Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2011, 12:59   #29
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Masz dużo zwłok do trenowania w razie czego. -rzekła, po czym przyjęła grę Fausta lekko podziwiając jego zdolności aktorskie:
- Ostatnio nie. Chyba się obraziło. - zrobiła smutną minę, jednak jej oczy zdecydowanie zaprzeczały wyrazowi twarzy.
-Hmmm... jak moje jest na mnie złe to zwykle robię słodkie oczka. Nigdy się nie opiera- powiedział robiąc słodką minę i wyginając całe ciało w śmiesznej pseudo-słodkiej pozycji
Nie mogła się nie roześmiać patrząc na niego. Wręcz przeszkodziło jej to w udzieleniu odpowiedzi. Lewitująca krew poruszyła się niebezpiecznie w dół, drgając w rytm śmiechu dziewczyny. Ale do ziemi było jej jeszcze daleko.
Barutz uśmiechnął się nacinając szyję drugiego konia i znów wyciągną tętnicę dla ułatwienia
-No... zawsze można też pokazać mu jakąś śliczną buźkę, to zapomina, że było złe- powiedział z teatralnym “mam-wszystko-gdzieś” podziwiając swoje poznokcie- Tylko problemem się robi gdy zwierciadłu-facetowi pokażę drugiego faceta, wtedy się jeszcze bardziej obraża- ostatnie zdanie wręcz ociekało rezygnacją i irytacją
Usmiechnęła się krzywo i przetoczyła płyn koniowi.
- To często pokazujesz mu innych facetów?
- Mojej Ellien różnie- tu do niej podszedł w wielkiej konspiracji i wyszeptał jakby bał się, że ktoś podsłucha- Nie mów nikomu, ale ona lubi też dziewczyny... no... na prawdę- na potwierdzenie zaczął energicznie kiwać głową, co ładnie współgrało z teatralną powagą na twarzy
- Ellien? To ona jest żeńska? Czy męska, bo już się gubię?... Masz dwa! - dodała udając ogromne oburzenie. - Ty draniu!
Barutz z przerażeniem na twarzy zaczął machać rękami w panice, obejrzał się ostrożnie na swój plecak i westchnął z ulgą, po czym podszedł do Darici, objął ją na wysokości ramienia i mocno przyciągnął do siebie tak, że mieli skronie blisko
-Nigdy więcej tego nie mów. Mogła usłyszeć i co by było?- wytłumaczył jak malutkiemu dziecku, że nie wolno wynosić słodyczy ze sklepu
Dziewczynę zdziwił tak luźny gest w stosunku do niej. Znali sie niecały dzień, a on taraktował ją już jak dobrą znajomą. Może ogólnie był taki otwarty dla wszystkich. Poza tym czyż ucieczka nie wzmacnia potrzeby kontaktu z kimś, kto nie chce akurat cię zabić. Nie skomentowała tego, ale mógł wyczuć, że leciutko drgnęła, gdy ją złapał.
- Prędzej czy później i tak się dowie. Musisz dokonać wyboru. Póżniej będzie za późno! - powiedziała z poważną miną zdecydowanie kiwając głową na potwierdzenia swoich słów.
- Czy oni się nie patrzą na nas jakoś dziwnie? - wskazała brodą towarzyszy.
Pozwolił ręce opaść zgodnie z wolą grawitacji, jedynie taktownie ominął zaokrąglenie na końcu pleców, cofnął się pół kroku zaplatając luźno ręce
-Nie, są w plecaku więc nie mogą patrzeć- uśmiechną się specjalnie ignorując gest wskazujący resztę- Dobra, dokończmy robotę- teraz uśmiech już był całkowicie szczery, bez odrobiny teatralnej karykatury
Uśmiechnęła się szeroko.
- Komediant - rzuciła króciutko z ciepłym zabarwieniem w głosie.
- Jeszcze jeden i koniec. - zabrała się do roboty.
-Nawet nie wiesz jaką frajdę sprawia gdy z żartów czy scen ktoś się śmieje... ci dwaj nie mają poczucia humoru- powiedział “konspiracyjnym” tonem i wskazał kciukiem na swoje ożywieńce. Po chwili wszystko było gotowe.
-Dobra. Dziękuję za pomoc- półukłonił się luźno, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Żarty są najlepsze na poprawienie humoru. Widać musisz jeszcze popracować nad funkcjami twoich pomocników. Taką ważną rzecz pominąć! - pokręciła lekko głową - Co do pomocy, to nie było żadnego problemu. - uśmiechnęła się raz jeszcze.
Barutz nie potrzebował wiele do szczęścia. Nauczył się żyć bardzo skromnie. Zarówno materialnie, jak i... sam nie znajdywał słowa by to okreslić... w każdym razie nie potrzebował wiele ani przedmiotów ani głębszych przeżyć. Nie miał wyboru, samotnie ukrywając się przed nekromantami, a brak towarzystwa był jego wielką bolączką. Daricia miała rację domyślając się, że jego otwartość bierze się z samotności. Teraz czuł się jak dziecko wpuszczone do pokoju pełnego zabawek, skarcił się szybko w myśli za porównanie Darici do zabawki. Tak czy siak taka scenka i odrobina żartu wystarczyła by do końca dnia miał dobry humor, którego nie zepsułyby nawet groźby wilkołaka, zaśmiał się po cichu wpominając te sceny
-Teraz to nie będzie ładny widok. Tak tylko ostrzegam...- namalował w powietrzu dwie różne runy, jedna błękitna druga brudno zielona. Chwycił je tak, że lewitowały mu w dłoni. Podszedł do konia i uderzył nimi w pierś oraz potylicę. Martwym wierzchowcem wstrząsnęło... zaczął... jakby bugotać. Na jego ciele rosły bąble, po czym skóra pękała uwalniając trochę krwi. Na twarzy Barutza widniał wielki wysiłek i skupienie. Skóra konia była już cała podziurawiona, a z tych ran spływała gęsta krew, nagle pękły mu też oczy. Krew popłyneła z oczodołów, uszu i pyska. W końcu pokryła całą sierść, która wyglądała jakby pod skórą łaziły z wielką szybkością wielkie na kobiecą pięść larwy. Potem się skończyło. Nekromanta wsparł się na wierzchowcu i starł pot z czoła.
Gdy tylko Darica zauważyła początek dziwnego procesu wyczyniającego z końmi dziwne rzeczy, skrzywiła się lekko
- Wybacz, ale nie chcę na to patrzeć. - odeszła trochę na bok nie patrząc na zwierzęta, a król popłyną w powietrzu tuż za nią.
Barutz uśmiechnął się wciąż opierając
-Domyślam się. Dla tego ostrzegłem- odczekał aż czarodziejka odejdzie poza zasięg dźwięku, który choć cichy też nie był ładny i kontynuował z pozostałymi dwoma.
Padł na tyłek opierając się o przednie nogi jednego z koni. Wyglądały już prawie normalnie. Krew, z początku lepiąca sierść, teraz wyschła i powoli jakby wyparowywała... lub wchłaniała się, a oczy zastąpiły dwa “kamienie” ze skrzepniętej krwi. Były nawet ładne. Równe, odbijały światło. Sam Barutz był wykończony. Musiał złapać oddech. Ale konie... teraz widać było, że to było potężne zaklęcie, jakby zrobiły się większe... masywniejsze. Bardziej... żywe, poruszały się, a jeden nawet szturchnął drugiego.
Azrael, poczuł kumulacje mocy jak i ożywienie jakiejś istoty. Z zaciekawieniem zrobił kilka kroków w stronę epicentrum dziwnych przemian materii. Domyślał się, że to Barutz stara się reanimować trupy. Przez kilka chwil przyglądał się wycieńczonemu nekromancie w końcu zdecydował coś powiedziec.
-Wspaniałe dzieło-Tu przeniósł wzrok na konie.- Tchnełeś w nie jakby drugie życie!-To był czysty żart w wykonaniu Serafa.
-A tak zupełnie serio, dobra robota.-Uśmiechnął się przyjaźnie.
-Hah... Dzięki. Jedno z zaklęć stosowanych rzadko nawet wśród nekromantów. Za tydzień będą do niczego. Mam nadzieję, że to nam wystarczy, A to życie... po prostu odbudowałem utraconą część widma. One nie żyją, tylko odgrywają życie. Jak zombie dziecka taszczące za sobą ukochanego, za życia, misia.
Archaniołem, aż wstrząsneło gdy nekromanta wspomniał o dziecku. Takie sprawy powinny go nie ruszać, jednak jego młody umysł zareagował mimowolnie.
-Chyba masz racje-Uśmiechnął się delikatnie.-Przecież, kto jak kto ale ty znasz się na “zimnym interesie”-Roześmiał się dość głośno.
Barutz nie zaśmiał się do wtóru, ale uśmiechał się wciąż przyjaźnie
-Wolę określnie “sztywnym”. Naogół mi nie wierzą gdy mówię, że to fałszywe życie... “jak to możliwe?! Przecież widzę, że on żyje!”- zakrzyknął z udawanym oburzeniem zarzucając rękami do nieba -rozumiesz ideę widma?
Azrael przestał się śmiać, zaskoczony czy rozumiem pytanie o ideę widma.
-Tak jak najbardziej. Panie trupowładny.-
Barutz machną pięścią w geście zawodu. Jakiś miesiąc temu wymyślił świetne wytłumaczenie czym jest widmo i od tego czasu wyczekiwał możliwości by móc popisać się swoją elokwencją. Cóż... mówi się trudno. Jednak szybko spoważniał słysząc kolejne słowa
-Co więcej, przy końcu naszej wyprawy prawdopodobnie pomogę Ci, pozbyć się staroświeckiej rady.- Gabryjel mówił teraz bardzo serio.
-Mówisz o Radzie Kręgu Nekromantów?
-Oczywiście, a o jakiej by innej?
-Rada jest tylko ukoronowaniem zepsucia panującego w kręgu. Trzeba by zabić znacznie więcej ludzi by to dało coś więcej. A jednocześnie jest tam całkiem sporo takich jak ja, tylko, że tchórzy. To nie jest coś co można łatwo zrobić. Nawet z archanielską mocą. Chyba, że w niej zamyka się przeglądanie człowieka na wylot i poznanie czy jest on dobry czy zły.
-Nie zamierzam zmieniać całego kręgu, ale akurat tak toczy się koło losu, że prawdopodobnie trzeba będzie wyeliminować rodzinę Nocturnal, a jak wynika z moich informacji to ona panuje w Twoim kręgu. Co do moich mocy, to nie nadużywam ich, napewno nie do takich rzeczy.
-Wybacz, zrozumiałem, że to ma być coś w rodzaju odwdzięczenia się za pomoc. Tylko proszę... nie nazywaj go MOIM kręgiem. Nie uciekłem z głebokiej miłości jaką do nich pałam, a właśnie z pogardy... no... i strachu o życie- dodał na końcu rozśmieszony własnymi słowami - Tak czy siak jeśli będzie możliwość ich ubicia to chętnie się do tego przyłożę.
-Nie odbiore Ci przyjemności ich wykończenia, ja nie jestem tutaj aby zabijać, no chyba że w ostatecznośći. Ale to i tak słabe wytłumaczenie.-Anioł westchnął głęboko.
-Przyjemność mierna, ale poczucie spełnionej powinności, że stało się coś co powinno się stać. O to chodzi. I nie rozumiem Twojego podejścia. Życie jest życiem. Zaczyna się, trwa, kończy, a czasem zaczyna na nowo. Cel uświęca środki do pewnego stopnia.
-Moje poniekąd się nie zaczeło ono było, tak przynajmniej wynika ze wspomnień, tego dzięki któremu żyje. A co do zabijania, to nie leży ono w mojej naturze, mimo, że całe życie byłem szkolony do cełów tego typu, może nie miało to polegać na eksterminacji. Lecz zamysł był ten sam.
-Jak uważasz. Ja nie mam zachamowań przy zabijaniu tak zwanych “winnych”. Śmierć została niejako wpisana we mnie w trakcie wychowania. Lubię myśleć o niej jako o siostrze, która kiedyś przeprowadzi mnie na drugą stronę wciąż mocno trzymając za rękę, tak abym nie musiał tej drogi pokonywać sam... chyba skubnąłem ten motyw z jakiejś opowieści, ale podoba mi się.
Gdy Darica zauważyła, że cały ten obrzydliwy proces ulepszania koni się skończył, podeszła do nekromanty, który już w tym momencie rozmawiał z Gabryjelem.
- Wierzchowce wyglądają dużo lepiej. To wszystko zasługa tylko tej dodatkowej krwi ze szczyptą zaklęć? - zapytała ciekawa, jak to zaklęcie było w stanie tak ożywić te sztywne zwierzaki.
-Czy ja wyglądam jakbym użył szczypty magii?- zapytał z półwesoło- Sama krew by nic nie dała. Co najwyżej by rozerwała im żyły, ale bez niej bym nic nie zrobił.- Sięgnął rękami w górę obejmując konia za szyję. Zarzucił ciałem, podciągając się tak, że w sekunde później już stał. Nie można nazwać tego płynnym ruchem, ale na pewno było szybsze niż normalne wstawanie.
-Moje wierzchowce są gotowe archaniele. Jak dla mnie to możemy ruszać.
- Oj, wiem, że to było potężne zaklęcie, ale tak jakoś mi się powiedziało - wytłumaczyła się - Jak ono działa, że aż tak zdołało wzmocnić konie?
-Fajnie, że pytasz. Po pierwsze zmodyfikowałem nieco tą krew, co się domyśliłaś. To była taka operacja wstępna. W uproszczeniu znacznie zwiększyłem jej zdolność do przesączania się. Dzięki temu nie rozerwało naczyń krwionośnych. Ten nieprzyjemny dla oka proces to było zmuszenie krwi do wrzenia. Dzięki temu gwałtownie przeniknęła przez wszystkie tkanki, połączone to została z zaklęciem reperującym, tak je nazywaliśmy w kręgu. Służy do naprawiania starych służących. W efekcie odbudowałem to co zostało zniszczone i przywróciłem elastyczność mięśni, ścięgien i stawów. Przy okazji odbudowałem też nieco widma tych koni. Dzięki temu teraz zachwują się jakby ożyły. Do dziś trwają na ten temat dyskusje, ale fakt jest faktem, że kompletniejsze widmo zwiększa osiągi nieumarłego. To by mogło posłużyć za argument, że dusza, a w tym wypadku jej substytut, jest czymś materialnie powiązanym z ciałem... ale to tylko teoria. Nikt tego jeszcze nie udowodnił.
- Interesujące. Czy taką operację odbudowywania dałoby się również przeprowadzić na kimś żywym, ale powiedzmy nieprzytomnym, by uniknął bólu?
- Tak jak z tymi końmi? Nie. Nie przeżyłby tego. Te konie aktualnie mają zmasakrowane wszystkie wnętrzności. Mózgi też są zniszczone. Nieumarłym one nie są potrzebne, ale żywym jak najbardziej. One mają w dobrym stanie już tylko kości, ścięgna i mięśnie. A nawet one wytrzymają góra tydzień. Dla tego nie stosuje się tego powszechnie. Na słabych nieumarłych nie warto tego używać, a silnych nie chce się marnować.
- Szkoda, mogłaby to być dobra opcja, gdy ktoś ma zmiażdżone kończyny. Ale skoro wywołałoby więcej szkód niż pożytku, to nawet nie ma ci się zastanawiać.
-Nawet pomijając to nie jestem w stanie odbudować kośćca. To zaklęcie jedynie odświeza i wzmacnia. Nie leczy. Rana zostałaby jeszcze pogłebiona, złamanie by się przemieściło. Nie wiem, nikt chyba nie próbował tego dostosować do leczenia. W wolnej chwili pomyślę nad tym. To mogłoby być na prawdę ciekawe. Uzdrawianie przy pomocy nekromancji... Hmmm...- zamyślił się
- Nawet jeśli kość była cała i wszystko byłoby na miejscu to i tak pewnie pojawiłyby się problemy. Bo trzebaby to ograniczyć do miejsca uszkodzenia, a przecież krew krąży po całym ciele. Choć z drugiej strony można by wprowadzić jakieś zapory. Np. powietrzne... Przy odpowienim ciśnieniu krew by nie przeszła poza wybrane miejsce. Jak coś wymyślisz chętnie posłucham, czy dałoby się coś podobnego zrobić.
- Ciekawi mnie jeszcze jedno - skąd bierzesz takie widma? Skoro nie mają one nic wspólnego z duszmi zmarłych, to co to właściwie jest?
Barutz ucieszył się wyraźnie na to pytanie.
-Cóż. To trochę bardziej skomplikowana sprawa, więc wytłumaczę to w uproszczeniu i na przykładzie. Gdy ktoś postawi bosą stopę na piasku pozostawi swój odcisk. Z niego możesz się dowiedzieć mniej więcej jaka była ta stopa, jej długość, szerokość, czy na pewno miał wszytskie palce, czy nie miał nadmiarowego, albo czy nie miał platfusa. To nie jest stopa, a jednak daje ci o niej bardzo wiele informacji, tak wiele, że mogłabyś mniej więcej ją odwtorzyć. Gdy żyjemy zostawiamy po sobie ślady. Np. w pamięci innych ludzi. Jest tych elementów znacznie więcej, ale to by już wymagało by spokojnie usiąść przy herbacie i ciasteczkach. Widmo to są pozbierane elementy pozostawione przez daną osobę. Pozbierane i złożone w jedną całość jak fragmenty układanki. Stwierdzenie, że nie ma to nic wspólnego z duszą jest sporym... przepowiedzeniem, z braku lepszego słowa... choć mogłem powiedzieć po prostu, że to przesada... nie ważne. Widmo to niedoskonała kopia duszy. Można z nim porozmawiać, będzie posiadało wiedzę na temat życia danej osoby, jej charakter i zachowania. Jednak to iluzja. Widmo nie posiada świadomości jako takiej. Jedynie doskonale udaje. Jak pajacyk kierowany przez zręcznego lalkarza. Dusza jest tylko jedna. A widm można zebrać armię. Te które zamknąłem w tych ciałach nie należą do tych konkretnych wierzchowców. Są znacznie bardziej... ogólne. To widma całej końskiej rasy. Niczym się nie różnią i w niczym nie są wyjątkowe.
-Twoje tłumaczenie sporo rozjaśniło mi w głowie. Nie myślałam, ze ja też zostawiam takie ślady. Cóż, człowiek wielu rzeczy nie dostrzega, dopóki ktoś nie wskaże mu ich palcem.
-No ba... teraz powiem ci coś czego ludzie zwykle się boją i nie akceptują i w sumie nie ma coś się dziwić. Gdybym chciał potrafiłbym nawet teraz przyzwać Twoje widmo.
- Moje widmo? Do jakiegoś trupa? I zachowywałby się tak jak ja? - odparła zdziwiona
-Nie musiałbym umieszczać go w trupie. I nie do końca. Zachowywała by się dokłądnie jak Ty, ale w momencie kiedy byś się naćpała. Poza tym byłoby znacznie bardziej uległe. Mówiłem, że to NIEDOSKONAŁA kopia. Co jak co, ale odcisk stopy na piasku niszczeje.
- Ale jak samo widmo może się zachowywać? Miałoby moją postać.. tylko …. sama nie wiem - przeźroczystą?
- To już zależałoby od mojej woli. Widmo może być niewidzialne, przeźroczyste, lub sprawiać wrażenie żywej osoby póki się nie dotknie. W ograniczonym zakresie potrafiłbym też narzuć jak ma być ubrane, czy jaką miałoby fryzurę.
- Rewelacyjne! Mógłbyś stworzyć kopie siebie i tym zmylić kogoś, kto by cię zaatakował. Albo zorganizować całą armię wojowników i zmusić nawet do poddania się kogoś sądzącego, że masz ogromną przewagę liczebną. Tylko pewnie to wymaga sporo energii. O ile w ogole byłoby możliwe samodzielne przyzwanie takiej liczby widm.
-No właśnie w tym jest problem. Każdy ma swój limit, ja np. potrafię przyzwać tylko trzy widma na raz. Większej ilości nie utrzymam w całości. Na Ulryku i Popielu mam runy które powstrzymują ich rozpad gdy akurat rezygnuję z nich, jak choćby teraz, a rozpoznać widmo jest całkiem łatwo. Wystarczy najprostrze zaklęcie Poznania, bądź fizyczna interakcja. Gdybyś zawiała w taką zjawę byś zauważyła, że ani ubrania, ani włosy nie poddają się temu żywiołowi. Nie poddają się żadnemu.
-Dobrze wiedzieć. A co do własnego widma - chętnie zobaczyłabym jak się zachowuje, ale pod warunkiem, że nikt inny by tego nie widział. Ciekawi mnie do czego byłoby zdolne i na ile odnalazłabym w nim siebie.
-Jak chcesz to na postoju mogę ci przyzwać- zakomunikował radośnie z palcem wzniesionym ku górze. Tylko mówię, będzie bardzo powolne i jakby nie do końca świadome gdzie jest, choć poświęcając czas mogę nieco poprawić jego jakość. Tak swoją drogą to muszę przyznać, że jesteś bardzo otwarta na świat. Dotąd tylko jeden raz mi się zdarzyło by ktoś w ogóle przyjął do wiadomości, że jest taka możliwość, oczywiście nie licząc nekromantów z kręgu. Tak to wszyscy zaprzeczali, jakby to oni się znali na rzeczy, a ja byłbym ignorantem, hehe...
- Ostatnio tyle dziwnych rzeczy się zdarzyło, że właściwie teraz dopuszczam prawie każdą opcję. Kto by pomyślał, że anioły istnieją na prawdę i że mogą tak nagle pojawić się w naszym świecie. Ale niebo jest dość powszechne jeśli chodzi o wiarę, ale upadłego boga to już w ogóle się nie spodziewałam. - odparła - Kusi mnie ta propozycja, ale się jeszcze zastanowię. W końcu widmo będzie mnie tak jakby znało. Kto wie co wypapla. Ale możesz to zrobić dopóki te konie są z nami?
-Oddanie fałszywki pod twoją komendę nie stanowi problemu- wzruszył ramionami- Postawię dodatkową runę na jednym z koni to będzie w porządku. Hmmm... w sumie sam jestem ciekaw jak by widmo zareagowało słysząc pytania od swego oryginału. Będę musiał potem sam ze sobą spróbować. Nie zdażyło mi się czytać o czymś takim. Zastanawiam się czy to brak wyobraźni, nie warte uwagi rezultaty czy coś innego...- znów się zamyślił
- Jeśli będzie pod moją kontrolą, to wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Chętnie sprawdzę, co takie widmo o mnie wie. -uśmiechnęła się
-Przeciętnie koło czterdziestu do sześciesięciu procent tego co ty. Wydłużonym rytuałem, kilkoma runami i krwią mógłbym zwiększyć o kolejne dwadzieścia, trzydzieści procent... Ale to tylko liczby. Teoretycznie są ważne, jednak praktyka mówi co innego. Raz przywołałem widmo dziadka. Prawie zero umiejętności, krzywy krąg magiczny i adrenalina nie pozwalająca się skupić, a było prawie jak żywe. Pamiętało niemal wszystko, opóźnienie w reakcji było minimalne. W życiu nie udało mi się powtórzyć tego efektu. Moje drugie przywołane widmo było moim najdoskonalszym. Muszę kiedyś znaleźć powód czemu tak się stało. Coś takiego wyznaczyłoby nową erę w dziedzinie nekromancji
- Praktyka czyni mistrza, im więcej przywołasz próbując przy tym zmieniać parametry, tym prędzej na coś trawisz. Ale to może być żmudna robota - w końcu opierałaby się głównie na loterii.
-Hah... piękna idea. Trzy lata próbowałem to powtórzyć. Zmiennych jest od jasnej cholery, powstają milardy róznych kombinacji. Nie, muszę znaleźć punkt zaczepiania, zawęzić pole poszukiwań. Znaleźć coś co mi wskarze drogę. Inaczej nie ma co się do tego zabierać. Ale miło, że we mnie wierzysz- zaśmiał się wesoło
- 3 lata... kupa czasu. Szansa trafienia zawsze jakaś jest, ale przy miliardach kombinacji to trzeba by być niezłym szczęściarzem.
-Kiedyś, w momencie całkowitego nie-chce-mi-się obliczyłem ile by mi to zajęło. Przyjmując, dokonam trzech prón dziennie, co jest całkiem niezłym wynikiem, sprawdzenie połowy kombinacji spadło by na ręce mojego prawnuka. Mam ważniejsze rzeczy na głowie. Szczególnie z naszym śpiącym królewiczem- wskazał gestem głowy chłopaka lewitującego w pobliżu
- Uuu, nieciekawa perspektywa. A propos królewicza - powinniśmy ruszać, reszta już się zebrała? - rozejrzał się dookoła
-Masz rację. Ciut się rozgadałem, ale bardzo miło się rozmawiało
- Mi również - powiedziała z uśmiechem.
 
Arvelus jest teraz online