Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2011, 18:35   #57
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Dźwięczało mu w uszach jeszcze z minutę po tym jak kanonada ucichła. Chyba trafił nawet jednego, choć wielu fajek na to by nie postawił. Intensywność wrażenia, musiał przyznać, była dość znaczna, adrenalina dość dawno nie przepłukała mu tak intensywnie organizmu. Pozwolił sobie na zadowolony uśmiech, kiedy wreszcie się okazało że sytuacja należy do tych z grupy „nasi kurwa górą”. Wyszedł zza zasłony kiedy stuprocentowo upewnił się że jest bezpiecznie.

Taak. Szczęście mu sprzyjało, nawet go nie drasnęła żadna z zabłąkanych kul, które fruwały gęsto w ciemnym korytarzu. Manewr który zastosowali z chłopakami był... skuteczny. Kropka. Można spokojnie obronić taką tezę, skoro oni leżeli, a Flatline i dwóch... Nie, jeden z ragazzich przeżył. Podszedł szybko do Dżumy, ale po kilku sekundach wiedział że już po nim. Głęboka rana klatki piersiowej, obrażenia i krwotok wewnętrzny. Spora kula zrobiła mielonkę z faceta, a już zaczynał go lubić. Nie, nie kula. Roben z zawodową ciekawością popatrzył do kanału rany, przyświecając sobie zapalniczką. To... chyba... śruba. Taak, odcięta śruba z nakrętką. Palec ślizgał się po stalowym, improwizowanym pocisku, a Flat Line marszczył brwi bo nic nie widział w tych ciemnościach. Szybko dobył noża i zatopił go w sercu Dżumy. Po co się ma męczyć i topić we własnej krwi.

Z Cicatruce było dużo lepiej. Roben przyklęknął przy nim i poświecił mu ogniem benzynówki po oczach. Przestrzał barku prawego, lekki szok pourazowy. Pocisk przeszedł na wylot, więc będzie mniej roboty. Podszedł do plecaków z stuffem na barter i pogrzebał szybko, wyciągając trochę znieczulaczy i specantybiotyków. Parę ukłuć, uciskowe obandażowanie krzyżowe i po sprawie. Myślał intensywnie co najbardziej się opłaca w takiej sytuacji. Dobicie Cicatruce nie stanowiło by problemu, ludzie jak boli, ufają lekarzom. Sześć plecaków towaru to odpowiednia cena by podziękować Don Vitto za współpracę i przenieść się do G0? Hmm, hmm... Chyba jednak nie. Nie zapewni mu to bezpieczeństwa od długich rączek gangsterów. Poza tym rysowały się inne problemy. Bandażując ramię cyngla rozglądał się pilnie i zaczynał sobie zdawać sprawę, że będzie go potrzebował. Realnie rzecz biorąc sam udźwignie najwyżej dwa plecaki, razem dwa razy tyle. Nafaszerował pacjenta taką ilością painkillerów, że nawet na przestrzelonym barku będzie mógł ponieść dwa swoje. No i poza tym kwestia samego powrotu. Do terenów La Piovry było jakieś półtorej jednostki czasowej. Musieli wracać, bo Punishersów sami nie znajdą. Od razu zapytał Cicatruce czy da radę ich przeprowadzić, ale on tylko parsknął i odrzekł że jest od strzelania nie oprowadzania turystów po Gehennie.
- Wiem że nie ma czasu, pohałasowaliśmy odrobinę. Ale poleż jeszcze... trzy minuty – zerknął na zegarek – Aż medy zaczną w pełni działać.
Nie potrzebne mu były jego oczka, bo chciał przejrzeć kieszenie Desperadosów i reszty niefortunnie poległych tragarzy. Zgarnął wszystkie fajki i garść nabojów do samoróbki Rinaldo, którą postanowił sobie przywłaszczyć. Wyglądała solidnie, choć znał się na tym równie dobrze jak na komputerach. No cóż, którą stroną strzela już wiedział, jeden z desperadosów też się o tym przekonał. Resztę trofiejnego sprzętu pozwolił zatrzymać do wyboru do koloru Cicatruce, niech ma coś chłop od życia. Zadowolonych sojuszników nigdy za wielu. Sam wiedział że i tak nie udźwignie nic więcej nad te dwa plecaki, które musi jakoś donieść z powrotem.

Metodycznie i mechanicznie poupewniał się jeszcze że nikt z meksykańców nie oddycha i u wielkiemu zdziwieniu, odkrył że na końcu korytarza, oświetlony migoczącą jarzeniówką z otwartej celi, leży pan Cerscenzo Cirino nazywany SiSi. Żywy na dodatek jeszcze, choć rana postrzałowa brzucha z wytrzewieniem przesądzała że stan ten wkrótce się zmieni. No ale tego mu nie powiemy, prawda?
Wyciągnął medpacka i potrzymał chwilę przed oczami, aby przestał jęczeć i zajmować się jedynie powstrzymywaniem własnych jelit przed poznaniem zapomnianych krajobrazów więziennego statku.
- Panie Cirino, mam kilka prostych pytań i medpack będzie do twojej dyspozycji. Kto ci nadał robotę? Skąd wiedziałeś którą drogą pójdziemy i w jaki sposób tak szybko zorganizowałeś Desperadosów? Komu mieliście sprzedać towar?
Sisi zaskowyczał jak dzikie zwierze, ale wzrok mu się skupił na medpacku jak na złotym zegarku hipnotyzera.
- T-tto... Too...ronto. To on... – wycharczał pomimo pokancerowanej przepony – Toronto...
Zabulgotał coś jeszcze, ale Flat Line nie mógł zrozumieć nic ponad to że towar mieli upłynnić u Handlarza – Złomiarza. Drugiego jegomościa nie znał, ale za to Toronta kojarzył doskonale. Zmrużył oczy i wytężył pamięć, ciągle nieświadomie machając medpackiem przed twarzą Cirino.
Hmm. Toronto był bookiem, który ustawiał zakłady na arenach i innych „zawodach sportowych” Prowadził małe kasyno w korytarzu zamkniętym obok Małego Rzymu. Niezbyt wysoko w hierarchii La Piovry, w sam raz w zasięgu Flat Line’a. Ale po kolei, nie ma się co ekscytować. Sisi nie dotrzymał do końca rozmyślań, Roben zaś sprawdził na szyi tętno i dla pewności poderżnął mu gardło. Tradycja nakazywała zawiązać zdrajcy sycylijski krawacik, ale nie miał przesadnych inklinacji do teatralnych gestów.

Najpierw trzeba zadbać o interesy Don Vitta i przy okazji własny tyłek. Po krótkich poszukiwaniach znaleźli wspólnie idealne miejsce by ukryć tą część towaru, którego nie dadzą rady zataskać z powrotem i resztę tego zdobycznego. Stary kanał wentylacyjny z zardzewiałą kratką, którą odkręcili sprawnie starając się nie poznaczyć śrub nożami. Wsadzili do środka dwa plecaki z bronią, gdyż były najcięższe, zakręcając kratkę i oznaczając dyskretnie miejsce.

Ruszyli w drogę powrotną, po swoich śladach. Flat Line starał się zapamiętać drogę gdy prowadził ich Rinaldo, więc powinni dać radę. Przy okazji obmyślał jak to wszystko rozegrać. Wyciągnął od Cicatruce, że on też zna Toronta i nawet ma spory dług u niego, więc był bardziej niż chętny, aby, jak to malowniczo określił „łeb mu upierdolić u samej dupy”.
- Powoli, przyjacielu powoli. Wbrew pozorom nasze największe zmartwienie teraz to Don Vitto. W końcu pokpiliśmy sprawę, do barteru nie doszło, czterech chłopaków padło, wliczając w to zdrajcę. Większość towaru zabezpieczona, a pozostałą cześć miejmy nadzieję da się odzyskać, lecz capo daleki będzie od poklepywania nas po plecach. Dlatego do naszych musimy wrócić po cichu. Towar złożymy u mnie w ambulatorium, mam tam parę bezpiecznych skrytek. Potem zaś dyskretnie, aby nie spłoszyć Toronta, pójdziemy do szefa opowiedzieć mu o spowiedzi Cirino. Zaproponujemy też, że jak nam da małe wsparcie, rozwiążemy definitywnie problem pana Toronto i przyniesiemy resztę towaru.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 24-08-2011 o 18:44.
Harard jest offline