Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 23:40   #12
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nmy113gMds0[/MEDIA]

Czarna koszulka z nadrukiem i dżinsy. Potargane włosy. Na nosie okulary przeciwsłoneczne, podróbka Ray Banów. Sportowe buty, tym razem już oryginalne, marki Adidas. Tak zwykle wyglądał. Zwykle, bo w tej chwili jednym z tych nielicznych znaków rozpoznawczych były właśnie stojące w każdą stronę włosy. Był nagi. Nie ma się co dziwić, w końcu wszyscy rozbierają się przed pójściem spać, a Shay wyjątkiem bynajmniej nie był. Dobrą wiadomością był na pewno fakt, że akurat tym razem był w swoim łóżku. Nie leżał za to sam z czego sprawę zdał sobie dopiero po chwili. Podniósł delikatnie koc, nie miał pojęcia kim była ta ładna blondyneczka, ale nie dziwił się nawet, że się skusił. Miała długie, lśniące włosy, nie była chyba zbyt wysoka, lecz za to nieprzyzwoicie zgrabna. Cały efekt psuł jednak kolorowy biustonosz z Hello Kitty i czerwony kask na jej głowie. Zdecydowanie coś było nie tak, a w głowie powstawało pytanie: Co ja do cholery wczoraj robiłem?

Wstał cicho i naciągnął na siebie swój standardowy uniform, głowa mu nie pękała, więc najwyraźniej wczorajszy wieczór nie skończył się potężną libacją. Mimo to musiało mu trochę uderzyć do głowy skoro nie pamiętał panienki. Na oko Keane był po trzydziestce. Gdyby bardziej o siebie dbał pewnie mógłby uchodzić za młodszego. Miał jakieś 185 centymetrów wzrostu. Opuścił sypialnię i zajrzał do swojego ulubionego pomieszczenia. Gabinet owalny. Ok, może nie był owalny i mało przypominał elegancki wystrój Białego Domu, ale Shay niewątpliwie czuł się w nim ważny niczym sam prezydent. Nie był urządzony z przesadnym przepychem, ot solidne mahoniowe biurku, na którym stała maszyna do pisania, ekspres do kawy i kilka drobiazgów. W rogu mała biblioteczka i sfatygowana komoda. Duże okno teoretycznie powinno zapraszać do pomieszczenia więcej światła, ale przy typowej brytyjskiej pogodzie słabo się sprawdzało. Natomiast włochaty dywan, który zdobił podłogę, wyglądał koszmarnie i w ogóle nie komponował się z wystroje. Był jednak idealnym rozwiązaniem dla kogoś, kto nie zawsze zdoła sam doczołgać się do sypialni.

Shay opadł na swój fotel i rozsiadł się wygodnie, nalał sobie resztki kawy do kubka. Była mocna i lodowata, ale to mu nie przeszkadzało, grunt by nie pozwoliła mu zasnąć. Położył nogi na biurku i wyciągnął paczkę papierosów, na opakowaniu widniał wielbłąd. W pobliskim sklepie zostały im już tylko Camele. Włożył papieros do ust, odpalił go swoją zapalniczką i przez kilka chwil delektował się pierwszym wypuszczonym dymem. Nigdy nie przypuszczał, że będzie pracował dla MRu. To po prostu nie była jego działka, śledztwa mogły się jeszcze okazać ciekawe, ale ryzykowanie swojego własne życia? Zdecydowanie nie miał powołania do tej roboty. Mimo to nie rzucił jej już po pierwszym dniu. Po części dla tego, że tak właśnie doradzał mu jego agent. Miał poprawić wizerunek i wrócić do tego co robił najlepiej. Bohaterskie wyczyny mogły nieźle wzbogacić jego CV. Po drugie i tak tkwił na przymusowych wakacjach od pracy z przyjaciółmi i musiał sobie jakoś ten czas zapełnić. Nutką adrenaliny na przykład. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu żeby wybrał sobie coś bezpieczniejszego, jak skoki ze spadochronu czy snowboard. Z tym, że Keane nie zawsze go słuchał, a goście z MRu przynajmniej płacili.

Zgasił papierosa w popielniczce i powoli zaczął zbierać się do wyjścia, zarzucił kurtkę na plecy i byłby pewnie wyszedł gdyby nie usłyszał swojego imienia. Odwrócił się, blondynka stała w korytarzu, miała teraz na sobie jedną z jego czarnych koszul i dodawało jej to dużo seksapilu. Keane domyślał się, iż pod ciemnym materiałem nie skrywa się już żadna bielizna. Uśmiechnęła się czarująco. Bez tego durnego kasku wyglądała o niebo lepiej.

- Chyba nie zamierzasz teraz wyjść, Misiu Pysiu? - spytała, zgrabnie i powoli zaczęła się do niego zbliżać.

- Właśnie wybierałem się do pracy - odparł i na dowód pokazał kluczyki od swojej Lancii.

Pomachała mu palcem przed oczami jak niegrzecznemu dzieciakowi, następnie szybko oplotła jego szyję swymi drobnymi dłońmi. Miała trochę ponad metr siedemdziesiąt, ale dla niej nie stanowiło to żadnej przeszkody. Zawisła na jego szyi na kilka sekund, a potem mocno wpiła się w jego usta.

- Właściwie to może zaczekać.

Rzucił kluczyki na półkę, blondynka roześmiała się i już po chwili wylądowała w jego ramionach.

***

Tkwienie w wozie MRu nie należało do najprzyjemniejszych czynności, szczególnie biorąc pod uwagę jak przebiegał jego dzień nim został wysłany w teren. Nawet ekipa wyszkolonych ludzi z GSRu zdawała się obawiać nadchodzącego starcia. W duchu cieszył się, że przynajmniej nie jest w ich skórze. Nie musiał stawać w pierwszym szeregu, znakomicie operować bronią i uzupełniać się z pozostałymi. Z drugiej strony kontakty z duchami również nie były przyjemne. Wszystko miało swoje dobre i złe strony. To jednak na Łowcach spoczywało większe zadanie.

Jego towarzyszką była niejaka Laura Morales, nie znał jej, a przynajmniej jak dotąd nigdy z nią nie rozmawiał. Wiedział, że należała do nekromantów, więc wampiry mogły mieć przez nią sporo roboty. Do tego jej karnacja i rysy twarzy sprawiały, że nawet w nerwowej atmosferze wyglądała świetnie. Uśmiechnął się do niej i postarał złapać jej spojrzenie.

- Howdy - rzucił - Shay Keane. - Wysunął dłoń w jej kierunku. - Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach.

- Laura - odparła i również się uśmiechnęła - Laura Morales - nowa w tej bajce - dodała.

- Przezorny zawsze ubezpieczony. - Pstryknął palcami, a następnie wskazał na jej srebrny łańcuszek. Po chwili włożył pod koszulkę dłoń i wyciągnął swój srebrny celtycki krzyż. Uśmiechnął się i przeżegnał, jeśli ktoś w tej chwili mógł im pomóc, to dlaczego tym kimś nie miałby być właśnie Bóg? Wyciągnął z kieszeni kurtki ciemne okulary i nasunął na nos. - Ok. lads - rzekł patrząc na grupę wsparcia - Do dzieła. - Poklepał nerwowo swoją broń.

Eugen był niebezpiecznym przyjemniaczkiem, z tego co wiedział Shay, potrafił przywoływać poltergeisty oraz echa. Niezbyt silne, lecz nie należało ich lekceważyć. Miał też na swoje usługi grupę popierających go ludzi i kto wie co jeszcze w rękawie. Informacji było jak na lekarstwo, a to nie wróżyło nic dobrego. Mimo to trzeba było działać, w końcu wiedzieli na co się decydują i co ryzykują. Dionise miał kryjówkę w zrujnowanym domu, który ozdobiony był licznymi symbolami, choć uwagę mogło przykuwać również jednoznaczne graffiti. W każdym razie nie trudno było zgadnąć, że jest to lokal zarezerwowany przez Kielich Pojednania. Sekta ta w ten właśnie sposób oznaczała swoje siedziby. Grupa Szybkiego Reagowania przeszła do działania, zajęli pozycje, wywalili drzwi i wpadli do środka. Kolejne krzyki i wystrzały dochodziły do Shaya uświadamiając mu powagę sytuacji. Palił następnego papierosa czekając aż przyjdzie jego kolej na wejście do gry. W końcu dano im znak, Keane rzucił peta na ziemię i wszedł do środka. Sytuacja była raczej opanowana, większość z podopiecznych Eugena po prostu się poddawała, a żołnierze dobrze się sprawdzili. Mimo to Shay nie czuł się bezpiecznie, wprost przeciwnie. Wszechobecne zawirowania śmierci wzmagały tylko jego niepokój. Było zimno jak w grobie, choć jakoś sobie z tym radził. Jeden z członków GSR oznajmił im, że cel znajduje się na piętrze, a porucznik Gordon życzył sobie żeby tam poszli. Właściwie to był rozkaz, ale kto by się przejmował w tej chwili takim szczegółem. Właśnie wtedy Keane poczuł, iż jakaś dziwna energia wchodzi w ciało młodej dziewczyny, która leżała na schodach. Pomimo ogromnej dziury w czaszce nastolatka drgnęła. Wyszkolenie jednak było w tym przypadku górą, seria z karabinu szturmowego przejechało po nim niczym piła. Ciało dosłownie rozpadło się na dwie części. Shay spoglądał na to ze smutkiem i po chwili odwrócił wzrok od makabrycznego widoku. Dionise bawił się czymś czym nie powinien i Keane zaczynał pałać do niego coraz gorętszą nienawiścią. Manipulowanie w ten sposób już i tak poważnie zachwianą równowagą świata było niedopuszczalne.

- Nie traćmy czasu - powiedział i uzbrojony w MP5k ruszył schodami w górę wraz ze swoją towarzyszką.

Serce waliło mu jak oszalałe, z reguły był na tyle opanowany by dać sobie radę ze strachem, ale niekiedy pojawiały się odstępstwa. Schody mocno skrzypiały pod ich stopami oznajmiając wszystkich ich obecność. Na górze już czekali na nich żołnierze z GSRu, było ich dokładnie trzech, obstawiali korytarz. Tutaj budynek wyglądał jeszcze gorzej, zniszczone, podziurawione i nieumiejętnie poprawiane ściany, do tego zamurowane lub zabite deskami okna. Osobliwe miejsce jak dla utalentowanego wampira Nowej Krwi.

Potem wszystko działo się już bardzo szybko, drużynowy egzekutor błyskawicznym i potężnym kopniakiem otworzył im drogę. Działał szybko i świetnie uzupełniał się z ludźmi z GSRu, dwa wampiry towarzyszące głównemu złemu padły trupem. O ile w ich przypadku można się jeszcze pokusić o takie stwierdzenie. Sam zaś Eugen był... dziwny. Już jego umiejętności sprawiały, iż nie można było myśleć o nim jako o zwykłym wampirku Nowej Krwi, ale ten jego nietypowy ubiór. Ekscentryk? W czarnym cylindrze i białym szalu? Litości - pomyślał Shay. Moc emanowała od wampira, nie tylko gładko poradził sobie z Siepaczem, lecz i zabrał się za przywoływanie wsparcia. Nie potrzebował do tego żadnej pomocy, zaklęć, rytuałów, po prostu niczego. Kolejne doświadczenie w krótkim życiu Keana. Oby miał przyjemność wyciągnięcia jeszcze wniosków z tego spotkania. Podnoszący się z ziemi wampir mógł jednak zachwiać te plany. Keane wyciągnął wolną ręką woreczek z solą z kieszeni kurtki i rozsypał zawartość wokół siebie. Na szybko stworzony krąg mógł się przydać.

Shay skupił się na swoim zadaniu, pstryknął palcami by zwrócić uwagę GSRów i wskazał lufą na powstającego przeciwnika. Gotów był zresztą sam strzelić, ale chciał zrobić to w ostateczności, bo teraz musiał skupić się duchu. Jego zmysł zaczynał dawać o sobie znać, Eugen przywoływał poltergeista, Shay już go namierzał. Wyczuwał go, w jego głowie już pojawiła się pięciolinia powoli zapełniająca się kolejnymi nutami odzwierciedlającymi poltergeista. Początkowo chaotycznie, ale już po chwili miał wstęp. Dokładnie ułożony. Zalążek całej melodii. Początek poznania. To wystarczyło by zaczął działać, by wyzwolił swoją moc. Punkt zaczepienia już miał. Znalazł odpowiedni moment i zaczął nucić.


Theres an old town wrought
With mystery of Tom
The poet and his muse
And the magic lake
Which gave a life
To the words the poet used


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=U8nbzFg3zeA[/MEDIA]

Cel był prosty, opleść poltergeista swymi słowami i rytmem, sprawić by muzyka stała się jego pułapką. Wielu egzorcystów nie zastanawia się nad swoim darem i tym co później dzieje się z bezcielesnymi. Inni obawiali się lub co gorsza liczyli na to, iż sprawiają im ból by ostatecznie ich unicestwić lub posłać do pustki z której nie ma powrotu. Sam Shay wierzył, że to co robi pozytywnie wpływa na bezcielesnych, nie sądził, iż ich wypędza. Nazywał to raczej wyzwoleniem, zerwaniem więzi z tym światem. Może był to optymizm, może zwykła naiwność czy nawet głupota - to nie było ważne. Keane już podjął decyzje i wiedział co ma zamiar zrobić z tym co przywoływał Dionise. Uwolnić poltergeista od jego gniewu, dać mu ukojenie.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 25-08-2011 o 23:42.
Bebop jest offline