Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2011, 13:26   #279
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Szalony mag zbadawszy obszar pracowni prostym zaklęciem detekcji, zaczął przeszukiwać go, bynajmniej nie w celu zdobycia magicznych łupów. A bardziej informacji...
W swych poszukiwaniach kierował się własną pokręconą niczym baranie rogi logiką i nie reagował na działania reszty grupy.
Kiedy tylko Cerre zorientowała się w użyteczności klejnotów zatkniętych w małe poduszeczki, natychmiast po nie sięgnęła. Na pierwszy cel upatrzyła sobie ognistoniebieską kulę.
Jednak kiedy tylko jej dotknęła, pociemniało jej w oczach. Świat zaczął rosnąć i rosnąć, a jej ciężko było się skupić na czymkolwiek i czuła rosnące nudności.
W końcu jej proces kurczenia się zatrzymał się... na mniej więcej półtorej stopy wzrostu! Była teraz mniejsza niż Cristin!
- Żesz kurwa! - zaklnęła soczyście ofiara klątwy. - Świetnie, o jednego kurdupla więcej. - wpiekliła się. Nie mogła dosięgnąć poduszek, a tym bardziej kamyków; nawet gdyby mogła to pewnie nie miałaby ochoty ich dotykać.

Podczas gdy Arneo praktycznie nie zareagował na to, co się stało, kapłanka parsknęła śmiechem na całe gardło.
- Prze... przepraszam. - odparła po kilku chwilach, wciąż krztusząc się ze śmiechu i wycierając łzy z policzka.
- Hahaha - odrzekła Cerre. - Najlepsza sytuacja to byłaby dla Bareda... - mruknęła i wzięła się za penetrowanie niższej partii pomieszczenia. - Śmiechu kurna warte...
- Taak... - westchnęła, wciąż chichocząc pod nosem. Rozglądnęła się po pokoju, zawiesiwszy na chwilę wzrok na kociołku z zielonym eliksirem. Jednak nie miała zamiaru próbować go jako pierwsza.

Cerre nie miała ochoty być okazem diabelstwa-miniaturki, ale niestety los i złośliwi “bogowie” zagrali jej na nosie. Zresztą po raz kolejny! Diabliczka miała ochotę wrzasnąć wniebogłosy, rozwalić krzesła w drobny mak - wyładować w jakikolwiek sposób wściekłość. Ale wówczas ściągnęłaby jakieś licho do laboratorium, więc starała się wziąć głęboki wdech. To była kara za to, że nie zachowała ostrożności i dotknęła. podejrzanych rzeczy. Teraz ta sytuacja zmobilizowała Cerre, żeby poszukać “serum wzrostu”. Nie chciała być gówniarzem, dopiero teraz doceniła swój poprzedni wzrost.

-I po coś dotykała tego szmelcu... tych niedoróbek po jakimś pożal się bogom, magiku od siedmiu boleści?- spytał retorycznie mag zajęty swoimi własnymi poszukiwaniami.
- Noż, kurwa, ja nie wiem po co, jebaństwo jedne! - nadal przeklinała soczyście mała Cerre.
-Po nic... mało to partaczy na świecie? Wśród magów też się zdarzają.-stwierdził retorycznie Cogito.
- Weź mi nawet nie mów... - wycedzała słowa przez zęby, ze złością otworzyła kuferek, który znalazła w pomieszczeniu.

Po kilku chwilach znajdzie mały kuferek ukryty pod stertą papierów. W owym kuferku natomiast jakiś tuzin potencjalnie magicznych eliksirów i dwa pręciki potencjalnie będące różdżkami. Cerre wszystko to szybko, a zarazem z ostrożnością zabierała.
- Cogito, sprawdzisz mi, co to za eliksiry - zawołała Cogito.
-Później...-odparł mag. Podrapał sie po kobiecym tyłku... swoim tyłku dodając.-Sprawdzanie trochę zajmie...czasu, właściwie dużo zajmie.
- Teraz sprawdź!
Cogito zignorował jej krzyki, coś tam mamrocząc pod nosem.
- Cogito!
Mag spojrzał na nią wzrokiem Cristin, spojrzeniem wyjątkowo lodowatym. Kobiecy głos odparł równie zimno.-Ile ty masz lat młoda damo?! Już czas wydorośleć. Zachowuj się na dorosłą kobietę przystało. Magia to nie zabawka dla głupców... Nie można sobie pozwolić na nieostrożność. Magia to bestia, którą trzeba okiełznać. Nie można więc niczego badać po łebkach. Mówiłem, że zbadam później...to zbadam... ale później. A teraz nie przeszkadzaj.
Cerre z wściekłości prawie się zjeżyła, oczy jakby zapłonęły ogniem. Nie zamierzała sobie pozwolić na to, by z racji wzrostu traktowano ją jak gówniarza. Co do potencjalnego młodego wieku kwestię mniszka przemilczała.
- Znalazł się, dorosły - burknęła i obruszyła się. Zabrała przedmioty z kuferka. Przy czym złorzeczyła Cogito, bogom, Baredowi i jeszcze raz... na odmianę czarownikowi.
Mag na to nie zareagował. Ta zmienność czarodzieja w tym momencie wręcz ją wkurwiła i gdyby ona w ciele ciemnowłosego złodziejaszka znała się na przywołaniu błyskawic, to pewnie magowi by w ten łeb przygrzmociła jednym solidnym gromem. Ha, ale by mu wtedy dopiekła!

- Raz kozie śmierć - westchnęła Cerre, kiedy dostrzegła spory kocioł. Czy skończy tą wyprawę u nóg balora czy przemieniona w inne plugastwo, czy również w inny, równie nieciekawy sposób... to chyba na jedno miało wychodzić...
Kociołek był zawieszony jakąś stopę nad podłogą. Koło niego znajdował się stół - ponad dwa razy wyższy niż Cerre. Mniszce przypomniała się sytuacja z murem w Gistrzycach.
Postanowiła się na niego wdrapać. Tym razem nie z byle pomocą.
Bowiem w pobliżu stało krzesełko, który sobie diablica dosunęła do stolika. Cerre wdrapywała się prędko na niego, a później na stół. I stanęła nad kociołkiem - teraz trzeba było tylko sięgnąć po chochlę. I co zresztą ostrożnie uczyniła. Wzięła ją i nabrała sobie zielonego eliksiru.
- To chlup w ten głupi dziób - i biorąc ryzyko na własne, pomniejszone barki, napiła się nieco wywaru.
Eliksir na szczęście skrywał dokładnie tyle tajemnic, ile jej obiecywano - na chwilę jej znów pociemniało w oczach, by w końcu... odkryć że znów jest sobą. Z rogami, miedzianymi włosami, biustem... jednak wciąż w pomniejszonej wersji. To nie pocieszyło Cerre, która nadal chciała odzyskać swój dawny wzrost. Jej wzrok padł na przedmioty leżące na stole.
Kilka ludzkich kości, jakieś wypatroszone zwierzę (chyba żaba...), noże do krojenia owego zwierzęcia, szklane rurki i butle na metalowych mocowaniach, trochę pustych kartek, kilka piór do pisania, buteleczka kałamarza... same śmieci, ot co!

Bared stanął w drzwiach i zatrzymał się jak wryty, niemal zwalony z nóg przecudowną mieszaniną aromatów, przypominających mieszaninę wymiocin zmieszanych ze zgniłymi jajami, ozdobionym dodatkowo odrobiną zapachu bardzo starej ryby. Wstrzymał oddech...
- Popatrz! - Anteria trąciła go w bok. - Tam! - wskazała kierunek.
Bared nie mógł uwierzyć własnym oczom... Na stole, obok kociołka, stał malutki Bared z wielką chochlą w garści. A dokładniej - pijący z tej chochli.
- Na demony! - powiedział. - Jak to zrobiłaś?
Bared-miniaturka stał się Cerre-miniaturką!
- Czary-mary, hokus-pokus - wskazała na kocioł. - Ryzykowałam, wypiłam - wzruszyła ramionami, nieco przygnębiona. - I oto jestem...
- Ale niezbyt duża... - stwierdził Bared.
- Aa, te kamyki to lipne są, nie tykaj ich - wskazała skinięciem głowy na poduszeczki z kamyczkami i dodała po chwili. - Twoja dziunia niech ich lepiej też nie tyka, bo będziecie kurduple czy coś.
- Niech to szlag trafi - powiedział. - Jakieś widma się tu wloką... Cogito? Można coś zrobić z tym wzrostem?
- Znowu się zawiesił - mruknęła Cerre i zeskoczyła ze stołu. Chochlę wcześniej wpakowała do kotła.
Bared podszedł do stołu i chwycił chochlę. Wzorem mniszki również i on się napił.
I tak oto łotrzyk powrócił do swojej łotrzykowej postaci.
- Od razu lepiej - powiedział. - Tylko ty czasem nie pij - powiedział do Anterii.
Wojowniczka skinęła głową, na znak że rozumie. Zaraz po nim zaś do kociołka podeszła Cristin i również wychyliła stosowny łyk eliksiru. Jednak w jej przypadku efekt był nieco inny od zamierzonego.
Bo zamiast czarnowłosej kapłanki Cyrica w czarnej sukni, stanęła przed nimi rudowłosa Cristin ubrana w swoją zwyczajową zbroję skórzaną, z rapierem i buzdyganem zawieszonymi u pasa.


Kobieta spojrzała nieprzytomnym wzrokiem po sali. Po chwili dostrzegła łotrzyka.
- Baredzie... - powiedziała. - Gdzie my u diabła jesteśmy? I co tu robimy?
- Witaj w rodzinie... - powiedział po dłuższej chwili Bared.
- Krysia wróciła do starej postaci? - Cerre kątem oka spojrzała na odmienioną Cristin.
- Starej...? - rudowłosa wyraźnie nie rozumiała sytuacji w jakiej się znajduje. - Dojechaliśmy już do Hluthvar? Czy jeszcze nie?
- Jesteśmy w środku - powiedział Bared. - Ty nas tu przeniosłaś, prawdę mówiąc. Ale, powiedzmy, nie byłaś sobą - dodał.
- Najwyraźniej ktoś ci sprał mózg, pewnie ci, co nas wysłali na zadanie - gdybała Cerre, usilnie poszukując sposobu na “wyrośnięcie”.
- Wyprał - poprawił ją Bared. - Ale lepiej nie pij wszystkiego, co ci w ręce wpadnie. A nuż będzie jeszcze gorzej...
- O rany, przecież wiadomo o co chodzi.
Rudowłosa była zdecydowanie zdezorientowana. I to jeszcze bardziej niż tuż przed chwilą.
- Nie pij... - powtórzyła cicho cofając się o krok. I potykając o wiadro bogowie wiedzą czego.
- Szlag... - zaklęła wstając z podłogi. - Więc mówicie, że przez jakiś czas nie byłam sobą? I przywiodłam was tutaj. Ale... O mój boże, co ci się stało!? - dopiero teraz zorientowała się w nowych “rozmiarach” Cerre.
- Byłaś bardzo ładną i bardzo wredną babą - wyjaśnił Bared. - Na szczęście to drugie minęło bez śladu.
- O, co ze mną? - Cerre jakby to zdziwiło, że ktoś się o nią martwi. - Zdradliwe kamyczki... - mruknęła wzruszając ramionami. - Ciul jeden wie, czy przypadkiem nie na zawsze pozostanę kurduplem...
- Może inne by podziałały na odwrót, ale lepiej nie próbuj - ostrzegł ją Bared. - Musimy je jakoś zabrać. Jeśli ktoś je zbada, to może uda się to jakoś odwrócić.
- Ro...zumiem. - powiedziała rudowłosa po dłuższej chwili, starając się odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Spojrzała na innych zebranych: Cogito, Arneo i Anterię.
- Ee... w takim razie kim oni są? - spytała dyskretnie Bareda.
- To jest Anteria. Do niedawna była zamieniona w wilka. Tam stoi Cogito, mag - Bared wskazał na sobowtóra Cristin, tyle że czarnowłosego. - A tamten to Arneo, jego chowaniec. Od niedawna nam towarzyszą.
- W wilka... - upewniła się Cristin, zaś wojowniczka przytaknęła. - Dobrze... Od kiedy to magowie mają chowańce w ludzkiej formie? I dlaczego ten konkretny czarodziej wygląda jak czarnowłosa wersja mnie?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline