Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2011, 22:20   #202
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Pogoń za Griefem była dziwna; szalona gonitwa po lesie w takt szyderstw rzucanych przez Mysz-Panią. Potem krew wsiąkająca w leśną ściółkę; umykające życie zasilało kolejne. A potem wszystko zniknęło, zniknęli oni i pozostało tylko morze chmur umykające przed latającą łodzią Bombtostera w drodze do domu. Oparty o reling Robert czuł, jak lodowate powietrze chłodzi poranioną twarz. Kruk siedział wczepiony w jego przedramię, bardziej zainteresowany cudownie odnalezionym panem niż leżącym na deskach przysmakiem. Gdyby był psem pewnie wylizałby mu ranę; będąc ptakiem mógł jedynie kwilić z troską. Zaraz po wyruszeniu Valstrom zawlókł Alta do Morgan i wypytał ją dokładnie o kapłanów mogących całkowicie uleczyć ich obu. Nie będą łazić przez resztę życia jak kaleki; jedyna prawdziwa korzyść płynąca z tego parszywego dziedzictwa - stać ich było na rekonstrukcję utraconych części ciała. Swoją drogą kapłani zdzierali gdzie mogli; Roberta ciarki przeszły na myśl o pracownikach czy sąsiadach, który tracili palce, ręce, stopy w czasie pracy w tartaku czy przy wycince. Nawet gdyby sprzedali cały majątek nie stać by ich było na opłacenie boskiej łaski.

Boska łaska, kurwa mać.

Robert nie zastanawiał się długo nad von Blanckiem, ale chwilę się zastanawiał. Czy słowa Myszy poruszyły w nim porzucone dziecko? Wątpił. A może...? Na miejscu Griefa pewnie chciałby zabić taką matkę. Nie dość, że zostawiła go nie wiadomo gdzie, to jeszcze napuściła na niego swoje pionki - tak, teraz już nie bał się tego słowa - by powstrzymały go przed bladą próbą dorównania bogom... czy choćby wzniesienia się ponad ludzi. Zmusiły do panicznej ucieczki jak zaszczute zwierze. Tyle że on nigdy nie znalazłby się na miejscu Griefa. Ani względem proweniencji, ani obranej drogi. Nigdy.

Przypomniał sobie słowa znajomego, że bogowie zawsze więcej biorą niż dają; że lepiej trzymać się od nich z daleka. Zwykłemu, szaremu człowiekowi, który modlił się o cud, który nigdy nie nastąpił, ciężko było w to uwierzyć. Kapłani w zamian za modlitwę otrzymywali łaski - prosta wymiana. Z bliska nie wyglądało to tak prosto. Ostrożnie potarł poparzoną twarz i wbił spojrzenie w widoczne na horyzoncie dachy Elandone. Nie mógł opędzić się od wrażenia, że to jeszcze nie koniec. Że jeszcze długo przyjdzie im spłacać dług, który niechcący zaciągnęli przyjmując tutejsze ziemie. Że jeszcze usłyszą o Griefie - bo przecież czymże jest dla bogini wskrzeszenie jednego marnego śmiertelnika? Że w porównaniu z wymaganiami Pani najeżdżające ich ziemie orki czy negocjacje z elfimi druidami będzie zaledwie drobną niedogodnością. Wobec tych myśli refleksja, że smok mógł zwyczajnie zeżreć przyszłego króla-smokobójcę wydawała się jakoś mało istotna.

Robert przeniósł wzrok z widnokręgu na pokład. Mysz nie odstępowała Alta ani na krok, nie spuszczając też oka z małej Marie. Z półuśmiechem pokręcił głową. Traktował oboje trochę jak swoje dzieci i mimo wszystko miał nadzieję, że im się ułoży. Mimo wszystko - mimo ich wariackich temperamentów, szemranej przeszłości i szalonych pomysłów. Najwyższy czas. Na niego również. Może po wyleczeniu - a co, mężczyzna też może być próżny! - poprosi Mysz o pomoc w wyborze obrączki... a Alta za świadka. Spojrzał raz jeszcze na jaśniejącą twarz bardki i odwrócił się spowrotem w stronę nieba. Już wiedział co w dziewczynie ostatnimi czasy kojarzyło mu się z Anną. Już wkrótce Elandone rozbrzmi tupotem małych, dziecięcych stópek. Nie tylko stópek Poli. I choć wiedział, że to niemożliwe wydało mu się, że wśród drzew widzi nieduży orszak zbrojnych i mały, jasnowłosy łepek w kolasce. Jeszcze raz zerknął w stronę Myszy i Alta; na dumnie wyprostowane postacie Megary i Wulfa stojące obok siebie w spokojnej bliskości; i na małą Marie, która w końcu odnalazła ślad rodziny i dom.

Może jednak nie będzie tak źle...
 
Sayane jest offline