Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2011, 12:38   #13
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Nie było czasu na zastanowienie się, czy ktoś jej coś zwinął, czy też nie. Znalazła Gunthera, po to tu przyszła to było teraz najważniejsze.
- Chodźmy - rzuciła szybko do Fatmy i od razu skierowała się w stronę kłótni, zerknąwszy tylko, czy przyjaciółka idzie za nią. Turczynka szła tuż za nią.

Nie zawołała znajomego, tylko rozejrzała sie uważnie po jego najbliższej okolicy - patrzyła, z kim się kłóci, kto obok stoi, czy dzieje się coś więcej. Po dłuższej chwili udało się jej namierzyć potencjalnie człowieka, który bardzo przypominał Gunthera, który właśnie zrywał się do biegu. Lecz chwilę potem zauważyła jak na chwilę nieruchomieje, a następnie przewraca się wpadając na kilku ludzi przed sobą. Nie wyglądało to optymistycznie.

Widząc zaistniałą sytuację Hilda przyspieszyła, przedzierając się do upadającego mężczyzny. Niestety, nie zdazyla do niego dopasc. Guntther w ulamku sekundy zwalil sie na podloge, zwijajac sie z bolu trzymając kurczowo obie ręce na łydce.

- Sheisse! Chyba skręciłem... niech ja go tylko... ! - jęczał cicho, ale Hilda zdążyła już rozpoznać w nim głowę rodziny państwa von Glaumerów. Fatma wyjęła z portfela wszystkie monety jakie miała. Wzięła je w garść i rzuciła na podłogę w takim miejscu aby posypały się za osobami na które wpadł Gunther. Odgłos brzęczących monet odwróci ich uwagę chociaż na chwilę, co da Hildzie czas na odciągnięcie znajomego. Może wciąż są łasi na kasę, która powoli staje się bezwartościowa. W końcu kradną portfele... I był to ruch bardzo trafny. Bo mimo iż pieniądze na wartości całkowicie prawie straciły, to odgłos brzęku sypiącej się waluty uruchomił pewne wciąż zakorzenione wewnątrz tłumu instynkty. Wielu z nich momentalnie upadło na kolana, jedni niby z pozorowanej grzeczności, inni już bez ogródek przeciskali się między sobą. niczym gołębie w bitwie o okruchy chleba. To pozwoliło Hildzie na absolutnym skupieniu się na Guntherze. Na pierwszy rzut oka biedak przewrócił się, lub ktoś mu “pomógł”, co było bardziej prawdopodobne, i skręcił kostkę lub uszkodził łydkę. Ale to nie ona była tu lekarką.

Poszkodowany próbował się podnieść i zderzył się niemalże ze swą znajomą, która przybyła mu na pomoc. Przez moment wpatrywał się ze zdumieniem w blondwłosą Niemkę, by za chwilę z trudem znosząc ból krzyknąć:

- HIlda?! Mein Gott, co ty tu...?! Zaraz... czekaj, ja muszę złapać tego bandytę, on ukradł mi portfel i zegarek! - czyny jednak nie sprostały zamiarom, Gunther ponownie złapał się za łydkę - Sheisse! - ryknął tak głośno, że na chwilę rozradowany tłum ucichł - Hilda... Jeśli to ty, to wiem że możesz go dorwać. Złap go, on ma naszą cenną, rodzinną pamiątkę. Pobiegł tam - obrócił się na lewy bok i wskazał palcem w stronę ciemnych alei prowadzących wprost do slumsów - To na pewno był on, brodaty cwaniak w kapeluszu i kurtce, goń go na co czekasz?!

- Wybacz, Gunther - odparła, próbując uspokoić wijącego się mężczyznę. - Nie można ryzykować zdrowia dla rodzinnych pamiątek. Teraz trzeba cię stą jak najszybciej wyciągnąć! - dodała. Spojrzała na Fatmę. - Proszę, pomóż mi z nim. Zmywamy się stąd! - to mówiąc pomogła Guntherowi wstać, najdelikatniej jak potrafiła. Przerzuciła jego ramię przez swoją szyję, przytrzymując je jedną ręką, drugą objęła go wpół. Lecz Gunther mimo przyjęcia pomocy, wciąż nie był przekonany. Emocje buzowały w nim niczym stado wściekłych os, a determinacja osiągała szczyty ilekroć przypominał sobie o tym po co, a właściwie po kogo tu przyszedł. Nie zamierzał odchodzić stąd z pustymi rękami, w dodatku bez swoich rzeczy. Rozsądek przyćmiony był przez gniew i poczucie winy, które Gunther odczuwał z powodu straty syna, którego w dodatku miał pilnować - Nie, Hildo proszę! Odzyskaj to! To pamiątka przekazywana od trzech pokoleń, miał być prezentem dla Benjamina! - jego źrenice rozszerzyły się - I nigdzie się stąd nie ruszam, przyszedłem tu po swojego syna i nie wyjdę bez niego! Na co czekasz, za chwilę już go nie złapiesz! Jednak perspektywa gonitwy jakiegoś cygana po ciemnych slumsach byla bardzo ryzykowna.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline