Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 12:49   #204
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent rozesłał swe iluzoryczne klony by zgubić pościg, jednak nie przewidział tego że sam straci orientacje. Ranny i co najgorsze głodny, kluczył ciasnymi uliczkami, słuchając przemowy miecza, na temat niezaplanowanych do końca akcji oraz dramatycznych ucieczek. Jednak smocza krew tym razem pomogła znaleźć chłopakowi drogę, bowiem czuły na wszelkie zapachy nos wyczuł ten najbardziej upragniony- jedzenie! Zaklinacz szybko znalazł się na placu gdzie sprzedawano mięsiwa wszelakie, zaś jego żołądek zagrał wesoła burcząca melodię. Sakiewka jednak dołączyła do symfonii smutne nuty, bowiem był w niej już tylko kurz. Smokowaty już rozmyślał nad planem szybkiego zarobku gdy nagle miecz odezwał się na tyle głośno by chłopak go usłyszał.
- A to nie jest przypadkiem pies tego Cepa... czy tam Cypia? Nie pamiętam jak się nazywał ten mały...
Chłopak rozejrzał się i zobaczył tylko kule sierści, dokładniej mówiąc cuchnąca kulę sierści w kształcie Pufcia który skoczył na niego wywracając go na ziemię.
Vinc jęknął próbując odepchnąć od siebie psisko, które do lekkich nie należało, a zmęczenie wcale mu nie pomagało. Spojrzał na powoli otaczający go tłumek, a widząc iż sytuacja nie zmierza w dobrą stronę wypalił pierwsze lepsze kłamstewko które mu do głowy wpadło.
- To nie mój pies! Jestem aktorem, nie możemy mieć zwierząt, za dużo obowiązków!
-No to ubijamy zwierzaka.- stwierdził hobgoblin zaciskając dłonie na halbardzie. A Puffcio warknął wściekle, obnażając kły i jeszcze bardziej obśliniając twarz Vinca. Wyglądało na to, że szykowała się jatka... i to nie taka, jaką zwykle tu urządzano.
Drugi hobgoblin również mocniej zacisnął dłonie na stylisku broni, jedynie rzeźnik próbował opanować sytuację.. w pewnym sensie.-Panowie... nie zachlapcie mi kiełbasy krwią. I tak ją będzie ciężko sprzedać.
- Chwileczkę chwileczkę!- zaprotesotował Vinc. - Przede wszystkim proszę mi pomóc wstać, nikt nie będzie zabijał żadnego psa gdy ten na mnie leży! -stwierdził oburzonym tonem. - A po za tym głodnego psa zabijać? Wszak to idealne materiał na dramat o tej...eee... biedzie, walce o przetrwanie i chytrości, ten pies to teatralny geniusz!
- Skąd ty bierzesz te historyjki? -mruknął retorycznie miecz.
-Za chwilę będzie martwym geniuszem.- jakoś hobgobliny nie przejęły się historyjką Vinca, ani też nie przejawiały chęci pomocy. Za to dużo chęci by rozwiązać ten problem... nawet kosztem jednego, lub dwóch trupów.
- Ale na martwym geniuszu nie zarobicie nic a nic! No ale jak chcecie, skoro nie potrzebujecie opływać w bogactwo, to wasza sprawa... -stwierdził Vinc siląc się na ton jak by było mu to obojętne.
-Hę-hobgobliny niespecjalnie zrozumiały o chodzi młodzikowi. Na moment wstrzymały egzekucję, natomiast rzeźnik krzyknął.-A co z moimi stratami? Panowie.
- No przecież...- zaczął Vinc powoli.- Teatry będą zabijały się o tego psa... a tak się składa że znam kogoś kto chętnie by zapewne go zakupił i to pewnie za sporą sumkę. Taki objaw dramatycznego talentu nie często się trafia.- stwierdził wysilając mózgownicę, by dalej brnąć w tą wielką improwizację.
Hogobliny zmarszczyły brwi w zamyśleniu. Wreszcie jeden z nich rzekł.-Większej durnoty w życiu nie słyszałem.
-To odbierzecie tej bestii moją kiełbasę czy nie?!- pieklił się rzeźnik. Hobgobliny zaś wzruszyły ramionami.-Sam se odbierz, albo poczekaj, aż zarąbiemy psiaka.
Rzeźnik zbliżył dłoń do kiełbasy, po czym cofnął ją szybko słysząc warkot psa i widząc ostrzegawcze kłapnięcie jego paszczą.-Chyba ją odbiorę z jego truchła.
- To chcą panowie zarobić, czy stracić taką okazję?- zapytał Vinc który nie chciał by Pufcio skończył jak martwy psiak.
-Nie chce mi się z kundlem po tyatrach łazić.- odparł jeden z hobgoblinów, a poirytowany Puffcio zaczął ostrzegawczo warczeć, gdy strażnicy szykowali się do ataku halabardami.
- Przemów temu psu jakoś do rozsądku. –mruknęło ostrze do młodego, - A zresztą sam spróbuje. Pufcio, Romualdo ma cały koszyk kiełbas i... eee steków. Szukaj go szybko!- miecz syknął w stronę psa, a Vincowi na myśl o jedzeniu brzuch zaburczał głośno.
Piesio albo zrozumiał słowa miecza, albo uznał że Vinc jednak nie stanowi obrony przed napastnikami. I zerwał się do ucieczki porzucając smokowatego, na pastwę losu. Za to, zabrał ze sobą kiełbasę... i karteczkę zatkniętą za obrożę.
A hobgobliny i rzeźnik pognali za nim, wrzeszcząc i wymachując bronią.
- Ten pies jest prawie tak durny jak ta galaretka w słoiku. -oznajmił miecz gdy Vinc otrzepywał się z kurzu i brudu. - No i ma podobny talent do uciekania. -dodało ostrze zgryźliwie.
- Głodny jestem... -skomentował Vinc tą wypowiedź rozglądając się po okolicy. - I się chyba zgubiliśmy...
- Pfff ja się nigdy nie gubię, ale skoroś ty się zgubił to sam sobie radź, nie będę Cię niańczył całe życie. -odparł wyniośle ostrze. Vinc zaś ruszył przed siebie z burczącym żołądkiem, rozglądając się bardziej za jakąś okazją do darmowej przekąski niż za drogą powrotną.
Ta jednak nie nadchodziła... Mięso trafiało do kupców, podobnie jak podroby, skóra i ścięgna... a psom trafiały się kości do obgryzania. Puffcio zastosował najbardziej skuteczną technikę... okradanie handlarzy, tyle że coś takiego nie przystoi bohaterowi. A i... poraniony i głodny Vincent nie tryskał energią.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline