Tingis o mały włos chwyciłby się za głowę... Gdyby nie trzymany w dłoni tulwar, to pewnie by to zrobił. Już potrafił sobie wyobrazić całą sytuację. On by rozpruł brzuch potworowi, drapieżniki z okolicy by się zbiegły. Wtedy Gamba wdrapałby się na jakieś drzewko i poczekał do rana, a mięsożercy zżarliby i Tingisa, i Learę, którzy nie zdołaliby się obronić przed głodną watahą.
Na migi pokazał, że krew sprowadzi jednego, dwa zwierzaki, a z nimi sobie poradzą. Po rozpruciu brzucha... Tu pokazał, jak przychodzi drapieżników więcej, dużo więcej, a potem atakują i zjadają ludzi.
- Nie, nie, nie - powiedział. - Jedną bestię - naszkicował na piasku zwierzaka z kłami - zabiję - pokazał łuk i dorysował strzałę wbitą w ciało bestii. - Kilkanaście zwierzaków - narysował ponad dziesięć symbolicznych drapieżników - zjedzą nas.
To ostatnie pokazał gestami - wielką paszczę najpierw jedzącą Gambę, potem jego.
Nie czekając na ciąg dalszy przekazu poszedł pilnować Leary.
Kushyta za jego plecami rozłożył ręce w akcie niemej bezradności. Popatrzył z żalem na swoją wspaniałą przynętę, klepnął ją dłonią, splunął, potarł kark i poszedł za niedoszłym łowcą w to niezwykłe miejsce, które ten z jakichś powodów wybrał był na obozowisko...
Jeden z tych powodów - któż wie, czy nie jedyny zresztą - przykuł uwagę, gdy tylko niewyraźny kształt wyłonił się z mroku. Sam widok obiecywał rozkosze, o jakich Gamba - odkąd poczuł pod stopami szorstkie deski Morskiej Wiedźmy - nawet nie marzył. Podszedł zdecydowanie, pochylił się, ujął w mocne dłonie, szarpnął ku sobie i oddał się rozkoszy. Głośno, entuzjastycznie, bez zahamowań.
Gdy zaspokoił wreszcie potrzebę, ułożył się wygodnie na piasku i momentalnie zasnął.
Tingis przez moment obserwował pijącego Kushytę, a gdy ten położył się na piasku Hyrkańczyk poświęcił całą uwagę obserwacji okolicy. |