Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 19:22   #205
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Kenning bez jednego słowa czy gestu wpatrywał się w rozgrywające się przed nim sceny. Zdecydowanie nie tak miało to wyglądać. Zadziałała złośliwość któregoś z bogów, czy też złośliwość rzeczy martwych? Nie miał pojęcia.
Gdyby nie był osobiście zaangażowany w to wszystko, to zapewne siedziałby teraz na bruku i zarykiwał się ze śmiechu. Beczka, niczym żywa istota, uciekająca przed trzema mężczyznami, z których jeden wywinął olśniewającego koziołka i wyłożył się na ziemi. Ciekawiej niż w cyrku.
Problemem stało się to, czego Kenning nie przewidział, i co zdało mu się złośliwością losu. Beczka chlupnęła do wody, a dobiegające od strony morza krzyki dobitnie świadczyły o tym, że zawartości beczułki nie stanowiła okowita czy też solone ogórki.

Widząc taki obrót sytuacji Cypio wyskoczył z tłumu i ruszył biegiem za beczułką. Brakowało mu tylko kijka, żeby wyglądało to jak dziecięce “turlanie obręczy”. Ale za to miał hoopak, którym rozganiał przechodniów. Tobół podskakiwał mu na plecach tak energicznie, że zdawało się iż zaraz przekopyrtnie się przez głowę kendera i samobieżnie poleci przodem. Gdy beczka wpadła do morza Swiftbzyk z trudem wyhamował na krawędzi nabrzeża, rozpaczliwie próbując hoopakiem dosięgnąć oddalającej się zdobyczy i zawadzić procą o wieko. Bezskutecznie.
- Alfredoooo!! Alfu, Alfu, Alfu, wyłaź, wyłaź i ratuj Romualdo, ratuj ach ratatuj!!! - darł się zrozpaczony malec, którego wymiary - nawet w przebraniu - raczej nie klasyfikowały się do skutecznej akcji ratowniczej. Miał szczerą nadzieję, że cieniowi uda się wysmyknąć przez jakąś dziurę - ot, chocby po sęku - i otworzyć wieko, które z pewnością nie było przybite. W sumie aż dziwne, że nie odpadło w czasie turlania... - Jak ci się nie uda, to już nigdy, NIGDY nie pozwolę ci się bawić z Puchatkieeeeeeeeeeeeem!!! - ryknął jeszcze, próbując zmajstrować z posiadanej liny jakieś lasso.
Cień pojawił się obok Cypia sycząc poirytowany.- Jak niby mam ratować Romusia, skoro nie udźwignę nawet miecza. - Jak się okazało... zwiał z beczki, jak tylko zaczęło się “turlando”.
- Ty tchózu, ty ciapo, pacanie jeden! Byś chociaz go rozwiązał i dekiel zdjął, deklu nieuzyty! - pieklił się Cypio. Dobrze, że lasso wyszło, choć teraz pozostał jeszcze problem jego użycia.
- Związany nie jest, a dekiel przybity. Trzeba by użyć siły - burknął Alfred machając swymi rachitycznymi łapkami.
- Psybity?! Brutale! Chamy i bru-ta-le! - stęknął kender wykonując gwałtowny wymach, próbując zarzucić linę na... hm... jakby nie było owalną beczkę. Nagle łypnął na deMona z zainteresowaniem. - A byś bym cię moze wziął i tam cisnął w stronę becki?! - oznajmił uradowany - Tsymaj linę! - wręczył Alfredowi koniec lassa z wyraźnym zamiarem ciśnięcia - czy też wystrzelenia cienia z procy w stronę beczki.
- Eeee co? - wyrwało się Alfredowi. Nowy plan swego szefa niespecjalnie się spodobał. - A oni nie mogą? - Wskazał na marynarzy podrzymujących beczkę, z której wydobywały się jęki i wrzaski.
- Nnnnieeee!! My mieliśmy być bohaterami!!! - zatupał z frustracją Cypio, zrozpaczony że byle portowe nurki odebrały mu glorię i chwałę. - A jak to zbiry Angeliki?! Musimy odzyskać Romcia, ale już! - to powiedziawszy (czy raczej wywrzeszczawszy) chwycił deMona i cisnął w stronę beczki.
- Nie przypominam sobie, żebym się zgłaszał na bohatera! I mam aleee... - zaprotestował rozgłośnie cień, gdy wylatywał z procy jak... no z procy - ...eeergię na słońce, słoną wodę i poetów! Poskarżę się gildii jakiejś na ten nieludzki wyzysk! I to w dodatku nieludzia przez nieludziaaa!

Wreszcie poirytowany nieumarły wylądował w wodzie i zajął się obwiązywaniem liną beczki (drugi koniec Cypio przywiązał do nabrzeża), oraz ignorowaniem zaskoczonych widokiem ducha marynarzy. Teraz przyszedł czas na kolejne działania, zwłaszcza że ktoś zaatakował porywaczy poety, dając Cypiowi szansę na ukradkowy (o tyle, o ile) ratunek.
- Sakiewka, sakiewka dla tego co psyholuje tu mego niescęsnego bratanka! - huknął Cypio w stronę pływających marynarzy, zmieniając swój wygląd na przysadzistego, bogato odzianego kupca. - Ratujcie biedaka, co go niecne zbiry porwać dla okupu chciały! Aaach, ratujcie krew z krwi mego brata, a piękna sakiewka będzie wasza! - zawodził.
Marynarze rzucili się by ratować Romcia w beczce, z odmętów morskich. Do rzucenia się na trzech bandytów nie byli już tak skorzy. Bo przyglądał im się kapitan, jednym okiem z racji więcej nie miał. No i... tamci wyglądali na twardzieli. Ale póki co zajęci byli niewidocznym przeciwnikiem - to Kenning zabawiał porywaczy poety. Gdy pojawiła się chmura smrodku, beczka z jęczącym Romualdo wyciągana była już na brzeg, a woda z niej uciekała. Zaś sam Alfons narzekał, że morska woda źle mu robi na cerę.

- Mój biedny, biedny biedaku, cóz oni z tobą zrobili, MORDERCY! - wygrażał “gruby kupiec”. -To ja... Cypio... - wyznał Romualdowi do ucha konfidencjonalnym szeptem, z nadzieją że poeta jest na tyle przytomny by do niego dotarło. - Moze mi wejdzies do plecaka, ukryję cię - zaproponował, wskazując na magiczny tobół. Może by się tam Romcio zmieścił... przy dużej dozie dobrej woli i jeszcze większej intensywnego upychania. Nawet czarodziejskie pojemniki miały swoje granice, które to Cypio naciągał często i gęsto..
Ale po topieniu się w beczce, półprzytomny półelf nie miał ochoty na kolejne ciasne i ciemne miejsce. Zerwał się z jękiem i z wigorem, jakiego ciężko się było spodziewać po niedoszłym topielcu i na oślep zaczął uciekać.
- Postradał zmysły, biedacek!! - teatralnie złapał się za głowę Cypio. - Tak to jest, jak się cłowiek za zadko kąpie. Powstzymaj go, Alfredzie! - rozkazał, po czym chwycił rozmarudzonego cienia i cisnął za poetą. Podobał mu się nowoodkryty talent deMona do swobodnych lotów kierunkowych. W końcu kender uczy się przez całe życie. Sam również ruszył galopem za półelfem, rzucając marynarzom piękną, haftowaną sakiewkę, znalezioną gdzieś po drodze. Przecież przyrzekł im sakiewkę w zamian za wyłowienie Romcia, a obietnic należy dotrzymywać. Zapewne znajdowało się w niej coś cennego... ale w obietnicy o zawartości nie było mowy, czyż nie?
DeMon z przyjemnością “powstrzymywał” Półelfa, raniąc go swym niematerialnym dotykiem. Ból jednak dopingował spanikowanego poetę do szybszego przebierania nóżkami. Cóż... Cienie dzieliły ze swymi panami charakter, ale nie upodobania. A poza tym Alfred był mocno wkurzony tym pomiataniem i miotaniem swoją osobą. W końcu ileż można się było wytrzymać upokorzeń w ciągu jednego dnia? Nie wspominając już o tym, że jak niby niematerialna istota, może powstrzymać całkiem cielesnego półelfa? Ale przynajmniej deMon go śledził, pilnował i chronił. W teorii. Cypiowej teorii.

Tymczasem rzucona marynarzom sakiewka pękła; wypełniające ją monety potoczyły się po bruku wywołując harmider, zamieszanie i tłok w okolicy trapu. Małe postacie, takie jak goniący Romualdo krasnolud czy Cypio mogły się przebić przed kotłujących się marynarzy, ale wysokie postacie już nie. Na szczęście (swoje) lub nieszczęście (Kenninga i porywaczy) Romualdo oddalał się w kierunku przeciwnym od chmurki. A Swiftbzyk gorączkowo zastanawiając się czym by tu powstrzymać paskudnego brodacza, który zauważył galopadę półelfa. Niestety tłum uniemożliwiał użycie większości przedmiotów dalekiego zasięgu, toteż koniec końców kender uruchomił tylko buty szybkości i błyskawicznie zaczął zbliżać się do spanikowanego poety, starając się równocześnie wygrzebać z plecaka jakąś porządną patelnię. Na bliskie spotkanie w tłumie z krasnoludem nadawała się lepiej niż nieporęczny hoopak. A jeszcze bardziej do ukradkowego ciosu w potylicę.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-08-2011 o 19:44.
Sayane jest offline