Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 12:42   #282
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Spadły jakieś dwadzieścia metrów w dół. Mniszka miała w miarę miękkie lądowanie, gdyż wylądowała na jędrnych i zdecydowanie miękkich piersiach Cristin od których odbiła się raz, drugi...
Niestety rudowłosa miała mniej szczęścia. Od upadku straciła przytomność, krwawiła z tyłu głowy.
Cerre na początku nie wiedziała, czy dobrze jest sygnalizować swoją obecność w tym miejscu. Jeszcze w dodatku Cristin została ranna, mniszka postawiła sprawdzić, czy jak bardzo poważny jest stan rudowłosej.
Mniszka znała się odrobinę na leczeniu - rana z tyłu głowy kapłanki nie wyglądała aż tak poważnie, jakby się mogło wydawać. Wedle "profesjonalnej opinii medycznej" Cerre, rudowłosa powinna się obudzić za kilka minut.
Jednak tymczasem diablę-miniaturka miało inne zmartwienia, bo oto dostrzegło zbliżające się z drugiego końca korytarza zjawy. Podobne do tych, które Cristin odegnała poziom wyżej, ale jakby dostosowane wzrostem do Cerre. Zbliżały się.
Zdawało się, że na jedno wyjdzie, czy wrzaśnie czy też nie. Ale wolała, żeby nawet w pierwszym przypadku coś pożytecznego uczynić.
- Chłopaki! - wrzasnęła do góry. - Cristin ma kłopoty!
I wyjście tak na dobrą... [sic!], a raczej na złą sprawę - bo jedyne - znajdowało się u góry. Dwadzieścia metrów nad jej głową... Do czasu, jak tamci zareagują (albo i nie (podwójne sic!)), Cerre musiała działać i to szybko. Z trzech stron otaczała ją ściana, a czwartą zaś stanowili nieumarli, co kroczyli w kierunku diablęcia. Ponieważ Cristin i tak nie usłyszałaby Cerre, jak ją przeprasza za niepytanie się o pozwolenie pożyczenia sobie jej buzdyganu, mniszka wzięła go i postanowiła wziąć sprawę [i broń] w swoje małe ręce. Trzeba było przyłożyć oddziałowi wstrętnych zjaw, zanim te wyssą i ją, i nieprzytomną kapłankę.
Jednak zjawy nie paliły się do walki. Stanęły kilka metrów od Cerre i... patrzyły się na nią wymieniwszy spojrzenia. Jakby na coś czekały.
Ale Cerre nie czekała na to, aby zjawy do niej przyszły. Sama wręcz przyszła do nich i rozpoczęła wielkie przywalanie zjawom z buzdyganu.
~Draco, powiadom tam Pacana i resztę zgrai, że mamy małe problemy - wysłała telepatyczną wiadomość do smoczka. ~spadłyśmy jakieś pięćdziesiąt łokci w dół, jakaś pułapka była. Nie wiem, czy ten kamień nie był czasem pułapką.
Cerre poczuła w umyśle tylko poczucie ulgi - to smoczek ucieszył się, że nic jej nie jest. Póki co przynajmniej.
Niestety "walka" nie szła jej tak dobrze jak komunikacja. Wymachiwanie buzdyganem, który był i większy i cięższy od niej samej wychodziło jej fatalnie - broń co chwila wypadała jej z rąk i nie była nawet blisko zamachnięcia się nią w zjawy. Które zresztą nadal stały i nie reagowały.
Zrezygnowała zatem z machania buzdyganem. Ponownie pięści okazały się użyteczniejszą bronią. “Olbrzymią” broń odstawiła na bok i postanowiła przywalić jednej zjawie z pięści.
~Draco, atakują mnie zjawy, a Cristin jest nieprzytomna! - odezwała się do smoczka telepatycznie.
Z punktu widzenia duchów, pięści mniszki musiały wyglądać o wiele groźniej, gdyż żołnierze postanowili zareagować.
- Stój, co ty wyrabiasz?! - spytał jeden z nich, głosem dochodzącym jakby z oddali.
Cerre zignorowała ten głos. To zdecydowanie mogła być kolejna pułapka. Bez względu na to, co duchy wyprawiały, Cerre zaatakowała jedną ze zjaw.
Duchy jednak miały tą przewagę, że jeśli nie chciały walczyć to nie musiały - tuż przed ciosem od Cerre... zniknęły! Gdyby nie zwinność i refleks diabliczki, z pewnością by się mocno potłukła lądując twarzą na ziemi, a i tak boleśnie wylądowała na tyłku.
Przeklęcie widziadła przeniosły się na plan eteryczny - teraz ani ich nie widziała, ani nic im nie mogła zrobić. Wycofała się parę metrów i wyostrzyła czujność.
Jednak nic więcej się nie działo - zjawy albo się obraziły i odeszły, albo... bogowie wiedzą co teraz robiły. Przytaszczyła do Cristin jej buzdygan, żeby już nic z jej rzeczy się nie pogubiło. Nadal nie uśpiła swej czujności - nie była bowiem pewna, co się może w każdej chwili wydarzyć. Niebawem usłyszała dwa huki u góry.
- Kto tam znowu?! - zagrzmiała. ~Draco, ktoś w końcu do nas poszedł?!
~Pacan do ciebie zszedł... ale mówi, że nie może się do ciebie dostać! - zaraz po usłyszeniu tego mniszka doznała trzeciego tąpnięcia.
~To jakaś ciekawa pułapka. Czyżby przejście do innego planu? - dodała po chwili do smoczka. ~Draco, ja nigdzie nie widzę Pacana, choć było słychać u góry, jakby ktoś do nas schodził z góry. Czy coś takiego.
~Nie wiem... co chwila słychać straszne huki... jakby twierdza się rozpadała!
Po kilku chwilach mniszka zaczęła słyszeć stukot. Miarowy, spokojny i wielce irytujący. Ujrzała w końcu mężczyznę w błękitnej szacie, oraz białych włosach i brodzie pokrytą szronem.


- Kim jesteś? - zapytał ochrypłym głosem. - Czemu straszysz moje zjawy?
- A dlaczego pańskie zjawy straszą mnie? - Cerre odpowiedziała pytaniem na pytanie. Nie przedstawiła się.
- Straszą, powiadasz? - podszedł bliżej. Kiedy zobaczył obecny stan Cerre i zorientował się, że nie jest on naturalny, zaśmiał się. - Wygląda na to, że próbowałaś dobrać się do mojego laboratorium.
- Do pana laboratorium? - cóż, nie było co ukrywać. Cerre nie zaprzeczała, że tego nie czyniła, nie miałoby to bowiem sensu, skoro jegomość się dowiedział o tym. - To... pana robota z tymi kamieniami...
- Kamieniami...? - mężczyzna nie od razu zrozumiał o co chodzi. - Ach tak. Moja. Bo widzisz, taka podziurawiona podłoga brzydko wyglądała, a ja nie jestem murarzem.
Ten drugi komunikat zabrzmiał dość dwuznacznie. Cerre chodziło bowiem o przeklęte kolorowe kamyczki, ale musiała porozumieć się szybko ze smoczkiem.
~Draco, jak reszta?
~Jakiś wielki głaz próbował naz zabić, ale teraz już wszystko w porządku. - otrzymała odpowiedź od swojego pupilka.
- I co teraz zamierzasz zrobić? - naciskał dalej mężczyzna.
- A, i ten głaz to także pańska sprawa?... - Cerre nie odparła na kwestię mężczyzny, otrzymawszy wieść od Draco.
- Głaz? Chodzi ci o te tąpnięcia? Nie, to są zabezpieczenia przed intruzami, które tu były przede mną. - odchrząknął. - Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie. I nadal się nie przedstawiłaś. Jak na intruza jesteś bardzo nieuprzejmym diablęciem.
- Diabelstwa nigdy nie są uprzejme, kłamią jak najęte, są niebezpieczne i w dodatku to kanalie społeczne - “przedrzeźniała” ludzi Cerre. - Nic nowego, nie jestem prawdopodobnie od tej reguły wyjątkiem - wzruszyła ramionami. - Mam na imię Cerre, proszę pana. Jakie intruzy tu były przed panem? - zaciekawiła ją kwestia intruzów.
- Zaker, mag i specjalista od żywiołu wody, do usług. - czarodziej ukłonił się. - Intruzy przede mną? Nie mam pojęcia. Ale od kiedy tu jestem, zdarzało się że jacyś zagubieni wędrowcy tu trafiają. Zazwyczaj sam ich wykańczam, albo... strażnicy z górnych poziomów. - mężczyzna beztrosko oparł się o swój kostur.
- Długo pan w tym miejscu przebywa?
- Kiedy przestałem liczyć czas, a było to już dawno temu, to już zdołałem naliczyć trzydzieści lat.
- To... strasznie długo! Nie myślał pan nad sposobem, żeby się stąd wydostać?
- Och, gdybym chciał się stąd wydostać to nie byłoby tu nawet śladu po mojej obecności. - uśmiechnął się mdło. - Nie rozumiesz? Taka twierdza... w innym wymiarze. Opustoszała... no prawie. Idealne miejsce do moich badań. Niekończących się badań nad magią, alchemią i zaklęciami.
- To pan zapewnie bardzo dobrze się zna na magii i na tym miejscu - przyznała Cerre kiwając głową. - Wiedziałby pan... jakby ze mnie ściągnąć tą klątwę? - wskazała na siebie.
- Oczywiście, że bym wiedział! - czarodziej niemalże się oburzył. - W końcu, poniekąd, to ja ją na ciebie nałożyłem, nieprawdaż? Pytanie jednak brzmi... co chcesz mi zaoferować w zamian za zdjęcie jej z ciebie?
~Draco, gdzie jesteście?
~Wciąż w tym samym miejscu. Rozmyślamy, czy nie da się usunąć jakoś tego głazu. - otrzymała po chwili telepatyczną odpowiedź.
~Rozmawiam z magiem w tej chwili. Zwie się Zaker. Mówi, że to on nałożył tą klątwę na te kolorowe kamyki, siedzi tu od jakichś trzydziestu lat. Potrafiłby ze mnie ściągnąć klątwę. Może mógłby też nam pomóc. Ale on chce czegoś od nas w zamian. Przedebatuj tam z naszymi w tej sprawie i daj mi odpowiedź.
- Co pan chciałby, żebyśmy dla pana zrobili? - spytała się Cerre, stając się jakby pośrednikiem grupy.
- Czuję się urażony, że nie wspomniałaś swoim towarzyszom o tym jaki jestem przystojny. - czarodziej uśmiechnął się bezczelnie. - A co bym chciał? A czegóż może chcieć mężczyzna, który od wielu-wielu lat nie widział innej żywej istoty, a tym bardziej przyzwoitej kobiety?
Oferta maga nieco zaskoczyła Cerre. Tylko nieco; musiała przemyśleć, co mogliby mu jeszcze ofiarować. Na jego propozycję mniszka miała średnią ochotę.
~Aha, on wie, że grzebaliśmy w tym laboratorium; okazało się, że to była jego pracownia - przekazała smoczkowi następne informacje.
- Jedna z kilku pracowni. - poprawił ją czarodziej, po raz drugi bezczelnie pokazując że i on słyszy jej “prywatne” przekazy do Draco. - Możesz się zastanawiać nad moją propozycją, proszę bardzo. Ale po dwudziestu czterech godzinach będziesz musiała się zacząć przyzwyczajać do swojej nowej formy, bo wtedy już nie da się tego odwrócić.
Tymczasem mniszka otrzymała pytanie od Draco:
~Potrzebujemy wiedzieć, czego dokładnie chce ten czarodziej.
- Czy mogę tymczasem zaproponować, byś poszła za mną? - spytał rzeczony mag.
Stuknął mocniej drągiem w posadzkę i wypowiedział tajemne słowo - ciało rudowłosej zaczęło nagle unosić się w powietrzu i snuć w kierunku czarodzieja.
Cerre skinęła głową i poszła za czarodziejem. Wyczuła, że smoczuś męczy się rolą przekaźnika, toteż postanowiła wypytać przy okazji maga, co mogliby dokładniej dla niego zrobić. Odliczając jego ofertę względem mniszki.
- Panie Zaker... - zaczęła. - A odliczając pańską ofertę... względem mnie... co moi towarzysze mogliby dla pana uczynić?
Mag był już w gruncie rzeczy odwrócony do niej plecami i zaczynał odchodzić z lewitującym ciałem Cristin. Na pytanie mniszki zatrzymał się i odwrócił powoli.
- Poza nie pokazywaniem mi się na oczy... niewiele. - westchnął. - Nie potrzebuję złota, czy klejnotów. Jaką to może mieć wartość w takim miejscu? Jedyne czego mi trzeba to nieskończone zasoby ciszy i świętego spokoju. Które to właśnie zakłócacie. Co więc chcesz mi zaoferować w zamian za pomoc?
~Od was nic nie chce, poza nie pokazywaniem się na oczy i daniem mu świętego spokoju... - odezwała się do smoczka. ~ Ja z nim już pomówię. Trzymaj się, Draco... Spotkamy się później...
- Chyba przemyślę pańską propozycję... Ale... byłby w stanie pan pomóc... rudowłosej...? - spytała niepewnie maga.
- Oczywiście, że mógłbym. - odparł czarodziej. - Nie proszę o wiele, ale póki co powinnaś iść za mną. Nie jesteśmy w tym miejscu bezpieczni. Zaprowadzę cię gdzieś, gdzie będziemy.
Kolejny huk, tym razem z dołu, podpowiadał Cerre, że Zaker może mieć rację co do bezpieczeństwa.
Nie wahała się tym razem podążyć za magiem. Nadmierna nieufność czasami mogła uczynić równie wiele szkód jak bezgraniczna naiwność.
~Uważajcie na siebie, maleństwo. Zdaje się, że i nam i wam może grozić niebezpieczeństwo. Dam ci znać, dokąd się udaliśmy - odezwała się do Draco, próbując sobie wyobrazić, że głaszcze smoka po łebku... na odległość.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline