przy stropie. Wydostał się przez małe okienko, na zewnętrzny świat. Wisiał dobre 30 stóp nad ziemią.
Struktura drewnianych, porowatych i popękanych ścian budynku tworzyła dla nożownika autostradę. Czuł się jak ryba w wodzie.
Zza ścian dobiegł go szum i harmider. Zielone paskudztwa podniosły alarm.
Vernon trzymając się luk, uskoków i szpar, z małpią zwinnością poruszał się w stronę głównego pnia. Korytarz i sala, w której byli żołdacy podwieszone były na ogromnej gałęzi, łączącej tą część budynku z głównym pniem, który oplatała sieć pomieszczeń.

Bez większego problemu, Nożownikowi udało się przedostać na główny pień drzewa.
Ale problemy dopiero się zaczynały. Zsuwając się po daszkach i ścianach, kilka "wróżek", najwyraźniej zwiadowczyń spostrzegło go. Zaatakowały bez ostrzeżenia. Na nieszczęście dla nich, trzepot skrzydełek i jazgot dały znać uciekinierowi o ich obecności. Wszystkie zwiadowczynie minutę później leżały martwe.

Jazgot i harmider wzrósł, alarm zdawał się obejmować górne pokoiki i pomieszczenia, z których zdążył się wyrwać, ale zaczęły obejmować coraz to większą część budynku. Zielone łby co chwilę wytykane były przez okna, szukały go. Latające stwory patrolowały gałęzie.
Vernon już znajdował się na ziemi i postanowił wleźć do budynku głównym wejściem.
Skręcił kark strażniczce odwróconej do niego tyłem.
Był już przy wejściu.
Wyjrzał ostrożnie zza węgła, lecz spostrzegł tylko recepcjonistkę.
Nie silił się na skradanie. Podbiegł do lady, z impetem złapał wróżkę za gardło. Ścisnął mocno.
- Gdzie oni są? - wywarczał przez zęby, z nożem opartym o powiekę wróżki. Adrenalina zaczynała go ponosić. Ogarnęła go chęć krwawego mordobicia.
- Zachowaj swoje groźby człowiecze, powiedziałabym Ci, gdybyś tylko zapytał.
Wskazała ręką zbrojone drzwi, umieszczone za ladą.
- Tam są schody. Musisz zejść pod ziemię, aby znaleźć twoich towarzyszy. Tam też trzymamy broń. Ale nie łudź się. - dodała - Nasza matka was nie odda. Prędzej was pożre.
- Dziękuję. - głos Vernona złagodniał. - A gdzie jest ta twoja Matka? I ile mam czasu, skoroś taka uprzejma?
Nie odpowiedziała. Skrzeczący śmiech wydobył się z jej ściśniętego gardła.

- No nic. Nieistotne i tak. Ale obiecuję, że nie będziesz cierpiała. Dziękuję za pomoc.
- Zgi... - nie dokończyła. Z nienaturalnie wygiętym karkiem osunęła się po ladzie na ziemię, pociągając za sobą kałamarz. Vernon przestąpił przez ciało wróżki, otworzył okute mosiądzem drzwi. Zionęło na niego zimne powietrze.
Przed wejściem jednak przełożył ciało wróżki na schody prowadzące w górę budynku, w stronę burdelowego hoteliku.
"Może je trochę zmyli."
Po przystosowaniu się wzroku, postąpił naprzód, na schody prowadzące w dół.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 21-08-2011 o 23:46. Powód: kosmetyczne poprawki
potacz jest offline  
Stary 24-08-2011, 15:17   #110
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rosalinda potknęła się o wystający korzeń i upadła na kolano. Kolejny raz. Podniosła się , wściekła na siebie, i przełykając dławiący ją w gardle wstyd – nie znosiła być zależną od kogokolwiek – powiedziała do pleców Vernona.

- Nie nadążam.

Mężczyzna skinął głowa, zwalniając. Rosalinda była mu wdzięczna, że powstrzymał się od komentarza. Od dłuższego czasu, wpatrując się w proste plecy Vernona i jego mocne ramiona , czarodziejka zastanawiała się, co spowodowało, ze postanowiła pójść z nim, zamiast zostać z innymi. Czy była to tylko wdzięczność za uratowanie życia, czy cos więcej… Silne początkowo przekonanie o chęci odwdzięczenia się za pomoc słabło w miarę jak zagłębiali się w kipiący kolorami las. Zmęczenie mijało, a Rosalinda zaczęła odnajdować przyjemność w obecności nożownika, w obserwowaniu linii jego podbródka i mięśni grających pod skórą.

Po kilku dniach odpowiedź na pytanie „Dlaczego tu z nim jestem” zaczęła być dla Rosalindy równie oczywista jak oddychanie. Szczęście przepełniało każdą komórkę jej ciała, rozleniwiając, rozmywając szczegóły otaczającego ją lasu. Vernon spał wyciągnięty na mchu, czarodziejka przez chwile patrzyła na jego równo unoszącą się klatkę piersiową, a potem zsunęła się wzrokiem niżej. I w tym momencie poczuła, że coś jest nie ok. Ze powinna zajmować się kimś... nie czymś innym.

- Vernon! Musimy iść.

Nie za długo potem stanęli przed budynkiem.

----

Rosalinda skoncentrowała się, próbując opanować ból rozsadzający jej głowę i uporządkować myśli. Pamiętała wszystko. Edward.

- Na razie żyjemy - powiedziała, starając się, żeby jej głos zabrzmiał spokojnie i pewnie - Czyli jest nadzieja. Co się dzieje, kto nas więzi i dlaczego?

- Zacznijmy od dlaczego
. - zachrypiał Crom. - Mieliśmy przechwycić i dostarczyć ważny dla rytuału przedmiot. Urnę, której strażniczkami są te owadzie suki. Wszystko szło zgodnie z planem, ale ten cholerny karzełek nas wystawił. Zanim zdążyliśmy zareagować większość chłopaków była już pod wpływem iluzji. Wielu zostało zjedzonych i nas czeka prędzej czy później podobny los.

- Dlaczego my nie jesteśmy podatni na iluzję?

- Jesteśmy odporniejsi panienko
. - wtrącił krzykacz. - A to oznacza, że jesteśmy pierwsi w kolejce do schrupania. Mieliśmy nadzieję, że Marcus wyśle pomoc...

- Bzdura
- rzuciła Rosalinda, uświęconym (wielowiekową tradycją) zwyczajem wszystkich więźniów szarpiąc się w kajdanach - ten szarlatan nam nie pomoże.
Ból obcieranych nadgarstków przytłumiał łupanie w głowie pozwalając na odzyskanie większej jasności myślenia
- co chcieli wiedzieć? - zapytała tasując spojrzeniem poranione plecy Croma

- Nie zadawali żadnych pytań. Wiedzą doskonale po co przybyliśmy, pokurcz musiał powiedzieć im o wszystkim. - znowu Crom zabrał głos. - Potrzebujemy tej urny. Wystarczy ją zniszczyć. Ponoć królowa tych owadów jest jego strażniczką.

- Czyli musimy sie po prostu uwolnić. A potem znaleźć tą urnę.
- mruknęła Rosalinda - jak ze strażnikami? Musza mieć klucze... albo inne żelastwo, żeby to zdjąć. Ja nie dysponuje taka mocą. Ale potrafię zmusić strażnika, żeby był mi posłuszny.

- Strażniczkę
. - poprawił ją młodzieniec. - Zaraz ściągnę tu jedną.

- Spróbujmy
więc - powiedziała Rosalinda, przymykając oczy , żeby się skoncentrować.

Krzykacz zaczął robić to w czym był najlepszy. Krzyczał. Wydzierał się obrażając strażniczki na sto różnych sposobów. Nie można było nie docenić jego naturalnego talentu. Trwało to dobre pięć minut, aż wreszcie przed jego celą pojawiła się zielona panienka ze skrzydłami jak u ważki. Zaczęła mamrotać coś w niezrozumiałym języku. Dopiero po kilku chwilach przemówiła w znanej im mowie.

- Sam tego chciałeś człowieku. – wyciągnęła przed siebie ręce. Łańcuch oplatający chłopaka zacisnął się. Więzień zawył, tym razem z bólu.

Rosalinda wyczuła strażniczkę, zanim jeszcze ją zobaczyła. Kilka chwil zwłoki - kiedy ta przestawiała sie na język ludzi - dało czarodziejce czas na dostrojenie swoich myśli do umysłu .. stworzenia. Weszła delikatnie, powoli - miała nadzieje, że niezauważalnie. Rozejrzała się – mózg strażniczki przypominał inne umysły, które tu penetrowała. Wyglądał jak bezkresna, zielona łąka. Rosalinda, pomna swoich wczesniejszych doświadczeń, ostrożnie postąpiła krok do przodu, trawa sięgał jej kolan i falowała łagodnie. Coś otarło się o jej łydkę, raz i drugi i po sekundzie zobaczyła, że w trawie wija się setki węży. Tysiące. Pohamowała panikę, skoncentrowała się i obraz znikł. Przejęła kontrole nad umysłem strażniczki i zaczęła delikatnie popychać ją w stronę drzwi ich celi.

Wróżka nieświadoma najwyraźniej swoich działań podeszła do samych krat. Po paru sekundach była niemalże marionetką w rękach czarodziejki.

Rosalinda pchnęła mentalnie strażniczkę w stronę Croma, nakłaniając ją do zdjęcia kajdanów mężczyźnie.

Strażniczka machnęła ręką w powietrzu i kajdany ustąpiły tak jak drzwi celu. Crom podskoczył jednym susem do wróżki. Złapał ją wielgachną ręką za kark i walnął nią o kraty. Straciła przytomność.

- Lepiej ich nie zabijać. Są w jakiś sposób połączone i reszta dowiedziałaby się o jej śmierci.
- wyjaśnił uwalniając Rosalindę. - Musimy oswobodzić moich ludzi. Jesteś w stanie panienko zablokować ich iluzję?

- Nie wiem
- dopowiedziała czarodziejka zgodnie z prawdą rozcierając zesztywniałe ramiona - Ale ktoś generuje tą iluzje, prawda? jeśli ogłuszysz tamtą osobę, to iluzja zniknie. Trzeba ją znaleźć. Jeszcze on - wskazała na krzykacza jęczącego w łańcuchach.

- Musimy wyjść z tych lochów – powiedziała kierując się w stronę majaczących na końcu korytarza schodów.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172