Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2011, 15:17   #21
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Zapp




Proste i tanie szyby video w autobusach były powszechnym środkiem reklamy w wielkim mieście. Specjalne szkło przepuszczało obraz z zewnątrz, ale po obrzeżach ramy krążyły 'feed-y' różnych reklam i newsów. Wątki krążyły wypukle zachęcając do zgłębienia- podświetlone srebrzystą poświatą z automatycznie przewijaną czarną czcionką:


WYGRAJ ŻYCIE W RAJU – WIELKA LOTERIA 'NIGHT SKY-RING', A DO ROZLOSOWANIA 100 MIEJSC W JUŻ GOTOWYM EKSKLUZYWNYM OSIEDLU WERTYKALNYM – PAMIĘTAJ: BLIŻEJ NIEBA NIE ZAMIESZKASZ..


W OSTATNIM STARCIU NIGHT CITY WIDOWMAKERS WYGRALI Z OILERS'AMI NA WYJAZDOWYM MECZU. MECZ REWANŻOWY JUŻ JUTRO W NASZYM MIEŚCIE!! DOPINGUJ SWOJĄ DRUŻYNĘ Z TRYBUN – KUP BILET JUŻ TERAZ DZWONIĄC POD 322434 – OSTATNI MECZ PLAY-OFF'ÓW MOTORBALL!


SPADKOBIERCA DR'A CORNELIUSA OSKARŻA ZETA-TECH O MORDERSTWO, A WŁADZE MIASTA O KORUPCJĘ I NIEKOMPETENCJĘ GROŻĄC POZWEM. OFICJALNE ŚLEDZTWO NCPD TRWA...


Kombinowane środki komunikacji miejskiej zdawały egzamin na 5. Dwie linie autobusowe i cztery stacje do przebycia metrem. Zakonspirowany za okularami i flash-gazetą przemierzasz kolejne tunele. Za oknami migają błyskawicznie rzędy bladych świateł awaryjnych i drzwi ratunkowe metra. Wewnątrz bez ścisku, ale też bez wygód. Kilnanaście osób w Twoim wagonie- istny przekrój społeczeństwa- od emerytów po smarkaczy i matki z dziećmi. Wyzute ze zbędnych elementów, gumowe foteliki podziarane nożami, markerami wszelkiej maści. Gałęzie rurek i uchwytów. Gazeta jest już nudna. Nastolatek siedzący vis a vis zamaszyście żując ogląda jakiś serial na wyświetlaczu w wysoko zadartym języku buta. Zapach kaktusowej gumy dochodzi Twych nozdrzy. Przyjemna odmiana po starszej kobiecie obok- ta wylała na siebie ze dwie buteleczki za dużo. Coś w tle nie zagrało. Przez drzwi z wagonu z przodu torując sobie drogę wśród szarych obywateli z wolna przeciskają się kłopoty.


-Dawaj sianko albo rozpierdole ci łeb... - niemal dziecięcy głos dziewczyny brzmiał groteskowo. - Portfel i kolczyki suko! - wrzasnęła na szykowną kobietę w głębi wagonu.


-..wczoraj tak się naspawał wiatraków, że przez dwie godziny ściągaliśmy go z sufitu. Mówie ci kuuurwa, to był melanż tygodnia! - idący w jej ślady, choć grożący jedynie nożem i spojrzeniem chłopaczek podniecony historią gadał z kimś za plecami.


-...zegarek... szybciej kurwa. Nooo, nieźle. Może dzisiaj znowu wskoczymy na falę- z tym metrem to był niezły pomysł. - znerwicowany latynos za nim rosił się potem, zapewne już naćpany.


Wsunął zegarek na rękę i podskoczył do siedzącego naprzeciw Ciebie nastolatka patrząc na niego z góry.


-Zajefajne najeczki amigo. Laski lecą na takie, a ja dzisiaj, rozumiesz, zamierzam pociupciać... Wyskakuj z nich... - splunięcie w twarz przerwało żądanie.


-Spierdalaj ćpunie... aaaghh! -uderzenie metalowym prętem w twarz ostudziło jego zapał.


Latynos z obrzydzeniem wycierał dopiero twarz- biła dziewczyna. Chłopaczek zalał się krwią, a parka zgodnie chwyciła po bucie.
Starsza, przesadnie wyperfumowana, pani złapała Cię w okolicy kolana. Jej oczy już płakały choć pierwsza łza nie dotknęła jeszcze pomarszczonych policzków. Na ustach tłumiony, błagalny jęk.


-To wszystko co mam.., pomóż mi.. proszę..- na kolanach w zniszczonych dłoniach ściska niewielką torebkę.


Było ich w sumie pięcioro- trzech chłopaków w wieku 16-25 i dwie dziewczyny zdecydowanie przed 20-stką. Gówniarze łupiący wszystko i wszystkich na swojej drodze by uzbierać na kolejną noc intoksykacji w ucieczce od rzeczywistości. Rano koło zatacza obrót. Ot, Piranie. Wysoki chłopaczek w krótkich bojówkach i rozpiętej na wytatuowanej klacie kamizelce niespiesznie zbliżył się do staruszki bacznie wbijając wzrok w torebkę kobiety.


-Pokaż torebkę, babciu, ale żwawo! - krzykiem wgniótł ją w fotel.


-Nn.. nieee.. - pisnęła.


-Co jest? - zainteresował się latynos.


-Wygląda na to, że siwa prosi się o eutanazję... - wycelował w nią gnata i położył palec na spuście.


***



Peron główny metra 9


Deszcz na chwilę przestał lać się z nieba. Sąsiedztwo wyglądało jak większość miasta- brzydko i niebezpiecznie. Tu jednak wbrew pozorom obowiązywały pewne reguły. Wejście do dziewiątki znajdowało się na styku terytoriów trzech większych gangów i na mocy umowy była to strefa buforowa. Wybudowane wokół stacji 9 centrum handlowe popadło w ruinę po kolejnych wojnach gangów, a gdy już handlowcy zwinęli żagle gangi same zaczęły handlować w tym miejscu. Tylko specyfika towaru uległa zmianie. Wszystko co kradzione, nielegalne, pół-legalne i „niedostępne w obiegu” tutaj na szybkich nogach biegało pomiędzy kolejnymi stopniami paserskiej piramidki. Broń z odzysku wszelkiej produkcji i kalibru. Pirackie wszczepy często jeszcze ciepłe od krwi niedawnych userów. Domowej roboty dopalacze o nieprawdopodobnych właściwościach, o połowę tańsze niż zdobycze korporacyjnej farmacji, ale też mniej 'przewidywalne' w użyciu. Wszystko to na trzech poziomach galerii z widokiem na nieczynny peron miejskiej kolejki. Gdzieś na dnie tej złodziejskiej świątyni swój 'butik' prowadzi krewniak Jane.




Scar


Skryte pod wybujałymi latami nieprzycinania drzewami aleje Ipsen zdawały się opustoszałe. Przynajmniej mniej tu pada przez tę dżunglę. Psia pogoda. Wąska jezdnia, szerokie chodniki i zdziczały park. Niemal las. Oprócz drzew i bujnych krzaczorów rosły też zaległości kolorowych śmieci. Zza parku wyłoniły się pierwsze osiedla segmentowców. Tutaj już dawało się wypatrzyć oznaki zamieszkania. Przynajmniej tych z mniej wybrednej i/lub majętnej grupy obywateli. Wyglądało wręcz na to, że zostali jedynie niemający innej możliwości. Każdy mijany osobnik uosabia obraz zaprawionego w szprycowaniu wraku człowieka. Jedyne pojazdy jakie jeżdżą tymi ulicami to watahy motocyklowe patrolujące rewiry. Kilka przecznic przed Tobą sportowy wóz pomalowany na matową czerń przeszył skrzyżowanie wbrew sygnalizacji świetlnej na pełnym gazie. Zapewne jakiś kurier czy inny fast-deal. Przed jednym z mega-bloków w 'słoneczko' zaparkowano trzy pick-up'y z gniazdami MKM-ów na pace. Pasażerowie musieli być w środku. Po chwili zwątpienia wypatrzyłeś biało-czerwony neon 'WARSAV Tavern' na ścianie jednego z mniejszych budynków. Po wyłączeniu silnika okolica zamilkła w spokoju.


Ipsen Park - obrzeża

Knajpa była zadymiona jakby na podłodze kręciły się dwie świece i już na wejściu atakowała nozdrza alkoholową pokusą. Po drodze do baru -znajdującego się naprzeciw wejścia- kątem oka dostrzegasz wiszące na ścianach ramki ze zdjęciami, wystawkę sprzętu do motorballa w gablocie i kilka zajętych przez zachlane mordy stolików. Nad kontuarem świeci projekcja białego orła z rozpostartymi skrzydłami obejmującego cały bar. Pod nim, dokładnie spod ogona, zza baru wystaje Polak. Niski, o wystającym brzuchu i nadętej, mopsowatej gębie i rzadkich już włosach na głowie. Spod rozpiętej hawajskiej koszuli wystaje ciemne futerko i gruby, złoty łańcuch. Na facjacie wypisane „zamawiaj albo wypierdalaj!” było widać jego firmową miną, bo na wieść o wyborze najdroższego drinka na jego twarz wyskoczył cień uśmiechu i Polak stracił na wyrazistości. Z uśmiechem nie było mu po prostu do twarzy. Sam też chyba poczuł się nieswojo, bo jakoś nieporadnie obrócił się i wziął za przygotowywanie drina.
- Moja znajoma, podobno ktoś ją tutaj widział zanim rozpłynęła się w powietrzu. Ile? -


Na to pytanie Polak zareagował nieco inaczej niż większość kolesi na jego miejscu rzucających nieśmiało sumki. Spojrzał jedynie przez ramię dalej grzebiąc w butelkach. Większość hamowałaby ślinotok na pytanie postawione właśnie w ten sposób.


-Znajoma mówisz... Jesteś gliną? - postawił wysoką szklankę przed Twoim nosem i oparł się o blat - Niee.. masz za dużo klasy i za mało'steś wkurwiony... Nie, czekaj, nie mów. Znam się na tym.. Pismak.. nie! Detektyw! Widzę, że'steś. Lubię takich jak ty- nie ciskacie się, nikt za wami nie tęskni, no i macie fundusze. 500!- udawał, że przeciera bar, że czyści niedomytą szklankę, ale cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy.


Szelest- esperanto łakomych. Ciężar pięciu setek na dłoni odblokował odpowiednią zapadkę w łysym, kartoflo-podobnym łbie Polaka, który zaczął śpiewać.


-Widziałem ją. Nie tutaj, siedziała w wozie na zewnątrz. Nie wyglądała już tak słodko jak na tej focie. Tak przy okazji- zostawisz mi ją? Chyba cieszę się na jej widok... To było ze dwa dni temu. Przyjechała starym chevroletem z takim jednym świrem, jak mu tam było- Borys, Boruc czy jakoś tak. Gość mieszka w alei cedrów, wpada tu po gorzałę i szlugi. Wisi mi coraz więcej z każdym tygodniem... Musisz zawrócić i zjechać ostatnim zjazdem przed parkiem w prawo. Na pewno trafisz, to na samym końcu drogi. No i chevy, pamiętaj. Tak swoją drogą... Może Twoja znajoma postanowiła poznać kogoś nowego- jeśli wiesz co mam na myśli... Hehe hehe... – położył rękę na brzuchu zanosząc się świńskim śmiechem, a drugą miętosił gotówkę w kieszeni.


***


Nie mogło być tak prosto- na zewnątrz już czekały kłopoty. Przy zroszonej ustającym już deszczem, lśniącej w światłach latarni karoserii Twojego cacka fan motoryzacji. Stojący po drugiej stronie maski, wysoki, łysy z pokaźnym tatuażem na czubku czaszki punk delikatnie muskał lakier sporym 'francuzem'. Za pokrwawionym, odartym z farby narzędziem rysował się cieniutki rowek i starty lakier.


-Mówiłem, że zaraz ktoś po niego przyjdzie... Długo to nie trwało.. - rzucił jakby był tam ktoś jeszcze. -.. to twoja bryczka? - zwrócił się do Ciebie.


Kilkanaście metrów po Twojej prawej jakiś ciemny gość opierał się luzacko o gzyms budynku, ale nie wyglądał na zainteresowanego, na razie. Fan czterech kółek wyszedł zza auta. Czarny tanktop odsłaniający tuziny dziar na ramionach i czarno-białe, obcisłe spodnie w pionowe pasy zwieńczone błyszczącymi niczym opale ceramicznymi trepami. Poza proporcjonalnym do swojej wagi francuskim kluczem miał jeszcze gnata- wciśniętego w krocze za ćwiekowanym paskiem.
Zza auta wyłonił się oczywisty kolega łysego- świadczyły o tym barwy i zainteresowania. Był mniejszy, ale nie wyglądał przez to przyjaźniej czy nawet mniej wrogo. Obszedł samochód z tyłu. Z gołymi rękoma, ale na plecach dyndała szeroka na pięć cali lufa. Thrasher lub tzw. 'Śmieciuch'- wymysł zdesperowanych studentów do zrobienia w domowym zaciszu, a strzelający wszystkim co wejdzie do bębna- szkłem, kamieniami, metalowymi nakrętkami, kapslami z piwa...


-Turla niezłe fele... - skomentował krótko koła.


Nie był tak krzykliwie ubrany ani wygadany jak łysol, ale to niekoniecznie była dobra nowina. Obydwaj wyraźnie szukali guza. Łysy nie dawał za wygraną- podszedł kilka kroków w Twoim kierunku coraz bardziej uwidaczniając dzielącą was różnicę wzrostu.


-No właśnie. I tak sobie myślę, że taki chłodny wózek na takich wyjebanych kółkach marnuje się u takiego złamasa JAK TY! - wykrzyczane słowa gonione śliną łysola uderzyły Cię w twarz. - Nie bierz tego do siebie staryy... po prostu chcemy się przejechać. Jak wysiądziemy możesz wziąć go z powrotem- co ty na to? Dasz mi kluczyki, papciu? - zapytał już spokojniej, z uśmiechem eksponując bicepsy i 'francuza' z zaplecionymi na klacie rękoma.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."

Ostatnio edytowane przez majk : 26-08-2011 o 15:26.
majk jest offline