Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 22:01   #11
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Czerwiec, 2022 – Szpital Rady Bezpieczeństwa Londynu i Służb Regulacyjnych

Aparatura monitorująca pracę serca pacjenta, pikała powoli w umiarkowanym tempie. W szpitalnym pomieszczeniu, panował półmrok, podkolorowany na pomarańczowa przez odcień zasłon. Te z kolei, falowały powoli poprzez powietrze wydobywające się z wentylatora, cicho pracującego pod sufitem. Sprawiał, że powietrze w pomieszczeniu było ciągle w ruchu i było rześkie oraz przyjemnie chłodne.

∆ ∆ ∆

Wokół niego płonął ogień, płonęła posadzka, płonęły ściany. Pożoga, powoli zbliżała się do jego łóżka, zbłądzone iskierki już powoli zaczynały zajmować prześcieradło. On sam, bardzo chciał się zerwać z pryczy ale czuł się skrępowany, mimo wszystko nic go nie trzymało. Przed posłaniem, stała zakapturzona postać w habicie. Płomienie tańczyły na jej ubraniu, mimo wszystko nie robiły jej krzywdy. Zasnuta cieniem twarz, zakrywał głęboki kaptur.
- Dlaczego boisz się płomieni, Xarafie? – zapytała postać, a jej głos był łagodny i ciepły – Czy przeraża Cię twój własny ogień, który płonie w tobie? Który daje Ci pożądaną przez Ministerstwo moc i tak wiele razy ratował Ci życie? Czy on nie jest twoim sprzymierzeńcem? Czy nie powinieneś przyjąć go do siebie?
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? – zacharczał pacjent.
- Jesteś między jawą, a snem. Jesteś w śpiączce, Xarafie Firebridge.
Płomień zaczął wchodzić na pościel, leżący na łóżku mężczyzna poczuł bijący od niego niezwykle silny, ale nie robiący mu krzywdy. Tajemnicza jegomość, znów się odezwała.
- Musisz poskromić ogień, musisz się obudzić. To nie pora na Ciebie. Jeszcze nie Xarafie Firebridge.
Ogień w pomieszczeniu, zaczął wędrować powoli w kierunku łóżka, spadając ze ścian, schodząc z podłogi. Przypominało to sępy, zlatujące się na świeżego trupa. Płomienie zostawiły również tajemniczą osobę w habicie.
Kiedy jedynym, płonącym miejscem w pokoju było łóżko, a płomień tańczył po ciele mężczyzny niczym dokazujące wiewiórki, jego ciało w jakiś przedziwny sposób zaczęły pochłaniać języki ognia. Zakapturzona postać patrzyła na to i kiwała głową, tak jakby się z tego spodziewała. Kiedy cały ogień zastał wchłonięty i rozszedł się po kościach, mięśniach i wszystkich układach, wypełniając mężczyznę od stóp, aż po czubek głowy, mężczyzna zaczął odpływać…
- Żegnaj Xarafie – powiedziała tajemniczy gość – Jeszcze się spotkamy

∆ ∆ ∆

Mężczyzna leżący na szpitalnym łóżku, szybko się podniósł do przysiadu łapiąc głęboko powietrze. Maszyneria monitorująca pracę serca, znacznie przyśpieszyła wydobywanie irytującego dźwięku. Przylepione do klatki piersiowej i głowy elektrody, zostały zerwane pewnym ruchem ręki. Urządzenie wydało z siebie przeciągły pisk. Po minucie na korytarzu dało się słyszeć zamieszanie, a w drzwiach pojawiły się dwie wystraszone pielęgniarki. Ze zdziwieniem stwierdziły jednak, że to nie śmierć spowodowało piszczenie urządzenia, lecz wręcz przeciwnie, wybudzenie się pacjenta.
On sam siedział na krawędzi łóżka, trzymając się za głowę. Powoli obrócił głowę w kierunku piguł, niepewnie stojących w drzwiach.
- Moje ubranie poproszę – powiedział z trudem, opierając nogi na zimnej posadzce – I wyłączcie to piszczące gówno!

∆ ∆ ∆

Wszystkiego, co uznano za stosowne, dowiedział się dopiero kilka dni później, podczas jednej z wielu wizyt u rehabilitanta. Śpiączka, choć krótka, dała o sobie znak w postaci zaniedbania mięśni. A w dodatku że Xaraf był Łowcą z Ministerstwa Regulacji, takie braki były niedopuszczalne. Dlatego też od razu został skierowany na krótkie, dwu miesięczne treningi. Nie były ciężkie, wręcz przyjemne. Zastałe przez nieużywanie kanały super adrenaliny, szybko znowu stały się przydatne.
Po ostatniej rehabilitacji, następnego dnia był już w pracy. I mógł dalej robić, to co lubił. Żałował tylko, że przespał prawie cały maj i nie mógł dorzucić kilku pocisków od siebie, w celu zakończenia sprawy. Tamtej, pamiętnej sprawy.

∆ ∆ ∆

Lipiec, 2023 - Budynek Ministerstwo Regulacji

Xaraf ćwiczył swoje ruchy i strzelanie… Znowu… Trening to było dla Egzekutorów rzecz święta. Podstawa. Nie mieli lekko, tak jak inni pracownicy Ministerstwa. Nie znali się na egzorcyzmach czy nie potrafili znikać z oczu demonom. Byli pierwszą linią w ewentualnym starciu i byli trudni do zajebania, jak karaluchy i dlatego musieli większość wolnego czasu poświęcać treningowi. Rzadko, kiedy było można się wyrwać na jakiś melanż, chyba że człowiek czuł się naprawdę zmęczony. A i wtedy, i tak najpewniej odsypiał tygodnie zadań. Ten Egzekutor, jak zawsze samotny i nieco zapomniany, przyłożył się do strzału. Rozejrzał się po zapuszczonych ruchomych celach, swoim mętnym, pustym wzrokiem. Można było rzec, że nieobecnym. Ta nieobecność, to była jego domena. Mężczyzna mimo swoich mocy, rzadko, kiedy rzucał się w oczy.
Po strzelnicy rozniósł się odgłos trzech, szybkich wystrzałów. Między nimi były tylko sekundy odstępów. Nie wprawny znawca broni, mógłby twardo się upierać, iż ktoś tu strzelał z broni maszynowej, nie wiedząc nawet jak daleko był prawdy.
- Ładny strzał, Panie Xaraf – odezwał się niski goniec, patrząc na trzy cele, z wyrwanymi dziurami po środku głów – Riordan Brendanus chce Pana widzieć – dopowiedział, kiedy skończył się delektować popisem umiejętności strzelca.
Firebridge w odpowiedzi, skinął mu tylko głową na znak, iż przyjął jego słowa do wiadomości. Goniec ruszył gonić kolejnych pracowników, on sam uzupełnił magazynek Desert Eagla i umieścił go w kaburze.
Zadania mu nie przeszkadzały, jednakże lubił swoje treningi. Kochał i chciał stawać się coraz lepszy w swoim fachu. Szybko pozbierał swój sprzęt i zapakował się w niego. Ubrany w kamizelkę, ze swoim sprzętem na plecach, który uważał za uniwersalny, ruszył wolnym krokiem na odprawę. AKMS na krótkim pasie, dwa przewieszone na jedną stronę pleców sejmitary, tak, aby zaoszczędzić jak najwięcej powierzchni pleców, kabury przy pasie z dwoma srebrnymi pistoletami Desert Eagle oraz srebrny bagnet przy pasie i kilka, wybuchowych zabawek. Wiedział, że jest nazywany Panem X, ale też, rzadziej, nazywano go GSR'em. No cóż, od tych elitarnych policjantów, nie różnił się za wiele.
Miał pracować ze swoją dawną partnerką... Emmą Harcourt.
"Zabawne, znowu spotkać tą chłopczycę" - pomyślał, kiedy kierował się w stronę sztabu Ministerstwa Regulacji i nawet się ucieszył na tą myśl, choć nie dawał po sobie poznać żadnych emocji.
Co prawda, dawno jej nie widział, ale sądził iż ją pozna. Przecież ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. On sam ciągle wyglądał tak samo, nie lubił zmian. Może jedynie rzadziej nosił bluzy z kapturem, ponieważ przeszkadzał w sięganiu po broń na plecach. Za to, nosił przy sobie upchaną w kieszeń kominiarkę. Pozwalał zachować anonimowość na akcjach, a i w drodze do samochodu się przydawała, kiedy w twarz siąpił zimny deszczyk.
I w końcu stanął w drzwiach do sali odpraw. Przyszła pora, na szczegóły misji, choć nie sądził, aby było to coś wykraczającego poza jego moce.

∆ ∆ ∆

Kiedy w drzwiach pojawiła się Emma, pierwsze co zauważył Egzekutor to było to, że się zmieniała. I to bardzo. Już był koniec z chłopczycą, jak mu się wydało na pierwszy rzut oka, nim znikła znowu w drzwiach i gdzieś uciekła.
„Zapuściła włosy” – pomyślał.
On za to tylko się nie ogolił i to wszystkie jego zmiany. Za to nie krył się pod kapturem. Już nie. Czyżby… Dojrzał?
Powoli uniósł rękę i podrapał się po zaroście, w tym samym czasie podnosząc się z krzesła i ruszył w kierunku naniesionych przez Łowczynię dokumentów.
„Jest silniejsza niż myślałem” – skomentował w głowie – „Że uniosła to wszystko i to bez taczki?”
Wziął do ręki kilka kartek i powierzchownie przejrzał. Były na nich jakieś obrazki, wyglądające jak kobieta loup-garou z ciałem węża, czy innego cholerstwa. W tym samym momencie wróciła Harcourt. Przywitała się z nimi, na co Xaraf odpowiedział tylko głębokim skinieniem głowy i unosząc trzymany w palcach kawałek papieru, zapytał:
- Co to?
Dowiedział się tylko tyle, ile zdołał przeczytać na nagłówkach niektórych kartek. Informacje o jakiejś cholernej istotce prosto z Indii. Świetnie, choć on sam nie lubił zbytnio obcokrajowców.
Nie zdążył o nic dopytać, a Emma dopowiedzieć, kiedy drzwi ponownie otworzyły się z piskiem i pojawił się w nich Irol. Średni piegus, z rudą czupryną. Xarafa zawsze zastanawiało, jak przeżył na tyle długo, by dorwać tą posadkę koordynatora. Widać, miał niezłe asy w rękawie. Dopiero on rzucił nieco więcej światła na ich zadanie i cel. Ba, postanowiono przed nimi nawet jakieś dziwne smarowidła na miecz.
Od razu do głowy przyszły mu pociski z gumowymi, nadpiłowanymi płaszczami wypełnionymi tym specyfikiem. I raczej był by w stanie takie wykonać, lecz MR działał jak każda instytucja państwowa. Na ostatnią chwilę.
Co prawda mogli by to zrobić na następny dzień, ale ich zapał w tym kierunku szybko ostygł. A dokładnie po słowach Irola, że nie ponosi odpowiedzialności jeśli zginą kolejni ludzie. Cóż, to był argument, z którym trudno było by się sprzeczać.
W czasie odprawy, rozpętała się też kilka dyskusji, które on po prostu przemilczał. Czasami tylko wrzucił swoje trzy grosze, ale nie wydało mu się to coś wielkiego i ważnego. O wiele bardziej zainteresowała go sama maść, jako iż jego matka znała się na alchemii. Mu samemu też ona nie była obca, dlatego też powąchał ostrożnie smarowidło. Szybko został zganiony przez Fantomkę, ale mimo jego słabego węchu, maść wydawała mu się ładnie pachnieć.

∆ ∆ ∆

Boyfield Streat 10A w dzielnicy Southwark, okolice Galerii Osobliwości Jagi Bindu

Przydzielony kierowca, sobie tylko znanymi ścieżkami dojechał na miejsce akcji, w dość rekordowym czasie. Bus, mimo wszystko zatrzymał się na światłach tylko kilka razy. On sam, w busie posprawdzał swoje przybory do Regulowania oraz mocowania pochw na miecze, kabur oraz innych, przymocowanych do pasa rzeczy. Nie chciał, aby któraś została przypadkiem oderwana. Po jakiś trzydziestu minutach, w końcu dojechali pod budynek, w którym mieściła się galeria. Emma, roztropnie poleciła kierowcy zaparkowanie nieco dalej.
Sama dzielnica, w której znajdował się ten przybytek, była jedną z lepszych w Londynie. Sam budynek, prawdopodobnie pochodził z roku dwutysięcznego, czyli nie był zbyt stary. Istniała nadzieje, że bezcieleśni zbytni się tu nie zadomowili i nie zrobią kłopotów podczas walki.
Nad wejściem, wisiał wielki szyld “GALERIA OSOBLIWOŚCI JAGI BINDU”, cały czas podświetlany światłem czerwonego, jaskrowego neonu. Wielka, pulsująca strzałka wskazywał drzwi. Po obu ich stronach, znajdowały się duże wystawowe okna z czarnego szkła, które miało zadanie przepuszczać tylko światło i nic więcej od strony ulicy. Trudno było zobaczyć co znajduje się wewnątrz budynku, mimo wszystko prawie wszystko wyjaśnione było na wiszących tu i ówdzie plakatach.
Objuczony prawie jak GSR Xaraf zwątpił w to, że uda im się wejść niepostrzeżenie do wnętrza, dlatego zaoferował, że on pójdzie od tyłu budynku i zaskoczy jaszczurę, jeśli będzie chciała uciekać. Bus zaparkował za zakrętem, przecznicę dalej. Xaraf nie czekając na towarzyszy, ruszył swoją ścieżką w kierunku, w którym powinno zładować się tylnie wejście do galerii. W końcu to nie był jakiś stary budynek, ulepiony jak kawał izolatki. Jak jego mieszkanie.
Brama na tyły kamienic, do której się kierował okazała się tą właściwą. Za nią rozpościerało się niewielkie podwórze z pojemnikami na śmieci i drzwiami na tyły budynku.
Pan X ustawił się obok tylnich drzwi. Czekał, nasłuchiwał. W międzyczasie załadował karabin amunicją odłamkową własnej produkcji oraz wyjął jedno z ostrzy, po czym nałożył na nie trochę maści. Nie chciał wytracić całej, dlatego też resztę wsadził do kieszeni spodni.
Następnie rozejrzał się dyskretnie i z zamiarem dyskretnego wślizgnięcia się do pomieszczenia, powoli nadusił klamkę.
- Kurrrwa… - zasyczał przez zęby.
Drzwi były zamknięte. Pozostało mu tylko czekać, aż w środku zrobi się ciekawiej. Wtedy wyłamie zamek podeszwą buta, lub w innym przypadku, przestrzeli zamek jednym z dwóch pistoletów. Nie miał zamiaru przeczekać całej akcji na podwórzu. Miał na koncie kilka wpadek i chciał aby ta liczna się nie powiększyła. Nie tym razem.
Podszedł bliżej drzwi i jedną rękę zaciskając na upaćkanym smarowidłem sejmitarze, drugą na sub-karabinku, nasłuchiwał wytężając swoje egzekutorskie zmysły.
Czekał.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 29-08-2011 o 19:49.
SWAT jest offline