Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 12:40   #281
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mag w ciele Cristin zajął się tym czym zajmują się magowie wszelkiego rodzaju, bez względu na rozmiar, płeć i poziom szaleństwa. Przeglądał znalezione papierzyska, oraz ostrożnie księgę. Na pojawienie się Krysi, zareagował jedynie zerknięciem... i wzruszeniem ramion.
Spojrzał na Cerre w nowym “rozmiarze”...- Przyczynę zmniejszenia, szczypcami i do skrzyneczki... źródło klątwy... bywa rozwiązaniem klątwy.
- Albo i pogorszeniem?/ - rogata miniaturka spojrzała z ukosa i ze sceptycyzmem na Cogito.
-Albo...-zgodził się mag oddzielnie wsuwając znalezione zwoje w księdze, którą przeglądał. A oddzielnie samą księgę. Przeglądając notatki mruczał od czasu do czasu “marnotrawstwo czasu... ołów jest bardziej użyteczny... ja bym to zrobił inaczej... tego nie wzywałem... muszę to zanotować”
Ta wieść ani trochę nie pocieszyła Cerre. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej przygnębiła, gdyż przyczyna klątwy okazała się jednak jeszcze jedną wielką niewiadomą. Ani Cristin nie mogła dopomóc, ani Cogito. Dwoma uszami przeszło jej to, co mag mruczał po nosem.
Arneo w międzyczasie pociągnął maga delikatnie za rękaw i skinął głową na kociołek, gdzie (mimo przelania większości zawartości do fiolek) zostało jeszcze troszkę zielonego płynu.
Tymczasem kapłanka, a wraz z nią mimowolnie Cerre, podeszła do drzwi laboratorium
- Powinniśmy stąd iść. - powiedziała. - Chyba słyszałam jakieś kroki...
Mniszka, z jej obecnego stanowiska, także coś słyszała. Jednak równie dobrze mogło to być kapanie wody... gdzieś w oddali.
Mag nabrał trochę płynu i łyknął ostrożnie cieczy z kociołka, po czym rzekł.-Analiza tego wszystkiego trochę... zajmie. Zdecydujcie... co wolicie. Penetrację dalej, czy powrót do spokojnego zaułka.
- Idźmy stąd, już wszystko przetrzepaliśmy...
Również i Cogito wrócił do swej standardowej, męskiej formy. I teraz było dwóch szalonych magów, bowiem Arneo wciąż pozostawał w ciele swojego mistrza.
Cristin zaś pokręciła głową.
- Gdybym była błękitnym ostrzem... to pewnie leżałabym gdzieś w lochach, czy podziemiach. - stwierdziła niepewnie.
Anteria zaś miała bardziej zdecydowane zdanie:
- Powinniśmy całym tym miejscem potrząsnąć porządnie! - zagrzmiała. - Jak co nas uderzy, to mu oddamy, aż znajdziemy to czego szukamy! Albo kogoś, kogo można wypytać!
-To jest duch! Popytajcie kogoś.- stwierdził bez cienia ironii w głosie mag podając chochlę Arnego do popitki płynu w nim. Sam nie czuł potrzebny brania działania w interakcjach socjalnych. Zmarszczył brwi i spytał.-A co to jest... błękitne ostrze?
- No właśnie, Cristin, o co chodzi z tym błękitnym ostrzem? To ten miecz, co mieliśmy znaleźć, tak?
Arneo także wrócił do swojej niziołczej postaci z porządnym tygrysim ogonem.
- No... tak. - pokiwała głową kapłanka. - Chyba, że w międzyczasie kiedy byłam... inna... nasz cel wycieczki do tego miejsca się zmienił?
- I co jest takiego niesamowitego w tym mieczu? - zaciekawiła się Anteria.
- E, no... do końca to nie wiem. - wzruszyła ramionami rudowłosa, prawie strącając z nich Cerre. - Ale jest bardzo ważny dla naszego... zleceniodawcy. Bez wątpienia.
-Ale... hmm... nigdy nie padła jego nazwa... zawsze to był … miecz.-mruknął Cogito bacznie przyglądając się Cristin w nowym wydaniu.
- Nie zmienił się, przynajmniej na razie. Ten miecz chyba nie może być taki... zwykły... - uważając jednocześnie, żeby nie zlecieć z barku Cristin, Cerre zamyśliła się nad czymś.
- Nie powiedzieli mi nawet do czego ta broń służy, a co dopiero by wyjawili mi jej nazwę... - kapłanka pokręciła głową. - Miecz o błękitnym ostrzu. Tylko tyle wiemy. Może jak go już znajdziemy, sami odkryjemy jego tajemnicę.
-Skoro wam się tak spieszy... do bitki i perswazji, to... kto ma ochotę iść na szpicy?- mag nie miał wielkiej ochoty ruszać się z tego miejsca. W przeciwieństwie do reszty... on się nie przejmował oczami w beczce. W końcu to nie jego oczy tam pływały.
- Chyba będziemy musieli to sami uczynić - Cerre nad czymś się zastanawiała. - Ktoś z was jeszcze chciał przetrząsnąć to miejsce do końca?
-Jeszcze możemy tu wrócić.- mruknął po namyśle mag.
- Anterio, daj mi ten kamyczek - powiedział Bared.
Wojowniczka przekazała łotrzykowi świecący przedmiot, którego magia jednak już się powoli wyczerpywała.
- Może ktoś z was potrafi to wzmocnić? - spytał Bared. - A może ktoś z was widzi w ciemnościach?
Mag pomrukując do siebie, wyjął z plecaka latatnię i podał ją łotrzykowi.-Najprościej polegać na najprostszych sposobach.
Widać było od razu, że Cogito, tak jak każdy inny przedstawiciel tej akurat profesji, skąpił czarów i sztuczek magicznych jak prawdziwy dusigrosz.
Bared uprzejmie podziękował, po czym wyszedł z laboratorium i skręcił w korytarz znajdujący się po jego lewej stronie. Na razie przyświecał sobie kamyczkiem, co miał zamiar robić tak długo, jak długo świecący przedmiot dawał mu dosyć światła..
- Najprostsze mało kiedy zawodzą - Cerre wzruszyła ramionami.
W korytarzu było ciemno - na najbliższe kilka metrów widać było co prawda gdzie się idzie, ale dalej był mrok.
I faktycznie słychać było kroki, gdzieś nad nimi. Tuzin, może dwa tuziny stóp... W miarę jak szli korytarzem, tym tupot był głośniejszy, aż osiągnął swój szczyt i przy dalszej wędrówce tunelem cichł.
W pewnym momencie Bared się zatrzymał - miał przeczucie, że pakuje się w pułapkę. I nie chodziło tylko o to, że korytarz był lekko nachylony ku górze... Przed nimi było coś w co mogli wdepnąć i napytać sobie biedy... a może obok nich... a może...

Kobiecy pisk. Cristin, a wraz z nią Cerre, wpadła nagle do dziury. Jednak nie była to zapadnia, jak wcześniej przy drzwiach, lecz iluzoryczny kamień, który czekał na swą ofiarę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline