Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2011, 20:47   #26
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Taaak... w końcu nadszedł ten dzień. Wszystko działo się tak szybko, młody rycerz sam nie potrafił w to uwierzyć. Wiedział, że szykuje się coś dużego ale mimo to od dawna nie zdarzyło się aby ktoś dostąpił prób po tak krótkim czasie. Większość młodzików patrzyła na niego z pogardliwą zazdrością, ale Drake’a obchodziło co innego. Szacunek jakim darzyli go starsi wojownicy. Widzieli w nim coś czego on sam nie potrafił zobaczyć. Sam uważał się za niezłego wojownika ale to na pewno nie było to. Było wielu lepszych fechmistrzów, którzy mimo wszystko wydawali się go podziwiać. Ale wszystko to traciło znaczenie przy dniu dzisiejszym. Sam mistrz Exsteine pasował go na pełnoprawnego członka zakonu. Ben miał ochotę upić się do nieprzytomności, ale jutro miał być dzień jeszcze ważniejszy. W końcu otrzyma moc oraz wyruszy w bój...

Poranek był głośny, w najlepsze trwała mobilizacja oddziałów. Drake udał się po odbiór swojego ekwipunku. Pierwszą rzeczą przed założeniem zbroi było wypalenie pieczęci. Młodzik skupił się by nie skrzywić się od spodziewanego bólu. Efekt był jednak całkiem inny. Nie czuł bólu. Zamiast niego jego ciało przepełniła noc. Czuł jak wpływa ona do każdej komórki jego ciała, totalnie je zmieniając. Nie wiedział jeszcze co to za zmiany ale wiedział, że nie jest już tym samym człowiekiem co przed chwilą. Równie szokujące było pochwycenie glewii. Tak jak kiedyś czuł drzemiącą w niej nieznaną moc, tak teraz broń zdawała się do niego przemawiać, była to mowa ciężka do zrozumienia ale mimo to w głowie wciąż słyszał jakiś głos. Ostatnim co dostał to dwa oddziały pod komendę. Zdarzało mu się dowodzić jedynie kilkunastoma członkami nieregularnej milicji a tutaj dostał całe dwa oddziały. Wiedział jednak, że musi podołać mimo wszystko, toteż podpatrując innych kapitanów poprowadził ludzi na pole bitwy.

Widok był niesamowity. Tylu ludzi miało zaraz stoczyć ze sobą bój na śmierć i życie. Po drugiej strony pola widział zbroje, które niedawno śniły mu się po nocach. Były takie same jak tych, którzy wybili połowę jego wioski, w tym przyjaciela. Postanowił sobie, że będzie walczył dopóty dopóki nie padnie on albo ostatni z tych parszywych gabryjelitów. Wtem na niebie pojawił się stwór piekielny, na którego widok najważniejsi dowódcy obu stron zaczęli pierzchać. Ben nie wiedział dlaczego ale to wyjaśni gdy tylko padnie ostatni z rycerzy zakonu. Pozostali na polu bitwy ruszyli przed siebie. Długo ten bieg jednak nie trwał gdyż demon w niewiadomy sposób w kilka chwil powalił wszystkich. Wokół latały wnętrzności i ciała. Jedno z nich uderzyło Drake’a, po czym jak kłoda padł na ziemię.

Gdy się obudził, było już po wszystkim. Bitwa się skończyła. Rezultat nie był znany, jednak po tym co zobaczył łatwy do przewidzenia. Nie zwyciężył nikt, nie było żadnego stojącego przyjaciela, nie było żadnego wroga na którym mógłby wyładować choć część furii jaka w nim wezbrała. Nie dość, że nie miał możliwości zanurzyć ostrza w żadnym gabryjelicie, to jeszcze przez ich patrona pojawiła się ta maszkara, która mu tę możliwość odebrała. Teraz nienawidził ich jeszcze bardziej. Póki co jednak na horyzoncie pojawili się żywi. Nie wyglądali na swoich, toteż Benjamin podniósł z ziemi swój oręż, i dopiero teraz odczuł skutki wcześniejszego uderzenia. Miał problemy z ruszaniem lewą ręką, a ludzie zbliżali się szybko... do tego byli uzbrojeni, nie było czasu użalać się nad sobą, jeśli się nie ruszy, najprawdopodobniej zginie. Wtem głos do tej pory wyciszony wykrzyczał słowa, które bezwiednie wyrwały się też z ust młodzieńca.

- Kyōka suru – Ben nie miał pojęcia co się dzieje. Nie wiedział co powiedział. Nie zdążył poznać czarów zakonu a nawet jeśli to wszyscy wypowiadali je w zupełnie innym języku. Czuł jednak co się wydarzyło. W jego ciało wstąpiły nowe siły a dookoła na moment jakby rozległa się całkowita ciemność. Nie obchodziło go czy są skutki uboczne... podobało mu się to. Wtedy popatrzył na broń... runy lśniły ciemnym blaskiem a rycerz odrodzenia wiedział już czyje to były słowa. Podziękował w myślach i ruszył naprzeciw gromadce. Kiedy znalazł się w zasięgu głosu, przygotował broń i zawołał.

- Wyrzućcie broń i gadajcie kto wyście a może daruje wam życie!
Przed chłopakiem stało dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach. Dzierżyli laski zakończone malutkimi czaszkami. Na ich bliźniaczo podobnych twarzach były wytatuowane litery “N”.
Gdy usłyszeli słowa Ben’a odrzucili swoje “bronie” i odwrócili się licem w stronę przybysza.

-Nazywacie nas nekromantami, jesteśmy sługami Lorda Nocturnala. A przywiedzeni zostaliśmy tu widmem unoszącej się śmierci.-Ukłonili się teatralnie.

-Do usług rycerzu Zgromadzenia.

- Czego tu szukacie? Nekromanci... a zatem wiecie co się tutaj wydarzyło?
-Może Ciebie? Tak.... może to co mówił Pan to prawda.-Jeden z nich który wydawał się odrobinę niższy wydał z siebie gardłowy pomruk z którego dało się wyłapać właśnie te słowa.

-Lord się nie myli, nie myli.-Wturował mu ten niższy

- Skończcie bełkotać - rzucił coraz bardziej poirytowany Ben - Jak to mnie? Nie było mi dane spotkać wam podobnych ale z tego co słyszałem, to interesują was bardziej mniej żywe osobniki. Czego wy możecie chcieć ode mnie, i czemu miałoby mnie to obchodzić?

-Nie denerwuj się tak rycerzuku, bo się zagotujesz pod tą zbroją. Psssszepowiednia-Wyraźna wada wymowy kalała słuch Drake’a- mówi o Tobie.

- Jaka znowu przepowiednia? Mówcie jaśniej bo ja już się gotuję, a gdy tak się stanie, wy umrzecie pierwsi!

-Twoja niespełna wykształcona magia? Przeciw naszej wyszlifowanej i to w naszym środowisku? Nie ośmieszaj się człowiecze. Przepowiednia o połączeniu królestwa do której dąży Gabryjel.

-Gabriel! Już drugi raz dzisiaj słyszę to imię. Nie wiem co mówi wasza przepowiednia ale teraz wiem że na pewno nie jest o mnie. Jedyne co chcę zrobić z tym waszym Gabrielem to skrzyżować z nim ostrza. Z nim i z każdym jego wyznawcą jakiego spotkam po drodze.
-Więc zawrzyjmy układ, my Ci to umożliwimy a Ty nas wesprzesz. Co ty na to?

- Ja z moją “niespełna wykształconą magią” miałbym wspierać was “wyszlifowanych”? A po co wam moja pomoc skoroście tacy wszechmocni? I skąd mam wiedzieć że prawdę mówicie? Póki co to nie wiem nawet czy faktycznie jesteście nekromantami.

Ten niższy wyszedł na przód i rozpoczął inkantację.
-Noctorunal Res.-Jeden z pobliskich trupów podniósł się chcwiejnie z ziemi i przyodziany tępym wyrazem twazy począł krążyć w koło.

-Wystarczy na dowód?

- Gdy tylko zombie zbliżyło się do Bena, ten jednym cięciem przeciął je na pół. - Takie coś miało udowodnić waszą siłę? Sprawcie że całe to pole powstanie, albo zaprowadźcie
mnie do tej maszkary co całe to pole usiała trupami, a wtedy wam pomogę. Po drugie chciałbym się dowiedzieć, co ja mam takiego czego wy potrzebujecie?

-Dzicistwo psssszeznaczenia. A upadły anioł który to zrobił padł z ręki twojego wroga. Możemy zaprowadzić cię do naszego Lorda. On złoży Ci dobrą proposssycję.-Tym razem do głosu doszedł wyższy “bliźniak”

- Dobra, bez sensu gadanie z wami. Prowadźcie do tego całego “Lorda”. Jeśli mówicie prawdę to przeżyjecie, jeśli nie to zginiecie po prostu nieco później. Ta sztuczka z tym martwiakiem nie była nawet efektowna... - Drake gestem dał znać, że mogą podnieść laski, które i tak pewnie nie były im potrzebne, a w każdym razie, których nie uznawał za zagrożenie po czym ruszył za dwoma osobnikami. Wciąż był skołowany po tym co się przed chwilą wydarzyło a to był jedyny trop jaki prowadził do sprawcy całego tego zamieszania. A jeśli to przebierańcy to po prostu się rozerwie zabijając dwóch ochłaptusów i może przy okazji kilku ich zimnych przyjaciół.
 
Radioaktywny jest offline