Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2011, 01:40   #21
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Sai początkowo chciał wyrzucić gdzieś ten miecz. Nie rozumiał z jakiego powodu miecz zaczął jarzyć. A że do czynienia z magią wiele nie miał, obawiał się, że coś będzie nie tak. Jednak jakoś się powstrzymał, zaciskając dłoń mocniej na rękojeści. Przez moment przyglądał się ostrzu, jakby dopiero dostało się do jego ręki, a potem spojrzał na dzieciaka.
- Świetnie, ryzykować życie dla niedorostka lub zginąć w wybuchu przez niego spowodowanym - mruknął pod nosem i westchnął cicho.
Barutz zdawał się... ucieszyć widząc chłopaka w takim stanie.
-Ulryk. Zostajesz na zewnątrz, nie wpuszczaj nikogo spoza tych obecnych. Spopielec. Ty wchodzisz.- po czym zaczął bardziej mamrotać - Spopielec, spopielec, spopiel, spopiel. WIEM! Więc nazywasz się Popiel. Zapamiętaj.
-Popiel, robisz za stół- nieumarły jękną, po czym podszedł pod łóżko, klękną pochylając się mocno do przodu i znieruchomiał. Barutz położył na niem jakąś ułamaną deskę która leżała obok. Spradził jak ze stabilnością i gdy był zadowolony zostawił. Położył na niej kawałek lekko błyszczącego papieru, mniejwięcej kwadrotowy, długi na palec. Sztyletem skaleczył wnętrze dłoni i upuścił kilka kropel krwi na kartkę, posypał ją pyłem zeskrobanym z wampirzego serca i wrzucił włos ze swego ramienia. Dodał jeszcze masę jakiś ziół, czy czegoś. Wszystko w formie proszku.
-Potrzeba mi jeszcze kilku skałdników. Nie są absolutnie konieczne, ale zwiększają szansę powodzenia i potencjalną siłę efektu.
Zwrócił się do anioła
-Mógłbym poprosić o twój włos i kawałek paznokcia?
Azrael spojrzał badawczym wzrokiem na Nekromanta, nabrał dużo powietrza po czym naraz je wypuścił na oznakę rezygnacji. Szybkim pociągniecięm wyrwał sobie jeden z białych włosów, po czym na otwartej dłoni zmaterializował paznokieć. Obie rzeczy wręczył człowiekowi.
-Niech Ci służy.-Powiedział i roześmiał przy tym delikatnie.
-Jesteś pewny, że stworzony paznokieć zadziała tak samo? Nie znam się na magii niebios, ale naogół przedmioty stworzone są puste pod kątem wszelkiej magii...
-Spokojnie, to mój paznokieć, ale sklonowany. Myślę, że nie zrobi to żadnej różnicy.-Odpowiedział wzruszając ramionami.
-Skoro tak mówisz. I tak nie powinno być katastrofy. Dzięki.
Po czym spojrzał na wilkołaka
-Dałbyś mi szczyptę swojej sierści?
Też sobie wymyślił ten nekromanta. Azrael miał mu dać włos, albo paznokieć, a Sai, jak jakieś zwierzę, musiał dać swoją sierść. Najchętniej przywaliłby teraz nekrusowi, co na pewno nie skończyłoby się dobrze, bo nie próbowałby panować nad swoją siłą i mógłby poważnie zranić towarzysza. Z trudem się opanował i postanowił zrobić, to co trzeba, aby mieć już to wszystko z głowy. Dopiero zdobył owe ubranie i zaraz je pewnie rozerwie przez głupie wymysły nekromanty. Chociaż... Była inna możliwość. Zaczął się przemieniać, ale nie całkowicie. Z wielką trudnością powstrzymywał swój organizm przed całkowitą przemianą. Jednak udało mu się sprawić, ze tylko od pasa w górę przybrał wilczą formę. Było to trochę bolesne, gdy wymagane było utrzymanie takiego stanu rzeczy, ale jakoś dawał radę. Szybkij ruchem wyrwał trochę sierści z ramienia, a potem wrócił do ludzkiej formy, dysząc ciężko.
- Masz - warknął, podając nekromancie swoją sierść.
-Wielkie dzięki- powiedział wracając do pracy
Na koniec zabrał na stronę Daricię i Aerithę. Złożył palce, mina wyraźnie sugerowała, że zaraz powie coś krępującego i, że to wcale nie dla własnej frajdy
-Dobra drogie panie... Mam prośbę która wyda się... dziwna. Czy któraś z was mogłaby... raczyłaby... byłby to problem gdybym... poprosił o włos z łona którejś z was?- Barutz w tym momencie był już nieco zaczerwieniony

Z młodym królem nie było dobrze. Wyczuwała w nim szalejącą ogromną moc. -”Gdzie ona się tam mieści? Tego jest po prostu za dużo... Za młoda jestem by umierać...”- pomyślała przyglądając się uważnie chłopakowi. Nie tak go sobie wyobrażała, ale królem się nie jest z powodu wyglądu, poza tym w takim stanie nikt nie wyglądałby korzystnie. Miała nadzieję, że ma dobry charakter. Szkoda byłoby marnować siły, by na tron wsadzić kolejnego tyrana. Ale w nim ich jedyna nadzieja. Nikogo więcej nie mają. Trzeba zaryzykować. Życie każdego człowieka jest wystarczająco cenne by próbować je ocalić przed zagładą. A jego śmierć pociągnie ze sobą wiele innych. Nawet nie chciała o tym myśleć. Jej rodzina...Tala... czy przetrwaliby to? Wolała tego nie sprawdzać.
Nekromanta ze swoim pomocnikiem jako stołem zaczął przygotowywać jakąś podejrzaną miksturę. Aż dziwne, że nic nie wylądowało na ziemi, mimo że wciąż dosypywał jakieś proszki o różnej barwie i zapachu. Po chwili przerwał i podszedł do niej i elfki. Plątał się trochę, zanim przekazał im nietypową prośbę. Darica popatrzyła na niego tępym wzrokiem -”Żarty sobie stroi w takiej chwili!?”- Ale nie wyglądał na prowokatora, raczej na dość zmieszanego, tym co robi.
- Ehm... Po co ci on? Znaczy, domyślam się, że do tej... mikstury... Ale czemu ona ma służyć? - nie za bardzo wiedziała co zrobić ze wzrokiem, więc przerzucała go po kątach, byle tylko nie spojrzeć Bartuzowi w twarz.
Z gardła nekromanty wyszedł cichy warkot, jednak zdecydowanie nie był on ani trochę groźny.
-To nie do końca mikstura. Bardziej... krem. Dzięki niemu stworzę trzy bliźniacze runy. Jedną na chłopcu, jedną na Popielu, jedną na Ulryku. Odciążę chłopaka i wypełnię ich jego mocą. Będzie to w zasadzie niewielka jej część, ale i tak poczuje ulgę. Wykorzystałbym własne, ale kobiece mają ciut inne właściwości, na których mi teraz zależy...
Szczytny i ogromnie ważny cel... Tego się właśnie obawiała. Gdyby była to jakaś głupota, albo coś niewielkiej wagi, nawet jakby miało to kosztować ich wiele trudności - z pewnością by odmówiła. To takie nieodpowiednie... Ale cóż zrobić. Od przeżycia dziedzica zależały nie tylko ich życia, ale i wielka liczba innych. Na dodatek jakby jeszcze miała się wahać zależał od niego także los kraju. -”Nikt nie mówił, że ratowanie świata będzie łatwe i przyjemne... i przyzwoite... Byle to nie posunęło się dalej... Muszą być pewne granice!”-
- Ok. Zrobie to. Tylko się nie rozochocaj! - powiedziała po chwili milczenia, zirytowana, że jest zmuszona do czegoś takiego i to w obecności całkiem obcych mężczyzn. Unikała wzroku któregokolwiek z nich.
-Dziękuję. Oczywiście, że nie! To nie jest mój wymysł. Nie ja opracowałem tą pieczęć...- zakrzyknął jakby go oskarżono o podglądanie. Następnie się odwrócił by dać jej tyle prywatności na ile pozwala sytuacja
-”Po prostu cudownie! - pomyślała z sarkazmem i odeszła trochę na bok, po czym wypowiedziała:
- padarīt plīvura smilšu - co spowodowało najpierw dziwne zawirowania piasku na ziemi wokół jej stóp, po czym stopniowo piasek zaczął wirować wokół niej coraz szybciej i szybciej wznosząc się coraz wyżej, aż znalazł się na wysokości prawie dwukrotnie większej niż jej wzrost. Powstała całkowicie nieprzejrzysta zasłona. Wyglądało to, jakby utworzyło się wokół niej mini tornado, jednak niczego ono nie niszczyło. Po paru chwilach zasłona opadła w mgnieniu oka, a Darica podeszła lekko zaczerwieniona w stronę nekromanty. Wręczyła mu bez słowa własny włos łonowy, po czym pośpiesznie wyszła na zewnątrz. Była zbyt zmieszana.
-Jeszcze raz dzięki- powiedział trzymając włos. -Aha... no... ten... grrr...- znów do gardłowe warknięcie- Echh...- westchnął jakby dawał za wygraną- Wybacz, że pytam, ale... miałaś już mężczyznę?- teraz był już bardzo wyraźnie czerwony
- Tego już za wiele! Nie twoja sprawa! - odparła wzburzona
-Err... To nie tak, że to mnie ciekawi. Po prostu jeśli tak to muszę dodać orzecha głebinowego by zneutralizować ten czynnik. Jeśli ci to pomoże też mogę odpowiedzieć na jakieś twoje krępujące pytanie...- zakończył drapiąc się w potylicę
- Dodaj. - rzuciła krótko po chwili milczenia, już cała czerwona - Już ja jakieś pytanie wymyślę! Tylko takie porządne - dodała pod wpływem chwili. - To wszystko?! Czy jeszcze masz w zanadrzu ukryte jakieś podstępne pytania?
Przez chwilę zastanawiał się jakby zareagowała gdyby wszystko okazało się żartem, a on jakimś zboczeńcem? Hehe... odpuścił sobie sprawdzanie tego
-Nie, to wszystko. Dziękuję.
Daricia wyszła na zewnątrz. W środku było zdecydowanie za mało powietrza. Za dużo osób tam oddychało... Przeszła parę kroków patrząc w niebo. Zrobiła co należało.
Barutz miał już wszystko czego potrzebował. Zabrał się do pracy. Pod koniec całośc miała formę papki. Rozwodnił to trochę zwyczajnie plując w to. Kilka zaklęć i dziwna maź przekształciła się w energię którą narysował w powietrzu jakiś skomplikowany symbol, który umieścił na klatce piersiowej chłopaka. Potem podobny stworzył na łopatce Popiela. W tym momencie usłyszał brzdęk metalu. Wybiegł na zewnątrz.
Gabryjel nie pokoił się nagłym zniknięciem Darici, toteż wyszedł za nią na zewnatrz. Stała nieopodal wejścia. Podszedł do niej i oparł się o pobliski mur, ręce załorzył przy tym na siebie.
Robiło się już dość chłodno. Z ust leciała para.
-Pewnie jesteś na mnie wściekła, co? Jak większość drużyny. To zabawne niby takie sprawy jak uczucia powinny być dla mnie błahostką to jednak są cholernie ważne...-Anioł nie dokończył, widocznie coś mu się przypomniało.
Spojrzała na niego. Chciała pobyć trochę sama, ale najwyraźniej jego coś gryzło. Ehhh. Trzeba być dorosłym i odstawić kaprysy na bok. Przynajmniej już chwilę ochłonęła, a świeże powietrze przyjemnie ją otulało i przyśpieszyło powrót koloru skóry do normalnego.
- Na Ciebie? Nie jestem. - odparała trochę zdziwona, że tak pomyślał - Ty akurat od początku traktujesz mnie poważnie i nie masz jakiś dziwnych wymagań... No może tylko ratowanie Króla-bomby i wyrwanie kraju z objęć śmierci - dodał uśmiechając się lekko.
- Słyszałam, że anioły nie różnią się tak bardzo pod względem uczuć od ludzi, to prawda?
-Tak, przede wszystkim chyba dlatego, że nie ma kobiet-aniołów. Jesteśmy raczej... puści jeżeli chodzi o uczucia, przynajmniej tak mnie uczono, no ale prawda wydaje się być z goła inna. Odczuwam, chyba to samo co zwykły człowiek, te pozytywne emocje jak radość, potrzebę czyjejś bliskość, czy również negatywne : irytacje, złość i nienawiść. Nigdy nie myślałem, iż zejscie tu okaże się takie trudne.-Powiedział lekko zrezygnowany.
- Te wszyskie emocje dodają uroku życiu. Bez nich byłoby takie puste. Nie wyobrażam sobie istnienia bez nich. Wydaje się to takie nudne. Ale powiem ci, że dobrze sobie radzisz - jeszcze żadnych wielkich wybuchów gniewu z twojej strony nie było. Albo świetnie nad nim panujesz albo jeszcze za mało problemów na nas spadło. - uśmiechnęła się krzywo
- Na pewno musi być smutno bez kobiet w niebie - dodała po chwili - oj... prysły marzenia wielu mężczyzn o tłumach gorących dziewic po śmierci - zaśmiała się - stracą całą motywację, przynajmniej niektórzy...
-Może to dlatego, że nie chcę dać im ujścia. Powiedzmy, że wyładowałem się na Satanealu.-Uśmiechnął się sztucznie, a po policzku skapneło kilka ledwie widocznych łez.-W niebie są kobiety, nie ma tylko Anielic. Bo my robimy za coś w stylu wojska. Wykonujemy rozkazy, to wszystko od czego od nas wymagają. Reszta to zwykła wieczna egzystencja. Przynajmniej jak tak słyszałem i mnie tak uczono, przecież teoretycznie mam 19 lat.-Strzelił kostkami dłoni.
- Ooo-niewiele, myślałam, ze jesteś dużo starszy, a twój wygląd to zasługa... udogodnień. Wybacz, że o to spytam, ale to skąd biorą się nowe anioły?
-Wszyscy zostaliśmy stworzeni u zarania dziejów. Teoretycznie, nasi przodkowie, czy też my mamy śmiertelne ciała gdy ono zostanie zabite. Dusza przechodzi reinkarnację. Dostaje nowe ciało i nową osobowość, ale również dziedziczy najważniejsze fakty jak i umiejętności poprzednika. Ja narodziłem się z tego orginalnego Gabryjela, który zginął 19 lat temu z ręki Lucyfera...-Nie wiadomo czemu, Azraelowi podłamał się głos.
Darica nie bardzo wiedziała jak powinna się zachować. Archanioł najwidoczniej potrzebował pocieszenia, ale był właśnie archaniołem, a ona tylko człowiekiem. Z drugiej strony wyglądał na młodego chłopaka i miał 19 lat. Prawie tyle co ona. W końcu zdecydowała się i delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Po krótkiej chwili milczenia, cofnęła ją. Tyle pytań cisnęło jej się do głowy. Ale czy aby teraz była pora je zadawać? Na pewno nie wszyskie. Nie chciała zwracać jego myśli ku smutnym zdarzeniom. Ciekawość jednak była większa.
- Skoro nie miałeś rodziców, to kto cię wychował - wojsko? Czy może reinkarnacja odbywa się już w dojrzałym ciele?
Do głowy przyszło jej też czy skoro po reinkarnacji dostaje się nową osobowość czy istnieje możliwość by pewnego dnie zaistniał zły Gabrjel i dobry Lucyfer. Prawie się uśmiechnęła na tę myśl.
W odpowiedzi na gest kobiety, anioł uśmiechnął się szczerze, jej pytanie go zszokowało. Sam musiał sobie dokładnie przypomnieć jak to było.
-Zostałem wychowany głownie przez właśnie jak to ujełaś “wojsko” i “kapłanów”. Wspomnienia poprzedniego Gabryjela są jak sen on i ja to dwie różne osoby. W zasadzie to.. byłem zawsze oddosobniony, od rówieśników. W niebie panuje ścisłe prawo i Hierarchia. Przez co zawsze byłem wytykany Palcami i uważany...-Lekko się speszył, nie lubił się żalić-.. pewnie teraz to i tak nie ma znaczenia.-Wlepił swoje błękitne oczy w gwiazdy.
- Jako następca najważniejszego nie miałeś łatwo - pokiwała lekko głową ze zrozumieniem - Czy jest jeden bóg, który włada wszystkimi? Bo po spotkaniu Anhernatirenatuxa wszystko się jakoś poplątało. Widziałeś go, rozmawiałeś z nim? Daje aniołom rozkazy czy też pozostawia wam podejmowanie decyzji? - byla tym niezmiernie zaciekawiona. To było takie inne. Takie nieprawdopodone. Sprawy Niebios zawsze były takie tajemnicze, niezbadane. Nigdy nie przypuszczała, że spotka anioła, a teraz siedzi i rozmawia z samym Archaniołem Gabrjelem. Niesamowite, jakie niespodzianki szykuje życie.
- Na przykład ta wyprawa - to, że ją praktycznie organizujesz to twój wybór? Sam zdecydowałeś się tu zejść i nam pomóc?
-Jeszcze osobiście go nie widziałem, nie było takiej potrzeby, ale mój poprzednik owszem. Tak naprawdę do 16 roku życia byłem pod kontrolą, a hufcami Anielskimi przewodziłem tylko z nazwy. Tak naprawdę robiła to Rada Serafów. No ale z momentem ukończenia urodziń, stałem się tym kim musiałem. My mamy własną wolę, to z tego powodu Lucyfer pociągnął jedną trzecią piekła z sobą. Zszedłem tu tylko i wyłącznie z własnej woli, nie obyło się bez walki o swoje zdanie no ale cóż...-Westchnął głeboko.-Jak się coś pragnie zrobić to trzeba. Na pewno jest to bardziej ciekawe od moich codziennych obowiązków, a i coś pożyteczniejszego.-Zamyślił się przez chwilę.
-Boisz się śmierci?-Zadał te pytanie, z czystej ciekawości, chciał wiedzieć jak na takie sprawy zapatrują się ludzie.
- Czy boję się śmierci? - powtórzyła. - Nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałam. Na pewno nie chciałabym teraz umrzeć, przecież dopiero co zaczynam żyć, poznawać świat... Okropnie żal byłoby mi zostawić rodzinę i przyjaciół, wiem, że to byłoby dla nich ciężkie. Zwłaszcza dla mamy... - chwile zamilkła zasmucona, najwyraźniej coś przykrego jej się przypomniało - Teraz mogłabym rzec, że się nie boję śmierci. Myślę, że to coś jak sen... może przejście... sama nie wiem. Bardziej obawiam się bólu... I nie mam na myśli zwykłych ran... Ale raczej ból, który odbiera godność, zdziera człowieczeństwo... który zmusza do wyrzeczenie się siebie... Jednak gdy walczy się o własne życie wszystko się zmienia. Umysł jest nastawiony tylko na jedno - przeżyj, nie ważne jak, za jaką cenę... czasem ciężko to pokonać... wizja śmierci jest taka bliska, taka wyostrzona... ale czy właśnie to uczucie jest strachem? Czy może to tylko naturalny instynkt wszczepiony nam podczas stworzenia razem z pragnieniem życia? - Darica teraz juz właściwie myślała na głos.
- a Ty? boisz się zginąć? - dodała po chwili - Przecież po reinkarnacji to już tak naprawdę nie bedziesz ty... pewnie wniesiesz coś wartościowego, ale to będzie ledwie jakiś ułamek ciebie... po prostu znikniesz? ludzie przynajmniej mają nadzieję na niebo...
Archanioł zamyślił się chwile, wyraz jego uśmiechniętej twarzy przeistoczył się w oblicze mocno poważne. Może smutne.
-Czy się boje? Nie. Jeżeli zginę robiąc coś dobrego dla waszego świata to odejde spokojny. Wiadomo chciał bym przeżyć chodź tyle co poprzednik. Ale każda istota, wiedzie inny żywot. Tak po śmierci, ja jako ja zniknę. Przestanę istnieć.-Uśmiechnął się delikatnie.
-Któryś człowiek kiedyś powiedział piękne słowa. Carpe Diem....
- Mądre słowa. Dobre dla każdego. W sumie najlepsze co można zrobić to pozostawić po sobie coś dobrego dla innych, a zwłaszcza bliskich. W pamięci ludzi można żyć przez pokolenia. Tak z ciekawości, długo żył Twój poprzednik?
-Dla mnie wystarczy pozostawić coś dla kogokolwiek, nie mam rodziny. Mój poprzednik? Z tego co mi wiadomo od zarania dziejów do czasu gdy zmarł czyli 19 lat temu. W dniu mych narodziń, zginął z ręki upadłego brata, podstępem.- Krwawa łza popłyneła po policzku Azraela.
- Przykro mi... - powiedziała ze współczuciem. Sądziła, że ta reinkarnacja trwa już co najmniej kilkanaście pokoleń, a obecny Gabryjel jest naturalną dla wszystkich kolejnością rzeczy. Widać, to również dla Niebios była całkowita nowość. Oczekiwania wobec niego musiały być ogromne!
Musiał mieć naprawdę ciężko.
-Jesteś, Dobrym człowiekiem Darico, cieszę się, że mam cię w zespole.-Powiedział już nieco rozpogodzony.
-Niedługo to wszystko powinno się skończyć, a wtedy mam nadzieję, że dostaniecie to czego każde z was oczekuje.-Powiedział z serdecznym uśmiechem.
- Miło mi to słyszeć - uśmiechnęła się promiennie. Może to było głupie i naiwne, ale ona niczego nie oczekiwała. Chciał tylko pozbyc się tych okrutnch braci Exesteine z kraju, a najlepiej z kuli ziemskiej. Większa moc? Po co jej? Drugi raz nie zamierzała ratować świata. A zmarłych przecież przywoływać nie będzie. Należał im się odpoczynek, poza tym nawet bała się dopuszczać taką możliwość do głowy. Nie były to te same osoby. Wszystko przecież się zmieniło. Poza tym już się z tym pogodziła, że go nie ma. Tylko nie pogodziła się ze sposobem, w jaki zginął. Ale za to zapłacą już Exesteine. Przywrócenie porządku i prawowitego króla w kraju zupełnie by jej wystarczyło. Tak... - uśmiechnęła się do siebie - Miała tylko takie ‘małe’ wymagania...
Anioł głowił się nad czym tak rozmyślała dziewczyna. Jej twarz wyglądała na taką skupioną.
-Wiesz co mnie ciekawi? Czy ludzie myślą w inny sposób niż aniołowie, czy mają inne priorytety, inne odczucia? W sumie pewnie nigdy się nie dowiem.-Tak naprawdę Azrael zawsze chciał być człowiekiem, mieć rodzinę, żonę, dzieci. Tego mieć nigdy nie będzie.
-Zazdroszczę wam. Żyjecie chwilę lecz szczęśliwie, a potem wiecznie również szczęśliwie..
- Powiedziałaby ci, gdybym wiedziała jak myślą aniołowie - roześmiała się, zdało jej się że dostrzegła cień smutku na jego twarzy, ale mogło to być tylko przewidzenie - Zazdrościsz? Myślałam, że tam w niebie jest dużo lepiej... ale tylko dla ludzi, tak? - popatrzyła mu prosto w twarz szukając potwierdzenia swoich słów - Wy macie tylko obowiązki, jak zrozumiałam... Bliskość boga chyba też nie jest aż tak bliska, jak głosi się na Ziemi, skoro nawet z nim nie rozmawiałeś. Mówiłeś przecież, że macie wolną wolę. Nie możesz zrezygnować ze stanowiska i obowiązków i wybrać życie na Ziemi? - spytała zaciekawiona. - Zapewne to nie jest proste, ale czy możliwe?
-Dla dusz istot jest tam wspaniale, jeszcz lepiej niż opiewają to psalmy na Ziemi. Wy jesteście ukochanymi dzećmi boga, my jego sługami. Mamy zapewnione wszystko praktycznie czego chcemy. Rzecz jasna mówie o przymiotach materialnych. A co do odejścia, już raz doszło do takiego masowego. 1/3 odeszła a przewodził nią zpaczony brat mój, Lucyfer.-Nie wiadomo czemu ale same wspomnienie o nim powodowało u Anioła krwawe łzy.
- Ale czy oni nie sprzeciwiali się ogólnie życiu na Ziemi, zazdrośni o ludzi? Chęć życia tu ze wszystkimi jak normalny człowiek to chyba nic złego? Przynajmniej ja tak myślę, ale ja się nie znam na sprawach niebieskich...
 
Arvelus jest offline  
Stary 21-08-2011, 01:50   #22
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
-Byli zazdrośni o miłość boga do was, chcieli was wybić do nogi. I wtedy doszło w zaświatach do wielkiej bitwy, straszniejszej niż jakakolwiek strawi ludzkość, chyba że nam się nie uda....-Zamyślił się przez chwilę.
-Cholera, nie mogę strawić jednego, nie przeżyje jeżeli któreś z was zginie... to będzie moja wina. Mogłem nieść to brzemie sam.-Powiedział przygnębiony.

- Jak słyszę stawka jest większa niż sądziłam - odparła Darica zdumiona strasznym skutkiem ich możliwego niepowodzenia - lepiej by zginęło paru niż cały czy pół świata. Poza tym jak sam mówiłeś - my mamy lepiej po śmierci. Trzymam za słowo - dodała żartobliwie, chcą trochę rozładować przygnębiającą atmosferę. Mimo wszystko miała nadzieję, że nie zginie podczas tej wyprawy. Ale gdyby od poświęcenia jej życia zależał los świata? Za trudne pytanie. Nie wie czy by się na to zdobyła. Musi to przemyśleć. Oby nie musiała podejmować takiej decyzji.

-Może i masz rację.-Azrael uśmiechnął się szeroko.-No więc, myślę, że po tym wszystkim zrobie sobie miesiąc urlopu w jakimś fajnym miejscu na Ziemi!-Zażartował idąc śladami kobiety.
-Mam nadzieje, że polecisz mi jakieś miejsce.-Uśmiechnął się szeroko.

- Oj jest wiele pięknych miejsc do zobaczenia. Obawiam się, że miesiąc nie wystarczy. Sama niestety w większości jeszcze nie byłam, tylko o nich słyszałam, ale mam nadzieję, że jeszcze wszystko przede mną. - uśmiechnęła się - Nie macie jakiegoś widoku całości z góry? Powinno dać się więcej zobaczyć niż z tej perspektywy.

-Niebo nie znajduję się w tym wymiarze, dostaje się tam przez portal. Więc będe zobowiązany jak posłużysz mi za przewodnika któregoś razu.-Uśmiechnął się szeroko.
-W zamian jakoś przemycę Cie na drugą stronę.-Azrael obiecał to całkiem serio.

- Z chęcią - odpowiedziała nie do końca wiedząc czy nadal żartuje czy mówi poważnie. Ale na pewno po tej całej wyprawie przydadzą się jej jakieś wakacje, a miło byłoby je spędzić w towarzystwie Garbryjela. Chętnie dowiedziałaby się czegoś więcej o Niebiosach i aniołach. A być w niebie... czyż to nie mówi samo za siebie. Rozmarzyła się.

-Skoro już trochę pomarzyliśmy to mam do Ciebie prośbę ogromnej wagi..-Azrael był całkiem poważny, w jego ręku zmaterializował się Calibur. W wolnej dłoni, miał jakiś kryształ.
-Zapewne wiesz, że te ostrze jest legendarne prawda?

- Słucham uważnie - odparła, a jej oczy nieco się rozszerzyły gdy zobaczyła przyzwany Calibur. Widziała, co prawda jak go już używał, ale nie aż z tak bliska. Przepiękna broń, a jaka niebezpieczna i pełna mocy! Postrach upadłych i zbuntowanych dusz. Niesamowite, że to wszystko można było zamknąć w tym mieczu.
- Tak, słyszałam i czytałam kiedyś o nim. Cudowny dar samego boga. - uśmiechnęła się lekko.

Odwzajemnił gest dziewczyny.
-Tak ostrze, niszczące dusze, przebijające wszystko i posiadające ogromną moc, ale nie o tym chciałem porozmawiać.-Podszedł kilka kroków do towarzyszki.
-Możliwe, że polegnę, ale ktoś będzie musiał dokończyć me dzieło. Jeżeli odejde, przebijesz tym ostrzem tego u stóp którego padne, a potem gdyby bożek się zbuntował, również go tym zabijesz. Jednak myślę, że w wypadku tego drugiego tak nie będzie uważam, że jest w nim dobro, co więcej. Bracia Exesteine równięz powinni pod nim paść, te bydlaki nie zasługują nawet na piekło.-Zamyślił się przez chwilę, po czym wręczył kryształ dziewczynie.
-Ten szlachetny kamień, zwany jest szkłem Azury, kto go posiada będzie następnym władcą Calibura.-Uśmiechnął się.

Darica przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w Archanioła. Była zaszokowana jego prośbą. To była ogromna odpowiedzialnosć i zaszczyt zarazem. Zdumiała się, że to właśnie jej zechciał powierzyć tak wielkiej powagi zadanie.
- Ja... - nie wiedziała, co powiedzieć, jakich słów użyć - Ja będę zaszczycona mogąc wypełnić tą należność. ... Ale ja nawet nie umiem władać mieczem.
Przyjęła kryształ trzymając go delikatnie i wpatrując się na przemian w niego i w Azraela.
- Będę go strzegła, bardziej niż oka w głowie - obiecała i dodała:
- ale mam nadzieję, że nie będę musiała z niego korzystać.

Azrael uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
-Spokojnie Calibur ma magiczne właściwości, wspomagające szermierza, nie będzie wazyć więcej niż piórko.
-Źle mi trochę z tym, że obarczam Cie tym moją nieudolnością.

- Nie daj się zabić, to wszystko będzie w porządku. - znów uśmiechnęła się lekko, po czym spoważniała: - Ale nie martw się, jeśli będzie trzeba, zrobię wszystko, co będę mogła. Twoja śmierć nie pozostałaby nie pomszczona. Cieszę się, że moje zdolności szermiercze, a raczej ich brak, nie wpłynie zbyt na posługiwanie się tym mieczem. Jeszcze w gwoli ścisłości - jak miałabym go przyzwać, gdyby ciebie zabrakło?

-Najpierw musisz sobie wyobrazić ostrze, a potem formułka. “ Stojący na straży Nieba i Ziemi. Calibur”. I to tyle.-Usmiechnął się szeroko.

- Stojący na straży Nieba i Ziemi. Calibur. - powtórzyła dziewczyna, której oczu uśmiechały się chyba nawet bardziej niż usta. - Zapamiętam.
- Jeżeli uważasz, że powinna poznać chociaż podstawy władania mieczem to jestem gotowa się tego nauczyć i jeśli nie byłby to dla ciebie zbyt wielki problem chętnie skorzystałabym z twoich rad i nauk. Oczywiście jeśli czas na to pozwoli, bo są przecież teraz ważniejsze sprawy do zatroszczenia się. Mogłabym ćwiczyć na uzyskanym dopiero co mieczu maga wiatru.

-Teraz mamy chwilę czasu więc to najlepsza pora aby zacząć.-Azrael przyjął gardę, dość śmiesznie wyglądał bo dwumetrowy miecz, trzymał jedną ręką.-No zaatakuj mnie, tak jakbyś chciała mnie zabić!

- Zaczekaj chwilę, schowam najpierw kryształ. - powiedziała i wyciągnęła rzemyk uwiązany na szyi. Na jago końcu znajdowała się mała sakiewka, w której nosiła najcenniejsze dla niej rzeczy. Tylko ona mogła dostrzec i wydobyć jego zawartość. Dla każdego innego człowieka byłby on zupełnie pusty. Włożyła tam szkło Azury, pewna, że teraz nikt poza nią go nie znajdzie. Schowała go za bluzkę i wyciągnęła miecz. Popatrzyła uważnie na postawę Gabryjela i spróbowała przyjąć podobną, co nie do końca jej wyszło. Chciała złapać miecz jedną ręką, tak jak Archanioł, ale był on dość ciężki, więc po chwili złapała go oburącz. Trochę było jej głupio go atakować, ale z drugiej strony wiedziała, że nie zrobi mu krzywdy. Nie dałaby rady, nawet jakby starała sie ze wszystkich sił. Zamachnęła się lekko i uderzyła celując prosto w środek klatki Azraela.

Ostrze dziewczyny zatrzymało się milimetr od piersi Azraela. Tak dokładnie to od ubrania. Jakaś niewidzialna siła niepozwalała klindze przedostać się. Jakby momentalnie wzniesiono barierę tylko w tym właśnie miejscu. Gabryjel uśmiechnął się widząc całą scenke ataku. Przyłożył palec do czubka miecza. Z opuszka palca strzykneła kropla krwi spływająca po zimnej stali, Ostrza czterech wichrów.
-Teraz powinno być Ci lepiej nim władać.-Powiedział szczerząc Zęby. Rzeczywiście broń wydawała się lżejsza po wielokroć. Dziewczyna mogła sprawnie je trzymać w jednej ręce.
-Spróbójmy jeszcze raz.-Powiedział dość bezuczuciowo.
- W końcu trening czyni mistrza.-Tym razem dodał bardzo przyjaźnie.

Darica cofnęła się o krok. Machnęła mieczem na próbę w powietrzu. Miała wrazenie, jakby dostała właśnie nową, dużo lepiej przystosowaną do niej broń. Żeby nie być monotonną postanowiła uderzyć teraz w szyję. Energiczne zamachnęła się w stonę Archanioła.

Azrael widział gdzie dziewczyna markuje swoje uderzenie. Zręsznie zrobił ukośny krok i oparł się swoim plecami o plecy darici.
-Musimy, uczynić główny twoim atutem w szermierce szybkość...-Odskoczył kilka dobrych stóp w tył.-..na sile nigdy nie będziesz polegać. Przepraszam za szowinizm.-Zaczął wiązać rzemykiem swoje długie białe włosy w koński ogon.-Pamiętaj, że większość wojowników to tępe osiłki bez krzty finezji. Gestem wskazał, iż czeka na kolejne uderzenie.

Zdumiona dziewczyna szybko się obróciła, gdy poczuła dotyk na plecach, jednak Azraela już tam nie było. Szybkość? Jakby sobie trochę pomogła magią mogłaby być dużo szybsza.
- Magiczne wspomagania też wchodzą w grę? - I nie czekając na odpowiedź od razu go zaatakowała, tym razem mając na celu brzuch.

Anioł saltem przeskoczył nad kobietą. Zrzucił płaszcz. Ukazując swój błękitny pancerz płytowy zdobiony złotymi runami i malunkami. Złapał Darice za nadgarstek bardzo delikatnie.
-Tak, jak najbardziej. Ale nie teraz.-Puścił rękę, i nagle przeniósł się kilka metrów dalej.-Teraz ćwiczymy Twoje ciało, na wypadek gdy magia zawiedzie.-Po okolicy rozniósł się huk metalu uderzające o kamień. Azrael odrzucil góre pancerza. Na całym ciele miał powypisywane, różne litery, runy symbole, wszystkie błękitne. A na plecach dwie podłużne, duże blizny. Zapewno po wyżynaniu skrzydeł.

Ale on jest szybki. To naturalne? NIe umknęło jej, że ściągnął górną część ubrania. Przez sekundę przyglądała się dziwnym znakom na jego skórze. I spróbowała jak najszybciej dosięgnąć mieczem jego klatki, potem planowała odskoczyć trochę w bok. Oddech miała już leciutko przyśpieszony.

Seraf, tym razem zamiast unikać ataków adeptki miecza. Wyciągnął prosto przed siebie otwartą dłoń. A tak jak w poprzednim przypadku ostrze zatrzymało się przed samą tkańka. Napisy na ramieniu Gabryjela zajaśniały. Ręka dziewczyny trzymająca miecz jakąś nienaturalną siła została odbita w tył, a Azrael przyłożył jej Calibur do szyi.
-Wiesz co tak naprawde w walce ma największe znaczenie? Nie siła czy zreszność. A inteligencja, planowe myślenie. Wyszukiwanie okazji.-Dematerializował ostrze, a nie jego miejsce pojawił się inny błękitny miecz o podobnych gabarytach co Darici.

Daricę zupełnie zdezorientowało nagłe przemieszczenie jej ręki, dotyk zimnego ostrza na szyi wywołał leciutki dreszcz, który przeszył ją całą.
- Miało być bez magii - powiedziała z lekkim wyrzutem - Nie umiem korzystać z miecza, to od razu widać. Inteligencja powiadasz, ale co takiego mogłabym zrobić by odwrócić Twoją uwagę - oczywiscie nadal mówię tu bez użycia magi. Jesteś szybszy i zręczniejszy ode mnie. Moje ruchy z góry przewidujesz. Próbować uderzać w prawą stronę i zmieniać nagle na lewą? Wydaje mi się to równie łatwe do odczytania. A obrót spowoduje tylko, ze znikniesz mi z zasięgu wroku.

-Ojej, to nie była magia tylko siła innego rodzaju. O której porozmawiamy, innym razem. Zresztą mimowolna. Pamiętaj tu nie chodzi o to, że masz mnie powalić. Tylko nawet nie wiesz, iż twoje ciało zapamiętuje nawet te ruchy podczas naszego treningu. I właśnie one być może ocalą ci kiedyś tyłek.-Dał jej psztyczka w nos.-Nie myśl tyle, tylko walcz. Radzę ci zamiast głowić się nad markowanym uderzeniem. Wyprowadzić dwa. Jeżeli będziesz sprawniejsza niż twój przyszły oponent prawdopodobnie go tak ubijesz.

Zmarszczyła lekko nos, czując lekkie stukniecie.
- Musiałoby naprawdę zabraknąć magii, żebym wybrała ten sposób walki. - pokręciła głową obserwując go i ruszyła na niego próbując wyprowadzić 3 uderzenia tam gdzie popadnie. Ciało ludzkie było wystarczająco duże by móc próbować bez konkretnego celu, a celowanie na razie nic jej nie dało.

Wiedział, że nie zmotywuje Darici gdy ta nie zauważy żadnego progresu. Anioł postanowił odbić tylko dwa z trzech uderzeń. Jednego uniknął, drugie zatrzymało się przy ciele, a trzecie doszło do celu. Twarz dziewczyny ochlapała ciepła krew. A w poprzek blizn anioła biegła teraz czerwona szrama. Odwrócił się twarzą, do dziewczyny przezwyciężył grymas bólu i uśmiechnął się szeroko
-A widzisz jak chcesz to potrafisz. Lecimy dalej.-Odskoczył w tył

Udało się? To było zbyt podejrzane, ale mimo wszystko na twarzy dziewczyny rozkwitł piękny uśmiech, prawie natychmiast zastąpiony wyrazem zmartwienie. Otarła dłonią krople krwi z twarzy jednocześnie mówiąc:
- Oh... Wybacz... Dlaczego udało mi się Cię zranić? Dopiero co automatycznie odpychałeś moje ostrze. Zatrzymywało się przed skórą.

Anioł udał głęboko zamyślonego, zrobił to tak aby to wyglądało naturalnie.
-Widzisz, jednak nie ma defensywny doskonałej, a każdego przeciwnika da się złamać. No uśmiechnij się, wiesz, że nic mi nie będzie od takiego uderzenia.-Powiedział jak do starego przyjaciela z którym zna się Bóg wie ile.

Darica spojrzała na niego podejrzliwie. Nie był z nią do końca szczery, odczytała to z mimiki twarzy. -”Co za dureń!”-wymknęło jej się w myślach -” Dać się zranić, żeby... żeby mnie zachęcić? Co za głupota!”- ale jednocześnie w pewien sposób jej schlebiało, że zależy mu na tyle, że pozwala się zranić.
- Nie dawaj mi się ranić - powiedziała z lekkim oburzeniem - to przecież jest śmieszne, ze ja, walcząca... ehm... próbująca walczyć pierwszy raz dosięgam cię mieczem, podczas gdy ty normalnie wygrywasz dużo poważniejsze pojedynki. Będę mogła sobie pozwolić na więcej, jeśli będę wiedzieć, że się bronisz. Nawet jeśli szybko się goisz czy wyleczysz. - patrzyła mu prosto w oczy, nie dając szansy by się wymigał.

Azrael spuścił wzrok jak zbity pies. Widocznie był słabym aktorem.
-Po prostu się rozkajarzyłem, dlatego ostrze doszło celu. Poza tym nie możesz oczekiwać, że będa walczył z tobą tak jak z innymi. Nawet gdybyś obecnie chciała mnie zabić, prawdopodobnie bym zginął z tego powodu, że nie dał rady bym Cie skrzywdzić...-Zakasłał kilka razy.-W każdym bądź razie jesteś zmeczona? Czy masz siłe aby pociąć mnie jeszcze troche?-Zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem.

- A jakbym chciała zabić króla? Jakby ktoś rzucił na mnie taki czar? - spytała ciekawe, co powie. Przecież nie zaryzykowałby losu całego kraju z powodu jednego życia.

-Są, setki sposobów, nawet bez użycia magii, które pozwalają zwykłym uderzeniem spowodować chwilowy paraliż układu nerwowego. W ostateczności mogę użyć mojej magii, nie ma potrzeby zabijania.

- Nie oczekuję, że będziesz walczył ze mną jak z innymi. Sądzę, że równie dobrze mogłabym sama skierować miecz w moją stronę - efekt byłby podobny. Ale nie pozwól by ostrze przecięło Ci skórę, albo zamieńmy miecze na patyki, to nie będzie problemu.
Jeszcze mogę Cię trochę pomęczyć. - uśmiechnęła się

-Jak sobie życzysz moja Pani.-Ukłonił się, a potem przyjął luźną gardę,

Ruszyła na niego wyprowadzając cios wprost nie niego, potem szybko kucnęła i uderzyła z dołu, jednocześnie odskakując na bok.Anioł i Czarodziejka ćwiczyli jeszcze przez chwilę, aż się wreszcie wystarczająco zmęczyli. Usiedli, żeby odpocząć. Nagle błyskawica z głośnym grzmotem (jakże blisko!) uderzyła w jakiś dom. Chwilę potem ów budynek wybuchł po uderzeniu kuli ognia. Darica poderwała się na nogi. -”Ktoś nas atakuje?”- rozejrzała się uważnie, ale nie dostrzegła nikogo skradającego się ani próbującego ich zabić. Obeszła dookoła dom, w którym leżał król , aż natknęła się na boga z nekromantą.

Azrael ruszył z powrotem do domu, rzucił kilka słów w bliżej nieokreślonym języku do Aerithe, ta tylko ze zrozumieniem kiwneła głową.
-Sairusie, widzę, że wszyscy zajeli się swoim sprawami. Pora ruszać, nie będe Cie zmuszać, ale też nie zaprzecze, iż twoja pomoc się przyda.-Tu zrobił pytający wyraz twarzy w stronę Wilkołaka.
-Oczywiście mogę Ci zapłacić.
-Jednak myślę, że koniec końców nagroda będzie wyższa.-Tu uśmiechnął się szeroko.
-W każdym bądź razie. Pora ruszać.-Podszedł do łóżka z chorym dzieckiem, i wziął je ostrożnie na ręce.
Krwawa Elfka podeszła do chłopaka i przyłożyła mu palec do czoło po czym wyrecytowała.
-Ayene es kes res.-Dwa magiczne ogniki otoczyły chłopca.
Azrael ruszył ku górze.
 
xDorota jest offline  
Stary 22-08-2011, 19:51   #23
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Anhernatirenatux
- Czy jest coś gorszego ? Nie sądziłem... że znajdziemy tutaj wszystkich. Nie wiem co sobą reprezentuje ten... Aniołek jednak z chwili na chwilę dołączają do niego nowe osoby... - Wtedy to spostrzegł “nowy nabytek”
- To jest nie dorzeczne, czyż nie takie zbroje nosili Ci idioci z... Zakonu ? To bardzo... niefortunne... - Wówczas spojrzał na drużynę
- Moim celem, nie jest wysłanie was na śmierć. Dlatego też musimy działać roztropnie. Ale ten zakonnik pożałuje... ON i jego przeklęty zakon... - Wskazał dłonią by ruszyli za nim
- Musimy z nimi porozmawiać...


Przed zniszczonym budynkiem, w którym była “drużyna” stał Ulryk. Uzbrojony rycerz w pełnej zbroi płytowej ze sporych rozmiarów mieczem i tarczą. Chodził w tę i spowrotem w poprzek ścieżki. Wyglądało to... głupio. Trzy kroki, zwrot. Trzy ktoki, zwrot. Trzy kroki... ale zdawało mu się to nie przeszkadzać. Choć trzeba przyznać, że jak na umrzyka poruszał się bardzo sprawnie i, jak przystało na umrzyka, zdecydowanie wyglądał strasznie.

Nie było sensu stać w bramach “miasta” Drużyna ruszyła w stronę zniszczonego budynku. Bożek szedł niemrawo, przyglądając się po drodze trupą. Co jakiś czas podnosząc jakiś oręż, były to zwykłe bronie, jednak trzeba było przyznać że bardzo ładne. Aż wreszcie ujrzał... To coś. Bez chwili wahania podszedł do istoty, po czym zaczął przyglądać mu się bacznie.
-Nieee... weeej... dzieszszszsz...- powiedział bardzo powoli Ulryk stając naprzeciwko niego, jednocześnie odgradzając się częściowo tarczą
Reakcja umrzyka widocznie go zaszokowała... Jednak szybko dodał
- Dlaaaaaaa.....czego ? Jeeeeest, taaaam, coś ciekawego ? - Powiedział uśmiechnięty, drapiąc się po policzku
-Paannn... kazaaa... łłł... nikt nie... wejdźźźźzie..
- A Ten teren należy do “Pana” ? Czy jest to kolejny idiota, który myśli że przyzwane... Coś, zapewni mu bezpieczeństwo, oraz uświadamia go że jest potężny ? Ehhh... Złaź mi z drogi ty tępy Osiłku ! - Widać było że zaczęło go to irytować
-Nieeee....- odpowiedział nieco głośniej, a lodowaty oddech doszedł do skóry upadłego boga
- Czyli skoro nie jest Panem, tego miejsca... Ty także nie możesz go bronić, prawda ? Poza tym, mam dla Ciebie, duuużo ciekawsze zajęcie, co Ty na to ? - Za proponował
-Pooo...wiedziaaa...łem... żeee... nieee zeejdęęę z drooogiii. Paannn kaazaałł... nniee wejdziesz... nekromantyy trzeeba słuuuchaćććsss
- TO JA jestem nekromantą... Ale jestem dużo lepszy.... taki wyższy w hierarchii ! Naprawdę ! Spójrz... - W jego dłoni zmaterializowała się buława
- Lubisz twarde negocjacje ?
Na widok broni Ulryk cofnął się dwa kroki i przyjął pozycję obronną ze wzniesionym mieczem. Widać było, że ma siłę, po łatwości z jaką władał szerokim ostrzem. Z hełmu unosiła się chmura pary, jak podczas oddychania na mrozie
-Nekrooo... manta... jeden... ja słuchać... jednego... ty nieee... pannn...
- O ! Nie jesteś taki tępy jak myślałem. hahahah ! - roześmiał się złośliwie po czym wyrzucił broń, która wyparowała.
- Ten twój... Nekromanta, to kto to jest ? Poza Tym, masz jakieś słabe punkty... Oj przyznaj że nikt Cie o to wcześniej nie pytał... Napewno jestem pierwszą osobą która prowadzi z tobą tak.... Pouczającą konwersacje... Prawda ? JAk by nie patrzeć, może napijesz sie piwa ?
-No... pann... nekromaaanta... paan... Punktyyy? Słaabee? Źlee znooszęę goorąc... Piwoo? Niee... www... zakonieee... zabraaaniali... piććć...
Kiedy bożek rozmyślał usmażenie go błyskawicą, ten wspomniał o zakonie.
- Z- Zakonie ? Co to za Zakon ?
-Gaa... bryyy... elitąąą... nieee wooolno.... pićććć...
- Tego gnoja, czczą nawet nekromanci !? - wykrzyczał wyraźnie zdenerwowany
- To jest niedorzeczne, niepoprawne, nieetyczne, niemoralne, niedobre ! TO jest tragedia, to jest koszmar... ! Ile jeszcze ?! Ile ?! Dlaczego na te ludzkie życie, muszę Cierpieć takie upokorzenia ! Normalnie ! Szlag, szlag by Jego, jego zakon, jego ludzi...
Ulryk wyraźnie się zmieszał, co było widać nawet mimo hełmu.
-Jaa... nie... nekrooomanntaa... jaa... sługaa... chofff... chuww... kooo... noo... przy...wooołaaniecc..
- Ta... jesteś bardziej wytrwały niż to, co przywoływali Ci idioci których musieliśmy zabić. Chodź... Przedstaw mnie swojemu Panu... A Być może będę miał dla Ciebie nagrodę... I nie jest to próba przekupstwa, a jedynie oznaka mojej dobrej woli ! - Słychać było głośny oddech
-Jaa... niee.. tyy.. nie... móc... wejść... jaa.... ach... nie pann... ja nie pan... ty nekromaaanta? Nie... nie nekroo... ty.. nie wejść... pan kazałłł..
bożek był wyraźnie podirytowany. Podszedł powoli do niego . Po czym uniósł dłoń nad jego głową
- Wybacz mi...
-Wtedy zaczął materializować ogromną ilość buław nad jego głową, które spadły wprost na głowę
- Szkoda mi Ciebie zabijać
Ulryk dostał pierwszą buławą w hełm, wyraźnie go to lekko zdezorientowało, jednak szybko wzniósł tarczę nad łeb unikając poważniejszych obrażeń
-Rrggghhhaaaaa!!!- zaszarżował w upadłego boga z mieczem ustawionym do sztychu
- Cholera ! Bożek starał się odskoczyć na bok, po czym jego ciało, zaczęła otaczać elektryczność... Która zaczęła rozchodzić się na martwych rycerzy. A ciałem Ulryka zczęły wstrząsać skurcze, nie było tak efektownie jak mozna było się spodziewać, ale bardzo utrudniło mu to kolejne cięcie na tyle, że było niemal niegroźne dla kogoś kto coś wie o walce.
Nagle z domu wypadł sam Barutz, który usłyszał buławy spadające na tarczę.
-Co się tu dzieje?! Ty! czemu atakujesz Ulryka?
- BO ten głupek blokuje wejście ! - Powiedział szybko
- To twój przydupas ? Co jak co ale to tobie, należy się... Kara ? - Poprawił włosy
-Blokuje bo mu kazałem. Trza było poczekać. A z resztą... Ulryk. Zapamiętaj tego kolesia.
- Jesteś kolejną imitacją nekromanty, który stara się, udowodnić swoją władze, ożywiając zdechlaki... Chyba że jesteś od An`elrena... - Zamyślił się
-Jedną z dziedzin nekromancji jest tworzenie chowańców. To znacznie więcej niż ożywianie zdechlaków. I nie mam pojęcia kim jest ten Alernen...
- TY mnie nie ucz o nekromancji. Pierwsi powołani do życia, nekromancji potrafili wskrzeszać ludzi niemal w takim stanie, jak byli przed śmiercią... Jedynie bez dusz...
-Cóż... uważam, że ich przebiłem. Ulryk jest silniejszy niż był za życia. I zdecydowanie sensowniej gada- uśmiechnął się od ucha do ucha Barutz w półteatralnym geście dumy
- Nie, nie... Ten jest... Trochę zbyt chłodny...
-Bo miał być taki- nekromanta wzruszył ramionami.- Od niedawna nad nim pracuję, ale pod koniec ma być w stanie zamrażać przeciwników jak pełnoprawny mag zimna.
- Chcesz z niego zrobić hybryde ? Niema sensu, lepiej byś zrobił zostawiając mu jakiś lepszy miecz... I troche... Hm. może go zmniejszyć ? - Dodał wyraźnie zaciekawiony
-Ulryk posiada niesamowitą, jak na ludzkie standardy, siłę. Miecz jest w porządku. Macha nim jak rycerz zwykłą jedynką. Jak się uda to będzie bardzo potężny.
- Ha ! To lepiej się nada - Objawiła się w jego dłoni ogromna broń sieczna. Widać było iż bożek ma problemy z jej uniesieniem.
- To się nada bardziej... Tak przynajmniej sądzę. Tak w ogóle, to nie TY “starałeś” się mi pomóc?
-Gdy przyszpilono cię do drzewa? Tak. Ale nie udało mi się. Nie znam się na magii niebios. I dzięki, ale Ulryk walczy po swojemu. To on dobrał sobie rynsztunek. - potwierdziło to głuche jęknięcie i kiwnięcie głowy niumarłego
- A Ty ? Pijesz piwo, czy zakon Gabriela oduczył cie wszelkich przyjemności ludzkiego życia - dodał ironicznie , wtedy to zmaterializował kufel;
- Proszę, może spróbujesz. Jako gest wdzięczności, za próbę interwencji...
-Nie czczę Gabriela. Nie czczę nikogo. A piwo bardzo chętnie, ale po tym jak skończę robotę. Tam w środku mamy chłopaka co zaraz eksploduje z przeładowania. Coś było mówione, że jest jakąś bramą czy czymś... Tak czy siak kumuluje się w nim wielka moc. Upuszczam jej nieco, ale zaraz sam Spopiel się przeładuje.
- Nie łatwiej... go zabić ? Od odrąbać głowę ?
-Raz. Zdaje się, że to jakiś przyszły król. Przepowiednia i takie bzdury. Nie wiem co o tym sądzić. Po drugie. To niemal na pewno by spowodowało wielką eksplozję. Mniejszą niż jeśli sam wybuchnie, ale i tak byśmy nie skończyli dobrze. Po trzecie. Kto mówi, że taki stan mi przeszkadza? Mam świetną okazję by wzmocnić moje chowańce- zakończył wyraźnie zadowolony z siebie
- Śmierć jest jedynie dla ludzi... Ale co jak co, ładne zamieszanie, była by to druga eksplozja, którą w ostatnim czasie przeżyłem, a Jednej nie przeżyłem. - Dodał uradowany
- Ale Ciebie, to chyba nie interesuje. Jakiś pomysł co zrobić... z Królem ?
-Aniołek mówił coś o zabraniu go do Stonehenge i jakimś rytuale. Ale do tego czasu zamierzam wyssać z niego tyle mocy ile tylko zdołam. Potem to już nie moja sprawa.
- Chcesz podbudować te zdechlaki ? Czy dla Siebie ? Z Tego co wiem, ludzki organizm by mógł nie przetrwać sporej dawki mocy... Ale nie jestem pewien...
-Wszystko zależy. Gdybym miał swój sprzęt bym postawił na swoim ciele potężne runy które by temu zapobiegły. Ale tak to spróbuję z nimi jako pośrednikami. Od nich mogę łatwo czerpać dokładnie ile chcę. Ale priorytetem jest wzmocnienie ich. To bardzo ułatwi późniejsze prace. Jeśli znasz sposób by uniknąć przeładowania możemy współpracować i obaj na tym skorzystać. Tam mamy nieogranoczone źródło mocy. Tylko trzeba znaleźć sposób by z niego skorzystać póki można...
- To jest wspaniały pomysł.... Ha, ja kontroluje piorunami, ale to chyba, nie będzie potrzebne... prawda ? Swoją drogą? Co może dać nam... taka moc ? Zwiększy nasze naturalne zdolności ? Czy wpłynie na coś innego ? - Zapytał zaciekawiony
-Zależy. To czysta energia. Trzeba to tylko odpowiednio skanalizować. Na krótką metę wystarczą magiczne pieczęcie. By zrobić to na stałe... ach... ile bym dał by zabrać go do siebie. Tam mam masę sprzętu który by bardzo to wspomógł.
- Nie dalibyśmy rady... Zdobyć go ? Wykorzystać chwilę, by... Jakoś pozbyć się Anioła. przywołasz kilka trupów, Ja mam kilku ludzi, może zajmą się... Chodź na chwile Nim, a to nam da... Nie, znając życie... Zna jakiś sposób by nas powstrzymać... Chyba że teleport... Masz taką możliwość ?
-Nie. Nekromancja nie pozwala się teleportować. Poza tym pamiętasz tamtą walkę? Załatwił cię bez najmniejszego problemu, a Gabriel go pokonał. Wolę z nim nie zadzierać. A nawet pomijając ten fakt dzieciakowi trzeba pomóc. Ja jednak należę do tych o stanowczo zbyt... ludzkim sercu. Poza tym nie wiadomo ile byśmy byli w stanie utrzymać go w stanie nie-eksplozji. Anioł, czy elfka... już nie pamiętam, ktoś z nich mówił, że ten wybuch zmiecie pół kraju. Czy chcemy czy nie musimy mu pomóc. A kto wie... może uda się utargować tę moc dla siebie
 
Cao Cao jest offline  
Stary 22-08-2011, 19:52   #24
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
- Elfka ? Może ta czarodziejka, ona wiatr kontroluje prawda ? Znalazła jakiś miecz, który podobno zwiększa jej moc. Na dodatek jak odzyskał bym dawną moc, mógłbym go utrzymywać w nieskończnoność.. Jak by nie patrzeć, z takim pokładem energii, mógłbym odzyskać dużo więcej. Tylko Anioł ma na mnie haka. Gdybyśmy zdobyli jego miecz, pokonalibyśmy go... I mówisz że jesteś ludzki ? Nekromanta ?
-Tak.. wiesz...- podrapał się po potylicy przesadnym gestem - ja należę do tych dobrych. Moc jest dla mnie ważna, ale dobro dzieciaka też leży mi na sercu. Ja należę do tych dobrych. W każdym razie bliżej mi do nich niż tych złych. Dla tego kombinuję nad jakims sposobem, że i zyskamy jego moc i mu nic nie będzie. Co się stało, że straciłeś tą... “dawną moc”? I jak to tworzysz nowe przedmioty? Wychodzę z założenia, że to nie iluzje. Moc Tworzenia mają tylko bogowie.
- Dlaczego straciłem ? Umarłem... Zabito mnie. Mówiąc szczerze, prawie dwa razy, przez ostatnie kilka wieków byłem kamieniem. Co do mocy... Tak więc, będzie problem z mocą... Puki nie odzyskam swojej posady. Co do tworzenia przedmiotów, tak.... Ludzie nazywali nas bogami. I może nimi jesteśmy ? Albo staliśmy się tak pewni siebie... Ale cóż, tak jest - wg. Ludzi, jestem bożkiem, bogiem słyszałem też upadłym...
-Łoł... a to ci checa. Poważnie mówisz?
- A mam powród by Cie oszukiwać ? Wy ludzie, macie dziwny problem z niedowierzaniem, oraz bezsensowną fascynacją. To jest... Dziwne.
-Cóż... spotkałem wielu wariatów na swej drodze. Bez urazy. Niektórzy też twierdzili, że są bogami. Szaleńców nie brakuje na świecie, więc niedowierzanie jest całkmowicie na miejscu. Moje też. A fascynacja... jeśli przyjmiemy, że masz rację to też byłoby jak najbardziej na miejscu. Ludzie często są zafascynowani moją mocą gdy z jakiegoś powodu staną się jej świadkami. Spotkanie kogoś do kogo powinno się modlić wywiera znacznie potężniejszy efekt.
- I właśnie w Tym problem. Osoba Anioła odbiera nam istnienie, dlatego tak go nienawidze, aż dusi mnie od środka, kiedy pomyśle że Ci głupcy walczą w imie Aniołów które nic dla nich tak naprawdę nie znaczą... Co Jak Co muszę coś zrobić, innaczej wykończę się. A Ciało staje się nie wygodne. Co się zaś tyczy nekromantów. To JA nadałem pierwszym elfą możliwość władzy nad śmiercią... Niestety, przez setki lat to wszystko padło...
-Jak cię w ogóle zwano? Gdy oddawano ci cześć?- Barutz nie do końca mu wierzył, ale rozmowa była ciekawa, a Popiel jeszcze chłonął moc.
- Anhernatirenatux, chociaż były i dłuższe, za czasów pierwotnych elfów. Tak naprawdę, tylko ONi mieli istnieć. Ale potrzeba było też i innych istot, ludzie jako jedyni rozwinięci, żyją niezwykle krótko.
-Pierwotne elfy? Kiedy to było?
- Nie powiem Ci dokładnie. A To dlatego że przez jakiś czas byłem uwięziony. Straciłem orientacje w czasie. Pierwsze moje ciało Miało koło trzech tysięcy lat, drugie blisko Siedmiuset. Zaś jako prawdziwa postać... Jestem od początku... A Teraz ? Teraz jestem człowiekiem.... Który ma całkiem pokaźną zdolność do tworzenia jedzenia i broni... - Uśmiechnął się krzywo.
-I pozostaje to na zawsze? Czy dematerializuje się po jakimś czasie?
- Ciało jako tako, jest nieśmiertelne, chodzi o to iż czas niema dla niego znaczenia. Jednak zaś... Gdyby zabił mnie ktoś mieczem, to jak najbardziej, zginę. Ale w przeciwieństwie do ludzi wracam do mojej pierwotnej postaci i mogę odnowić Ciało, trwa jednak to kilka wieków.
-Hmm... fascynujące. Będę chciał potem porozmawiać z tobą o tym znacznie dokładniej. Ale teraz pytałem o przdmioty które tworzysz... jak stworzysz kurczaka to mozna go normalnie zjeść, nie martwiąc się, że za kilka godzin zniknie i on, i poczucie sytości i wszystko z nm związane?
- To co tworze, jest prawdziwe, nie jest żadną iluzją, bronie zadają obrażenia, ale mogę również Je odwołać. Moja moc jest... Ograniczona, więc mogę tworzyć jedynie... Te dwa rodzaje broni, oraz jedzenie. Nie licząc mis, oraz kielichów które są po prostu częścią... No i mój tron i stół i krzesła. Ale Tylko Tyle. Ale w końcu powołaliśmy do istnienia życie, to i tak nieźle. Ale musisz wiedzieć Tyle, że nie jesteśmy wszechmocni.. OJ nie. A Jeśli spotkałeś kiedyś orki, to trafiłeś na moje sługi...
-Te dzikie bestie z którymi można się dogadać tylko jak mają ochote pochandlować? Tożeś sobie wybrał inteligentów... Kurde. Przydałbyś mi się kwadrans temu. Musiałem używać Popiela jako stołu
- Żeby powołać ludzi, elfy oraz inne istoty, potrzeba było mocy najsilniejszego... A Mnie nie potrzebni byli słudzy a armia. Ja potrzebowałem Wojsko. Co do stołu, cóż trzeba było mówić.
-Nie było cię.- skrzywił się nekromanta- czyli stworzenie góry mięśni było proste, ale inteligencji już cięższe, tak?
- Nie, nadanie im Wolnej woli było cięższe... A Tamci, byli zależni od moich myśli oraz nekromantów, których wybrałem. Teraz, zdziczali troche... Albo obmyśleli trochę... Nauczyli się czegoś.
-Rozumiem. Ciekawe. A mnie się czepiałeś, że przywołuję sztywniaków. Hah. Wiesz... daj to piwo- półzaśmiał się podchodząc do upadłego boga
- Czepiałem się tego, że tworzysz trupy. Z perspektywy czasu uznałem, że martwi Powinni zaznać spokój, skoro życie jest takie męczące. - bożek jednak, przychylił się do prośby człowieka, chwile później podał mu złoty napój.
- Proszę. Mam nadzieje że będzie Ci smakować, wilkołakowi nie za bardzo...
-To tylko ich ciała... dzięki- opróżnił kilich- niezłe. Pijałem lepsze ale zdecydowanie nie ma na co narzekać- uśmiechnął się- Więc... to tylko ich ciała. Dusza Ulryka od dawna jest w niebie, czy gdzie tam się idzie po śmierci.
Bożek roześmiał się głośno
- Nie, nie musisz mnie uczyć... Ale pierwotni twoi przodkowie, potrafili sprowadzić duszę... Ale to było tylko chwilowe, gdyż prawnie należy już do innego bytu... Ale wiesz co. Powiem Ci że Wy ludzie, jesteście na swój sposób Ciekawi. Staracie się osiągnąć tak wiele, poza wszelkie normy, poza zasady... Poza wasze możliwości... Teraz i być może moje... - Dodał szybko
Barutz momentalnie straciłdobry humor
-Moi towarzysze pracowali nad rytuałem który miałby związać duszę... Prawie im się udało...
- Chcesz poznać tajemnice tego ? Cóż... sądzę że teraz ta wiedza na nic się niezda... Ale Mogę Ci ją udostępnić. Ale musi pozostać u Ciebie... Innaczej i Ja i Ty przypłacimy to życiem... Mam wrażenie że teraz nas słuchają....
bożek zamyślił się., po chwili jednak zaczął mówić dalej
- By móc sięgnąć duszę z zaświatów, trzeba mieć otwarty dostęp, nie wiem jak wy to nazywacie, może bramą. Jedynie bóg śmierci oraz stwórca mogą to uczynić, jeśli dany Pan, nada taką możliwość, nekromanci, będą mogli sięgać dusze z ich królestwa. Jednak jak zdajesz sobie z tego sprawe, aktualnie, musielibyście pokonać wole boga....
Barutz zrobił wielkie oczy
-Cholera! Nienienie... czekaj. Musze to przemyśleć...- powiedział składając palce przed twarzą- Hamiemu udało się przywołać duszę, ale mu się wymknęła. Chwalił się wszytskim, że przy następnej próbie ją spęta dzięki jakiemuś pomysłowi... właśnie dla tego nie jestem razem z nimi. Zabiłem Hamiego, zniszczyłem jego aparaturę i wszystkie zapiski. Z tego powodu mam z nimi na pieńku i chcą mnie zabić. Twierdzisz, że jego próbu były z góry skazane na porażkę?!
- Tak... Sądzę że tak było, być może udało mu się wykraść dusze która nie przeszła spojrzenia Pana Śmierci, jednak trafić na taką to rzadkość... CO graniczy.. z cudem. Ale powiedz mi, dlaczego nie chciałeś dopuścić do takiej sytuacji ? Zależało Ci na dobrze tych istot czy bałeś się czegoś ? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony
Nekromanta był wyraźnie wściekły, bardzo, bardzo wściekły.
-Kurwa! Nie.. spokój.- Wywarczał przez zaciśnięte zęby. Wziął kilka głębszych oddechów i się uspokoił, choć było widać, że tylko z zewnątrz
-Dusza jest święta. Nie mam nic przeciwko bezczeszczeniu ciał, jak niektórzy nazywają ożywianie nieumarłych. Czasem można sięgnąć do siły życiowej i całkowicie ją wyssać, gdy ma się jakiś sensowny cel. Ale dusza jest święta. Nikt nie ma prawa po nią sięgać. Nie bałem się niczego. Nie wiedziałem, że to boski zakaz. Sądziłem, że to jest po prostu trudne. Tak czy siak to była czysta ideologia. Wyobraź sobie, że po śmierci ludzie zostawali by zaklęci w jakiejś broni zamiast spokojnie odejść w zaświaty. Wieczność jako element skłądowy mocy oręża jest zbyt okrutna bym mógł na to pozwolić. Mówiłem, ja jestem z tych dobrych. Ale wśród nekromantów mógłbym znacznie szybciej czynić postępy. Mówili, że będę drugim Bartucem, on jest naszą legendą, ale bez dostępu do ksiąg wiedzy tajemnej nie mam co na to liczyć i jestem skazany na odnajdywanie dróg, nieraz ukrytych i krętych, które mógłbym poznać dzięki wiedzy innych. Chyba będę musiał za kilkadziesiat lat przemienić się w licza by osiągnąć mój potencjał... A tak by wystarczyło jeszcze dziesięć lat nauki i bym zaczął szukać mojej własnej mocy, tam gdzie nikt inny jeszcze nie patrzał... Umiesz stworzyć wódkę?
- Twój cel, to prawda był szlachetny. Jednak jak już wspomiałem, nie jest to niemożliwe, musisz mieć bardzo silną wolę i ogromną moc... By móc spotkać się z umysłem boga, jeśli zawiedziesz umrzesz... Dlatego nie była to zbyt często praktykowana dziedzina. Nekromanci, bali się zbyt bardzo śmierci - Po czym złapał głęboki oddech - Jeśli wspomniałeś o duszy jako broni, odbyło się coś takiego. Wiele Tysięcy lat temu, za czasów nim narodziła się twoja rasa.... A NA ziemi kroczyli jedynie pierwsi wśród elfów. Myśmy dali im życie A ONI ? Żyli, rozwijali się... trwało to strasznie wolno... Dlatego cóż... Dałem im motywacje do walki. Po części dlatego też jestem na ziemi. To taka kara, którą muszę odpokutować. Jak już mówiłem, nie jestem wszechwiedzący ale ludzie nas za takich uważali, popełniamy błędy, dlatego nasze działa także to Robią. Byłem zazdrosny, arogancki i pewny siebie. Brak mi było spokoju oraz cierpliwości, to była moja największa porażka oraz mój upadek.. Z Tego co wiem, jest jeszcze jeden sposób na spętanie duszy. Ale nie jestem tego pewien, być może Anioł Ci opowie więcej. Wiem że wspominał o Tym.... - Bożek przemyślał swoje słowa, po czym dodał - Licha ? Czy przez ten sposób chcesz oszukać czas ? Ile może przeżyć taka istota ? - Wnet w jego dłoni objawił się alkohol
- Proszę.
-Dzięki- odebrał kieliszek i wychylił na raz. Zamknął oczy zwalczając odruch kasznięcia. Dawno nie pił wódki.
-Chaaa....- westchnął- dzięki... potwornie użyteczna umiejętność. Więc jako licz mogę trwać praktycznie w nieskończoność, jeśli będę dbał o swoje ciało. Choć to nie jest najprzyjemniejsza egzystencja. Abraxx trzeci pisze w swoich dziennikach, że żywot nieumarłęgo jest zimny. Porónuje to do mrozu zimnego poranka, gdy słońce pada na skórę i ciepło nam w nią, ale wewnątrz wciąż trzęsiemy się z zimna. Zmiana w licza wcale nie jest czymś rzadkospotykanym wśród mojego rodzaju. Choć ja bym chyba wolał zmianę w jakąś potężniejszą istotę. Opcją jest wampir, ale on musi pić krew, choć Ribald Drakon pisze, że pijąc krew wlewamy w swoje ciało ciepło. Ten z kolei pisze, że to jak napicie się zimą gorącej cherbaty, albo wódki. Wraz z krwią ciepło rozchodzi się po ciele. Ale nad tym zacznę sie zastanawiać za jakieś dziesięć lat. Choć zostanie spektrą też ma swoje zalety. Trzeba by się tylko nauczyć opętywać ciała, ale to podobno nie aż tak trudne, póki są martwe.
- Dlaczego ludzie próbują zmienić coś, co założyliśmy już od górnie ? Daliśmy wam krótsze życie, byście niecierpieli tak jak elfy. Którzy mogą dożyć kilkanaście pokoleń własnej dynastii. Ale jeśli pytasz mnie o rade, sądzę że wampiry to chyba najbardziej sensowne wyjście. A To dlatego że nie musisz zabijać by pożywić się... Chyba, przynamniej tak się mnie wydaje. Co do przenoszenia się z Ciała na ciało, przenosi się też pewnie zapach, więc ciężko było by wytrzymać, poza Tym, czy ciało musi jeść ? - Widać było iż istota jest wyraźnie zainteresowana rozmową
- Być może. - bożek popił ze srebnej misy wino
- Ostatecznie, możesz zostać bogiem... - Tutaj uśmiechnął się krzywo
Ale Barutza to nieco rozśmieszyło
-Aż takich aspiracji nie mam. Choć gybym dostał dostęp do pełnej mocy tego dzieciaka... Nie wiem. Tak czy siak nieumarli nie muszą jeść, poza wampirami które uzupełniają krew i ghulami, które są kiepsko stworzonymi zombiakami. Gdybym był spektrą to sam byłbym niematerialny. Byłbym w zasadzie duszą która wymknęła się oku boga śmierci. Ciało bym opętywał, a gdy by mi się znudziło by je zostawiał i przenosił się w inne. Bez żadnego zapachu. Tylko musiałbym zająć ciało jeszcze żywej osoby, co jest ciężkie i wiązało by się z dylematem morlanym... ale ja bym celował w różnego typu morderców, czy innych którzy nie zasługują by żyć. Więc albo zajmuję ciało żywej osoby albo muszę umieścić na ciele kilka run i dbać o nie by się nie rozkładało. Albo przeciwnie. Postarać się nadać mu jak najstraszniejszy wygląd, zarazić najgorszymi chorobami i powodować przeraźliwy strach u wrogów- zaśmiał się na koniec
-Cesarz-Smok z dalekiego wchodu kiedyś spętał całą armię spektr. Jego nieśmiertelna armia weszła do kraju niosąc miecze i zarazę. Wojna skończyła się szybko. Nikt nie był w stanie się jej oprzeć. Każdy jeden żołnierz był przeciwnikiem na miarę czempiona.


- Nie słyszałem tej historii, ale ten cesarz, musiał być wielce potężny. Zawsze sądziłem że inni by interweniowali, albo uznali że jego moc nie stanowi zagrożenia dla porządku świata. Albo próbuje znaleźć usprawiedliwienie.
-Cesarz-Smok jest zapamiętany jako postać pozytywna. Nie wymyślił sobie tej wojny, bronił swoich ludzi przed imperialistycznymi zapędami brata. Po wszystkim uwolnił spektry i dołożył wszelkich starań by opanować zarazę, a gdyby chciał mógłby podbić pół świata. Jak Aleksander Wielki. Tylko, że on nie musiałby bać się zdrady. Może to jest powodem dla któego na to pozwolili. Swoją drogą do dziś nikt nie ma pojęcia jak ten bydlak to zrobił. Ja np. potrafię kontrolować trzech nieumarłych na raz. Podejrzewam, że przez kolejne dziesięć lat potroję tę liczbę, ale jednak armia Cesarza-Smoka liczona była w tysiącach.
- Nekromancja to trudna sztuka... Niema co mówić, ale zabawa ze śmiercią, nie może być prosta. Ja sam kontroluje aktualnie jedynie pioruny, te ostatnie dwie ulewy z burzą... To cóż, moje dzieło. - Mężczyzna wystawił dłoń, po czym piorun z ogromną siłą strzelił w jeden zepsuty budynek
- Nie musze wypowiadać żadnych głupich zaklęć czy symboli. Ale tylko to mi pozostało. Z całego pasma życiowych sukcesów, zostałem tylko z piorunami....
-To i tak imponujące.- Barutz zamknął oczy i wzniósł rękę w górę, gdy je otworzył płonęły na czarno - Czarna Pożoga- teraz i dłoń zapłonęła. Kręcił nadgarstkiem niewielkie kręgi i otoczyła go ognista spirala. Napiął mięśnie, a płomienie przestały opadać. Wycelował palcem w niebo nad budynkiem w który trafił piorun i wystrzelił. Odrzut zmusił go do ugięcia łokcia, ale ognista kula pomkneła i lobem trafiła do środka budynku powodując eksplozję i znacznie przyspieszając płonięcie.- Ja jestem uzależniony od inkantacji. Co prawda mógłbym spróbowac bez tego, ale to jest wyższa szkoła. Zaklęcia stają się wtedy bardzo nieprzewidywalne. Łatwo zginąć. Inkantacja właśnie inkierunkowuje energię by nam służyła dokładnie tak jak chcemy. Co to w ogóle za ludzie tam na dordze? Chyba się przestraszli trochę tych piorunów i czarnych ognistych kul...
 
Cao Cao jest offline  
Stary 22-08-2011, 20:49   #25
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
- Co tu się dzieje? To wy? Wy robicie to całe zamieszanie? Niedowiary! Jak mali chłopcy! Robią zanim pomyślą! Przecież takim czymś zwróciliście uwagę całej okolicy! Mamy tego chłopaka bezpiecznie dostarczyć do Stonehenge! Zwracanie uwagi całej okolicy, a przez to większe prawdopodobieństwo ściągnięcia tu nieprzychylnych temu ludzi i nie tylko ludzi, nam nie pomoże!

Barutz znów się speszył na wspomnienie swojej dziwnej prośby, toteż nawet na nią nie patrzył
-W sumie ona ma trochę racji- podrapał się po głowie- ale też nie przesadzajmy. W razie czego byśmy skopali im tyłki, a ja bym przekabacił ich na naszą stronę- zakończył dumny z siebie

- Poza Tym - Tutaj bożek usiadł na swoim “wspaniałym” tronie, zakładając ręcę za głowę, a nogę na nogę
- Wszyscy już od dawna śpią... - rozejrzał sie po okolicy, a do okoła wszędzie trupy rycerzy, oraz ptaki które przybyły się pożywić.
- Na dodatek, jeśli zabijemy ich tutaj, to mniej będzie po drodze, a co ciekawsze jak dobrze wiesz, nie interesuje mnie ten młodzieniec ah. Nekromanto, jeśli An`elren jeszcze żyje, być może nauczy Cie czegoś... - bożek podrapał się po głowie
- Tak w ogóle, droga czarodziejko, czemuś taka nerwowa ? To zawsze JA obrywam, a nie wy, więc nie ma strachu - powiedział z uśmiechem

- Jak się nie potrafi ugryźć w język to tak się kończy... A nagłe huki i wybuchy nie działają na mnie uspokajająco. Skoro nie interesuje cię ten chłopka to co tu jeszcze robisz? Jeśli to sprawa miedzy tobą a Azraelem,a jego najwyraźniej on interesuje, więc jak podejrzewam ciebie też powinien.
Tłumaczenia Bartuza nawet nie skomentowała. Było tak głupie i zaślepione własną dumą, a jeśli próbował żartować to ciut nie wyszło. Wolała myśleć, że żartował.

W pewnym momencie Barutz odszedł z Ulrykiem na bok. Zaczął malować w powietrzu palcem znaki, które, po chwili, przenikneły przez zbroję nieumarłego najwyraźniej trafiając w jego pierś. Po chwili nekromanta wrócił
-Popiel już jest przeładowany. Swoją drogą rzeczywiście jestem zmuszony przyznać ci rację. To nie było zbyt mądre, ale nie było też wcale takie straszne. Walki pewnie wciąż jeszcze gdzieś trwają, albo czasem się zdażają gdy spotkają się dwaj niedobitkowie wrogich armii. Takie eksplozje na niedawnym polu bitwy to nic dziwnego.

- No dobrze. Po prostu w ostatnich dniach zrobiłam się trochę nadwrażliwa na eksplozje. Nigdy nie byłam otoczona aż takim natężeniem walk, prób zabicie mnie i konieczności obrony prawie na każdym kroku.

-Ja też nie. Choć jestem oswojony ze śmiercią. Mój ojciec o to zadbał. Nic dziwnego biorąc pod uwagę, że też był nekromantą. Swoją dorgą... chyba w końcu się sobie nie przedstawiliśmy. Jestem Barutz Faust Engel Czwarty, a do Ciebie jak mam się zwracać?

- Darica Vircalli - odparła uśmiechając się lekko.

-Miło mi poznać... hmmm... swoją drogą chyba powinienem wyjść z tym pytaniem jeszcze przed zadaniem tak dziwnego pytanie. Teraz do mnie doszło jakie to było dziwne... prosić o coś takiego kogoś czyjego imienia nawet się nie zna... Ach... nie ważne. Nie słuchaj mnie. Momentami gadam bez sensu, innym razem za dużo, a jeszcze innym, jak teraz, jedno i drugie... Wciąż to robię, co?

- Powiem Ci Tyle, moja droga... Pamiętasz co obiecałem w wierzy ? Tak, obiecałem że wykonam te zadanie w zamian za pewną przysięgę. Tak czy siak, Ja słowa dotrzymuje. Poza Tym... - Zmaterializował kielich wina
- Napij się. Sądzę że to pomaga., jak już mówiłem... Obiecałem pomóc Aniołkowi, a potem ? Potem, obmyślę Plan. Nekromanto, byś był w stanie połączyć mnie z Tym dzieckiem ?

- Dobrze pamiętam co mówiłeś - z wdzięcznością wyciągnęła rękę po kielich - Dzięki - skinęła leciutko głową - Ale zrozumiałam, ze w ramach tej umowy masz mu pomóc, a zatem powinno ci zależeć na dokończeniu tego zadania jak najszybciej i bez dodatkowych problemów. Ale zapewne bogowie myślą inaczej niż ludzie.
Darica tylko lekko się zarumieniła na wspomnienie owej sytuacji przez Fausta IV.

-Jak najbardziej. Problem leży gdzie indziej. Moc skąłduje się w znacznej mierze w duszy. Moje trupy jej nie posiadają i jest ona tłoczona do pustej dziury po niej. Diura jak to diura. To nie jest coś a własnie brak czegoś. W momencie gdy zassą za dużo mocy ta się po prostu z nich wyleje. Zupełnie nieszkodliwie. O ile się nie mylę ty masz duszę. Gdyby ona została przepełniona mogłoby ją nawet zniszczyć, choć najpewniej zwyczajnie by cię zabiło. O ile zwyczajna jest śmierć w eksplozji mocy. Jak otworzę tę furtkę nie będę potrafił jej zamknąć. Dla tego sam się do niego nie podłączyłem.

- Umowa należała by dojść do tego świecidełka, czy też gwiazdki. Poza Tym, nic nie jest Proste droga Panno. A świadomość bycia człowiekiem strasznie mnie zasmuca. Jednak widzę że mimo wszystko zaczynasz stawiać na swoim, ciesze się. Że już nie próbujesz, ale robisz to. Co Do Ciebie nekromanto, to moja prawdziwa postać, jest postacią duchową. Jest prawdopodobnie najdoskonalszym bytem... Tylko nie wiem, czy będę mógł tam wrócić. Taka Energia, z pewnością by mi w Tym pomogła.. Jednak ta kwestia, jest bardzo ważna... Muszę to przemyśleć a mamy coraz mniej czasu.... Coś proponujecie ?

-Gdybym miał dostęp do biblioteki kręgu na pewno znalazłbym jakieś genialne rozwiązanie. Ale ta jedna którą zabrałem uciekając już dawno jest wkuta na pamięć do głowy. U siebie mógłbym, jak mówiłem, postawić na nas odpowiednie runy które by pozwoliły przerwać transfer, ale to wymaga czynników znacznie bardziej skomlikowanych niż serce wampira, czy...- pojrzał na Daricie, ale nagle połknął język-... tak czy siak potrzebowałbym sześciu innych czynników pokroju paznokcia anioła, przy czym zaznaczę, że to niezwykłe szczęście, że mamy jednego przy sobie. Swoją drogą to potem będę musiał go poporosić o więcej włosów i paznokci... hmmm...

Podświadomie lub całkiem specjalnie Bartuz ciągle dawał aluzje do tego nieszczęsnego włosa. A więc bóg i nekromanta próbowali wykorzystać tą sytuację by wzmocnić swoją moc? Prawda, że uratowaliby tym chłopca. Trzeba było go przecież jak najszybciej odciążyć.
- A od twoich chowańców nie można by pobierać tej mocy?

W rzeczywistości Barutza wciąż gryzło, że wyszedł z czymś tak niezręcznym i dla tego, chcąc nie chcąc (a bardziej to drugie) przenikało to z myśli na jego zachowanie.
-Da się, ale to bardzo długotrwały proces. Coś jak jedzenie zupy dziurawą łyżką. Nieumarli od początku są tworzeni by mogli pochłonąć moc, ale oddawanie jej jest niepotrzebne, poza tym taka furtka by sprawiła, że wciąż by ją tracili, a nie tylko wtedy kiedy chcemy. Gdybym wiedział, że będzie taka sytuacja stworzyłbym umarlaka który by ją posiadał, ale nie spodziewałem się, więc stworzyłem uniwersalnych. Ale sam fakt, że teraz moc odparowuje z trzech ciał, a nie z jednego da mu ulgę.

Gabryjel niosący przyszłego króra, za nim Aerithe opuścili budynek. Zastali nieopodal konwersujących. Darice, bożka jak i Barutza. Anioł skierował swe kroki do nich.
-Nie chce wam przeszkadzać- Uśmiechnął się lekko- lecz czas nie sługa i goni, a my musimy dojść do Stonehange. Nie wiem czy wyczuliście ale twój zabieg Nekromanto, faktycznie przyniósł chwilową ulgę chłopakowi, ale przyniosło to efekt “dojenia”, pobieranie energi przez kryształ zwiększyło szybkość, w skutek czego mamy mało czasu. Musimy ruszać.
Tu wzrok przeniósł na bożka.
-Na miłość boską, po coś sciągnął tych przestraszonych wygłodniałych chłopów tutaj? Dla nich to pewna śmierć.-Powiedział to na tyle głośno by i oni dosłyszeli.
-W każdym razie, chyba nie myślałeś o sabotażu.-Te zdanie było czystym żartem, nawet jeżeli by taki był zamiar upadłego Boga, Azrael nie posądzał go oto.
-Kto idzie, niech ruszy za mną, nikogo nie zmuszam. Nie będzie łatwo...-wzruszył ramionami-.. więc tym którzy zostają.
-Dowidzenia.

- hahaha, nigdzie Oni nie pójdą. To była wymiana, teraz należą do mnie, wynająłem ich. Więc nie Tobie decydować o ich losie... Wychodzisz ponad stan... - Spojrzał wtedy na ludzi
- Prawda Panowie ?

-I znów przez nienawiść, źle interpretujesz me słowa.-Azrael uśmiechnął się krzywo.
-No cóż nie, muszę zjednać całej drużyny.-Wzruszył bezwładnie ramionami.
Chłopi, stali bezwładnie zszokowani całą sytuacją, byli wyraźnie zaskoczeni ilością śmierci w okolicy.

Sai nie spieszył się zbytnio, lecz w końcu dołączył do pozostałych. Chyba Azrael kłócił się z Panem X albo w najlepszym wypadku mieli trochę inne zdania. Ten pierwszy kazał komuś odejść, a drugi tego zabraniał. Gdy wilk dostrzegł grupkę chłopów, już wiedział, że to o nich rozmawiali. Uśmiechnął się pod nosem.
- Ktoś sprowadził zwierzynę na którą mogę polować? Świetnie, przynajmniej jakieś urozmaicenie, ale mogliście znaleźć kogoś, kto sprawi mi więcej problemów - zaśmiał się, a potem spojrzał na Azraela. Zanim dołączył do pozostałych, zastanawiał się, co zrobić. Na pewno nie miał zamiaru pomagać za darmo. Mógł pomóc, tylko jeśli Anioł mu zapłaci. Był już ciekaw, jak zareaguje on na jego żądanie.
- Przemyślałem wszystko, Azraelu... Pomogę, ale pod jednym warunkiem. Mam gdzieś jakiekolwiek pieniądze. Nie będę ryzykował życia, za coś tak błahego. Żądam, tak, żądam... - już miał mówić, ale się powstrzymał.
- Nie jestem pewien, czy powinienem to mówić przy wszystkich - dodał po chwili.

Zbliżył twarz w stronę wilkołaka.
-Słucham? Mów nikt raczej nie będzie podsłuchiwać. -Ostatnie zdanie dorzucił aby dodać otuchy wilkołakowi.

Sairus chwilę się wahał, ale w końcu odpowiedział.
- Człowieczeństwo - jedno słowo, było jego odpowiedzią.
- Tylko za to mogę ryzykować życie - dodał po chwili.

Anioł odskoczył bardzo zszokowany, spodziewał się wszystkiego. Haremu pięknych kobiet, magicznego oręża, szlacheckiego tytułu. Kilka słów zmieniło zdanie o wilkołaku. Może nie jest taki bezwględny. Uśmiechnął się i skinął głową na znak ,iż przystaję na tę propozycje.

- Polować możesz Jedynie na pchły na swoim cielsku. - Spojrzał tym razem w oczy, przywódcy chłopów
- Sprawy są dość ciężkie, jednak cóż. Być może przyniesie nam to... obustronną korzyść - Klepnął go w ramię, po tem odwrócił się do Anioła
- Przesadzasz Aniele ! Tym razem mieszasz się już w sprawy które Ciebie nie dotyczą... Nie obiecuj czegoś, czego nie MOŻESZ sprawić, nie masz takiej władzy, nie masz takiej mocy, być może jesteś silny, ale odnalezienie dlań lekarstwo będziesz musiał odnaleźć jako człowiek... Nekromanto, teraz to widzisz, widzisz dlaczego tak ON na mnie oddziaływuje, przemyśl to o czym rozmawialiśmy wcześniej... Być może jest to jedyny sposób by zachować pozory normalności na tym świecie.

Wilk uśmiechnął się pod nosem. Albo zostanie człowiekiem, albo zginie, próbując... Dokładnie tak, jak obiecał sobie pierwszego dnia. Czekał tylko na okazję, która właśnie się nadażyła.
- Chyba nie będziemy tak bezczynnie tutaj czekać na nie wiadomo co. Ruszajmy w końcu - powiedział po chwili.

Bóg znowu sprawiał kłopoty... choć teraz przynajmniej wyglądało, że chciał pomóc zyskując dodatkowe ręce do pomocy. Osobiście nie miała nic przeciwko gromadce ludzi, ale nie była pewna czy nie narobią więcej kłopotów sobie i im niż zdołają pomóc. Na pewno w takim gronie zwracali większą uwagę, a to raczej nie było na ich korzyść... i czy oni będą w stanie stawić czoło ich wrogom? Ale skoro mieli umowę z Anhernatirenatuxem i są gotowi z nim iść, mimo ostrzeżeń o czyhające na nich zewsząd śmierci. Ona się nie będzie wtrącać, dopóki nie będą im przeszkadzać. Choć w tak dużym gronie samych mężczyzn czuła się trochę dziwnie...
- Masz rację - rzekła do Czarnego Wilka - dobrze byłoby zdobyć jakieś konie... pieszo zajmie nam to sporo czasu, a trzeba do tego nieść chłopaka. Choć w tym mogłabym nieco pomóc.

Podeszła do Archanioła, który trzymał nieprzytomnego chłopaka:
- Azraelu, możesz na chwilę położyć go na ziemi?
Gdy wykonał jej prośbę, wyinkantowała:
- vindur lyfta honum - chłopak powoli uniósł się go góry, jakby spoczywał na niewidzialnym łożu, aż znalazł sie na wysokości około 1 metra. Wtedy Darica dodała:
- ikut oleh saya... Od teraz będzie wznosił się obok mnie - wyjaśniła reszcie towarzyszy - dokładnie w takim tempie jak ja będę się poruszać będzie podążać wraz ze mną. Jest tak jakby magicznie przywiązany do mnie. Zatem ruszajmy.

-Darico, jesteś pewna, nie wyczerpie to twych sił?-Anioł zapytał zmartwiony.

- Nie, to proste zaklęcia. Zresztą mam nadzieję, że znajdziemy do wieczora konie, a nawet jeśli nie, to po odpoczynku nie będę miała z tym problemu. A przecież zależy nam głównie na czasie. Jak szybko potraficie się poruszać? - zwróciła się do reszty, a do Anhernatireatuxa dodała: - Czy aby ta Twoja gromadka nie będzie nas spowalniać?

- Moja... “gromadka” Jak ich już nazwałaś, zapewne przyniosą więcej pożytku aniżeli większość bandy, z którą ostatnim czasem miałem do czynienia. Oni widzą że nic nie znaczą, zdają sobie sprawę z własnej pozycji. I nie narzekają, wiedzą że nie osiągną wiele, ale raduje ich fakt że mogą być tuż obok, albo przynajmniej że ich rodziny najedzą się.. Na dodatek im nas więcej, tym większe prawdopodobieństwo iż nikt nie miotnie mną przez kilka metrów, tylko dlatego że byłem szczery. Jestem za słaby by podróżować sam i nie ukrywam tego, a przy okazji, jeśli będzie taka potrzeba to mogą zawsze pomóc w pozbyciu się kogoś - Dodał z uśmiechem

-Co do trancsportu, mogę zawsze Lecieć, przeniosę dwie, może trzy lekkie osoby. Mogłbym otworzyć też portla chwały. Ale to już bardziej zaawansowana magia, abym wezwał tu anioły.-Azrael zamyślił się.-Nie to odpada efekty mogą być druzgocące. Jednak czas nas goni... Aerithe posiadasz jeszcze zdolność transformacji, prawda?-Zapytał, a wzrok skierował ku elfce.
Ona skineła lekko głową.
-Tak więc wampirzyca może kogoś również przetransportować drogą powietrzną.

- Ja ostatecznie również mogłabym wykorzystać powietrze do transportu siebie, ale to zebrałoby mi sporo many. Nie wiem czy dałabym radę wziąć ze sobą chłopca. Na jakiś krótki odcinek nie byłoby problemu, ale na większe odległości będzie ciężko. Mogłaby ewentualnie zwiększyć nieco prędkość biegu swojego i kogoś jeszcze, ale tu dojdzie normalne zmęczenie fizyczne jak przy biegu tylko, że na większą odległość. - rzekła po czym zwróciła się do boga:
- Jeśli nie będą nas spowalniać ani zwracać zbytniej uwagi innych, to nie mam nic przeciwko ich towarzystwu. Zawsze też mogą dołączyć do nas później. Mają prawo decydować o swoim życiu i powodów jego narażania. Cel wyprawy jest słuszny, więc czemu ktoś miałby zabraniać im pomagać. Mam nadzieję tylko, ze do niczego ich nie zmusiłeś.

- Nikt nie pytał CI o pozwolenie, ale miło z twojej strony - powiedział cynicznie
- Jeśli zaś chodzi o wymianę. To była uczciwa transakcja... Nie martw się, nie porwałem im dzieci... Ale wpadłem na ciekawy pomysł... - bożek podszedł do wampirzycy
- Możemy porozmawiać ? Prywatnie... ? Wynagrodzę twój czas...
Krawa Elfka spojrzałą podejrzliwie na bożka po czym złapała go za nadgarstek i pociągneła na stronę. Gdy już byli w pewnej odległości od drużyny, o nic nie pytałą tylko czekała na wyjaśnienia.

- Cieszę się, ze ich dzieci są bezpieczne - odparła tylko z lekką nutą ostrości w głosie.
 
xDorota jest offline  
Stary 23-08-2011, 20:47   #26
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Taaak... w końcu nadszedł ten dzień. Wszystko działo się tak szybko, młody rycerz sam nie potrafił w to uwierzyć. Wiedział, że szykuje się coś dużego ale mimo to od dawna nie zdarzyło się aby ktoś dostąpił prób po tak krótkim czasie. Większość młodzików patrzyła na niego z pogardliwą zazdrością, ale Drake’a obchodziło co innego. Szacunek jakim darzyli go starsi wojownicy. Widzieli w nim coś czego on sam nie potrafił zobaczyć. Sam uważał się za niezłego wojownika ale to na pewno nie było to. Było wielu lepszych fechmistrzów, którzy mimo wszystko wydawali się go podziwiać. Ale wszystko to traciło znaczenie przy dniu dzisiejszym. Sam mistrz Exsteine pasował go na pełnoprawnego członka zakonu. Ben miał ochotę upić się do nieprzytomności, ale jutro miał być dzień jeszcze ważniejszy. W końcu otrzyma moc oraz wyruszy w bój...

Poranek był głośny, w najlepsze trwała mobilizacja oddziałów. Drake udał się po odbiór swojego ekwipunku. Pierwszą rzeczą przed założeniem zbroi było wypalenie pieczęci. Młodzik skupił się by nie skrzywić się od spodziewanego bólu. Efekt był jednak całkiem inny. Nie czuł bólu. Zamiast niego jego ciało przepełniła noc. Czuł jak wpływa ona do każdej komórki jego ciała, totalnie je zmieniając. Nie wiedział jeszcze co to za zmiany ale wiedział, że nie jest już tym samym człowiekiem co przed chwilą. Równie szokujące było pochwycenie glewii. Tak jak kiedyś czuł drzemiącą w niej nieznaną moc, tak teraz broń zdawała się do niego przemawiać, była to mowa ciężka do zrozumienia ale mimo to w głowie wciąż słyszał jakiś głos. Ostatnim co dostał to dwa oddziały pod komendę. Zdarzało mu się dowodzić jedynie kilkunastoma członkami nieregularnej milicji a tutaj dostał całe dwa oddziały. Wiedział jednak, że musi podołać mimo wszystko, toteż podpatrując innych kapitanów poprowadził ludzi na pole bitwy.

Widok był niesamowity. Tylu ludzi miało zaraz stoczyć ze sobą bój na śmierć i życie. Po drugiej strony pola widział zbroje, które niedawno śniły mu się po nocach. Były takie same jak tych, którzy wybili połowę jego wioski, w tym przyjaciela. Postanowił sobie, że będzie walczył dopóty dopóki nie padnie on albo ostatni z tych parszywych gabryjelitów. Wtem na niebie pojawił się stwór piekielny, na którego widok najważniejsi dowódcy obu stron zaczęli pierzchać. Ben nie wiedział dlaczego ale to wyjaśni gdy tylko padnie ostatni z rycerzy zakonu. Pozostali na polu bitwy ruszyli przed siebie. Długo ten bieg jednak nie trwał gdyż demon w niewiadomy sposób w kilka chwil powalił wszystkich. Wokół latały wnętrzności i ciała. Jedno z nich uderzyło Drake’a, po czym jak kłoda padł na ziemię.

Gdy się obudził, było już po wszystkim. Bitwa się skończyła. Rezultat nie był znany, jednak po tym co zobaczył łatwy do przewidzenia. Nie zwyciężył nikt, nie było żadnego stojącego przyjaciela, nie było żadnego wroga na którym mógłby wyładować choć część furii jaka w nim wezbrała. Nie dość, że nie miał możliwości zanurzyć ostrza w żadnym gabryjelicie, to jeszcze przez ich patrona pojawiła się ta maszkara, która mu tę możliwość odebrała. Teraz nienawidził ich jeszcze bardziej. Póki co jednak na horyzoncie pojawili się żywi. Nie wyglądali na swoich, toteż Benjamin podniósł z ziemi swój oręż, i dopiero teraz odczuł skutki wcześniejszego uderzenia. Miał problemy z ruszaniem lewą ręką, a ludzie zbliżali się szybko... do tego byli uzbrojeni, nie było czasu użalać się nad sobą, jeśli się nie ruszy, najprawdopodobniej zginie. Wtem głos do tej pory wyciszony wykrzyczał słowa, które bezwiednie wyrwały się też z ust młodzieńca.

- Kyōka suru – Ben nie miał pojęcia co się dzieje. Nie wiedział co powiedział. Nie zdążył poznać czarów zakonu a nawet jeśli to wszyscy wypowiadali je w zupełnie innym języku. Czuł jednak co się wydarzyło. W jego ciało wstąpiły nowe siły a dookoła na moment jakby rozległa się całkowita ciemność. Nie obchodziło go czy są skutki uboczne... podobało mu się to. Wtedy popatrzył na broń... runy lśniły ciemnym blaskiem a rycerz odrodzenia wiedział już czyje to były słowa. Podziękował w myślach i ruszył naprzeciw gromadce. Kiedy znalazł się w zasięgu głosu, przygotował broń i zawołał.

- Wyrzućcie broń i gadajcie kto wyście a może daruje wam życie!
Przed chłopakiem stało dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach. Dzierżyli laski zakończone malutkimi czaszkami. Na ich bliźniaczo podobnych twarzach były wytatuowane litery “N”.
Gdy usłyszeli słowa Ben’a odrzucili swoje “bronie” i odwrócili się licem w stronę przybysza.

-Nazywacie nas nekromantami, jesteśmy sługami Lorda Nocturnala. A przywiedzeni zostaliśmy tu widmem unoszącej się śmierci.-Ukłonili się teatralnie.

-Do usług rycerzu Zgromadzenia.

- Czego tu szukacie? Nekromanci... a zatem wiecie co się tutaj wydarzyło?
-Może Ciebie? Tak.... może to co mówił Pan to prawda.-Jeden z nich który wydawał się odrobinę niższy wydał z siebie gardłowy pomruk z którego dało się wyłapać właśnie te słowa.

-Lord się nie myli, nie myli.-Wturował mu ten niższy

- Skończcie bełkotać - rzucił coraz bardziej poirytowany Ben - Jak to mnie? Nie było mi dane spotkać wam podobnych ale z tego co słyszałem, to interesują was bardziej mniej żywe osobniki. Czego wy możecie chcieć ode mnie, i czemu miałoby mnie to obchodzić?

-Nie denerwuj się tak rycerzuku, bo się zagotujesz pod tą zbroją. Psssszepowiednia-Wyraźna wada wymowy kalała słuch Drake’a- mówi o Tobie.

- Jaka znowu przepowiednia? Mówcie jaśniej bo ja już się gotuję, a gdy tak się stanie, wy umrzecie pierwsi!

-Twoja niespełna wykształcona magia? Przeciw naszej wyszlifowanej i to w naszym środowisku? Nie ośmieszaj się człowiecze. Przepowiednia o połączeniu królestwa do której dąży Gabryjel.

-Gabriel! Już drugi raz dzisiaj słyszę to imię. Nie wiem co mówi wasza przepowiednia ale teraz wiem że na pewno nie jest o mnie. Jedyne co chcę zrobić z tym waszym Gabrielem to skrzyżować z nim ostrza. Z nim i z każdym jego wyznawcą jakiego spotkam po drodze.
-Więc zawrzyjmy układ, my Ci to umożliwimy a Ty nas wesprzesz. Co ty na to?

- Ja z moją “niespełna wykształconą magią” miałbym wspierać was “wyszlifowanych”? A po co wam moja pomoc skoroście tacy wszechmocni? I skąd mam wiedzieć że prawdę mówicie? Póki co to nie wiem nawet czy faktycznie jesteście nekromantami.

Ten niższy wyszedł na przód i rozpoczął inkantację.
-Noctorunal Res.-Jeden z pobliskich trupów podniósł się chcwiejnie z ziemi i przyodziany tępym wyrazem twazy począł krążyć w koło.

-Wystarczy na dowód?

- Gdy tylko zombie zbliżyło się do Bena, ten jednym cięciem przeciął je na pół. - Takie coś miało udowodnić waszą siłę? Sprawcie że całe to pole powstanie, albo zaprowadźcie
mnie do tej maszkary co całe to pole usiała trupami, a wtedy wam pomogę. Po drugie chciałbym się dowiedzieć, co ja mam takiego czego wy potrzebujecie?

-Dzicistwo psssszeznaczenia. A upadły anioł który to zrobił padł z ręki twojego wroga. Możemy zaprowadzić cię do naszego Lorda. On złoży Ci dobrą proposssycję.-Tym razem do głosu doszedł wyższy “bliźniak”

- Dobra, bez sensu gadanie z wami. Prowadźcie do tego całego “Lorda”. Jeśli mówicie prawdę to przeżyjecie, jeśli nie to zginiecie po prostu nieco później. Ta sztuczka z tym martwiakiem nie była nawet efektowna... - Drake gestem dał znać, że mogą podnieść laski, które i tak pewnie nie były im potrzebne, a w każdym razie, których nie uznawał za zagrożenie po czym ruszył za dwoma osobnikami. Wciąż był skołowany po tym co się przed chwilą wydarzyło a to był jedyny trop jaki prowadził do sprawcy całego tego zamieszania. A jeśli to przebierańcy to po prostu się rozerwie zabijając dwóch ochłaptusów i może przy okazji kilku ich zimnych przyjaciół.
 
Radioaktywny jest offline  
Stary 24-08-2011, 09:18   #27
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
- Nie wiem, czy wiesz KIM Ja jestem... Ale zazwyczaj, wy dzieci nocy mieliście taką świadomość, wasza mroczna natura, pouczała was, dawała wam pewną świadomość... Wiedzę, inteligęcje. Być może teraz... Jestem nikim, być może jeden twój cios wbił by mi się w klatkę piersiową... Wyrwać moje serce, ale wtedy... To jest nie ważne, zapewne tak jest... Dlatego tym razem JA mam dla Ciebie prośbę... Wręcz błaganie, JA Uginam się pod życzeniem... I oferuje Ci, coś co mam najcenniejszego. A Mianowicie moją krew... cząstke mojej duszy, świadomości... W zamian, chciałbym, byś przemieniła te spróchniałe ciało, w coś lepszego.... - Co było dziwnę, bożek dworskim gestem ugiął głowę.
- Jaka jest twa decyzja... - Zapytał
-Chcesz abym zmieniła cię w wampira tak? O to ci upadły boże chodzi?-Elfka zrobiła wielkie oczy.
- Chce żebyś zmieniła moje Ciało, Ja nigdy nie będę wampirem... W pełni, moja dusza jest zupełnie inna aniżeli twoja. Jednak, tak chcę ten żywot, spędzić w ciele nie ludzkim, ale Pana mroku. Przez to, być może odzyskam chodź trochę honoru, a i być może zdołał odbudować moją dawną postać... Nie sądzisz... Że to uczciwa wymiana ? Teraz mówie do Ciebie jako człowiek, jako spróchniały człowiek... Pełen wad, o duszy tak silnej, tak samotnej... tak pustej... Tak taka jest ma wola a zarazem prośba...
-Złożyłam przysięge, nie mogę. Przysięge przed uprzednim władcą aniołów, poprzedniku Azraela. Że nikogo więcej nie obdarze wieczną klątwą pocałunku śmierci. Nie uczynie tego bez zgody obecnego Gabryjela.-Tu rozmażony wzrok skierowała ku aniołowi. Tak jakby cos ich kiedyś łączyło.
-Jeżeli on to Zaaprobuje nie widzę problemów.-Kobieta poprawiła swoje srebrzyste włosy.
- Ja już jestem skazany, na wieczne potępienie... Ja już jestem potworem, który zatracił miliony, dlaczego więc odbierasz mi ostatnią możliwość ? Ja jestem jednym z waszych stwórców... JA jestem... Panem Wiary, to JA Byłem też Panem Śmierci, dlaczego więc odmawiasz mi tylko tego ? Odmawiasz mi nadziei. Moje relacje z... Aniołem łączy mnie... Nie, nic, staram się go znienawidzieć, ale Nie mogę. Staram się ale on uratował mi kilka razy żywot. A tak musiałbym czekać kolejny tysiąc lat na szanse. Dobrze wiesz, że On nie będzie chciał podejmować decyzji odnośnie mojego bytu, a to przez fakt tego że JA nie jestem człowiekiem. Pamiętaj że kiedy zgine, znów siodrodzę, jeśli On mi pozwoli po czym znów będę człowiekiem. Ten proces nie jest dla mnie tak kosztowny jak dla Ciebie. Błagam Cię oszczędź mi tego wstydu... - Dodał wyraźnie smutny
-Ja również jestem skazana na potępienie, nie rozumiesz? Z każdą istotą ukaraną klątwą, staczam się coraz bardziej w dół, kiedyś spadnę na samo dno z powodu takich próźb. To nie jest nic dobrego, co z tego jeżeli będziesz potężny, jak żadne jadło nie będzie mieć smaku ani nie zaspokoi żądzy głodu, co ze zręczności jak przejmą nad tobą władze zwierzęce instynkty.-Kobieta była wyraźnie zdenerwowana, jej piękne lico naszło purpurą złości.
- Jest w tobie dobro... To dowód na to, iż mimo klątwy, nadal jesteś bardziej istotą żywą. Pamiętam was takich za początku czasu. Kiedy pierwsi twoi przodkowie kroczyli ziemią... Ale nie pojmujesz jednego. Ja nie odczuwam takich potrzeb jak człowiek, nie chodzi mi o siłe, chodzi chęć. Sam teraz nie jestem człowiekiem, nie mogę też być zwierzęciem gdyż ich nie znam. Pamiętaj o tym, że JA nie jestem człowiekiem. Ja nie odczuwam ludzkich potrzeb, Ja nie cierpię swego ciała, ja pragne znów być wolny, jedank... Muszę odpokutować. Jest to tylko jedna rzecz. Którą chcę osiągnąć. Spójrz na to, że mimo iż obrażam kilku członków drużyny, to zawsze zapewniam im prowiant i spanie, zawsze ! Dbam o Nich, jak ojciec dba o Dzieci, Ale nie, nie dlatego, po prostu przyzwyczaiłem się do nich... Ja jestem poza twoim rozumowaniem, ja jestem podły, nie mily oraz niepoprawny Ale taki jest mój byt. Masz teraz okazje, nadać mi zbawienie, nadać mi tę... “Świadomość” że coś robię. Pamiętaj, że dla mnie nie jest to klątwa. Dla mnie to jedynie etap, który z czasem się zakończy. I to nie śmiercią, a jeno kolejnym życiem. - Wtedy bożek dłonią, przetarł jej policzek
- A Być może kiedyś, będę w stanie, przebłagać braci by i Tobie ulżyli... ?
Aerithe stała niewzruszona. Piękne słowa przelatywały jej koło uszu. Była tak uparta jak zakochana nastolatka.
-Staram się wczuć w twoją rolę, jednak to nic nie zmienia to co powiedziała wcześniej. Nie złamie przysięgi bez zgody jej źródła.-Powiedziała beznamiętnie
- Ciekawe jak się ze mnie śmieją inni.. - Uśmiechnął się krzywo
- Niechaj Ci będzie... uszanuję twoją prośbę...- Mężczyzna spojrzał w stronę Anioła po czym zawołał
- Gabrielu ! Czy możesz tutaj na chwilę przyjść ? - bożkowi ciężko było wymówić te słowa, jednak zebrał w sobie na tyle siły by tego dokonać
Archanioł rzucił spojrzenie w stronę krawej elfki ona lekko wzruszyła ramionami. Azrael począł iść w stronę Bożka.
-Słucham Ciebie uważnie.-Wyrecytował.
- Jesteś niepoprawnym optymistą, prawda Azraelu ? - Dodał lekko uśmiechnięty, siedząc na stosku ciał.
- Mam do Ciebie, ważna... Sprawę i tym razem przemawia przeze mnie ludzkie ego... Czyli ciało. Które znaczy teraz tyle, ile to na czym spoczywam.
- Chce... Ehhh... Nie, Proszę Cię o To, byś zdjął z wampirki przysięgę. Dobrze wiesz Aniele, że dla mnie to będzie jedynie spacer, nie jest to decyzja na wieczność... A może wtedy znalazł bym ukojenie ? Może wtedy przydałbym się do misji, oraz odzyskał bym możliwość powrotu ? Już nawet nie myślę o zemście, przestała mnie ona obchodzić, uświadomiłem, sobie jedno. Że żywot ludzi jest ciężki. Za ciężki, poza moim stanem... Rozumiem dlaczego nie poddali się... Dasz mi ten jeden raz zdecydować o moim losie ? Tym waszym “bożkiem” pozostanę na zawsze, a wampirem, góra nia kilka wieków... TO nie jest chyba dużo prawda ? - Przemówił z wymuszonym śmiechem, coś mu leżało na sercu, był smutny...
Anioł westchnął, wzruszył ramionami.
-Aerithe to Twoja decyzja.
Elfka zastanowiła się chwilę.
-Wiesz, że zostaniesz przemieniony w wampira niższego rzędu, namiastkę tego czym ja jestem. Możliwe jest, że ciało również zmieni się w ghoula.. Nadal pozostajesz przy swoim?-Zapytałą Bożka.
- Jeśli doszło... by do czegoś takiego, Gabriel, weź wszystkich z dala... Wiesz jak by się to skończyło, po prostu, porzucił bym to ciało...Tylko wtedy nie zabijaj mnie ! - powiedział szybko z uśmiechem
- Za dużo zamieszania już zrobiłem, by przerywać... Tak, dziękuje Gabriel - Mężczyzna wstał i wyciągnął dłon w stronę anioła
- Może kiedyś jak odzyskam posadę... Dam Ci jakiś prezent... Może więcej bezczelności, albo nie, twój sposób bycia, jest twoim atutem...
Azrael z uśmiechem uścisnął dłoń towarzysza i radośnie nią potrząsnął, po chwili zrobił krok w tył. Podeszła nań Aerithe i odrazu bez zbędnej szopki złożyła krwawy pocałunek w tętnice.
Zyły widocznie uwidoczniły się na Ciele upadłego. Chwilę potem elfka oderwała się od żyły. Chwilę patrzyła na bożka.
-Wszystko poszło po naszej myśli, od tej pory jesteś wampirem niższego rzędu. Dalej musisz radzić sobie bez mojej pomocy.-Kobieta mówiła spokojnie.
- Rozumiem... Ale nie musiałaś dodwać niskiego stopnia. A to ironia, jestem dwukrotnie nieśmiertelny teraz jestem waszym “boskim wampirem” Hahahaah ! - Roześmiał się głośno
- Jednak, nie przyjełaś mojej propozycji, tak więc nie jestem Ci niczego winien. Ale dziękuje. Mam nadzieje że nasza krew smakuje dobrze. - Błyszczące pomarańczowe oczy bożka, zmieniły się w czerwone, lekko jarzące się. A ten pierwsze co zrobił, to stworzył swoją buławę, po czym zaczął Ją podrzucać
- Jest to bardzo ciekawy stan moja droga... Być może, nazwać to można fascynacją... Ale mam nadzieje że nie znudzi mi sie to ciało tak szybko... - Dodał uśmiechnięty.
- Możesz chociaż powiedzieć coś o “nowych” zdolnościach oraz czy jest coś takiego.... - Zapytał zaciekawiony
-Jako “NIŻSZY’-Aerithe lubiła widocznie naciskać na te słowo- Poza podniesonymi atrybutami fizycznymi i długowiecznością, nowych zdolności nie odziedziczyłeś.-Tłumaczyła mu beznamiętnie.
- Niema możliwości wynieść się na “wyższą” range ? No wiesz, coś godne majestatu mojej osoby. Haha, żartuje przecież. Po prostu, poza atrybutami fizycznymi, nie zmieniłem się za bardzo ? A Długo wieczność. A to ciekawe, że mówi mi to dziecko... Oj nie obrażaj się. Ale aktorka była by z Ciebie marna. No tak, teraz pozostała jedna ważna kwestia... Ale o niej zadecyduje później... - Mruknął pod nosem. Po czym ruszył w stronę obozu.
- Starszy z wioski ! Będziesz teraz kapitanem, będziesz słuchał tylko mnie, a reszta ludzi Ciebie. Tak będzie łatwiej w komunikacji. Pozbierajcie sobie sprzęt z trupów. przyda się na pewno. Macie osłaniać te drużynę.... Ale szczegółowo opowiem Ci później. - Uśmiechnął się w duszy.
- Teraz muszę poprosić moją drogą czarodziejke, by nauczyła mnie czegoś o magii oraz nekromantę... Pora zacząć się rozwijać... -
Azrael wrócił z Aerithe do obozu po kilku minutach oboje byli nie w nastroju, jakby posprzeczali się o coś. Ale to już inna historia.
-To teraz do meritum, jak macie zamiar się tam dostać. Ja mogę przenieść do trzech osób, elfka jedną. Mogę też spróbować przyzwać komuś chwilowe skrzydła, ale nie wiem czy chodź w minimalnym stopniu zdąży to opanować..
-Za miesiąc bym wykorzystał mojego kościeja i byłbym pewnie szybciej niż którekolwiek z was, ale chłopak jeszcze nie jest gotowy. Mi pozostają własne nogi, no... mogę wskrzesić trzy konie. Zombie mają fascynującą właściwość nie męczenia się, więc można całą drogę galopować. Jeśli będą świerze to nie ustąpią w szybkości zwykłym. Hmm... ale problem jest w Ulryku i Popielu. Jeden może siedzieć u mnie, a drugi by musiał u kogoś komu nie przeszkadza bliskość sztywniaka.
- Nekromanto, będziemy musieli... Porozmawiać, jeśli masz chwile, góra 2 - 3 min... - Powiedział zachęcająco.
-I nie możemy na forum?- zapytał... trochę go irytowało ciągłe rozchodzenie się drużyny, mają działać razem, a nie tworzyć małe grupki.
- Możemy, opowiedz mi wszystko co wiesz, na temat wampirów. Potrzebuje wszystko... Od zasad, zachowań, wymagań.
-Aj... dobra. Zacznijmy od tego, że nie musisz bać się czosnku, krzyży, a słońce może cię najwyżej drażnić bardziej niż zwykle. Musisz pić krew tak jak ludzie jeść. Radzę zaspokajać głód nim przejmie nad tobą kontrolę, bo gdy to się stanie najpewniej kogoś zabijesz. Jako niższy wampir jesteś silniejszy i szybszy, oraz nieco lepiej znosisz rany, ale nie masz co liczyć na przeżycie nabicia na włócznię. Ogólnie zdziebko lipna wymiana, ale jak uważasz. Jeśli już to ja bym celował w wyższe, ale to bardzo potężna magia. Nie wystarczył by jeden pocałunek. Ogólnie o niższych ci nie powiem wiele. Moi byli bracia i ich przodkowie nie uznawali ich za godnych napisania na ich temat choćby jednej księgi. Poza nieśmiertelnością posiądziesz siłę i szybkość człowieka który całe życie trenował pod tym kątem. Czyli pewnie byś pokonał Ulryka na rękę, ale na pewno nie łatwo. Poza tym jeszcze nie do końca się przemieniłeś. Ukąszenie inicjuje proces. Jutro powinien się zakończyć. Spodziewaj się paskudnego bólu przy wyżynaniu się kłów.
- hmm... Liczyłem na coś większego... - Powiedział wyraźnie zawiedziony
- Z tego co słyszałem wampiry, mogą zmieniać postać i inne głupoty, ale jak widze to są jakieś kpiny... eh, nieśmiertelność ? NA co Mi ? Po raz kolejny. To jest nudne...Czuje się troszkę.. oszukany... - dodał beznamiętnie
- Nie sądzisz że to lekkie oszustwo ? Znudzi mi się to za tydzień to pozbędę sie tego ciała. Proces rozumiem, jest nieodwracalny... ? - przetarł oczy, wyraźnie zmęczony.
Barutz złapał się za głowę z wyrazem twarzy przedstawiającym niedowierzanie i rozśmieszenie
-Ty poważnie mówisz? Hah... Szybko ci się znudziło
- Może po prostu spodziewałem się czegoś innego ? - Uśmiechnął się
- Tak patrząc na to, chyba że znajdziemy sposób, aby wzmocnić te powłokę... Ale chyba nie ma na to możliwości. Chociaż... Zresztą, ocenie to jutro, ale naprawdę spodziewałem się... troszkę więcej. Co mnie niezwykle irytuje. Moja krew nie była warta tego... Oj nie była...
-Mówiłem o rytuale który transformuje w wyższego wampira. Ty byłbyś o krok bliżej. Jednak nie spodziewaj się, że uda się to zrobić. Zbieranie komponentów to kwestia pół roku. Oczywiście wszystkie są w magazynie Kręgu, podobnie jak potrzebna aparatura. Innej opcji nie widzę. Chyba, że chcesz się tego pozbyć. Wtedy wystarczy, że wypisz zmieszaną swoją i jej krew w ciagu trzech dni. I po krzyku.
- Kręgu mówisz... Chyba pora, przygotować się... Na ciężką wyprawę... Chciałbyś pójść ze mną? Poza tym , jak mówiłem, mam jedynie taką zalete, że moje ciało było bardzo słabe... A Teraz mogę chociaż machać bronią. Ale nie zaszkodzi wziąść troche jej krwii
-Oj... wybacz, ale na wyprawę do kręgu nekromantów się nie piszę. Gdybym był w stanie ich wyrżnąć bym nawet nie uciekał. Oni są bardzo groźni. Jest ich wielu, a ja, wcale nie jestem najsilniejszy. Zobaczmy jak ta wyprawa się skończy. Jeśli wykombinujemy coś by moc dzieciaka się nie zmarnowała i przypadła nam to obstawiam jakieś pół roku na opanowanie jej, a potem można szturmować- uśmiechnął się, ale nie był to wcale miły uśmiech
- Rozumiem... Jednak powiedz mi, mają Oni jakieś znaki którymi się rozpoznają ? Szaty, stroje czy co kolwiek ? medaliony, sygnety... Wiesz co mam na myśli prawda ? Można zawsze wejść tam “po cichu”... - Zakrzywił usta wyraźnie zniesmaczony
-Boże... nie, to źle brzmi. Jak do ciebie mam się zwracać? Twoje imię jest zbyt długie. Z resztą już go nie pamiętam. Artenaux? Nie, było dłuższe- Ostatnie zdanie kierował bardziej do siebie
- Możesz mówić do mnie, tak jak uważasz za słuszne... - Nie interesowało go to zbytnio, imiona nie mają wielkiego znaczenia.- jednak ważne są cele... Teraz będę bożkiem ukrytym w ciele wampira... Hah... Ale sądze że to dobry pomysł dostać się tam pokojowo... prawda ?
-Dobra. Więc słuchaj Arten. Oni nie są nowicjuszami. Krąg trwa od pokoleń. Dzieli się na niewielkie komórki w których każdy się zna, ale są zabezpieczeni przed infiltracją. Poza tym moją facjatę każdy zna i jak mnie zobaczą to najpierw usmażą. Potem zadadzą pytania. I to nie żart. Twoje oczy też są zbyt nieludzkie by je przeoczyli. Zapomnij o tym. Lepiej zebrać samemu. Jak wykonamy misję chyba możemy liczyć na jakąś nagrodę. Możesz poprosić o komponenty i miejsce do przeprowadzenia rytuału. Wtedy ja mogę się zająć resztą. To znacznie bardziej realna opcja.
- tak... Ale sądzę że gdybym miał wybór, obrał bym możliwość powrotu w szeregi mojej rodzinny. To jest dla mnie tylko droga... Ale sądzę że chętnie zaszturmował bym ten krąg. Potrzeba było by armii, armii która... gdzieś tutaj żyje. Nie wiem jak wyglądają teraz kontynenty, ale może na ziemiach których kiedyś było moje królestwo... znajdziemy coś... Może anioł coś wie ? Wtedy moglibyśmy podbić tych głupców... - Zaproponował
-Co dokładnie chciałbyś znaleźć? Bo jeśli nie masz konkretnego pomysłu to nawet nie ma co się do tego zabierać. Wierz mi, wiem co mówię.
- Może niedobitków, zabudowań, pamiątek... Nie wiem jak czas na to działa... ALe mam nadzieje że coś... Ale to pewnie głupia fantazja... Chodź zajmijmy się czymś... Pożytecznym. - Uśmiechnął się i klepnął nekromantę w ramię..
-No... to rozumiem. Swoją drogą... jak Tworzysz? Zużywasz do tego jaką energię?
- Ciężko powiedzieć... jest to intyucyjnie. Nie wypowiadam żadnych słów czy gestów, jest to powołanie przez “wolę” - podrapał się po policzku
-Hmmm... zastanawiam się czy po prostu łamiesz prawa żądzące światem, co by nie było dziwne przyjmując, że jesteś bogiem, albo posiadasz niesamowite pokłady energii które intuicyjnie wykorzystujesz do tego. Jestem ciekaw czy potrafiłbym się do nich dostać... magia runiczna nie jest tak pokazowa jak nekromancja, czy piromancja, ale właśnie do takich rzeczy się przydaje...
 
Cao Cao jest offline  
Stary 24-08-2011, 09:19   #28
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
- Jeśli nie wpłynie to na moją dusze, nie widzę problemu. Kiedyś... Kiedy po raz pierwszy zszedliśmy na ziemie, mierzyliśmy blisko ponad 7 metrów... Ale tylko wtedy, gdyż sprowadzaliśmy zbyt duże zniszczenie. Nie wiem, czy mam energie, czy jest to po prostu podarek, który otrzymałem, albo jedyne co się zachowało. Jak chcesz możesz sprawdzić sobie broń którą stworze, albo jadło. Jeśli Cie to interesuje.
-Teraz nie jestem w stanie. Ale jak będzie chwila wolnego bardzo chętnie. Jeśli to energia to może byłbym w stanie ją przekierować... tak byś mógł z niej korzystać nie tylko do Tworzenia.
- TO będzie ciekawe... naprawdę, zainteresowało mnie to... Poczekaj ! Powiedz mi czy wampirze ciało nie jest martwe ?!
-Nie. Jest utrzymane w stanie o krok przed śmiercią. Nie jesteś nieumarłym. Znaczy teraz w ogóle jesteś człowiekiem, ale za ten dzień, gdy przemiana dobiegnie końca, wciąż będziesz ciut żywy. Dzięki temu nie będziesz sie rozkładał, na moich sztywniakach mam runy które powstrzymują rozpad tkanek. Nie będziesz nieumarłym, zatrzymasz się tuż przed granicą życia i śmierci po której kroczą Ulryk i Popiel
- Uświadomiłem sobie właśnie, że jeśli Ciało tylko umrze, dusza się z niego wyrwie... A Te.. Eksploduję.... O dość potężnej mocy. Może to jest dowód na to, że jednak posiadam jakieś pokłady energii ?
-Tak by sugerowało. Ale gdybyś został nieumarłym dusza by się nie wyrwała. Ulryk i Popiel nie mają duszy, ale powstali w innym procesie. Półśmierć typu licz nie pozbawia duszy. Ta się uwalnia dopiero gdy nieumarły zostaje zniszczony, a to już bardziej skomplikowana sprawa.
- Tylko nie zapomni, że u mnie niektóre procesy wyglądają innaczej. Z tego co się orientuje w chwili śmierci, jest to automatyczne. Jak widzisz, moja własna anatomia sprawia dla mnie problem.... Ale chciałbym wiedzieć o sobie więcej, a raczej o moim obecnym stanie.
-Czyli trzeba będzie uważać. Ta eksplozja... co ją powoduje? Jaka energia się wyzwala? Czysta fala uderzeniowa?
- Jest to fala uderzeniowa... Nie ma żadnej konkretnej formy, mam wrażenie że jest to spowodowane, mocą która utrzymuje dusze w ciele. Część tej mocy znajduje sposób na ujście i przeistacza formę. Jak wiemy, energia nie znika... Nie jest to przyjemne uczucie, ale mogło być gorzej. Chociaż, jeśli mowa o wybuchu dzieciaka, to ten jest dużo większy... I nie wiem dlaczego, skąd taka moc... Przez wiele stuleci, uważaliśmy się za najpotężniejszą rase... Ale teraz ? Teraz... Staje się to sporne....
-Rasa może być sobie najpotężniejsza i fakt istnienia silniejszej jednostki nie dyskredytuje tego. Ten dzieciak jest wyjątkowy, więc nie przejmuj się tym. Tak w ogóle... na co ci ten plebs?- zapytał tak by na pewno nikt nie słyszał
- Na co ? Sądzę że wole mieć ostatecznie... Jakieś wsparcie, poza tym mamy więcej mieczy aniżeli naturalny skład. Być może ocalą komuś życie.
-Wszystko ładnie pięknie, tylko teraz nam zależy na mobilności. Bez urazy, ale oni nas upośledzają. Nie wierzę by mieli większą wartość niż mięso armatnie. Ewentualnie mógłbym postawić na nich kilka run które by mi pozwoliły czerpać z ich sił życiowych... hmm... nie, to by nie było w porządku. Oni nie są nam potrzebni, a teraz chcemy być szybcy. Na prawdę lepiej się ich pozbyć. Takie jest moje zdanie.
- Dobrze... Uszanuję twoją decyzje, ale Ty musisz podpowiedzieć MI, czy powinienem zachować te postać jak dobrze wiesz, nie jest to dla mnie ostateczność, nawet za miesiąc... Nie łącze się z tą decyzją na zawsze, jak w waszym przypadku.... Ah, tak - bożek wezwał dowódce, po czym zmaterializował ogromną liczbę jadła...
- Weź to.. Pomogliście mi, naprawdę, wierność... to najcenniejszy skarb... Żegnajcie...
-Dobrze zrobiłeś. A jeśli chodzi o wampiryzm... wybacz, ale tu sam musisz zdecydować. W uproszczeniu musisz pić krew i razi cię słońce, a w zamian za to jesteś znacznie silniejszy i szybszy. Poza tym nie potrzeba będzie krwi arcywampira podczas wywyższania cię w randze.
- Nie będzie potrzebna ? Myślałem... Że jest taka zasada... Cóż dziwne te istoty... Nie znałem tak dziwnych kreatur.
-To znaczy inaczej. Źle się wyraziłem. Nie będzie jej potrzeba jako proszku. W procesie suszy się tą krew, dodaje mandragory i kilka innych ziół. To działa jak katalizator dla całego procesu. Ale będąc już niższym wampirem twoje jestestwo zastąpi to. Krew i tak będzie potrzebna, ale w innej formie.
- Ah.. takie coś jest męczące. Szkoda że nie potrafię stworzyć krwi. Chyba nasza czarodziejka będzie potrzebna - na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech
-Przykro mi, odpada. Krew musi byc autentyczna. Coś stworzone za pomocą magii jest puste na jej potrzeby. Gdybym był w stanie stworzyć to coś co jest w wampirzej krwi i nadaje moc rytuałowi nie musiałbym w ogóle jej tworzyć. To jak budowa wozu po to by pod koniec zabrać z niego koło, a całą resztę zostawić.
- Ale jedzenie które JA tworze, jest całkiem autentyczne... Zresztą piłeś alkohol, jak chcesz moge Ci dać troche jadła... przekonasz się. Wiesz, męczy mnie to. Chciałbym zdobyć wszystko odrazu... HA, jestem niecierpliwy, tak wiem - to była przyczyna mojego upadku, ale co tam... Teraz muszę działać bardziej “ostrożnie”.
-Hmmm... jak by to wytłumaczyć? Dobra, widzimy materię. Widzę jabłko, czuję jego smak i opór jaki stawia podczas gryzienia. Ale jabłko ma też wiele właściwości których nie dostrzegają zmysły. W kilku eliksirach się je wykorzystuje. Jednak magia nie potrafi odtworzyć tych właściwości. Gdyby była w stanie nie byłoby ono w ogóle potrzebne. Twoje jedzenie może sycić, alkohol palić gardło, ale na potrzeby magii jest bezużyteczne. To kwestia... “doświadczenia”. Jabłko rosnąc nasiąka strumieniami magii która przepływa przez świat. Coś co jest stworzone nie miało takiej możliwości. Nie ważne jak się starać nie da się magicznie stworzyć tego “doświadczenia”. Mówię, gdyby można było to samo tworzenie jabłka byłoby bez sensu. Choć anioł stworzył swój paznokieć i zadziałał jak powinien... hmmm... nie znam magii niebios. Ona chyba działa na innych zasadach
- Hmmm...Tak naprawdę nie wiem czy człowiek musi narodzić się z magią, czy Ją nabywa... Co zaś do tworzenia, zadaniem tego jedzenia jest nasycić. I z tego obowiązku sie wywiązuje, w końcu nie będziemy sadzić z nasion kolejnych drzewek. Jest to sytuacja “eksperesowa” i wygodna. Czujesz smak, odczuwasz to wszystko... Inne rzeczy tak naprawde są zbędne w takiej sytuacji. Ale nadal nie mamy kwestii, czy jest to łamanie zasad czy moc, jeśli to pierwsze - to cóż... Jest to prawdziwe jedzenie, o wszelkich ekstraktach - jeśli moc ? To zapewne masz racje. Nigdy się nie zastanawiałem nad tym, czym tak naprawde jest to co tworze... Więc może jest to “prowizoryczne” Jedzenie ? Ale nie pasuje, w końcu syci....
-Jeśli tworzysz to naginając prawa magii i natury to nie jestem w stanie teraz nic o tym powiedzieć. Mógłbym to sprawdzić... hmmm... Jak będziemy mieli chwilę wolnego sporządzę eliskir Varghoffa. On wykorzystuje właśnie jabłko. Wszystkie inne składniki mam przy sobie. Jeśli zadziała to będzie znaczyło, że naginasz prawa, ale twoje twory zachowują właściwości pozafizyczne.
- Tak w ogóle, co ten eliksir... daje, tworzy, odziaływuje ? Wpływa jakoś na ludzi ? Ale to jest całkiem sensowny powód, tylko nie szkoda marnować składników na wypadek, gdyby nie powiodło się ?
Barutz uśmiechną się szeroko
-Eliskir Varghoffa zmienia kolor oczu. Wolę nie próbować z potężniejszymi. Najwyżej któryś z nas będzie miał różowe gały, gdybym zrobił coś potężniejszego to mogłoby się źle skończyć. Alchemia to nie zabawa. Nie dodanie jednego składnika może mieć katatrofalne skutki. A składniki przedstawiają małą wartość. Nie nadają się do potężniejszych zaklęć.
- W waszym świecie, wszystko jest... z komplikowane, nic nie jest proste, wasze słowa, gesty mają wiele znaczeń. U mnie w świecie była zupełnie inaczej. Wszystko miało cel, jeden prosty wyznaczony. Kiedy ktoś pragnął jeść, to jadł, to co sobie zażyczył, bez polowania, bez gotowania. Jak ktoś chciał zmienić wygląd... tak też było, wszystko było oparte na woli a nie na pracy i wiedzy. Ale teraz dostrzegam, że wiedza jest niezwykle cenna. My inaczej Ją pojmowaliśmy.
-Nie było wśród was kłótni? Skrytobójstw? Jakiejś wojny? Bo taka prostota sugeruje, że byliście bardzo pokojowi względem siebie
- Nas nie można było zabić... Aż do czasu, do dzisiejszego, kiedy dowiedziałem się że można pojmać naszą dusze. Byliśmy poza swoim zasięgiem. Najsilniejszy z nas, jest tym głównym, coś na wzór króla i jego książąt. Dzieliliśmy się domenami... tak naprawdę, byłem pierwszym który zaczął okazywać zazdrość... Albo pierwszy, który począł wykonywać kroki. Nie znaliśmy słowa “zło” do czasu aż mnie okryło... Potem... Potem cóż, staliśmy się mądrzejsi, mimo że przegrałem, ocalono mnie - A JA porwałem się tym razem na rasy żyjące na ziemi. Jak widzisz, nawet w idealnym środowisku, znajdzie się czarna owca. Dlaczego Ci o tym mówię ? Nie wiem.... być może już męczyła mnie samotność.... I chciałem się komuś wygadać... Hah, jakże to ludzkie, prawda ?
-Cóż. Ode mnie złego słowa za to nie usłyszysz- uśmiechnął się nekromanta, chyba powoli zaczynał mu wierzyć w jego boskość. Albo uznawał to za dobrą zabawę. Sam nie wiedział.- Te... ale jeśli pomogę ci odzyskać pozycję to o mnie nie zapomnisz co?- zaśmiał się szczerze, choć krótko
- O dobrych ludziach, nigdy się nie zapomina... Cóż, w końcu tak naprawdę to na nich opiera się wszelka władza. A Jak już mówiłem, my nie jesteśmy wszechmogący, jesteśmy rasą. Tak samo jak ludzie czy elfy. Którzy mają po prostu, większy wpływ na otaczający was świat. I tego przez wiele setek ludzie nie potrafili zrozumieć. Mamy rase, mamy słabości oraz zalety. Słuchaj uważnie, tego jeszcze nigdy nikomu nie opowiedziałem... Cóż, mogę rzec iż znasz jedną z największych tajemnic historii. Gdzie mieliśmy niezwykle wysokie statusy wśród prymitywnych istot. Ale rozwój i straciliśmy na znaczeniu. Dlatego skręca mnie na myśl o zakonach i ich dziwnych wierzeniach....
-Te... a ten Bóg przez wielkie “B”, ten któremu służy anioł to też jeden z was?
- Z tego co mówi Anioł to nie. Nie wiem kim On jest... Nie wiem czy nawet istnieje, jeśli tak i to prawda że powołał do życia Anioły, to być może i nas. My istniejemy od początku czasu, ale nie wiem skąd... Zawsze byliśmy tacy, my się nie starzejemy... Być może jest to uproszczenie religii, gdyż stwórcą nazywamy najpotężniejszego z nas, jednak nie miał by tyle mocy by NAS powołać do życia... Sam się nad tym zastanawiam...
-Jest szansa, że posiada taką moc tylko się nią nie chwalił?
- My raczej byśmy... “wyczuli” Chociaż, być może... Po prostu oślepił nas, jednak nie przypuszczam takiego wyjścia - aczkolwiek go także nie odrzucam. Wiem że pomniejsi tracą znaczenie, jedynie stwórca... który możliwym jest iż odgrywa jeszcze jakąś role. Dziwie się jednak że nie interweniuje w sprawie Aniołów...
-Niektórzy mówią o boskim planie... nie wiem, nigdy jakos specjalnie religijny nie byłem, ale może powinienem zacząć. Hah. Dobra, zajmijmy się czymś pożytecznym. Jest nas czwórka. Azrael mówi, że może wciąć trzech. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale niech będzie. Elfka kolejnego... Dobra, wydaje się git, ale ja mam jeszcze moje umrzyki, które stanowią znaczną część mojej mocy, poza tym skutecznie schładzają dzieciaka. Chyba jednak popędzimy konno...
- Też wole ziemie, aniżeli przestworza... Jak możesz wskrzesić konie, było by wspaniale... Bo raczej, te zbyt żywe nie są...
-Nie ma problemu. Chwilę. Pomyślmy. Jeden dla moich dwóch przyjemniaczków i po jednym dla nas. Idealnie. Tylko trzeba by ich przywiązać. Na razie jestem w stanie ożywić trzy ciała. Chyba już to mówiłem...- Po krótkim przeczesywaniu okolicy Barutz znalazł trójkę koni które uznał za nadające się, choć Arten nie widział większej różnicy w ciałach. Co najwyżej rodzaj ran od których zginęły, ale Faust IV najwyraźniej patrzał na coś jeszcze, ale gdy znalazł jakiegoś który mu się podobał, zabierał się do roboty. Za pomocą jakiegoś zaklecia wyrysował pierścień wokół ciała, po przyjrzeniu się widać było, że to jakieś pismo, kojarzyło się z elfim, ale nie dało się odczytać słów. Następnie zaczął wyżynać na ciele runy przy pomocy kulki energi lewitującej przed palcem. Po jednej na łopatkach oraz na stawach. Potem nieco dłuższa formułka i koń wstawał do ponownego życia.
-W takim razie, ja proponuje taki o to układ. Pan nekromanta oraz Arte.-Zwrócił się do upadłego Boga.-Pozwolisz mi się tak do siebie zwracać?-Teraz znów mówił do wszystkich.-Ta dwójka popędzi na ożywionych koniach. Ja będe lecieć nad wami z Aerithe. Będe niósł Darice, a ta na magicznej “linie” chłopaka. Elfka weźmie Sai’a. Mam nadzieje, iż pasuje wam taki układ.-Archanioł czekał na odpowiedź reszty drużyny.
Anhernatirenatux spowodował lekkie zamieszanie. W tym chyba był najlepszy. Po tajemniczych rozmowach okazało się, że postanowił i od razu wcielił w plan chęć zostania wampirem. Tak przynajmniej wywnioskowała po nagłym ataku elfki na boga, który wcale nie okazał lęku czy niezadowolenia, a wręcz wydawał się tym podniecony i zachwycony. Jego późniejsza rozmowa z Faustem potwierdziła jej domysły. Aż nie mogła uwierzyć, że upadły zdecydował się na taki krok, nie wiedząc prawie nic o zwyczajach i możliwościach wampirów. Zaspokoił kaprys zanim go w ogóle przemyślał. -”Dzięki niemu mam wrażenie, ze bogowie sa jak dzieci. I to bardzo rozpieszczone dzieci. Oj nie chciałabym mieć takiego urwisa w domu i to z taką mocą.”- pomyślała. Na szczęście od razu potem zajęli się wreszcie sprawami transportu. Darica patrzyła z pewną dozą ciekawości i lekkiego obrzydzenia, jak nekromanta ożywiał konie. -”Dobrze, że są świeże. Chyba nie zaczną się psuć po drodze? Nie, Bartuz na pewno o to zadba... chyba, że uważa, że są tylko na chwile, a ich konserwacja wymagałaby za dużo zachodu”-
- Ja nie mam nic przeciwko. - powiedziała, zastanawiając się czy Archanioł specjalnie dobrał pary damsko-męskie czy też w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Jej było wszystko jedno pod tym względem. … Czy aby na pewno? Wygoniła myśl od razu z głowy. Tak i tak czułaby się niezręcznie, że jest dźwigana przez kogoś, ale sytuacja tego wymagała, więc nie ma co kaprysić. Zwłaszcza, że to ona będzie w tej lepszej sytuacji - dźwigana, a nie dźwigająca.
Nekromanta obejrzał krytycznie trójkę już stojących wierzchowców. Nieco śmierdziały trupem. Cóż. Z tym się nic nie zrobi. Poruszały się nieco sztywno, nawet mimo wzmacniających run na stawach. Przywołał już widma i zaklął je w ciałach, ale dzięki temu po prostu nie musiał nimi sam kierować, a wystarczyło wydać polecenie. Myślał na pewnym zaklęciem, ale nie mógł sobie przypomnieć jednego, bardzo istotnego elementu. Cóż... tak bywa jak nie chce się targać wielgachnej księgi
-Daricia!- zakrzykną idąc w jej stronę- Mam pewien problem. Potrzebuję przetoczyć krew z tych zwłok do moich wierzchowców, ale nie mogę sobie przypomnieć inkantacji telekinezy której się krew poddaje. Możesz mi jakoś pomóc z tym?
Dziewczyna podeszła do niego. Obok niej unosił się nieprzytomny król. Wyglądało to nieco dziwnie.
- Mam ją przenieść z tego ciała - wskazała leżącego w pobliżu trupa - do konia? - chciała się upewnić.
-Nie do końca. Najpierw za pomocą run i nekromancji upłynnię krew w ciele, bo już z pewnością skrzepła. Następnie namaluje krąg magiczny, zależałoby mi na utrzymaniu jej nad nim przez jakieś piętnaście sekund. Potem dopiero do konia. Tylko każdemu by się przydała taka dawka. To znacznie poprawi ich osiągi
- Nie ma problemu.- odparła i po chwili dodała lekko marszcząc nos - czy one będę cały czas tak śmierdzieć? - wskazała brodą konia.
Barutz zmarszczył brwi, po czym podszedł do nich i wciągnął głośno powietrze nosem
-Nie jest tak strasznie. Choć może nie mam węchu. Tak mi powtarzała Galienne... - na chwilę się zamyślił, po czym potrząsnął energicznie głową- Swoją drogą, wy potraficie rozpoznać człowieka po zapachu? Czy tylko ona umiała?
- Jako kobiety? Sama nie wiem. Zawsze używam do tego wszystkich zmysłów albo i więcej. Ale podobno każdy ma swój unikalny zapach. Kto wie.- wzruszyła ramionami. - Powiedz mi kiedy mam zacząć, żebyś wyrobił się z rysowaniem run. Co prawda minuta w tą czy w tą mi nie robi różnicy, ale krew się może trochę wywietrzyć.
Nekromanta skinął głową i ściągnął trzy ciała by były blisko. Trzej najemnicy, specjalnie wybrał tych bez zbroi. Rozciął kaftany odsłaniając szare piersi. Zaczął ryć nad sercami znaki za pomocą kulki energi. Najwyraźniej wykorzystywał ją zawsze. W sumie logiczne.
-Bo kiedyś Galienne kazała mi zdjąć sweter Davela, bo twierdziła, że pachnę jak on i czuje się jakby przytulała się do niego... bardzo mnie to zdziwiło... w życiu bym nie rozpoznał człowieka po zapachu.- podczas mówienia nie przerywał roboty. Po namalowaniu run zaczął rytmicznie uciskać oburącz pierś aktualnego trupa. Gdy skończył ze wszystkimi trzema zabrał się do rycia, już palcem, magicznego kręgu. Nie musiał byc dokładny.
-Dobra, jestem gotów. Jeśli możesz... -wskazał ręką ciała
- Galienne to twoja ukochana? - zapytała gdy zaczął masaż serc.
Gdy był gotów Darica wyinkantowała:
- pārvietoties un turiet - czego efektem dość szybki wyciek krwi z umarłego, tak jakby przed chwilą ktoś przeciął mu tętnicę i to nie jakąś mniejszą. Krew jednak wbrew grawitacji unosiła się ku górze zbierając się w formie kuli. Dziewczyna wykorzystała okazję by trochę pourozmaicać sobie życie i zaczęła formować przez chwilę z wydobytej krwi różne kształty - kule przemieniła się najpierw w motyla, potem w jastrzębia - może nie było to idealne zobrazowanie, ale można było się domyślić, co przedstawia. Następnie pojawił się jelonek.
Barutz zawahał się z odpowiedzią, a gdy już chciał jej udzielić musiał zająć się zaklęciami. I tak by zrobił gdyby nie zapatrzył się na krwawe kstzałty lewitujące nad jego kręgiem
-Fajne- stwierdził krótko, rozbawiony, po czym oparł ręce w dwóch mniejszych runicznych pierścieniach, połączonych z głównym kręgiem. Nie dało się rozróżnić jego słów, bo mówił zbyt szybko i ledwie szeptał. Krew zaczęła bulgotać, potem wrzeć, a jednocześnie zdawała się zaczynać świecić. Po chwili się skończyło, znów wyglądała jak zwykła posoka, tylko ciemniejsza. I nie pachniała najlepiej, ale to od początku. Efekt poleżenia w trupie.
-Gotowe- otarł kroplę potu z czoła
- Pozwolić juz zadziałać grawitacji? - zapytała, starając się przy tym jak najmniej oddychać.
-Trzeba wpompować to teraz w jednego z koni. Naciąć mu tętnicę na szyi?
- Nie wygodniej będzie żyłę? Choć w sumie to bez różnicy jak zacznę wpompowywanie od razu.
Barutz skinął i rozciął szyję, po czym włożył pod skórę dwa palce łapiąc i wyciągając tętnicę na zewnątrz. Chwycił za ściankę tak by można było łatwo wcelować.
-Tylko niezbyt mocno. By nie uszkodzić naczyń za bardzo
Darica kiwnęła głową jednocześnie wypowiadając:
- työnnä kevyesti - krew powoli zaczęła znikać w naczyniu zwierzęcia.
- Dużo tego mam przelać?
-Wszystko. Mamy trzy konie i trzy ciała, potem trzeba będzie powtórzyć to jeszcze dwa razy...
- Dobrze. - rzuciła krótko czekając cierpliwie,aż wszystko dostanie się do krwioobiegu.
-A Galienne to moja była. Nie widziałem jej odkąd uciekłem od nekromantów. Nie chciała uciekać ze mną. W sumie teraz jej się nie dziwię. - gdy cała krew znikła w cielsku martwego koniec Barutz miał już namalowany w powietrzu symbol. Umieścił go w miejscu cięcia. Do uszu doszedł syk, a do nosów swąd palonego mięsa.
-Dobra, jeszcze te dwa sztywniaki.
- Przykro mi, że wam nie wszyło. - powiedziała, gdyż nic innego nie przyszło jej na myśl. - Mogę spytać dlaczego musiałeś uciekać?
-Nie ma powodu do tego. Byliśmy smarkaczami. Wtedy byłem pewny, że ją kocham, ale teraz nazywam to długim zauroczeniem. Nic więcej- powiedział nadzwyczaj pogodnie, nawet bardziej niż gdyby go to w ogóle nie ruszało- Hami, jeden ze starszych nekromantów, opracował rytuał w którym udało mu się przywołać duszę. Nie widmo, a prawdziwą duszę! Potem opracował drugi który pozwoliłby mu ją spętać. Przynajmniej był o tym przekonany. Nie dałem mu spróbować. Zabiłem go i spaliłem całą pracownię razem z notatkami. Nikt nie ma prawa porywać się na dusze.- a teraz już widać, że sprawa po dziś jest dla niego pewnym dyskomfortem
- Zmarli mają prawo do odpoczynku! Reszcie to nie przeszkadzało? - odparła zaskoczona taką odpowiedzią
-Oj, BARDZO przeszkadzało. Do dziś na mnie polują. Jednego łowcę zabiłem dwa dni temu.
- Miałam na myśli, czy inni nekromanci nie mieli za złe tamtemu, że przywołał duszę.
-Aha... Rada uznała, że badania Hamiego były bardzo rozwojowe i przytaknęła mu. Większość podzielała pogląd. Reszta nie miała odwagi interweniować, bo wiedzieli, że to się skończy ich śmiercią lub ucieczką. Liczyli, że zrobi to kto inny. Tchórze. Najbardziej mnie zabolało gdy Galienne opowiedziała się za większością. Dla tego nie żałuję, że się z nią nie udało. Nekromanci mają przesunięte granice przyzwoitości. Naturalnie, nie widzimy nic złego w wykorzystywaniu ciał zmarłych. Używanie towarzyszy gdy umrą jest niemalże tradycją. Sam uczyłem się na zwłokach mojego dziadka. Jednak uważam, że i my powinniśmy mieć pewne granice.
- Odważnie zrobiłeś. Całą przyszłość zaryzykowałeś. Ale o własne przekonanie trzeba walczyć. Zwłaszcza gdy naruszają dobro innych, nawet jeśli nie mamy pewności co się z nimi po śmierci dzieje... - powiedziała jednocześnie biorąc się za opróżnienie kolejnych zwłok
- Wystarczy mi, że wiem że zachowują świadomość. I dzięki. Miło w końcu usłyszeć, że zrobiło się dobrze od kogoś innego niż odbicia w zwierciadle- uśmiechnął się szeroko...
Po raz drugi oparł ręce na ziemi inkantując szeptem zaklęcia by zmienić krew nad kręgiem w moc.
- Zwierciadło do ciebie mówi? - zażartowała
Nekromanta prychną rozbawiony, by nie zaśmiać się podczas inkantowania, po czym, z wymuszoną powagą, kontynuował. Wstał kierując się do konia
-Ty mnie, kobieto, nie rozpraszaj podczas zaklęć, dobrze?- poprosił uśmiechając się po czym momentalnie spoważniał
-A do Ciebie nie mówi?- zapytał bez cienia emocji marszcząc brwi
Roześmiała się.
 
Cao Cao jest offline  
Stary 24-08-2011, 12:59   #29
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Masz dużo zwłok do trenowania w razie czego. -rzekła, po czym przyjęła grę Fausta lekko podziwiając jego zdolności aktorskie:
- Ostatnio nie. Chyba się obraziło. - zrobiła smutną minę, jednak jej oczy zdecydowanie zaprzeczały wyrazowi twarzy.
-Hmmm... jak moje jest na mnie złe to zwykle robię słodkie oczka. Nigdy się nie opiera- powiedział robiąc słodką minę i wyginając całe ciało w śmiesznej pseudo-słodkiej pozycji
Nie mogła się nie roześmiać patrząc na niego. Wręcz przeszkodziło jej to w udzieleniu odpowiedzi. Lewitująca krew poruszyła się niebezpiecznie w dół, drgając w rytm śmiechu dziewczyny. Ale do ziemi było jej jeszcze daleko.
Barutz uśmiechnął się nacinając szyję drugiego konia i znów wyciągną tętnicę dla ułatwienia
-No... zawsze można też pokazać mu jakąś śliczną buźkę, to zapomina, że było złe- powiedział z teatralnym “mam-wszystko-gdzieś” podziwiając swoje poznokcie- Tylko problemem się robi gdy zwierciadłu-facetowi pokażę drugiego faceta, wtedy się jeszcze bardziej obraża- ostatnie zdanie wręcz ociekało rezygnacją i irytacją
Usmiechnęła się krzywo i przetoczyła płyn koniowi.
- To często pokazujesz mu innych facetów?
- Mojej Ellien różnie- tu do niej podszedł w wielkiej konspiracji i wyszeptał jakby bał się, że ktoś podsłucha- Nie mów nikomu, ale ona lubi też dziewczyny... no... na prawdę- na potwierdzenie zaczął energicznie kiwać głową, co ładnie współgrało z teatralną powagą na twarzy
- Ellien? To ona jest żeńska? Czy męska, bo już się gubię?... Masz dwa! - dodała udając ogromne oburzenie. - Ty draniu!
Barutz z przerażeniem na twarzy zaczął machać rękami w panice, obejrzał się ostrożnie na swój plecak i westchnął z ulgą, po czym podszedł do Darici, objął ją na wysokości ramienia i mocno przyciągnął do siebie tak, że mieli skronie blisko
-Nigdy więcej tego nie mów. Mogła usłyszeć i co by było?- wytłumaczył jak malutkiemu dziecku, że nie wolno wynosić słodyczy ze sklepu
Dziewczynę zdziwił tak luźny gest w stosunku do niej. Znali sie niecały dzień, a on taraktował ją już jak dobrą znajomą. Może ogólnie był taki otwarty dla wszystkich. Poza tym czyż ucieczka nie wzmacnia potrzeby kontaktu z kimś, kto nie chce akurat cię zabić. Nie skomentowała tego, ale mógł wyczuć, że leciutko drgnęła, gdy ją złapał.
- Prędzej czy później i tak się dowie. Musisz dokonać wyboru. Póżniej będzie za późno! - powiedziała z poważną miną zdecydowanie kiwając głową na potwierdzenia swoich słów.
- Czy oni się nie patrzą na nas jakoś dziwnie? - wskazała brodą towarzyszy.
Pozwolił ręce opaść zgodnie z wolą grawitacji, jedynie taktownie ominął zaokrąglenie na końcu pleców, cofnął się pół kroku zaplatając luźno ręce
-Nie, są w plecaku więc nie mogą patrzeć- uśmiechną się specjalnie ignorując gest wskazujący resztę- Dobra, dokończmy robotę- teraz uśmiech już był całkowicie szczery, bez odrobiny teatralnej karykatury
Uśmiechnęła się szeroko.
- Komediant - rzuciła króciutko z ciepłym zabarwieniem w głosie.
- Jeszcze jeden i koniec. - zabrała się do roboty.
-Nawet nie wiesz jaką frajdę sprawia gdy z żartów czy scen ktoś się śmieje... ci dwaj nie mają poczucia humoru- powiedział “konspiracyjnym” tonem i wskazał kciukiem na swoje ożywieńce. Po chwili wszystko było gotowe.
-Dobra. Dziękuję za pomoc- półukłonił się luźno, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Żarty są najlepsze na poprawienie humoru. Widać musisz jeszcze popracować nad funkcjami twoich pomocników. Taką ważną rzecz pominąć! - pokręciła lekko głową - Co do pomocy, to nie było żadnego problemu. - uśmiechnęła się raz jeszcze.
Barutz nie potrzebował wiele do szczęścia. Nauczył się żyć bardzo skromnie. Zarówno materialnie, jak i... sam nie znajdywał słowa by to okreslić... w każdym razie nie potrzebował wiele ani przedmiotów ani głębszych przeżyć. Nie miał wyboru, samotnie ukrywając się przed nekromantami, a brak towarzystwa był jego wielką bolączką. Daricia miała rację domyślając się, że jego otwartość bierze się z samotności. Teraz czuł się jak dziecko wpuszczone do pokoju pełnego zabawek, skarcił się szybko w myśli za porównanie Darici do zabawki. Tak czy siak taka scenka i odrobina żartu wystarczyła by do końca dnia miał dobry humor, którego nie zepsułyby nawet groźby wilkołaka, zaśmiał się po cichu wpominając te sceny
-Teraz to nie będzie ładny widok. Tak tylko ostrzegam...- namalował w powietrzu dwie różne runy, jedna błękitna druga brudno zielona. Chwycił je tak, że lewitowały mu w dłoni. Podszedł do konia i uderzył nimi w pierś oraz potylicę. Martwym wierzchowcem wstrząsnęło... zaczął... jakby bugotać. Na jego ciele rosły bąble, po czym skóra pękała uwalniając trochę krwi. Na twarzy Barutza widniał wielki wysiłek i skupienie. Skóra konia była już cała podziurawiona, a z tych ran spływała gęsta krew, nagle pękły mu też oczy. Krew popłyneła z oczodołów, uszu i pyska. W końcu pokryła całą sierść, która wyglądała jakby pod skórą łaziły z wielką szybkością wielkie na kobiecą pięść larwy. Potem się skończyło. Nekromanta wsparł się na wierzchowcu i starł pot z czoła.
Gdy tylko Darica zauważyła początek dziwnego procesu wyczyniającego z końmi dziwne rzeczy, skrzywiła się lekko
- Wybacz, ale nie chcę na to patrzeć. - odeszła trochę na bok nie patrząc na zwierzęta, a król popłyną w powietrzu tuż za nią.
Barutz uśmiechnął się wciąż opierając
-Domyślam się. Dla tego ostrzegłem- odczekał aż czarodziejka odejdzie poza zasięg dźwięku, który choć cichy też nie był ładny i kontynuował z pozostałymi dwoma.
Padł na tyłek opierając się o przednie nogi jednego z koni. Wyglądały już prawie normalnie. Krew, z początku lepiąca sierść, teraz wyschła i powoli jakby wyparowywała... lub wchłaniała się, a oczy zastąpiły dwa “kamienie” ze skrzepniętej krwi. Były nawet ładne. Równe, odbijały światło. Sam Barutz był wykończony. Musiał złapać oddech. Ale konie... teraz widać było, że to było potężne zaklęcie, jakby zrobiły się większe... masywniejsze. Bardziej... żywe, poruszały się, a jeden nawet szturchnął drugiego.
Azrael, poczuł kumulacje mocy jak i ożywienie jakiejś istoty. Z zaciekawieniem zrobił kilka kroków w stronę epicentrum dziwnych przemian materii. Domyślał się, że to Barutz stara się reanimować trupy. Przez kilka chwil przyglądał się wycieńczonemu nekromancie w końcu zdecydował coś powiedziec.
-Wspaniałe dzieło-Tu przeniósł wzrok na konie.- Tchnełeś w nie jakby drugie życie!-To był czysty żart w wykonaniu Serafa.
-A tak zupełnie serio, dobra robota.-Uśmiechnął się przyjaźnie.
-Hah... Dzięki. Jedno z zaklęć stosowanych rzadko nawet wśród nekromantów. Za tydzień będą do niczego. Mam nadzieję, że to nam wystarczy, A to życie... po prostu odbudowałem utraconą część widma. One nie żyją, tylko odgrywają życie. Jak zombie dziecka taszczące za sobą ukochanego, za życia, misia.
Archaniołem, aż wstrząsneło gdy nekromanta wspomniał o dziecku. Takie sprawy powinny go nie ruszać, jednak jego młody umysł zareagował mimowolnie.
-Chyba masz racje-Uśmiechnął się delikatnie.-Przecież, kto jak kto ale ty znasz się na “zimnym interesie”-Roześmiał się dość głośno.
Barutz nie zaśmiał się do wtóru, ale uśmiechał się wciąż przyjaźnie
-Wolę określnie “sztywnym”. Naogół mi nie wierzą gdy mówię, że to fałszywe życie... “jak to możliwe?! Przecież widzę, że on żyje!”- zakrzyknął z udawanym oburzeniem zarzucając rękami do nieba -rozumiesz ideę widma?
Azrael przestał się śmiać, zaskoczony czy rozumiem pytanie o ideę widma.
-Tak jak najbardziej. Panie trupowładny.-
Barutz machną pięścią w geście zawodu. Jakiś miesiąc temu wymyślił świetne wytłumaczenie czym jest widmo i od tego czasu wyczekiwał możliwości by móc popisać się swoją elokwencją. Cóż... mówi się trudno. Jednak szybko spoważniał słysząc kolejne słowa
-Co więcej, przy końcu naszej wyprawy prawdopodobnie pomogę Ci, pozbyć się staroświeckiej rady.- Gabryjel mówił teraz bardzo serio.
-Mówisz o Radzie Kręgu Nekromantów?
-Oczywiście, a o jakiej by innej?
-Rada jest tylko ukoronowaniem zepsucia panującego w kręgu. Trzeba by zabić znacznie więcej ludzi by to dało coś więcej. A jednocześnie jest tam całkiem sporo takich jak ja, tylko, że tchórzy. To nie jest coś co można łatwo zrobić. Nawet z archanielską mocą. Chyba, że w niej zamyka się przeglądanie człowieka na wylot i poznanie czy jest on dobry czy zły.
-Nie zamierzam zmieniać całego kręgu, ale akurat tak toczy się koło losu, że prawdopodobnie trzeba będzie wyeliminować rodzinę Nocturnal, a jak wynika z moich informacji to ona panuje w Twoim kręgu. Co do moich mocy, to nie nadużywam ich, napewno nie do takich rzeczy.
-Wybacz, zrozumiałem, że to ma być coś w rodzaju odwdzięczenia się za pomoc. Tylko proszę... nie nazywaj go MOIM kręgiem. Nie uciekłem z głebokiej miłości jaką do nich pałam, a właśnie z pogardy... no... i strachu o życie- dodał na końcu rozśmieszony własnymi słowami - Tak czy siak jeśli będzie możliwość ich ubicia to chętnie się do tego przyłożę.
-Nie odbiore Ci przyjemności ich wykończenia, ja nie jestem tutaj aby zabijać, no chyba że w ostatecznośći. Ale to i tak słabe wytłumaczenie.-Anioł westchnął głęboko.
-Przyjemność mierna, ale poczucie spełnionej powinności, że stało się coś co powinno się stać. O to chodzi. I nie rozumiem Twojego podejścia. Życie jest życiem. Zaczyna się, trwa, kończy, a czasem zaczyna na nowo. Cel uświęca środki do pewnego stopnia.
-Moje poniekąd się nie zaczeło ono było, tak przynajmniej wynika ze wspomnień, tego dzięki któremu żyje. A co do zabijania, to nie leży ono w mojej naturze, mimo, że całe życie byłem szkolony do cełów tego typu, może nie miało to polegać na eksterminacji. Lecz zamysł był ten sam.
-Jak uważasz. Ja nie mam zachamowań przy zabijaniu tak zwanych “winnych”. Śmierć została niejako wpisana we mnie w trakcie wychowania. Lubię myśleć o niej jako o siostrze, która kiedyś przeprowadzi mnie na drugą stronę wciąż mocno trzymając za rękę, tak abym nie musiał tej drogi pokonywać sam... chyba skubnąłem ten motyw z jakiejś opowieści, ale podoba mi się.
Gdy Darica zauważyła, że cały ten obrzydliwy proces ulepszania koni się skończył, podeszła do nekromanty, który już w tym momencie rozmawiał z Gabryjelem.
- Wierzchowce wyglądają dużo lepiej. To wszystko zasługa tylko tej dodatkowej krwi ze szczyptą zaklęć? - zapytała ciekawa, jak to zaklęcie było w stanie tak ożywić te sztywne zwierzaki.
-Czy ja wyglądam jakbym użył szczypty magii?- zapytał z półwesoło- Sama krew by nic nie dała. Co najwyżej by rozerwała im żyły, ale bez niej bym nic nie zrobił.- Sięgnął rękami w górę obejmując konia za szyję. Zarzucił ciałem, podciągając się tak, że w sekunde później już stał. Nie można nazwać tego płynnym ruchem, ale na pewno było szybsze niż normalne wstawanie.
-Moje wierzchowce są gotowe archaniele. Jak dla mnie to możemy ruszać.
- Oj, wiem, że to było potężne zaklęcie, ale tak jakoś mi się powiedziało - wytłumaczyła się - Jak ono działa, że aż tak zdołało wzmocnić konie?
-Fajnie, że pytasz. Po pierwsze zmodyfikowałem nieco tą krew, co się domyśliłaś. To była taka operacja wstępna. W uproszczeniu znacznie zwiększyłem jej zdolność do przesączania się. Dzięki temu nie rozerwało naczyń krwionośnych. Ten nieprzyjemny dla oka proces to było zmuszenie krwi do wrzenia. Dzięki temu gwałtownie przeniknęła przez wszystkie tkanki, połączone to została z zaklęciem reperującym, tak je nazywaliśmy w kręgu. Służy do naprawiania starych służących. W efekcie odbudowałem to co zostało zniszczone i przywróciłem elastyczność mięśni, ścięgien i stawów. Przy okazji odbudowałem też nieco widma tych koni. Dzięki temu teraz zachwują się jakby ożyły. Do dziś trwają na ten temat dyskusje, ale fakt jest faktem, że kompletniejsze widmo zwiększa osiągi nieumarłego. To by mogło posłużyć za argument, że dusza, a w tym wypadku jej substytut, jest czymś materialnie powiązanym z ciałem... ale to tylko teoria. Nikt tego jeszcze nie udowodnił.
- Interesujące. Czy taką operację odbudowywania dałoby się również przeprowadzić na kimś żywym, ale powiedzmy nieprzytomnym, by uniknął bólu?
- Tak jak z tymi końmi? Nie. Nie przeżyłby tego. Te konie aktualnie mają zmasakrowane wszystkie wnętrzności. Mózgi też są zniszczone. Nieumarłym one nie są potrzebne, ale żywym jak najbardziej. One mają w dobrym stanie już tylko kości, ścięgna i mięśnie. A nawet one wytrzymają góra tydzień. Dla tego nie stosuje się tego powszechnie. Na słabych nieumarłych nie warto tego używać, a silnych nie chce się marnować.
- Szkoda, mogłaby to być dobra opcja, gdy ktoś ma zmiażdżone kończyny. Ale skoro wywołałoby więcej szkód niż pożytku, to nawet nie ma ci się zastanawiać.
-Nawet pomijając to nie jestem w stanie odbudować kośćca. To zaklęcie jedynie odświeza i wzmacnia. Nie leczy. Rana zostałaby jeszcze pogłebiona, złamanie by się przemieściło. Nie wiem, nikt chyba nie próbował tego dostosować do leczenia. W wolnej chwili pomyślę nad tym. To mogłoby być na prawdę ciekawe. Uzdrawianie przy pomocy nekromancji... Hmmm...- zamyślił się
- Nawet jeśli kość była cała i wszystko byłoby na miejscu to i tak pewnie pojawiłyby się problemy. Bo trzebaby to ograniczyć do miejsca uszkodzenia, a przecież krew krąży po całym ciele. Choć z drugiej strony można by wprowadzić jakieś zapory. Np. powietrzne... Przy odpowienim ciśnieniu krew by nie przeszła poza wybrane miejsce. Jak coś wymyślisz chętnie posłucham, czy dałoby się coś podobnego zrobić.
- Ciekawi mnie jeszcze jedno - skąd bierzesz takie widma? Skoro nie mają one nic wspólnego z duszmi zmarłych, to co to właściwie jest?
Barutz ucieszył się wyraźnie na to pytanie.
-Cóż. To trochę bardziej skomplikowana sprawa, więc wytłumaczę to w uproszczeniu i na przykładzie. Gdy ktoś postawi bosą stopę na piasku pozostawi swój odcisk. Z niego możesz się dowiedzieć mniej więcej jaka była ta stopa, jej długość, szerokość, czy na pewno miał wszytskie palce, czy nie miał nadmiarowego, albo czy nie miał platfusa. To nie jest stopa, a jednak daje ci o niej bardzo wiele informacji, tak wiele, że mogłabyś mniej więcej ją odwtorzyć. Gdy żyjemy zostawiamy po sobie ślady. Np. w pamięci innych ludzi. Jest tych elementów znacznie więcej, ale to by już wymagało by spokojnie usiąść przy herbacie i ciasteczkach. Widmo to są pozbierane elementy pozostawione przez daną osobę. Pozbierane i złożone w jedną całość jak fragmenty układanki. Stwierdzenie, że nie ma to nic wspólnego z duszą jest sporym... przepowiedzeniem, z braku lepszego słowa... choć mogłem powiedzieć po prostu, że to przesada... nie ważne. Widmo to niedoskonała kopia duszy. Można z nim porozmawiać, będzie posiadało wiedzę na temat życia danej osoby, jej charakter i zachowania. Jednak to iluzja. Widmo nie posiada świadomości jako takiej. Jedynie doskonale udaje. Jak pajacyk kierowany przez zręcznego lalkarza. Dusza jest tylko jedna. A widm można zebrać armię. Te które zamknąłem w tych ciałach nie należą do tych konkretnych wierzchowców. Są znacznie bardziej... ogólne. To widma całej końskiej rasy. Niczym się nie różnią i w niczym nie są wyjątkowe.
-Twoje tłumaczenie sporo rozjaśniło mi w głowie. Nie myślałam, ze ja też zostawiam takie ślady. Cóż, człowiek wielu rzeczy nie dostrzega, dopóki ktoś nie wskaże mu ich palcem.
-No ba... teraz powiem ci coś czego ludzie zwykle się boją i nie akceptują i w sumie nie ma coś się dziwić. Gdybym chciał potrafiłbym nawet teraz przyzwać Twoje widmo.
- Moje widmo? Do jakiegoś trupa? I zachowywałby się tak jak ja? - odparła zdziwiona
-Nie musiałbym umieszczać go w trupie. I nie do końca. Zachowywała by się dokłądnie jak Ty, ale w momencie kiedy byś się naćpała. Poza tym byłoby znacznie bardziej uległe. Mówiłem, że to NIEDOSKONAŁA kopia. Co jak co, ale odcisk stopy na piasku niszczeje.
- Ale jak samo widmo może się zachowywać? Miałoby moją postać.. tylko …. sama nie wiem - przeźroczystą?
- To już zależałoby od mojej woli. Widmo może być niewidzialne, przeźroczyste, lub sprawiać wrażenie żywej osoby póki się nie dotknie. W ograniczonym zakresie potrafiłbym też narzuć jak ma być ubrane, czy jaką miałoby fryzurę.
- Rewelacyjne! Mógłbyś stworzyć kopie siebie i tym zmylić kogoś, kto by cię zaatakował. Albo zorganizować całą armię wojowników i zmusić nawet do poddania się kogoś sądzącego, że masz ogromną przewagę liczebną. Tylko pewnie to wymaga sporo energii. O ile w ogole byłoby możliwe samodzielne przyzwanie takiej liczby widm.
-No właśnie w tym jest problem. Każdy ma swój limit, ja np. potrafię przyzwać tylko trzy widma na raz. Większej ilości nie utrzymam w całości. Na Ulryku i Popielu mam runy które powstrzymują ich rozpad gdy akurat rezygnuję z nich, jak choćby teraz, a rozpoznać widmo jest całkiem łatwo. Wystarczy najprostrze zaklęcie Poznania, bądź fizyczna interakcja. Gdybyś zawiała w taką zjawę byś zauważyła, że ani ubrania, ani włosy nie poddają się temu żywiołowi. Nie poddają się żadnemu.
-Dobrze wiedzieć. A co do własnego widma - chętnie zobaczyłabym jak się zachowuje, ale pod warunkiem, że nikt inny by tego nie widział. Ciekawi mnie do czego byłoby zdolne i na ile odnalazłabym w nim siebie.
-Jak chcesz to na postoju mogę ci przyzwać- zakomunikował radośnie z palcem wzniesionym ku górze. Tylko mówię, będzie bardzo powolne i jakby nie do końca świadome gdzie jest, choć poświęcając czas mogę nieco poprawić jego jakość. Tak swoją drogą to muszę przyznać, że jesteś bardzo otwarta na świat. Dotąd tylko jeden raz mi się zdarzyło by ktoś w ogóle przyjął do wiadomości, że jest taka możliwość, oczywiście nie licząc nekromantów z kręgu. Tak to wszyscy zaprzeczali, jakby to oni się znali na rzeczy, a ja byłbym ignorantem, hehe...
- Ostatnio tyle dziwnych rzeczy się zdarzyło, że właściwie teraz dopuszczam prawie każdą opcję. Kto by pomyślał, że anioły istnieją na prawdę i że mogą tak nagle pojawić się w naszym świecie. Ale niebo jest dość powszechne jeśli chodzi o wiarę, ale upadłego boga to już w ogóle się nie spodziewałam. - odparła - Kusi mnie ta propozycja, ale się jeszcze zastanowię. W końcu widmo będzie mnie tak jakby znało. Kto wie co wypapla. Ale możesz to zrobić dopóki te konie są z nami?
-Oddanie fałszywki pod twoją komendę nie stanowi problemu- wzruszył ramionami- Postawię dodatkową runę na jednym z koni to będzie w porządku. Hmmm... w sumie sam jestem ciekaw jak by widmo zareagowało słysząc pytania od swego oryginału. Będę musiał potem sam ze sobą spróbować. Nie zdażyło mi się czytać o czymś takim. Zastanawiam się czy to brak wyobraźni, nie warte uwagi rezultaty czy coś innego...- znów się zamyślił
- Jeśli będzie pod moją kontrolą, to wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Chętnie sprawdzę, co takie widmo o mnie wie. -uśmiechnęła się
-Przeciętnie koło czterdziestu do sześciesięciu procent tego co ty. Wydłużonym rytuałem, kilkoma runami i krwią mógłbym zwiększyć o kolejne dwadzieścia, trzydzieści procent... Ale to tylko liczby. Teoretycznie są ważne, jednak praktyka mówi co innego. Raz przywołałem widmo dziadka. Prawie zero umiejętności, krzywy krąg magiczny i adrenalina nie pozwalająca się skupić, a było prawie jak żywe. Pamiętało niemal wszystko, opóźnienie w reakcji było minimalne. W życiu nie udało mi się powtórzyć tego efektu. Moje drugie przywołane widmo było moim najdoskonalszym. Muszę kiedyś znaleźć powód czemu tak się stało. Coś takiego wyznaczyłoby nową erę w dziedzinie nekromancji
- Praktyka czyni mistrza, im więcej przywołasz próbując przy tym zmieniać parametry, tym prędzej na coś trawisz. Ale to może być żmudna robota - w końcu opierałaby się głównie na loterii.
-Hah... piękna idea. Trzy lata próbowałem to powtórzyć. Zmiennych jest od jasnej cholery, powstają milardy róznych kombinacji. Nie, muszę znaleźć punkt zaczepiania, zawęzić pole poszukiwań. Znaleźć coś co mi wskarze drogę. Inaczej nie ma co się do tego zabierać. Ale miło, że we mnie wierzysz- zaśmiał się wesoło
- 3 lata... kupa czasu. Szansa trafienia zawsze jakaś jest, ale przy miliardach kombinacji to trzeba by być niezłym szczęściarzem.
-Kiedyś, w momencie całkowitego nie-chce-mi-się obliczyłem ile by mi to zajęło. Przyjmując, dokonam trzech prón dziennie, co jest całkiem niezłym wynikiem, sprawdzenie połowy kombinacji spadło by na ręce mojego prawnuka. Mam ważniejsze rzeczy na głowie. Szczególnie z naszym śpiącym królewiczem- wskazał gestem głowy chłopaka lewitującego w pobliżu
- Uuu, nieciekawa perspektywa. A propos królewicza - powinniśmy ruszać, reszta już się zebrała? - rozejrzał się dookoła
-Masz rację. Ciut się rozgadałem, ale bardzo miło się rozmawiało
- Mi również - powiedziała z uśmiechem.
 
Arvelus jest offline  
Stary 24-08-2011, 20:34   #30
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
Rozdział II. ,,Porzucając wszelką nadzieje"


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XYKUeZQbMF0[/MEDIA]




Benjamin szedł za bliźniakami poruszali się dość szybko, wojownik nigdy nie przypuszczałby, iż tacy chuderlawi magowie mogą przemieszczać się z taką prędkością. Sam ledwo nadążał, czasem musiał nawet podbiec!
Po około godzinie wędrówki, gdy już dawno minęli mury Stonebridge doszli do zawalonej wielkimi głazami jaskini.
-Noctrurnal Terra Risen.-Wyinkantował niższy z nekromantów, a kamyki posłusznie przemieściły się na boki. Przypominało to otwieranie wrót jakiegoś
fortu.
Czarni magowie ruszyli przodem do środka. Wraz z ich postępem w penetracji jaskini, na bocznych ścianach zielonym ogniem zapalały się pochodnie. Stanęli w końcu przed jakimś kręgiem runicznym.
-To Teleporter, przeniesssssie nasss do posiadłości lorda.-Wyższy z braci poinformował swoim wstrętnym wężowym głosem Bena.
Oboje poczeli coś szeptać, młodzieniec nic z tego nie zrozumiał, był to bardziej syk niż jakakolwiek informacja.
Nagle jakby czarna błyskawica uderzyła w środek kręgu, a nad ziemią delikatnie lewitowała zielona sfera z ukazanym ich celem posiadłością rodziny Noctrurnal.



Jeden z Braci wszedł za portal a w lustrze kuli znalazła się jego postać gestem dając by ruszali za nim. To co teraz Ben zrobi zależy wyłącznie od niego.




Cała drużyna była już gotowa do transportu. Azrael trzymał w ramionach Darice, a ta na magicznej linie podtrzymująca przyszłego króla . Bardzo komicznie wyglądała Aerithe która na rękach miałą Sairusa. Ku zdziwieniu ogółu była bardzo silna, zapewne zawdzięczając to swej klątwie wampiryzmu. Nekromanta Barutz oraz świeżo upieczony wampir siedzieli na ożywionych koniach. Jeden z ogierów przewoził również chowańce Fausta.
Nie czekając na nic ruszyli na spotkanie swego nieuchronnie nadchodzącego przeznaczenia, kompletnie nie wiedząc co ich czeka.
Ci którzy podróżowali w powietrzu musieli zwolnić, ponieważ mimo iż konie były nienaturalnie szybkie to nie mogli się rozdzielić. Podróż upłyneła bardzo szybko po 8 godzinach podróży o świcie przed ich oczami ukazał się kamienny krąg.


Wszyscy zmęczeni podróżą, głodni stali wkoło czegoś na rodzaj kręgu rytualnego.
-Darico połóż chłopaka na tym kamieniu.-Azrael ręką wskazał kamień przed którym się znajdowali.
-[i]Dobrze, Aerithe[/I] rozpocznij rytuał-Tym razem archanioł zwrócił się do Wampirzycy. Ta tylko skinęła głową.
Nagle z nieba zaczęły uderzać w koło błyskawice. Z nich wyłoniło się wiele postaci. Dwóch upadłych aniołów wzniosło się na czerwonych skrzydłach na ich czołach widniał czerwony róg. Było też mnóstwo nekromantów, chowańców oraz dwóch rycerzy śmierci. Sairus mierzył wzrokiem obu wojowników, Ku Czarodziejce zmierzały dwa golemy z ciał za nimi stał nekromanta. Upadły bóg musiał się zmierzyć z dwoma nekrusami obecnie bez przywołańców. Przed Barutzem stał syn obecnego władcy kręgu, niejaki Sabath Nocturnal. Znał go osobiście, on był jednym z jego prześladowców po opuszczeniu kręgu.
-Cholera.. Chronić za wszelką cenę Elfki.-Gabryjel wzbił się ku demonom.
 
Eleywan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172