Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2011, 14:11   #65
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Tolerancja nigdy nie była mocną stroną Alana Mello. Bolała go głowa, był głodny i czuł się źle. Stracił spluwę i nie miał najmniejszej ochoty na żarty. Jeśli do tego dodać fakt, że mało kto lubi gdy jakieś fiuty śmieją się z jego nieszczęścia, to reakcja Melona na rechot strażnika była jak najbardziej zrozumiała i usprawiedliwiona.
Oczko przekonał się o tym, że nie należy żartować z Alana w odległości mniejszej lub równej zasięgowi jego kończyn. Mello bez słowa ostrzeżenia, tak jak stał zasadził gostkowi kopa w przysłowiowe jaja. Po czym płynnie i szybko zrobił dwa kroki w stronę drugiego strażnika i nim ten zdążył się zasłonić oberwał najpierw prawym prostym w nasadę nosa, a chwilę później lewym sierpowym w szczękę. Nie minęło kilka sekund, a jeden strażnik trzymał się za krocze z wybałuszonymi gałami próbując złapać powietrze, gdy tym czasem jego kolega niezbornie próbował wstać spod ściany na którą rzuciła go siła ciosów rippersa.
- Spróbujcie się teraz śmiać otários. – rzucił Alan przez zaciśnięte zęby.

Poturbowanie tych dwóch dupków trochę poprawiło mu co prawda humor, ale nie zmieniło sytuacji w jakiej się znalazł, a był w przysłowiowej dupie murzyna. Nic nie zarobił, na dodatek stracił spluwę, miał za to jakiś pierdolony medalik.
Nie miał wyjścia musiał popracować. Trzeba było odwiedzić Jacko 7678542 i odebrać resztę fajek. Niestety dłużnika nie było na miejscu, co nawet nie specjalnie Mello zdziwiło, albo zwiał, albo jeszcze nie miał co spłacić. Tak czy siak póki co to źródełko dochodu było wyschnięte.
Alan powlókł się do kramiku Li Chao.
- Alllan witaj z powrotem. Jak taaam. – żółtek przywitał się z profesjonalnym uśmiechem.
- Kiepsko Li. PotrzebujÄ™ fajek.
- A kto nieee?
- Nie piernicz, nie jestem w nastroju.
- Tooo widzę. –
pokiwał Li z udawanym współczuciem.
- Masz jakiś namiar? – Alan rozejrzał się, czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Moooże. Chcesz coś zjeść? – spytał uprzejmie rozmówca.
- Dawaj. – położył na blacie 3 fajki.
- Na koszt firmyyy. – żółtek uśmiechnął się pokazując zepsute zęby.
- Ludzie gadającą, że Mała Aliiis straciłaa ochroniarza.
- Co to za jedna?
- O Alllan … ona prowaaadzi Maarcowego Królikaaa.
- TÄ… szulerniÄ™?
- Teraz z niÄ… chodzi tylkooo jeden. Travoltaaa.
- Jaki znowu Travolta?
- John.
- Kpisz? –
oczy Alana zwęziły się niebezpiecznie.
- O nie, nie. – Li zasłonił się nerwowo rękoma. – On taaak wyglądaaa.
No tak. Mello pokiwał głową zrozumiawszy o co chodzi. Na ziemi była taka zboczona moda, że niektórzy robili sobie operacje plastyczne chcąc się upodobnić do kogoś sławnego. Jakiś czas temu była moda na aktorów z dwudziestego wieku. Ba, tu na Gehennie Mello już widział kilku Clintów Eastwoodów, paru Arnoldów Schwarzeneggerów i przynajmniej jedną Marylin Monroe w każdej sekcji. Taka moda.
- Gdzie znajdÄ™ tÄ… Alis?
- W stooołówce o Dauuughters Of Slauuughter.
- Dzięki. Odpalę Ci dolę. –
puścił oko do Wietnamca I zajął się pałaszowaniem brei.
Alan wiedział gdzie jest ta stołówka. Wiedział też, ze między nią a sekcją mieszkalną jest dość długi korytarz. Óświetlony, ale zbicie lamp nie było jakimś niewykonalnym zadaniem. Morda Travolty zaś była tak charakterystyczna, że od razu namierzył jego i tą Alis.





Z resztą dziewczyna, też mu przypominała jakąś dawną aktorkę, ale nie mógł skojarzyć jaką.
Siedzieli oboje przy stole z jakąś bandą wypindrzonych na czarno gotek i pili bimber. Dobry znak. Mello zapalił czekając, aż imprezka przejdzie w fazę schyłkową, czyli gdy wyczerpie się wóda. Musiał uzbroić się w cierpliwość. Gdy już uznał, że czas poszedł w stronę korytarza po drodze wybijając lampy. Ot, wandalizm jakich tu pełno. Boczny korytarz idealnie nadawał się do przyczajenia i Mello skrył się w nim naciągając na głowę kominiarkę, a rękę z numerem zasłaniając rękawem. Nie chciał być rozpoznanym, a nuż mieli jakieś pieprzone latarki?
Trzeba było czekać. Co jakiś czas ktoś z rzadka przechodził. Jednak, to nie był jego cel, aż wreszcie …
Szli oboje przytuleni, co jakiś czas przystając i wylizując sobie migdałki. Travolta najwyraźniej się rozochocił, bo co chwila łapał dziewczynę za tyłek, a to popiskując uciekała mu nieco. Nie ma jak dobra zabawa. Alan też miał ochotę się pobawić. Po swojemu. Odczekał aż go miną zajęci sobą.
Cicho jak duch wyszedł z kryjówki i zaatakował nożem celując w plecy mężczyzny na wysokości serca. Musiał go załatwić szybko, by zdążyć ogłuszyć dziwkę zanim zacznie wrzeszczeć.
 
Tom Atos jest offline