Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2011, 12:40   #281
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mag w ciele Cristin zajął się tym czym zajmują się magowie wszelkiego rodzaju, bez względu na rozmiar, płeć i poziom szaleństwa. Przeglądał znalezione papierzyska, oraz ostrożnie księgę. Na pojawienie się Krysi, zareagował jedynie zerknięciem... i wzruszeniem ramion.
Spojrzał na Cerre w nowym “rozmiarze”...- Przyczynę zmniejszenia, szczypcami i do skrzyneczki... źródło klątwy... bywa rozwiązaniem klątwy.
- Albo i pogorszeniem?/ - rogata miniaturka spojrzała z ukosa i ze sceptycyzmem na Cogito.
-Albo...-zgodził się mag oddzielnie wsuwając znalezione zwoje w księdze, którą przeglądał. A oddzielnie samą księgę. Przeglądając notatki mruczał od czasu do czasu “marnotrawstwo czasu... ołów jest bardziej użyteczny... ja bym to zrobił inaczej... tego nie wzywałem... muszę to zanotować”
Ta wieść ani trochę nie pocieszyła Cerre. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej przygnębiła, gdyż przyczyna klątwy okazała się jednak jeszcze jedną wielką niewiadomą. Ani Cristin nie mogła dopomóc, ani Cogito. Dwoma uszami przeszło jej to, co mag mruczał po nosem.
Arneo w międzyczasie pociągnął maga delikatnie za rękaw i skinął głową na kociołek, gdzie (mimo przelania większości zawartości do fiolek) zostało jeszcze troszkę zielonego płynu.
Tymczasem kapłanka, a wraz z nią mimowolnie Cerre, podeszła do drzwi laboratorium
- Powinniśmy stąd iść. - powiedziała. - Chyba słyszałam jakieś kroki...
Mniszka, z jej obecnego stanowiska, także coś słyszała. Jednak równie dobrze mogło to być kapanie wody... gdzieś w oddali.
Mag nabrał trochę płynu i łyknął ostrożnie cieczy z kociołka, po czym rzekł.-Analiza tego wszystkiego trochę... zajmie. Zdecydujcie... co wolicie. Penetrację dalej, czy powrót do spokojnego zaułka.
- Idźmy stąd, już wszystko przetrzepaliśmy...
Również i Cogito wrócił do swej standardowej, męskiej formy. I teraz było dwóch szalonych magów, bowiem Arneo wciąż pozostawał w ciele swojego mistrza.
Cristin zaś pokręciła głową.
- Gdybym była błękitnym ostrzem... to pewnie leżałabym gdzieś w lochach, czy podziemiach. - stwierdziła niepewnie.
Anteria zaś miała bardziej zdecydowane zdanie:
- Powinniśmy całym tym miejscem potrząsnąć porządnie! - zagrzmiała. - Jak co nas uderzy, to mu oddamy, aż znajdziemy to czego szukamy! Albo kogoś, kogo można wypytać!
-To jest duch! Popytajcie kogoś.- stwierdził bez cienia ironii w głosie mag podając chochlę Arnego do popitki płynu w nim. Sam nie czuł potrzebny brania działania w interakcjach socjalnych. Zmarszczył brwi i spytał.-A co to jest... błękitne ostrze?
- No właśnie, Cristin, o co chodzi z tym błękitnym ostrzem? To ten miecz, co mieliśmy znaleźć, tak?
Arneo także wrócił do swojej niziołczej postaci z porządnym tygrysim ogonem.
- No... tak. - pokiwała głową kapłanka. - Chyba, że w międzyczasie kiedy byłam... inna... nasz cel wycieczki do tego miejsca się zmienił?
- I co jest takiego niesamowitego w tym mieczu? - zaciekawiła się Anteria.
- E, no... do końca to nie wiem. - wzruszyła ramionami rudowłosa, prawie strącając z nich Cerre. - Ale jest bardzo ważny dla naszego... zleceniodawcy. Bez wątpienia.
-Ale... hmm... nigdy nie padła jego nazwa... zawsze to był … miecz.-mruknął Cogito bacznie przyglądając się Cristin w nowym wydaniu.
- Nie zmienił się, przynajmniej na razie. Ten miecz chyba nie może być taki... zwykły... - uważając jednocześnie, żeby nie zlecieć z barku Cristin, Cerre zamyśliła się nad czymś.
- Nie powiedzieli mi nawet do czego ta broń służy, a co dopiero by wyjawili mi jej nazwę... - kapłanka pokręciła głową. - Miecz o błękitnym ostrzu. Tylko tyle wiemy. Może jak go już znajdziemy, sami odkryjemy jego tajemnicę.
-Skoro wam się tak spieszy... do bitki i perswazji, to... kto ma ochotę iść na szpicy?- mag nie miał wielkiej ochoty ruszać się z tego miejsca. W przeciwieństwie do reszty... on się nie przejmował oczami w beczce. W końcu to nie jego oczy tam pływały.
- Chyba będziemy musieli to sami uczynić - Cerre nad czymś się zastanawiała. - Ktoś z was jeszcze chciał przetrząsnąć to miejsce do końca?
-Jeszcze możemy tu wrócić.- mruknął po namyśle mag.
- Anterio, daj mi ten kamyczek - powiedział Bared.
Wojowniczka przekazała łotrzykowi świecący przedmiot, którego magia jednak już się powoli wyczerpywała.
- Może ktoś z was potrafi to wzmocnić? - spytał Bared. - A może ktoś z was widzi w ciemnościach?
Mag pomrukując do siebie, wyjął z plecaka latatnię i podał ją łotrzykowi.-Najprościej polegać na najprostszych sposobach.
Widać było od razu, że Cogito, tak jak każdy inny przedstawiciel tej akurat profesji, skąpił czarów i sztuczek magicznych jak prawdziwy dusigrosz.
Bared uprzejmie podziękował, po czym wyszedł z laboratorium i skręcił w korytarz znajdujący się po jego lewej stronie. Na razie przyświecał sobie kamyczkiem, co miał zamiar robić tak długo, jak długo świecący przedmiot dawał mu dosyć światła..
- Najprostsze mało kiedy zawodzą - Cerre wzruszyła ramionami.
W korytarzu było ciemno - na najbliższe kilka metrów widać było co prawda gdzie się idzie, ale dalej był mrok.
I faktycznie słychać było kroki, gdzieś nad nimi. Tuzin, może dwa tuziny stóp... W miarę jak szli korytarzem, tym tupot był głośniejszy, aż osiągnął swój szczyt i przy dalszej wędrówce tunelem cichł.
W pewnym momencie Bared się zatrzymał - miał przeczucie, że pakuje się w pułapkę. I nie chodziło tylko o to, że korytarz był lekko nachylony ku górze... Przed nimi było coś w co mogli wdepnąć i napytać sobie biedy... a może obok nich... a może...

Kobiecy pisk. Cristin, a wraz z nią Cerre, wpadła nagle do dziury. Jednak nie była to zapadnia, jak wcześniej przy drzwiach, lecz iluzoryczny kamień, który czekał na swą ofiarę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-08-2011, 12:42   #282
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Spadły jakieś dwadzieścia metrów w dół. Mniszka miała w miarę miękkie lądowanie, gdyż wylądowała na jędrnych i zdecydowanie miękkich piersiach Cristin od których odbiła się raz, drugi...
Niestety rudowłosa miała mniej szczęścia. Od upadku straciła przytomność, krwawiła z tyłu głowy.
Cerre na początku nie wiedziała, czy dobrze jest sygnalizować swoją obecność w tym miejscu. Jeszcze w dodatku Cristin została ranna, mniszka postawiła sprawdzić, czy jak bardzo poważny jest stan rudowłosej.
Mniszka znała się odrobinę na leczeniu - rana z tyłu głowy kapłanki nie wyglądała aż tak poważnie, jakby się mogło wydawać. Wedle "profesjonalnej opinii medycznej" Cerre, rudowłosa powinna się obudzić za kilka minut.
Jednak tymczasem diablę-miniaturka miało inne zmartwienia, bo oto dostrzegło zbliżające się z drugiego końca korytarza zjawy. Podobne do tych, które Cristin odegnała poziom wyżej, ale jakby dostosowane wzrostem do Cerre. Zbliżały się.
Zdawało się, że na jedno wyjdzie, czy wrzaśnie czy też nie. Ale wolała, żeby nawet w pierwszym przypadku coś pożytecznego uczynić.
- Chłopaki! - wrzasnęła do góry. - Cristin ma kłopoty!
I wyjście tak na dobrą... [sic!], a raczej na złą sprawę - bo jedyne - znajdowało się u góry. Dwadzieścia metrów nad jej głową... Do czasu, jak tamci zareagują (albo i nie (podwójne sic!)), Cerre musiała działać i to szybko. Z trzech stron otaczała ją ściana, a czwartą zaś stanowili nieumarli, co kroczyli w kierunku diablęcia. Ponieważ Cristin i tak nie usłyszałaby Cerre, jak ją przeprasza za niepytanie się o pozwolenie pożyczenia sobie jej buzdyganu, mniszka wzięła go i postanowiła wziąć sprawę [i broń] w swoje małe ręce. Trzeba było przyłożyć oddziałowi wstrętnych zjaw, zanim te wyssą i ją, i nieprzytomną kapłankę.
Jednak zjawy nie paliły się do walki. Stanęły kilka metrów od Cerre i... patrzyły się na nią wymieniwszy spojrzenia. Jakby na coś czekały.
Ale Cerre nie czekała na to, aby zjawy do niej przyszły. Sama wręcz przyszła do nich i rozpoczęła wielkie przywalanie zjawom z buzdyganu.
~Draco, powiadom tam Pacana i resztę zgrai, że mamy małe problemy - wysłała telepatyczną wiadomość do smoczka. ~spadłyśmy jakieś pięćdziesiąt łokci w dół, jakaś pułapka była. Nie wiem, czy ten kamień nie był czasem pułapką.
Cerre poczuła w umyśle tylko poczucie ulgi - to smoczek ucieszył się, że nic jej nie jest. Póki co przynajmniej.
Niestety "walka" nie szła jej tak dobrze jak komunikacja. Wymachiwanie buzdyganem, który był i większy i cięższy od niej samej wychodziło jej fatalnie - broń co chwila wypadała jej z rąk i nie była nawet blisko zamachnięcia się nią w zjawy. Które zresztą nadal stały i nie reagowały.
Zrezygnowała zatem z machania buzdyganem. Ponownie pięści okazały się użyteczniejszą bronią. “Olbrzymią” broń odstawiła na bok i postanowiła przywalić jednej zjawie z pięści.
~Draco, atakują mnie zjawy, a Cristin jest nieprzytomna! - odezwała się do smoczka telepatycznie.
Z punktu widzenia duchów, pięści mniszki musiały wyglądać o wiele groźniej, gdyż żołnierze postanowili zareagować.
- Stój, co ty wyrabiasz?! - spytał jeden z nich, głosem dochodzącym jakby z oddali.
Cerre zignorowała ten głos. To zdecydowanie mogła być kolejna pułapka. Bez względu na to, co duchy wyprawiały, Cerre zaatakowała jedną ze zjaw.
Duchy jednak miały tą przewagę, że jeśli nie chciały walczyć to nie musiały - tuż przed ciosem od Cerre... zniknęły! Gdyby nie zwinność i refleks diabliczki, z pewnością by się mocno potłukła lądując twarzą na ziemi, a i tak boleśnie wylądowała na tyłku.
Przeklęcie widziadła przeniosły się na plan eteryczny - teraz ani ich nie widziała, ani nic im nie mogła zrobić. Wycofała się parę metrów i wyostrzyła czujność.
Jednak nic więcej się nie działo - zjawy albo się obraziły i odeszły, albo... bogowie wiedzą co teraz robiły. Przytaszczyła do Cristin jej buzdygan, żeby już nic z jej rzeczy się nie pogubiło. Nadal nie uśpiła swej czujności - nie była bowiem pewna, co się może w każdej chwili wydarzyć. Niebawem usłyszała dwa huki u góry.
- Kto tam znowu?! - zagrzmiała. ~Draco, ktoś w końcu do nas poszedł?!
~Pacan do ciebie zszedł... ale mówi, że nie może się do ciebie dostać! - zaraz po usłyszeniu tego mniszka doznała trzeciego tąpnięcia.
~To jakaś ciekawa pułapka. Czyżby przejście do innego planu? - dodała po chwili do smoczka. ~Draco, ja nigdzie nie widzę Pacana, choć było słychać u góry, jakby ktoś do nas schodził z góry. Czy coś takiego.
~Nie wiem... co chwila słychać straszne huki... jakby twierdza się rozpadała!
Po kilku chwilach mniszka zaczęła słyszeć stukot. Miarowy, spokojny i wielce irytujący. Ujrzała w końcu mężczyznę w błękitnej szacie, oraz białych włosach i brodzie pokrytą szronem.


- Kim jesteś? - zapytał ochrypłym głosem. - Czemu straszysz moje zjawy?
- A dlaczego pańskie zjawy straszą mnie? - Cerre odpowiedziała pytaniem na pytanie. Nie przedstawiła się.
- Straszą, powiadasz? - podszedł bliżej. Kiedy zobaczył obecny stan Cerre i zorientował się, że nie jest on naturalny, zaśmiał się. - Wygląda na to, że próbowałaś dobrać się do mojego laboratorium.
- Do pana laboratorium? - cóż, nie było co ukrywać. Cerre nie zaprzeczała, że tego nie czyniła, nie miałoby to bowiem sensu, skoro jegomość się dowiedział o tym. - To... pana robota z tymi kamieniami...
- Kamieniami...? - mężczyzna nie od razu zrozumiał o co chodzi. - Ach tak. Moja. Bo widzisz, taka podziurawiona podłoga brzydko wyglądała, a ja nie jestem murarzem.
Ten drugi komunikat zabrzmiał dość dwuznacznie. Cerre chodziło bowiem o przeklęte kolorowe kamyczki, ale musiała porozumieć się szybko ze smoczkiem.
~Draco, jak reszta?
~Jakiś wielki głaz próbował naz zabić, ale teraz już wszystko w porządku. - otrzymała odpowiedź od swojego pupilka.
- I co teraz zamierzasz zrobić? - naciskał dalej mężczyzna.
- A, i ten głaz to także pańska sprawa?... - Cerre nie odparła na kwestię mężczyzny, otrzymawszy wieść od Draco.
- Głaz? Chodzi ci o te tąpnięcia? Nie, to są zabezpieczenia przed intruzami, które tu były przede mną. - odchrząknął. - Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie. I nadal się nie przedstawiłaś. Jak na intruza jesteś bardzo nieuprzejmym diablęciem.
- Diabelstwa nigdy nie są uprzejme, kłamią jak najęte, są niebezpieczne i w dodatku to kanalie społeczne - “przedrzeźniała” ludzi Cerre. - Nic nowego, nie jestem prawdopodobnie od tej reguły wyjątkiem - wzruszyła ramionami. - Mam na imię Cerre, proszę pana. Jakie intruzy tu były przed panem? - zaciekawiła ją kwestia intruzów.
- Zaker, mag i specjalista od żywiołu wody, do usług. - czarodziej ukłonił się. - Intruzy przede mną? Nie mam pojęcia. Ale od kiedy tu jestem, zdarzało się że jacyś zagubieni wędrowcy tu trafiają. Zazwyczaj sam ich wykańczam, albo... strażnicy z górnych poziomów. - mężczyzna beztrosko oparł się o swój kostur.
- Długo pan w tym miejscu przebywa?
- Kiedy przestałem liczyć czas, a było to już dawno temu, to już zdołałem naliczyć trzydzieści lat.
- To... strasznie długo! Nie myślał pan nad sposobem, żeby się stąd wydostać?
- Och, gdybym chciał się stąd wydostać to nie byłoby tu nawet śladu po mojej obecności. - uśmiechnął się mdło. - Nie rozumiesz? Taka twierdza... w innym wymiarze. Opustoszała... no prawie. Idealne miejsce do moich badań. Niekończących się badań nad magią, alchemią i zaklęciami.
- To pan zapewnie bardzo dobrze się zna na magii i na tym miejscu - przyznała Cerre kiwając głową. - Wiedziałby pan... jakby ze mnie ściągnąć tą klątwę? - wskazała na siebie.
- Oczywiście, że bym wiedział! - czarodziej niemalże się oburzył. - W końcu, poniekąd, to ja ją na ciebie nałożyłem, nieprawdaż? Pytanie jednak brzmi... co chcesz mi zaoferować w zamian za zdjęcie jej z ciebie?
~Draco, gdzie jesteście?
~Wciąż w tym samym miejscu. Rozmyślamy, czy nie da się usunąć jakoś tego głazu. - otrzymała po chwili telepatyczną odpowiedź.
~Rozmawiam z magiem w tej chwili. Zwie się Zaker. Mówi, że to on nałożył tą klątwę na te kolorowe kamyki, siedzi tu od jakichś trzydziestu lat. Potrafiłby ze mnie ściągnąć klątwę. Może mógłby też nam pomóc. Ale on chce czegoś od nas w zamian. Przedebatuj tam z naszymi w tej sprawie i daj mi odpowiedź.
- Co pan chciałby, żebyśmy dla pana zrobili? - spytała się Cerre, stając się jakby pośrednikiem grupy.
- Czuję się urażony, że nie wspomniałaś swoim towarzyszom o tym jaki jestem przystojny. - czarodziej uśmiechnął się bezczelnie. - A co bym chciał? A czegóż może chcieć mężczyzna, który od wielu-wielu lat nie widział innej żywej istoty, a tym bardziej przyzwoitej kobiety?
Oferta maga nieco zaskoczyła Cerre. Tylko nieco; musiała przemyśleć, co mogliby mu jeszcze ofiarować. Na jego propozycję mniszka miała średnią ochotę.
~Aha, on wie, że grzebaliśmy w tym laboratorium; okazało się, że to była jego pracownia - przekazała smoczkowi następne informacje.
- Jedna z kilku pracowni. - poprawił ją czarodziej, po raz drugi bezczelnie pokazując że i on słyszy jej “prywatne” przekazy do Draco. - Możesz się zastanawiać nad moją propozycją, proszę bardzo. Ale po dwudziestu czterech godzinach będziesz musiała się zacząć przyzwyczajać do swojej nowej formy, bo wtedy już nie da się tego odwrócić.
Tymczasem mniszka otrzymała pytanie od Draco:
~Potrzebujemy wiedzieć, czego dokładnie chce ten czarodziej.
- Czy mogę tymczasem zaproponować, byś poszła za mną? - spytał rzeczony mag.
Stuknął mocniej drągiem w posadzkę i wypowiedział tajemne słowo - ciało rudowłosej zaczęło nagle unosić się w powietrzu i snuć w kierunku czarodzieja.
Cerre skinęła głową i poszła za czarodziejem. Wyczuła, że smoczuś męczy się rolą przekaźnika, toteż postanowiła wypytać przy okazji maga, co mogliby dokładniej dla niego zrobić. Odliczając jego ofertę względem mniszki.
- Panie Zaker... - zaczęła. - A odliczając pańską ofertę... względem mnie... co moi towarzysze mogliby dla pana uczynić?
Mag był już w gruncie rzeczy odwrócony do niej plecami i zaczynał odchodzić z lewitującym ciałem Cristin. Na pytanie mniszki zatrzymał się i odwrócił powoli.
- Poza nie pokazywaniem mi się na oczy... niewiele. - westchnął. - Nie potrzebuję złota, czy klejnotów. Jaką to może mieć wartość w takim miejscu? Jedyne czego mi trzeba to nieskończone zasoby ciszy i świętego spokoju. Które to właśnie zakłócacie. Co więc chcesz mi zaoferować w zamian za pomoc?
~Od was nic nie chce, poza nie pokazywaniem się na oczy i daniem mu świętego spokoju... - odezwała się do smoczka. ~ Ja z nim już pomówię. Trzymaj się, Draco... Spotkamy się później...
- Chyba przemyślę pańską propozycję... Ale... byłby w stanie pan pomóc... rudowłosej...? - spytała niepewnie maga.
- Oczywiście, że mógłbym. - odparł czarodziej. - Nie proszę o wiele, ale póki co powinnaś iść za mną. Nie jesteśmy w tym miejscu bezpieczni. Zaprowadzę cię gdzieś, gdzie będziemy.
Kolejny huk, tym razem z dołu, podpowiadał Cerre, że Zaker może mieć rację co do bezpieczeństwa.
Nie wahała się tym razem podążyć za magiem. Nadmierna nieufność czasami mogła uczynić równie wiele szkód jak bezgraniczna naiwność.
~Uważajcie na siebie, maleństwo. Zdaje się, że i nam i wam może grozić niebezpieczeństwo. Dam ci znać, dokąd się udaliśmy - odezwała się do Draco, próbując sobie wyobrazić, że głaszcze smoka po łebku... na odległość.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 25-08-2011, 12:54   #283
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bared obrócił się na pięcie.
- Gdzie one się podziały? - spytał. W końcu i Anteria, i Cogito, powinni wiedzieć, gdzie zniknęła Cristin i znajdująca się na jej ramieniu Cerre.
- Spadły w dół - odparł krótko i lakonicznie mag, powoli nachylając się i macając obszar zniknięcia, a właściwie pochłonięcia dwójki kobiet. W ciemnościach nie było za wiele widać. A krzyki które stamtąd dochodziły niewiele wyjaśniały.
Po chwili wszyscy usłyszeli w głowach głos małego pseudo-smoka należącego do Cerre.
~Mają problemy, ale chyba nic im nie jest. Mówią, że są jakieś pięćdziesiąt łokci pod nami, bo wpadły w pułapkę. - Nastąpiła chwila przerwy w trakcie której smoczek najwyraźniej otrzymywał dalsze informacje. - Ee, poprawka. Jest atakowana przez duchy, a rudowłosa jest nieprzytomna.
- Ma któreś z was linę? - Bared zwrócił się do swoich towarzyszy.
-Nie tak długą linę...-odparł mag.
- Moja ma niecałe dziesięć metrów - odparł Bared. - Może gdyby związać...
Pochylił się i wymacał niewidoczny otwór.
-Do roboty... więc.- rzekł czarownik podając Baredowi swoją piętnastometrową linę.
Związanie dwóch lin zajęło Baredowi parę sekund.
- Sprawdź, czy wytrzyma - poprosił Anterię. Wiedział, że węzeł jest solidny, ale nie miał zamiaru podzielić losu Cristin i Cerre, spadając w dół z dużej wysokości.
W trakcie ich działań mających na celu uratowanie dwóch dam z opresji, w okolicy rozległ się straszny huk, przez który wszyscy aż podskoczyli. Czymkolwiek było to miejsce... nie wyglądało na bezpieczne.
Wojowniczka zaś wzięła linę i napięła ją w miejscu węzła z całych sił... rozpruwając lekko linę, ale jej nie rozrywając.
- Ups... - powiedziała. W każdym razie węzeł trzymał mocno.
- Przytrzymaj linę, a ja zejdę na dół - powiedział Bared. Chwycił w zęby świecący resztkami sił kamień i, gdy tylko Anteria złapała koniec liny, zrzucił drugi koniec i zaczął się opuszczać na dół.
Zanim łotrzyk jednak zszedł do "pułapki", nastąpił drugi potężny huk. Znacznie bliższy i znacznie głośniejszy niż poprzedni, który sprawił że Bared stracił równowagę i zamiast wejść do dziury, wpadł do niej. Na szczęście była lina, której mógł się złapać. Zszedł więc po niej... jednak spadek miał niecałe pięć metrów i "skręcał" w bok pod kątem prostym. Nie mogło być mowy o tym, żeby przed chwilą Cristin i Cerre spadły tą samą dziurą.
- Cogito, tu nie ma przejścia - powiedział na tyle głośno, by mag go usłyszał. Wziął kamyk i oświetlił podłogę. - One nie mogły spaść niżej. Wracam - powiedział do Anterii.
Szarpnął za linę i zaczął się wspinać.
Trzeci huk nastąpił, kiedy Bared zaczął wracać na górę. Nie tylko spowodował, że łotrzyk puścił linę, ale też i Anteria na górze ją puściła... wskutek czego cały sznur wylądował na dole, wraz z łotrzykiem.
- Ale głupi kawał - mruknął Bared, gdy już się wyplątał ze zwojów, które na niego spadły, Zwinął starannie kilka metrów sznura w zwoje, które powinny się łatwo rozwinąć, a potem zamachnął się i rzucił w górę.
- Łap - powiedział sekundę wcześniej.
Wojowniczka złapała. Posłała łotrzykowi drugi koniec liny raz jeszcze i tym razem udało się wyciągnąć Bareda z dołka bez dalszych problemów. Anteria klepnęła go w ramię. Ze sporą siłą.
- Nic ci nie jest? - spytała.
- Nie. - Bared potarł, całkiem odruchowo, ramię. Rozwiązał węzeł i podał magowi jego linę. - Przejście się zamknęło - powiedział. - Przynajmniej w dół nie można iść, najwyżej w bok. Całkiem jakby przy tych wstrząsach zmieniła się konstrukcja twierdzy. Zaraz się okaże, że za nami wyrosła ściana.
Tak się jednak nie okazało.
Nastąpiło jednak czwarte tąpnięcie, po którym słyszalny był dziwny szum. Coraz głośniejszy i głośniejszy...
Wielki głaz toczył się ku nim od strony w którą chcieli iść! Wszyscy rzucili się do ucieczki, jednak skała zaklinowała się na dziurze w którą wpadła kapłanka i teraz blokowała całe przejście.
- Zostałaby z nas mokra plama - powiedział Bared, przyglądając się głazowi. - Musimy zapewne znaleźć inne przejście.
Cerre w swej obecnej wersji z pewnością by się przedostała, ale inni prawdopodobnie by utknęli w, gdyby spróbowali przecisnąć się między głazem a ścianą i podłogą.
Po kilku chwilach pseudo-smok zapiszczał, oznajmiając pozostałym kolejną wiadomość od Cerre:
~Znalazła jakiegoś czarodzieja, który ponoć może jej... i wam pomóc. Jednak chce coś w zamian i mamy się zastanowić co moglibyśmy mu zaoferować.
Jakby nam było mało jednego zlecenia, pomyślał Bared.
- A nie powiedział konkretnie, czego sobie życzy - spytał smoczka.
~Przeciwnie. Sam się zapytał co mu możemy zaoferować... tak mi się wydaje - odpowiedziało stworzonko.
Mag przyglądał się głazowi w milczeniu, rozmyślając na możliwymi scenariuszami. Wreszcie usiadł przy ścianie i rzekł.- Równie dobrze, możemy tu założyć obozowisko. A ofertę...- uśmiechnął się nieco złośliwie. - Ten demon w przebraniu maga będzie pewnie chciał czegoś abstrakcyjnego za pomoc. Lepiej go więc przekupić przedmiotami i złotem.
- Powiedz Cerre - Bared zwrócił się do smoczka - żeby dokładnie wypytała, czego ten mag sobie życzy. Moje złoto wystarczyłoby zapewne by przekupić strażnika miejskiego, ale z pewnością nie maga czy demona - skomentował słowa Cogito.
- Lepiej złotem niż duszą. I od złota lepiej zacząć negocjacje.- burknął mag przymykając oczy i medytując w ciszy.
~Kolejny przekaz... - w telepatycznej wieści od Draco czuć było znużenie. Był zmęczony robieniem za pośrednika. - Mówi, że to laboratorium w którym byliśmy to pracownia tego czarodzieja, co niejako robi z nas złodziei. I... mag wie o naszym wtargnięciu.
Zamek miał właściciela, o czym Cyricowcy nie mieli zapewne zamiaru im powiedzieć. Nie, żeby to maga zdziwiło. Ziewnął i rzekł.
- W sprawie oskarżeń o złodziejstwo, kradzież i inne takie duperele, to... przekaż mu, że przy najbliższej okazji skontaktujemy go z naszymi pracodawcami. A oni z chęcią dogadają się z nim w sprawie rekompensaty za obecne i przyszłe zniszczenia.
Albo... co pewniejsze, obie strony wezmą się za łby. Jednak to akurat obchodziło szalonego maga, tyle co zeszłoroczny śnieg.
- Ty mi tu nie opowiadaj o kolejnych przekazach - Bared zwrócił się do smoczka. - Niech się Cerre dowie, czego chce ten mag. Zgadywanki mogą nas wciągnąć w jeszcze gorsze bagno.
~Mag mówi, że mamy mu się nie pokazywać na oczy. - powiedział Draco telepatycznie. - Jedyne czego chce... to coś co może zaoferować mu Cerre.
Smoczek wyglądał na zdołowanego wieściami, które właśnie przekazał drużynie.
- Więc, co robimy? - spytała nieoczekiwanie Anteria. - Ruda i diablę utknęli na dole, a ich aktualny gospodarz nie chce nas widzieć. Osobiście wolałabym się stąd ruszyć, zanim przyturla się tu drugi głaz.
Jakby na potwierdzenie jej obaw, drużyna doświadczyła kolejnego huku - tym razem było to raczej lekko odczuwalne tąpnięcie dochodzące gdzieś z dołu.
- Na razie zniknijmy z tego korytarza - odparł Bared. - Okolice laboratorium powinny być bezpieczne. A jak ta twierdza się trochę uspokoi, to spróbujemy znaleźć drogę na dół. Przekaż to Cerre - zwrócił się do smoczka. - A gdyby tam się kierował ten mag, który nas nie chce oglądać, to niech da nam znać.
Cogito... polubił to miejsce, polubił ten zamek. Mała ilość bodźców pozwalała mu jaśniej myśleć. Wstał i ruszył do laboratorium, skinięciem ręki nakazując Arneo by ruszył za nim.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-08-2011, 18:56   #284
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Pozstałość drużyny, uszczuplona chwilowo o Cerre i Cristin ruszyła korytarzem w stronę z której przyszli - ku ograbionemu już ze wszystkich wartościowych przedmiotów laboratorium. Draco poinformował ich że stracił kontakt telepatyczny z Cerre. Wydawało się, że powrót to dobry plan - było to w miarę bezpieczne miejsce, gdzie mogli zebrać myśli, może nieco odpocząć. Tylko Anteria marudziła, że wolałaby poszukać kogoś do porządnego przetrzebienia skóry i wypytania.

Niemniej, większość z nich była za powrotem do pracowni. I prawie im się to udało.
Byli już o kilka kroków od znajomego wejścia do laboratorium, kiedy ziemia pod ich nogami zaczęła się trząść i z oddali... przyjechały drzwi, by zastawić sobą wejście do laboratorium!


Widok był bardzo dziwny - zupełnie jakby ktoś pchnął te drzwi po ścianie z wielką siłą, która wystarczyła by te wskoczyły na miejsce wejścia do laboratorium.
I owemu wskoczeniu drzwi na miejsce towarzyszył znany już zgromadzonym huk. Tyle że teraz, z racji jego bliskości, był wielokrotnie silniejszy. Cała drużyna wylądowała przez niego na ziemi.
Kiedy wszystkim już udało się wstać, Anteria wyciągnęła swój topór i postanowiła sprawdzić co się czai za drzwiami. Pozostali również wyciągnęli bronie i przygotowali się do ewentualnej walki. Na szczęście okazało się to niepotrzebne.
Co prawda nie było już tam pracowni alchemicznej, ale nie było też nic co chciałoby ich zabić.
Był za to... krasnolud. Właściwie to duch krasnoluda.


- Zapraszam, zapraszam szanownych klientów! - brodacz zawołał ochrypłym głosem wypuszczając dym z fajki.
Pomieszczenie faktycznie wyglądało jak sklep z bronią i pancerzami. Naturalnie większość z nich była krasnoludzkich rozmiarów, lub z innych powodów przeznaczona głównie dla brodaczy. Jednak, co najważniejsze, ekwipunek tam obecny był jak najbardziej materialny.
Tak jak dwóch mechanicznych strażników stojących pod ścianami przyległymi do drzwi.


Wielkie konstrukty nie zwracały jednak na nich uwagi. W sumie na nic nie zwracały uwagi i ciężko było stwierdzić, czy w ogóle są... funkcjonalne.
- To czym możem wam służyć, ech? - zapytał krasnoludzki sklepikarz pociągając z fajki.

Tym czasem Cerre sunęła za czarodziejem Zakerem. Postanowiła się nie przemęczać i zamiast iść, wskoczyła na lewitujące ciało Cristin dzięki czemu miała coś w rodzaju darmowej przejażdżki siedząc na brzuchu rudowłosej.
Zmartwiło ją jednak, że im dalej się zagłębiali w korytarz, tym słabiej czuła telepatyczną więź z Draco. Zdążyła jeszcze otrzymać informację od swojego pupila, że drużyna postanowiła wrócić do laboratorium i że jeśli mag planuje to samo to niech mniszka da im znać. A potem... znikł. Do tamtej chwili Cerre nie zdawała sobie sprawy jak bardzo zżyła się ze smoczkiem i czuła teraz wyjątkową pustkę w głowie.

Zanim się zorientowała, surowy kamienny tunel zmienił się w bardzo szykowny, zadbany korytarz, jakby można by zastać na szlacheckim albo i nawet królewskim dworze. Piękny, czerwony dywan, obrazy na ścianach, ozdobne świeczniki z pięcioma świecami na każdym. Była nawet okrągła wnęka, którą mijali, gdzie stała wielka zbroja płytowa z mieczem i tarczą.
W końcu jednak doszli do końca korytarza. Przeszli przez drzwi.

Znaleźli się w niewielkiej antresoli, która dawała widok na dużą salę poniżej w której możnaby z powodzeniem wyprawić biesiadę dla setki osób. Trzeba by tylko wstawić tam stoły, bowiem obecnie znajdowało się tam kilka niewielkich ławek przy ścianach, oraz gigantyczna szachownica ze szklanymi figurami gotowymi do gry.


Z półpiętra, na którym stała teraz mniszka, czarodziej i lewitująca kapłanka, mieli idealny widok na wielką planszę.
Zanim czarodziej odezwał się do diablęcia, wykonał kilka skomplikowanych ruchów rękami i niezrozumiałych inwokacji. W rezultacie czarne figury szachownicy zmieniły swe kształty w szklane odpowiedniki drużyny: pionki zmieniły się w szklane repliki niziołka Arneo z tygrysim ogonem. Wieżami była wojowniczka Anteria, skoczkami dwa Baredy, zaś gońcami dwie rudowłose Cristin.
Królowa i król były nieco większe od pozostałych figur i były reprezentowane kolejno przez szklaną Cerre, oraz szalonego maga Cogito.
- Moja propozycja jest prosta. - powiedział po dłuższej chwili milczenia Zaker przy pomocy magii kładąc wciąż nieprzytomną rudowłosą na jednej z kamiennych ławek. - Zagramy partię... tyle partii ile będziesz chciała. Za każdą wygraną grę spełnię jedną twoją prośbę z następującymi warunkami: po pierwsze prośba nie może zakładać mojego opuszczenia, ani wpływania na przestrzeń poza moimi komnatami, czy pracowniami. Czyli górne piętra tej twierdzy, czy inne plany egzystencji. Po drugie, nie spełnię prośby, która stawiałaby mnie w ryzykownym położeniu... dowolnym ryzykownym położeniu. Po trzecie... wciąż nie chcę mieć nic wspólnego z twoimi męskimi towarzyszami, którzy są na wyższych poziomach, więc miej to na uwadze.
- Jeśli zaś przegrasz - ciągnął dalej - Zapłacisz mi sztukę złota. Z pewnością masz przy sobie trochę pieniędzy. Zaś za każde pięć sztuk złota, które zgromadzę w ten sposób, pójdziesz ze mną do łóżka.
Czarodziej dał mniszce kilka chwil do namysłu, po czym zapytał:
- Zgadzasz się na moje warunki?
 
Gettor jest offline  
Stary 31-08-2011, 17:53   #285
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mag nie zwrócił większej uwagi na narzekania kobiety, ni na cokolwiek innego. Szedł milczący i zamyślony nie wydając się szczególnie zainteresowany otoczeniem.
Od tego miał Arnego. Niziołek rozglądał się dookoła podejrzliwie, szukając kolejnych nieprzyjemnych niespodzianek na ich drodze.
Aż dotarli do drzwi.
Za którymi krył się sklepik krasnoluda. - To czym możem wam służyć, ech? –
-Wyjściem, mapą, zrozumieniem, wyjaśnieniem, prawdą, teorią?-
kolejne słowa wypływały z ust szalonego mag, gdy łaził po sklepie i palcami dotykał zbroi i broni.
Ekwipunek był jak najbardziej prawdziwy i to przedniej jakości biorąc pod uwagę to, co Cogito widywał dotąd. Jednakże samego maga niewiele on interesował. To były przedmioty nieużyteczne dla niego.
- Eee... mapy to nie tutaj. - krasnal podrapał się po uchu, przyglądając się magowi z mieszanką zdziwienia i podejrzliwości. - A... eee... jaką prawdą? O czym wy mi tu pleciecie?
Cogito mruczał do siebie wędrując po broni z niemal nieobecnym spojrzeniem.- Puste, martwe, smutne, stworzone acz nieużyte. Pozbawione celu i powodu istnienia.
Jakiż sens ma sklep z bronią w takim miejscu? Żadnego. Ci którzy przychodzą, to przybywają z własnym orężem. Ci którzy przychodzą, przybywają rabować, nie kupować.
- A gadajcie se panie, na zdrowie. - brodacz buchnął dymem z fajki magowi prosto w twarz. Oczywiście nie był to prawdziwy dym, więc Cogito nawet go nie poczuł. - Jak będziecie mieli do powiedzenia co z sensem, albo lepiej jeszcze, jak będziecie chcieli co kupić, to będę o tu, na tym stołku.
Mag tylko skinął głową, po czym rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kolejnych drzwi.- Gdzie zaplecze?
- Ukryte. -
mruknął krasnolud ciągnąc z fajki.
-A za zapleczem? Co jest?- spytał Cogito.
- Nic. Jest zaplecze, jest sklep i tyle. Czemu pytacie? - brodacz wyglądał jakby nie mógł się zdecydować, czy pytania Cogito go nużą, czy intrygują.
Mag zaśmiał się głośno.-Czemu pytam? To nie moje miejsce. To nie miejsce dla mnie. Mnie czas zmusza do dalszej wędrówki.
Anteria prychnęła i podeszła do krasnala.
- Jak chcecie to mogę go uciszyć. - mruknęła do brodacza niemal konspiracyjnym tonem.
- E? Nie, nie trzeba. - odparł sklepikarz, po czym zwrócił się znów do Cogito. - To mówicie, że czas was zmusza do wędrówki? A dokąd to chcecie iść?
- Dokąd nie ma znaczenia. Skąd ma... Stąd chcę wyjść
.- odparł Cogito i ruszył do drzwi, przywołując gestem Arneo. Towarzystwo zaczęło go nużyć. I nie widział potrzeby przebywania dłużej w ich obecność. Zresztą pożytek nie był duży.
Zawrócił, kierując się tam, skąd przybyli... tyle że już bez obecności Bareda i Anterii.
Skoro zmieniła się sytuacja tu... mogła zmienić przy głazie. A gdyby nie... Cóż... mag miał zaplanowane kilka działań. Nadal mógł przejść pod głazem używając swej magii i zmieniając postać w gazową.
Jednakże zamierzał sięgnąć po bardziej ryzykowną i widowiskową magię. Po czysty chaos.
Arneo kazał się zatrzymać z tyłu, sam zaś spojrzał na głaz.

Pierwotna kreacjo, szalejący chaosie
niszczący twórco, niezmienna zmiano
potęgo decydująca o każdego losie
uderz swą siłą, od której bierzesz miano.


Arneo stał z dala patrząc jak wokół szalonego maga, rzeczywistość zaczyna falować i wybrzuszać, barwy sąsiednich przedmiotów zlewały się, kontury zakrzywiały się.
A sam Cogito otoczony furią czystego chaosu starał się skupić uwagę, by nadać uwolnionej potędze prosty i wyraźny cel. Zdezintegrować głaz blokujący przejście w dół.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-09-2011, 22:24   #286
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ktoś sobie robił chyba jakieś żarty. Czary-mary i zamiast laboratorium mamy śliczny sklepik. Z duchem w charakterze sprzedawcy na dodatek. A może sprzedawczyka, bo jak przystało na krasnoluda wysoki nie był i słowo ‘sprzedawca’ byłoby nieco na wyrost. Aż dziw, że towary miał całkiem materialne i - przynajmniej na pierwszy rzut oka - dobrej jakości. Ale żeby jeden bełt miał kosztować ponad dwieście pięćdziesiąt sztuk złota? Tak przynajmniej pisało na malutkiej karteczce. To tak, jakby we wroga rzucać sakiewkami, i to bynajmniej nie pustymi. I co z tego, że wrzeszczy? Każdy by to robił, gdyby za jednym strzałem tracił tyle złota.
- Od dawna prowadzi pan ten interes? - spytał Bared.
- No będzie tego ze dwie dekady kiedy to wygrałem ten sklep w karty od starego Hegerda - padła odpowiedź.
- A czemu jako duch? - zaciekawił się Bared.
- Pogięło cię panocku?! - nastroszył się krasnolud. - Ja czym?! Że duchem?! A w dziób byś nie chciał?!
Bared nie sądził, by cios w wykonaniu ducha miał jakiekolwiek znaczenie, ale by nie denerwować sprzedawcy nie udzielił odpowiedzi w stylu “Popatrz se w lusterko”.
- A jak się zwie to miejsce? - Bared pokazał na zewnątrz, by krasnolud czasem nie pomyślał, że chodzi o nazwę sklepu.
Brodasz wybuchł śmiechem.
- Ha! To wpuścili cię tu i nie wiesz nawet gdzie jesteś? Toć to rozległa twierdza Kresh'natal w całej swojej okazałości! - nadal się śmiejąc pociągnął z fajki.
- Przypadkiem tu trafiłem - odparł Bared. - Ale kiedyś słyszałem o tym miejscu. Ktoś mi chyba o jakimś mieczu opowiadał.
- Mieczu? W krasnoludzkiej twierdzy?!
- Gdyby nie to, że brodacz był duchem, jego pyzata twarz byłaby teraz cała czerwona. - Bajki jakieś opowiadasz! Z uzbrojenia to tutaj... hmm... nie ma nic niezwykłego. Fakt, mamy całe mnóstwo wyśmienitych zbrój, broni i takich tam, ale nic takiego żeby o tym opowiadać niestworzone rzeczy.
- Mylić się mógł
- odrzekł Bared. - Albo i nie wiedział dobrze, co mówi, bo po kielichach paru gadał, to i poprzestawiać coś mógł, jak to po pijaku bywa.
- Ano...
- krasnolud sposępniał nieco, wciąż pykając fajkę.
- Stało się coś - spytał Bared - żeś pan jakby humor nieco stracił?
- Że takie rzeczy ludzie za granicami naszymi opowiadają
- burknął. - To mnie dołuje... ech... spodobało się wam coś tu może? Chcecie coś obejrzeć?
- Za dobre towary jak na moją kieszeń.
- Bared pokręcił z niechęcią głową. - Może jedynie bełtów kilka, bo to szybko się rozchodzi, a samemu strugać to... - Nie dokończył.
- Co robota fachowca, to robota fachowca - dodał po małej chwili.
- Ha! - roześmiał się raz jeszcze brodacz. - Podobasz mi się młody, masz dobre podejście do sprawy.
Krasnolud zeskoczył ze stołka i podszedł do jednej ze skrzyń z której wyjął kołczan bełtów, który za dotknięciem ducha również stał się matowy i niematerialny.
- Masz, w prezencie, przednia robota! - postawił kołczan na ladzie. Kiedy tylko go puścił, bełty znów stały się materialne.
O ho ho, pomyślał Bared. Bełty były faktycznie przedniej roboty. Prawdę mówiąc, dużo, dużo lepsze, niż zwykłe.
- Dzięki stokrotne - odparł. - Piwa wam chociaż przyniosę dobrego, jeśli gdzie tu dostać je można.
- No ja myślę!
- rzucił krasnolud wracając na stołek.
- Gdzie tu jest najbliższa karczma z dobrym piwem? - spytał Bared. - Chyba, że wolicie coś innego?
- A... A co mi tam, chodźmy!
- Krasnolud znów zeskoczył ze stołka. W pulchnych dłoniach zajaśniały klucze, skierował się do drzwi. - Pokażę wam co znaczy biesiado...
W tamtym momencie przechodził przez próg własnego sklepu. I, jak to zdarza się duchom, zniknął nagle.
Wcięło go, pomyślał Bared, Wyszedł na korytarz i rozejrzał się za duchem. Wszystko tam było tak jak poprzednio, tylko brak śladu po brodaczu.
- To się chyba z nim już nie napijemy - stwierdził Bared. - Chodźmy zobaczyć, co wyprawia nasz mag. Jeszcze i on nam gdzieś przepadnie.
Weszli w korytarz, w którym przebywał Cogito.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-09-2011, 22:03   #287
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
I tak oto czarodziej z mniszką zmówili się na siedem partii. Było to ogromne ryzyko, ale też większa szansa na ugranie jakiegokolwiek życzenia.
Mniszka nie grała często w szachy i wydawało się jej, że będzie musiała sobie przypomnieć zasady gry. Cerre uważała paragraf z łóżkiem za hańbę i jakąś kpinę z jej godności. Mag doprawdy żadnej czelności nie miał, bo nawet podsłuchiwał jej telepatyczną rozmowę z Draco. Cierpiał jeszcze na jakąś megalomanię - mniszka z całą chęcią udusiłaby gościa w tym momencie na miejscu. Ale była za mała i do szyi mu nie sięgała.
Pierwszą partię przegrała, choć doprawdy tak niewiele brakowało, żeby to ona wygrała tą partię. I tu jej zdenerwowanie zaczęło rosnąć.
Ale drugą partię już wygrała, wykorzystując błąd maga, bo ten własnego króla niecelowo wprowadził w zasadzkę, a Cerre zmatowała go hetmanem w ciągu kilkunastu rund.
Trzecia jednak nie poszła tak gładko. Szewski, cholerny mat.
Czwarta też nie wypadła rewelacyjnie. Piąta o mały włos nie doprowadziła Cerre do szewskiej pasji i chyba tylko pewna jej samokontrola utrzymała ją na miejscu.
Szósta jednak okazała się świetna dla Cerre, choć do końca gra pozostała pewna napięcia i niepewności. W końcu jednak król maga został otoczony wieżą, laufrem i dwoma hetmanami Cerre!
Siódma niestety zakończyła się porażką dla rogatej. W tym momencie była wściekła na siebie i na resztę świata, ale zwłaszcza na siebie. A maga miała ochotę nie udusić, tylko zabić na miejscu. Bo wychodziło na to, że ma stać się dziwką za pięć sztuk złota i ma dogodzić magowi. Ale postanowiła wykorzystać lukę w umowie z magiem. Nienawiść i złość nie mogły odwieść co prawda mniszki od wycofania się z umowy, ale doprowadziły ją na inne tory wywiązania się z umowy.
Moment, mag wspomniał bowiem o tym, żeby pójść z nim do łóżka. O harcach w nim jednak nie wspomniał. W porządku - Cerre też się odegra na nim. Widok maga napawał ją wstrętem. Za dwa życzenia wysypiała mu na stół pięć złotych monet, zgodnie z obietnicą, jakby te miały ją sparzyć. Nie spoglądała na maga. Wolała z drugiej strony nie wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Ale niestety, chyba się domyślała.

Teraz przyszła pora na tą przyjemniejszą, jak na obecną sytuację, ale o dziwo też trudniejszą część umowy - na wymyślenie życzeń. Cerre bowiem nigdy nie marzyła o czymkolwiek. Skutecznie oduczyła się tej jakże szkodliwej, nieużytecznej czynności wiele lat temu. Pomyślała sobie o zmianie wyglądu. Diablica nie do końca lubiła swój wygląd i mimo upływu lat ta tendencja się nie zmieniała, a jedynie pogłębiła, na tyle, że Cerre unikała luster i wszystkiego, co mogło pokazywać odbicie. Ale z drugiej strony stwierdziła, że wyglądać lepiej byłoby... znacznie lepiej niż wyglądać tak, jak wygląda. Przydałoby się przy okazji odzyskać swój dawny wzrost i pewną dozę wolności.

- Tak więc wygrałem pięć partii. - czarodziej wziął pieniądze. - Jednak skonsumowanie naszej umowy w twoim obecnym stanie byłoby kłopotliwe...
Nim się Cerre obejrzała, mag zaczął rzucać zaklęcia. Pierwsze, które w jego wykonaniu wyglądało na dziecinnie proste, przywróciło ją momentalnie do normalnych rozmiarów, zaś drugie... powiększyło jej piersi do rozmiarów, które prawie że uniemożliwiały mniszce spojrzenie na własne stopy.

Pierwsze życzenie... Pierwsze życzenie...
A może by się tak spytać maga o parę kwestii? Na przykład zniesienie mocy balora! Czy byłby w stanie zniszczyć ten tatuaż?
Zaker przyjrzał się najpierw plecom rogatej (innym częściom ciała przy okazji też) i stwierdził, że to ‘znamię’ to fascynująca rzecz. Cerre trochę to zdziwiło

- Czemu niby fascynujące? - pytała. - Co jest takiego fascynującego w kółku z czachą?
- Ignorantka. - mruknął czarodziej. - Już dawno przestałem patrzeć na świat zwykłym wzrokiem. Tam, gdzie ty widzisz tylko trochę atramentu rozlanego po twoich plecach, ja widzę magię. Potężną magię, nadmienię.
- Cóż, jestem prostym... nie powiem, że człowiekiem... - wzruszyła ramionami. - To faktycznie chyba długo musi zająć...
- Mógłbym oczywiście to zrobić też w kilka minut. - wzruszył ramionami. - Ale podejrzewam, że jednak chciałabyś przeżyć ten proces.
- Wytrzymam...
- To nie jest opcja. - warknął czarodziej. - W tym drugim przypadku twoje ciało zostanie całkowicie zdezintegrowane. Zmienione w kupkę prochu. Wątpię, czy wytrzymasz coś takiego.

No, to już zabrzmiało groźnie, a przede wszystkim niebezpiecznie.
Cerre chyba przekonały słowa maga.
- Dobrze... mogłaby, pozostać nawet tydzień, jeśli zaszłaby potrzeba...
Czarodziej pokiwał głową.
- A drugie życzenie? - spytał po chwili.
- Chciałabym być... - tu zastanowiła się przez moment. - ładniejsza i silniejsza...
Mag zmrużył oczy.
- A mnie się wydaje że to dwie różne rzeczy. Musisz wybrać jedną z nich. - burknął.

Musiała się teraz poważniej zastanowić. Czy na pewno wygląd byłby taki ważny? Co on by zmienił? Za kilkanaście lat raczej straciłby na znaczeniu. Miała nadzieję, że mag pozbędzie się skutków czarciej magii.
"I tak za jakiś czas się zestarzeję... i nie będę ładna, zresztą i tak nie jestem... Potęga... tak, potęga nigdy nie jest zła... Przecież sam Dant tak stwierdził. Ale Zaker chyba nie podaruje mi magicznych mocy...

Nadal nie mogła skontaktować się z pseudosmokiem. Mimo że w pomieszczeniu znajdował się czarodziej, Cerre jakoś czuła się osamotniona. Mag nadal wzbudzał w niej niechęć, pogardę i wściekłość, ale nie dawała tego po sobie poznać. Musiała się opanować, jeśli miałaby skorzystać na umowie.
- Poproszę o większą siłę.
Czarodziej westchnął głęboko i zamknął na chwilę oczy, po czym rzucił w krótkim czasie na mniszkę dwa zaklęcia - pierwsze z nich było prostą "siłą byka", zaś drugie ją utrwalało.
- Dziękuję... - odparła Cerre.

Wyglądało na to, że ta przyjemniejsza część umowy już za nimi. Teraz pozostawała ta druga część - ta z łóżkiem...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 12-09-2011, 21:23   #288
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Istotnie, Cerre pozostawała jeszcze druga część umowy, jednak zanim Zaker się nią zajął...
- Ona nie będzie nam potrzebna. - powiedział wskazując na dochodzącą już do siebie Cristin. Uderzył drągiem w posadzkę i rudowłosa, która dopiero teraz zaczynała się orientować w otoczeniu, po prostu zniknęła.
- Nie martw się, wysłałem ją do twoich towarzyszy. - zapewnił mniszkę, po czym zaprowadził ją do jednych z drzwi wychodzących z wielkiej sali i przykazał jej "wejść i się rozgościć", po czym sam udał się do... innych drzwi.
A Cerre? Cóż mogła zrobić. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Widok wewnątrz nieco się różnił od jej oczekiwań.


Wyglądało to, jak prywatne gniazdko miłosne czarodzieja Zakera. W powietrzu unosił się przyjemny zapach kwiatów, wanilii, nutką cynamonu i czegoś... niezwykle rozluźniającego.
Łóżko było bardzo wygodne, zaś pościel wykonana z jedwabiu. W świecznikach paliły się świece, jednak płomyki nie spalały wosku.
Na stoliku, oprócz świec, stała jeszcze butelka czegoś, co mogło być jedynie czerwonym winem, dwa kieliszki i miseczka czekoladek, oraz innych słodyczy.
Cały pokój sprawiał bardzo przyjemne wrażenie - można było usiąść, zrelaksować się, zapomnieć o całym świecie... aż do najdalszych zakamarków umysłu Cerre zaczęły zakradać się myśli, że to może być całkiem miło spędzony czas.

Po kilku chwilach wrócił gospodarz. Jednak nie miał już na sobie żadnej dziwacznej szaty, ani kostura w ręce. W ogóle nie przypominał siebie jeszcze sprzed pięciu minut.


Taki wygląd był kolejnym argumentem dla podświadomości mniszki za miłym wieczorem. Jeżeli teraz w ogóle był wieczór...
- Podoba ci się? - spytał Zaker zupełnie też przyjemniejszym głosem, siadając przy stoliku. Otworzył butelkę wina, nalał im obu trunku.
- Opowiedz mi o sobie, droga Cerre. - zaproponował, podając jej kielich z winem.

W tym czasie pozostali, zwłaszcza Cogito rozrabiali w innej części twierdzy. Czarodziej postanowił tym razem wykorzystać wyjątkowo chaotyczną magię, którą znał, aby doszczętnie zniszczyć głaz blokujący im przejście.
Kilka słów wystarczyło, żeby z dłoni (a także z innych części ciała) wydobyły się różnobarwne smugi magii, które pomknęły... we wszystkie kierunki. Widać było wyraźnie, że Cogito nie miał najmniejszej władzy nad tym zaklęciem.


Tym razem czar postanowił najwyraźniej być łaskawy dla maga i skoncentrował się w końcu na głazie, w który wniknęła większość magicznych smug, by w końcu... zamienić wielki kamień w wodę, która rozlała się po całym korytarzu.
A to, że całe niemagiczne ubranie maga także się "zwodniło" zostawiając go całkowicie nagim? To przecież nieistotne...
Ważniejsze było, że w miejscu głazu oprócz wody pojawiła się nagle Cristin cała i zdrowa, tyle że w pozycji leżącej. Kapłanka była zdezorientowana otoczeniem, a gdy zobaczyła nagiego maga... cóż, wyglądało na to, że taki widok ją otrzeźwił.
Kilka chwil później taki widok zastał dołączający do ferajny Bared wraz z Anterią, która nie omieszkała obrzucić nagości maga kilkoma złośliwymi komentarzami i rudowłosa wszystkim powiedziała co wiedziała o Cerre i czarodzieju. Czyli niewiele.
- Straciłam przytomność przy upadku. Kiedy się ocknęłam, byłam w jakiejś wielkiej sali z przerośniętą szachownicą. Była tam Cerre i jakiś mag... zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, ten drugi stwierdził chyba że nie będę dłużej potrzebna i chyba przeniósł mnie tutaj.

Jasnym było, że rudowłosa nie ma pojęcia gdzie była, co czarodziej zamierza, czy jak tam wrócić. Więc jedyne co mogli zrobić to iść dalej korytarzem, skoro przejście nie było już tarasowane.
Pojedyncze przejście przerodziło się szybko w mały labirynt rozgałęzień, przejść i pomieszczeń, przy czym większość miejsc które mijali była na tyle charakterystyczna, że ktoś kto spędziłby tu około tygodnia mógłby bez problemu się zacząć orientować w "otoczeniu".
A drużyna nie omieszkała pozwiedzać i przeszukać wszystko co napotkali. W większości jednak były to całkowicie zrujnowane pokoje, gdzie królowały stare pajęczyny, zniszczone meble, połamane przedmioty i szkielety... głównie krasnoludzkie.

Jednak pomiędzy wszystkimi śmieciami dało się znaleźć kilka "perełek" - natknęli się nawet na całkiem przyzwoicie zaopatrzoną zbrojownię, gdzie było bardzo dużo metalowych broni i zbrój. Co ciekawe, wszystkie te przedmioty były z wyjątkowo rzadkiego i drogiego materiału - adamantytu. Wśród nich jednak magiczne właściwości, jak twierdził Cogito, miała tylko ozdobna tarcza trójkątna zawieszona nad wejściem do zbrojowni.
Anteria znalazła sobie w pomieszczeniu wielki topór, Cristin zaś rapier.
Do innych takich "perełek" należało kilka magicznych mikstur, klejnot, pierścień i różdżka. A także pieniądze... całe mnóstwo pieniędzy znalezionych w zamkniętym kufrze do którego przytulał się szkielet wyjątkowo upartego krasnoluda.

W końcu jednak ich sielankowe zwiedzanie podziemi się skończyło, kiedy usłyszeli w oddali znajome krakanie...
- Intruzi, intruzi, intruzi! - wołały wciąż wrony przelatując obok bohaterów i zmuszając ich do zasłonienia twarzy rękami. Kiedy znów spojrzeli przed siebie... stał przed nimi mały oddział posągów gotowych do usunięcia "intruzów". Jednakże, co gorsze, za nimi stało coś większego.


Nieuchronny, zelekhut. Ciekawe co tutaj robił... zwykle zelekhuty zajmowały się ściganiem "między-planarnych" przestępców, jednak ten tutaj wydawał się pełnić rolę strażnika twierdzy.
Centaurowy konstrukt zmierzył całą drużynę wzrokiem. Zatrzymał się na chwilę na Cogito.
- Zabić ich wszystkich! - zahuczał nagle bardzo niskim, nienaturalnym głosem. - Maga zostawić przy życiu!
 
Gettor jest offline  
Stary 23-09-2011, 20:17   #289
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Ja się o nią nie martwię... - mruknęła Cerre, bardziej do siebie, odnośnie Cristin. Wkrótce rudowłosa kapłanka zniknęła. Rogata i tak wiedziała, że kapłanka o niej zapomni i będzie ją mieć w poważaniu. Tak jak i reszta udanej drużyny, która czekała tylko na potknięcie się kogoś z kompanów. Cerre najbardziej martwiła się o Draco, a nie o irytującego Bareda, Anterię napaloną do rzezi wszystkiego co żyje i się rusza, czy też nieobliczalnego Cogito. W końcu smoczuś został z bandą popaprańców.

Kiedy tylko Cerre ujrzała salę, myślała, że na progu pokoju padnie... nie, bynajmniej nie z zachwytu. Chyba wydawał się jej na obecną chwilę trochę za słodki. Cerre najwyraźniej preferowała bardziej szorstkie klimaty albo nie spodziewała się takiego romantyzmu po mężczyznach.
Całą paradoksalną gorycz miejsca i sytuacji dopełniła... słodycz wina i przyjemny zapach, pewnie z kadzideł. Najwyraźniej mag przygotował się na drugą część umowy, wiedział, że ją ugra. I się bynajmniej... nie pomylił. W końcu na siedem partii wygrał akurat pięć.
Ciężko było w tym momencie łamać taką umowę. Facet chciał najwyraźniej nie tylko sobie udogodnić, ale także gościowi. Wszak mag, z tego co wcześniej powiedział, nie miewał tak często gości na tym planie.

Odnośnie o podobanie się, Cerre jedynie skinęła głową. Nie była w stanie z siebie wydobyć ani słowa. Grzeczność wymagała lekkiego łgania - jak Zaker mógł sobie w każdej chwili swobodnie pogrzebać w jej myślach, to jak mogła się czuć swobodnie? Była tutaj raczej zaszczuta, jak pies. Już wolała chyba siedzieć w surowej celi w Gistrzycach niż w tym pokoju z czarodziejem, grzebaczem w głowach.

Wino i jeszcze ta droga Cerre... Warta niewiele więcej jak pięć sztuk złota. Jaka droga, skąd ta droga?
- Ale... że co chciałbyś o mnie wiedzieć...? - spytała bardzo niepewnie.
- Wszystko, co zechcesz mi o sobie opowiedzieć. - mag wziął łyk wina. - Na przykład co robisz w tym miejscu?
Hah, to nie łaska już w głowie pogrzebać - pomyślała z przekąsem Cerre. Może to i lepiej, ale jak skłamie, to pewnie mag i tak to wyczuje. Albo zauważy, albo jedno drugiego nie zaprzeczy. Jej telepatyczną rozmowę z pupilkiem mógł podsłuchać, ale nie może się sam dowiedzieć, po co ona tutaj przybyła? Nagle zabłysnął kulturą i taktem?
Problem polegał na tym, że Cerre nie miała ani największej ani najmniejszej ochoty opowiadać Zakerowi o sobie cokolwiek. W ogóle nie miała ochoty o sobie cokolwiek opowiadać Zakerowi.
Upiła nieco czerwonego, półwytrawnego wina, które nalał jej czarodziej, zresztą teraz na miłą odmianę przemienił się w młodego mężczyznę. Może i chciał osłodzić
- Raczej trafiłam tu przez przykry zbieg okoliczności...
- I tak sobie chodzisz po twierdzy? I... przeżyłaś?
- I tak sobie chodzę po twierdzy, nie mam mapy, żeby wiedzieć, gdzie co jest... A i tak zakładam, że pewnie nie miałaby sensu, bo widzę, że tutaj wszystko się zmienia. Ale jak widać... - wzruszyła ramionami. - Żyję...
- A wcześniej? Twoje życie sprzed tego tragicznego wypadku?
- Nic nadzwyczajnego. Chyba nawet lepiej, że mnie tam nie ma - upiła łyk wina. - Nienawidzę tamtego świata.
- A to czemu?
- To już moje prywatne sprawy... - Cerre wzruszyła ramionami i upiła nieco wina.
- A więc o czym chcesz porozmawiać? - Zaker spojrzał mniszce prosto w oczy.
- Mam pytanie, panie Zaker.
Dopiła resztę kielicha i dodała:
- Jest kwestia pewnego miecza z niebieskim ostrzem. Co to za wynalazek, bo o nim słyszałam.
- Jaki tam panie... - mruknął czarodziej pod nosem. - A miecz... cóż, mało precyzyjny opis. Ale rozumiem, że chodzi o bardzo konkretną broń. Niech pomyślę... Dawno temu, kiedy dopiero co przybyłem do tej twierdzy i ciekawiło mnie jeszcze co się znajduje na wyższych poziomach widziałem chyba jak jeden z Nieuchronnych ma przy sobie taki miecz, ale o zielonym ostrzu, więc... kto wie? Może mają też taki niebieski?
- To taka ogromna ta twierdza...? Kim są ci Nieuchronni?
- Nieuchronni... - Zaker wziął głęboki oddech. - Są strażnikami prawa, konstruktami. Tyle że tak jak golemy stoją i pilnują pewnych miejsc, Nieuchronni ścigają międzyplanarnych przestępców. W tym jednak wypadku... w tej twierdzy pełnią rolę golemów. Stoją i pilnują.
Cerre skinęła głową, poprosiła jeszcze o kieliszek wina. Nad czymś się zamyśliła. Czarodziej nalał jej trunku i milczał. Nie poganiał jej z jej rozmyśleniami.

Drużyna mogła wpaść w każdej chwili w opały... Nie, nie będzie się nimi przejmować ani o nich martwić. Oni jakoś nie kwapili się jej pomóc wydostać z więzienia w Gistrzycach, dlaczego ona będzie przychodzić akurat tym przychlastom z pomocą?

Czarodziej nalał jej trunku i milczał. Nie poganiał jej z jej rozmyśleniami.
- A może... opowiedziałbyś o sobie, Zakerze? Jakoś nic mi do głowy nie przychodzi, jak chodzi o moją historię. U mnie nic ciekawego...
- Jaa...? - czarodziej prawie się zakrztusił winem. - No cóż... moja historia chyba też nie jest zbyt ciekawa... najbardziej interesującym jej elementem był w sumie przypadek w wyniku którego trafiłem tutaj.
- Jaki to przypadek...? - łyknęła nieco wina.
- Aaa... - Zaker wahał się przez chwilę. - A co mi tam. Kiedy byłem jeszcze ledwo młodzieńcem, uczniem czarodzieja, zostałem wysłany do pewnego miejsca, gdzie magia była wyjątkowo aktywna i... eee... w sumie to nie pamiętam szczegółów. Miałem zebrać jakieś nasączone magią przedmioty, żeby mój mistrz mógł wykonać z nich różdżki, ale coś poszło bardzo nie tak i puf! Znalazłem się tutaj!
- Wyobrażasz to sobie? Żeby coś mogło pójść *aż tak* źle w czasie zbierania jakiegoś czegoś to mogłem być tylko ja! - zaśmiał się.
- Wyobrażam sobie, jak na przykład podczas podróży musisz akurat zderzyć się z armią demonów. Twoje zdarzenie też... - uśmiechnęła się lekko.
- Armią demonów? To był ten twój "przypadek"?
- Heh, znając moje szczęście, to do całości brakuje tylko doniczki z kwiatkami rzuconej z okna prosto na moją głowę... Ale tutaj dostałam się z drużyną raczej przez magiczny przedmiot...
- Ten miecz? - upewnił się Zaker. - Czemu na niego polujecie w ogóle?
- Heh, trudne pytanie... - Cerre jakby miała problemy nie z samą odpowiedzą na nie, ale z przekazaniem. - Bo mieliśmy zlecenie.
- Mieliście? Znaczy, że już nie macie?
- Nadal mamy...
- I na co komu taki miecz? - czarodziej zadał kolejne pytanie.
Mag szedł równo z Cerre, jeśli chodziło o picie. Bowiem także i on pił drugi kielich wina.
- Naszym... zleceniodacom...
- Taak...? - dopytywał się czarodziej z rosnącym zainteresowaniem.
- Mógłbyś mi nalać wina...?
- A tak, wybacz. - Cerre przysiągłaby, że po tylu kieliszkach butelka powinna być przynajmniej w połowie opróżniona, jednak ta uparcie nadal była pełna. Przy okazji Zaker dolał wina i sobie. - Więc co z tym mieczem?
- Właśnie... zleceniodawcy chcieli miecza z niebieskim ostrzem... - Cerre zaczęła pić trzeci kieliszek.
- Czyli nie wiecie do czego im to ostrze potrzebne? - czarodziej wyglądał na zawiedzionego.
- Do czegoś z pewnością... niezbyt dobrego... - Cerre coraz szybciej szło to tankowanie się winem.
- A...ha... To może porozmawiamy o czymś innym? - czarodziej znów dolał jej wina.
- Taaak... Skąd wytrzasnąłeś takie dobre wino?
- Spędziłem w tym miejscu *naprawdę* dużo czasu. - mrugnął jednym okiem. - Nie sądziłaś chyba, że ugoszczę cię jakimiś pospolitymi pomyjami?
- Trzydzieści lat to naprawdę dużo czasu... - Cerre chyba wcale nie spodziewała się, że mag ugości ją w taki sposób.
- A już na pewno wystarczająco dużo, żeby wytworzyć jakieś przyzwoite wino. - mag również wziął się za swój kielich. - I zgłębić arkana magii, ma się rozumieć.
- Czy istniałaby możliwość zmiany mojego wyglądu na stałe...?

- Naa... - magowi odbiło się nagle, przez co zawartość jego kielicha niemalże wylądowała na podłodze. - Przeprzaszam... ee... co chcesz w nim zmieniać?

- Bez rogów, chcę jakoś... ech, ładniej wyglądać... - Cerre dopijała trzeci kielich wina. Powoli zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością.
- Chcesz... ych... być człowiekiem? Czy dobrze rozumiem?
- Ta... Miałabym więcej świętego spokoju...
- To... da się zrobić. - mag pokiwał głową po chwili namysłu. - Ale teraz, dzisiaj?
- Nie... daj mi trochę czasu do namysłu...

Czarodziej westchnął jedynie i napił się wina.
- Stwierdziłam, że to nie za dobry pomysł z tak radykalną przemianą... ale... czy nie mógłbyś stworzyć takiego przedmiotu, który nakładałby na mnie iluzje...?
- Oczywiście, że mógłbym! - Zaker niemalże się oburzył. - Tyle, że to potrwa... możliwe że dłużej niż “prace” nad tym twoim tatuażem.
- Mogę zostać tutaj dłużej, jeśli zajdzie taka potrzeba. W sumie bardziej potrzebuję się pozbyć tego tatuażu... więc ten przedmiot można zostawić na później...
- Dobrze... jutro o tym porozmawiamy. - mag odłożył swój kielich na stolik i postawił jedną dłoń na nodze mniszki, drugą zaś zaczął sięgać jej pleców.
Cerre w międzyczasie poprosiła o czwarty kieliszek wina. Nie opierała się tym razem czarodziejowi - najwyraźniej stało się to za sprawą magicznych właściwości nieco większej ilości trunku.
Ręka Zakera, która kierowała się ku plecom Cerre, zdecydowała się jednak nalać jej więcej wina. Czarodziej jednocześnie przysunął swoją twarz bliżej jej.
- Czy mogę zaproponować ci masaż? - szepnął jej do ucha.
- Proszę... - zgodziła się, upijając wina.
Czarodziej usiadł za mniszką i na początek dotknął delikatnie jej barków, by po chwili nacisnąć na napięte mięśnie Cerre powodując tym ten wspaniały rodzaj lekkiego bólu, który przynosił wielką ulgę u diablęcia i przechylenie jej szyi w bok. Z postępem masowania mniszka rozluźniała się, w pewnej chwili z jej dłoni wymsknął się kielich - spadł na podłogę. Jednak Cerre nie musiała o to dbać - nie dbała o to. Pozwalała czarodziejowi na coraz większą swobodę w działaniu.
Jak się okazało, mag również o to nie dbał. Diablę poczuło wkrótce rozkoszną bezsilność - rozluźniły jej się nawet te mięśnie w karku i ramionach, o których dotąd nie miała pojęcia że są napięte. Nie czuła się tak błogo od... dawna. Po kilku chwilach do masażu przyłączyły się też usta Zakera, całując ją namiętnie w szyję i ucho. W ciągu następnych kilku chwil Zaker zaczął pozbawiać mniszkę odzienia - sama Cerre przeżywając przyjemności nie protestowała. Najwyraźniej sama mu się oddała, nie kwapiła się specjalnie, żeby mu czymkolwiek odwzajemniać.
Czarodziejowi jednak wydawało się to nie przeszkadzać - jego ręce przeniosły się z barków na piersi Cerre, które zaczął pieścić, nie przestając jednocześnie całowania. Druga część realizacji umowy między mniszką a magiem nadeszła takim... bardzo spontanicznym sposobem...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 09-10-2011, 22:40   #290
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ostateczny efekt był zadowalający. Głaz zamienił się w wodę. Cristin wróciła. Nie wróciła Cerre, ale... Nie należy zbyt wiele wymagać od cudów.
Wrzaski kapłanki, Cogito zgasił słowami.- Co się drzesz? Gołego faceta nie widziałaś?
Po czym nie przejmując się specjalnie kapłanką, wyjął z plecaka zapasowy strój i zaczął się ubierać. Nie rozumiał kobiet. Nie widział wszak powodu do wrzasku. Ani też żadna inna kobieta, jaką poznał nie narzekała na jego wygląd i ten tego... warunki.
Nie przejął się też złośliwościami Anterii, uśmiechając się i dodając pobłażliwym tonem.- Czuję się obrażony. W ogóle się nie starasz. Wymyśl choć jedną obelgę, która mogłaby mi dopiec.
Był zawiedziony. Lubił bardziej inteligentne wyzwania.

Póki co pozostało wędrować, po tym miejscu, choć magowi umknął gdzieś cel i powód tej wędrówki.
Nie był nim miecz. Zresztą oręż nigdy specjalnie nie interesował Cogito.
Ryo? Tak. Dziewczyna była powodem dla którego się tu znalazł. Ale nie ona była powodem wędrówki po tym miejscu.

Wędrówka po komnatach krasnoludów, nie była ciekawa. Trupy. Złom. Meble. Myśli.
Dużo myśli. Dużo niepokojących myśli. Krążyły w głowie niczym stado trzmieli.


Czaszka na ścianie... czaszka która krwawiła. Szept czaszki.
Tylko on ją słyszał, tylko on ją widział, tylko on zwrócił na nią uwagę. Cogito zamyślił się. Gdzieś w tym miejscu krył się powód istnienia tej twierdzy. Gdzieś w tym miejscu krył się klucz.
Tego szalony mag był pewien. Klucz do czegoś ważniejszego niż jeden magiczny miecz.
Kilka magicznych przedmiotów do podziału w grupie. Cogito jakoś pieniądze nie zainteresowały. Bardziej już interesowało go miejsce na odpoczynek. Niestety wpierw pojawili się nieuchronny z kamiennymi przydupasami.
I rozpoczęła się walka.

Widok zbliżających się stworzeń i nieuchronnego poirytował czarownika. Za którą zbrodnię był/jest/będzie ścigany? Chętnie by o to spytał zelekhuta. Ale raczej nie zamierzał, być tak miły i brać adwersarza żywcem.
- Arneo, barbarzynko, Kluczyku i Baredzie stańcie murem przede mną, skupcie się na wilkach, ale nie dajcie przejść nieuchronnemu. Potrzebuję czasu - mruknął mag i zaczął wypowiadać chaotyczne wersy pierwszego zaklęcia, by przywołać niebiańskiego niedźwiedzia. Duże zwierzę, idealne do stworzenia bariery pomiędzy nimi a zelekhutem.
Cogito chyba nieco przesadzał. Wszyscy wiedzieli, że magowie zajmowali zwykle miejsce w ostatnim szeregu. Ale nigdy nie było tak, żeby łotrzyk stawał do walki w pierwszym szeregu... A w ogóle to ktoś miał jakieś chore poczucie humoru, ponownie stawiając na ich drodze jakieś ożywione posągi. Na szczęście Los (lub Przeznaczenie) pozwoliły im uzupełnić ekwipunek o sprzęt przydatny akurat w takiej sytuacji.
Ktoś sobie wyraźnie z nich żartował...
- Naści, wilczku - powiedział Bared, strzelając do wygapiającego się w niego wilka. Ponoć posągi nie lubią adamantytu... - Smacznego.- dodał. Wiedział, że na kolejny strzał nieprędko będzie szansa. Sięgnął po rapier.
Bełt Bareda pomknął kilka metrów przez korytarz wbijając się głęboko w jednym z oczu kamiennego wilka, co było niejako oficjalnym rozpoczęciem starcia. W międzyczasie Cogito przywołał z powodzeniem swojego pupila.


Niedźwiedź czym prędzej zabrał się za machanie pazurami i kłapanie paszczą na najbliższego wilka. Tyle że... nie mógł się przebić przez ten kamień.
Niziołek również ruszył do ataku na innego wilka, zaś jego pięści odniosły o wiele lepszy skutek niż pazury zwierzęcia i już drugi z napastników był “uszkodzony”.
Rudowłosa kapłanka natomiast postanowiła się powiększyć. Odstąpiła od Anterii i rzuciła na siebie zaklęcie dzięki któremu było jej dwa razy tyle - głową prawie zahaczała o sufit!
Wojowniczka jednak nie traciła czasu na podziwianie magii kapłańskiej - bezzwłocznie wpadła w barbarzyński szał i rzuciła się na wilka z bełtem w oku, dzięki czemu “zwierzę” było już porządnie rozłupane.
Wtedy jednak zaatakowały trzy wilki (jak na takie zwierzęta przystało) stadnie - rzuciły się bezlitośnie na przywołanego niedźwiedzia i nim się ktokolwiek obejrzał, już nie było tworu Cogito!
Czwarty z wilków nie miał dojścia do niedźwiedzia, więc odpłacił się Arneo, jako iż niziołek stał najbliżej. Trysnęła krew, jednak mały mnich nie wydał z siebie najmniejszego jęku.
Nastąpiło także przegrupowanie posągów-żołnierzy. Jeden przemknął obok Anterii, zbierając od niej cios topora “gratis” i pomknął wprost na łotrzyka z kuszą nie dając mu szans na obronę - miecz przejechał boleśnie po prawym ramieniu Bareda zostawiając krwawą smugę na ubraniu.
Dwaj kolejni żołnierze wyszli przed wilki i zaatakowali kolejno Anterię i Arneo - w obu przypadkach ciosy były celne.
Wreszcie ich wielki szef, Zelekhut, mimo iż nie mógł podejść do nikogo z drużyny bezpośrednio to mógł sięgnąć wojowniczkę swoim wielkim, spiczastym łańcuchem. Kobieta zaryczała z wściekłości, kiedy kolce łańcucha się w nią wbiły, a magia elektryczności ją otuliła. Bitwa trwała.
-Lubię jak wszystko idzie z planem.- mruknął do siebie Cogito po czym zaczął recytować kolejny czar, wykonując kolejne gesty. Tym razem zaklęcie należało do egzotycznej Sztuki, magii czystego chaosu.
Manipulując prawdopodobieństwem Cogito zsyłał na zelekhuta klątwę pecha.

Wredne statuy... Zdecydowanie nie powinny być aż takie szybkie. Bared z przyjemnością spotkałby ich twórcę, choćby po to, by dać mu w zęby. Jednak aby to zrobić musieli się najpierw pozbyć stojącej na ich drodze przeszkody. Czy też licznych mniejszych przeszkód. Dzięki przetrząśnięciu niedawno napotkanej zbrojowni mieli pod ręką oręż, który mógł im pomóc w pokonaniu tych ożywionych posągów.
Bared miał już w ręku adamantowy rapier, więc zaatakował stojącego naprzeciw niego kamiennego człowieka uzbrojonego w miecz. Dobrze by było odpłacić mu pięknym za nadobne.
Bared wściekle dźgnął ludzki posąg dwa razy tworząc w nim dodatkowe dwa obszerne pęknięcia, przybliżając tym samym upragnioną chwilę w której twór rozsypie się na dziesiątki małych kawałeczków.
W tym samym czasie Cogito znów próbował okiełznać wyjątkowo chaotyczną magię. Wykreowanie czaru było w tym wypadku jednym sukcesem, zaś okiełznanie naturalnej odporności na zaklęcia Zekelhuta - drugim. Klątwa zaczęła ciężko ciążyć na konstrukcie.
Jednak chyba jakaś jej cząstka przeniknęła też na niziołczego sługę maga, ponieważ Arneo zaczął mieć poważne kłopoty z trafieniem swojego przeciwnika.

Powiększonej kapłance na szczęście szło lepiej - dwa celne dźgnięcia miały na jej przeciwniku podobny efekt, co Bared spowodował na swoim.
Najwięcej zniszczenia jednak niosła Anteria - wojowniczka odpłynęła zupełnie z toporem w rękach i momentalnie rozkruszyła jednego z wilków!
Przeciwnicy najwyraźniej poczuli tą stratę, gdyż kto tylko był obok niej to rzucił się na nią! Przeklęty już teraz nieuchronny smagnął ją swoim łańcuchem, choć broń lekko się odgięła w locie (jakby nie chciała uderzać w cel). Jeszcze trzech przeciwników jej skutecznie utoczyło krwi, przez co Anteria wrzasnęła przeraźliwie i zachwiała się ciężko na nogach - nie wytrzymałaby już ani jednego ciosu.
Jedynie dwa posągi obrały w tym czasie inny cel - jeden, który zaszarżował na Bareda, a tym razem nie trafił, oraz ten który jeszcze przed chwilą wciąż stał za wilkami, a teraz się przecisnął i bez skutku próbował ciąć Arneo.
Cristin spojrzała z wielką troską na Anterię i zaczęła przygotowywać zaklęcie lecznicze.

Pozostało sięgnąć po kolejny czar magowi, który już szeptał kolejny wers, trzymając w ręku adamantowy sztylet. Oczy mu niemal płonęły ze skupienia, gdy magia wiła się pod jego wolą niczym wąż przygwożdżony za łeb do ziemi. Ale musiała mu się poddać musiała wykonać jego wolę i otoczyć maga chmurą ostrzy sztyletów. Chmurą magicznych ostrzy.
Bared prawdę mówiąc miał niewielki wybór. Przede wszystkim musiał pozbyć się stojącego przed nim posągu. Potem dopiero mógł się ruszyć do przodu.
Bared rzucił się wściekle z adamantytowym rapierem na swojego przeciwnika, jednak żeby go wykończyć potrzebował w sumie dwóch celnych uderzeń. Niemniej, posąg w końcu się rozsypał i łotrzyk mógł zająć się innymi sprawami.
Cogito w tym czasie wyczarował mnóstwo ostrzy przed swoją twarzą z których jeden momentalnie pomknął w stronę Zelekhuta i... zranił go! Nie była to co prawda zbyt poważna, czy głęboka rana, jednak jak dotąd jedyna na Nieuchronnym.

Arneo w tym czasie udało się wreszcie trafić jednego z wilków, zaś Anteria jednego z zagrażających jej żołnierzy. Cristin zaś uleczyła wojowniczkę w znacznym stopniu, jednak cóż z tego, skoro większość przeciwników i tak się na nią znów rzuciła i Anteria ostatecznie padła na ziemię niezdolna do walki.
Jeden z przeciwników nawet znalazł czas, żeby zranić samą rudowłosą!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172