Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2011, 16:27   #11
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Nie zostawiając nikogo - w mroku i koszmarze.

Uspokoiłem się. To wszystko wymykało się logice. Ludzie przebywający ze mną zachowywali się dziwniej niż ja choć to ja tutaj byłem poszkodowany. Zupełnie nikt z nich nie przejął się losem człowieka, którego prawdopodobnie pozostawiliśmy w pokoju. A może ktoś z nich celowo próbował zatrzeć pamięć o tym wydarzeniu? Podejrzenia oczywiście padły w pierwszej kolejności na Eddiego, który tak brylował w towarzystwie, a nagle ucichł, gdy padły niewygodne pytania. Korytarz powoli zagłębił się w kompletną ciemność, a ja czując ciekawość zawróciłem w tym czasie. Lekko i cicho biegnąc pojawiłem się na powrót w sali, w której obudziliśmy się. Sądząc po braku głosów reszta skradając się poprzez ciemność nie zauważyła mojego zniknięcia. Dość szybko na jednym łóżku dostrzegłem nieruchomą postać młodego mężczyzny. Na karcie pacjenta zostało nabazgrane "David Walker", a na twarzy pacjenta znajdowała się poduszka pomięta po bokach. Ktoś udusił biedaka zanim jeszcze się obudził choć wyraźnie pamiętałem, że gdy ostatnio wychodziłem z tej sali poduszka nie przykrywała jego głowy. Nie przeoczyłbym aż tak znaczącego faktu. Musiało to zostać dokonane, gdy badałem korytarz czy wpatrywałem się w wirującą piłkę. Upewniłem się czy rzeczywiście David nie oddycha i czy nie wyczuwam jego tętna. Karty pozostałych pacjentów nie odkryły żadnych informacji i nie było tu nic więcej interesującego. Wycofałem się stąd i po pewnym czasie dotarłem do reszty, gdy ta została odsłonięta przez światło bijące z jednego z pomieszczeń. W drodze rzuciłem okiem do pokoju pielęgniarek, którego podłoga już praktycznie wypełniła się krwią wciąż kapiącą z piłki. Nie słyszałem odgłosów kapania, ale prawdopodobnie po wejściu do tamtego pomieszczenia usłyszałbym je. Nie potrzebowałem tego. Obudziłem się i moje myśli już są bardziej składne... a może coraz bardziej odchodzę od zmysłów. Śmierć Davida wskazuje, że cokolwiek się dzieje nie jest to pod nadzorem legalnych władz. Trzydniowa luka w pamięci może sugerować, że coś podpisałem godząc się na uczestniczenie w eksperymentach naukowych. Tu jednak zginął człowiek. Naukowy, legalny eksperyment w tym momencie zostałby przerwany. Jednak nie pojawiła się ekipa próbująca ratować Davida. Gdzież są kamery? Nie widziałem żadnej z nich. Podobnie nikt nie zauważył mojej nieobecności. Banda egoistów. Podejrzewam, że to właśnie ktoś z pacjentów zamordował Davida. Choć nie spostrzegłem nigdzie kamer to teoria odnośnie eksperymentu psychospołecznego wciąż nie jest w moim umyśle skreślona. Grupa nieznanych sobie osób w odizolowanym środowisku, a jedna z tych osób to psychopatyczny morderca. Widziałem coś takiego w kinie, ale kto wie? Może i się mylę, ale przezorny zawsze bezpieczny - postaram się od tego momentu trzymać grupy. Nie zostając samemu, a już na pewno nie zostając jedynie z jedną osobą. Można też zastanowić się nad innym scenariuszem. To ktoś inny zamordował Davida - ktoś kto na nas poluje. W takim razie czemu użyłby poduszki? Czemu nie noża, czy strzykawki z trucizną? Zostawiałby poduszkę na twarzy co sugeruje pośpiech? Nie. To jednej z tych osób śpieszyło się, żeby nie zostać odkrytym. To dobra teoria. W takim przypadku eksperyment jest nielegalny i jestem po uszy w bagnie kłopotów.

Na szczytach wyobraźni. Na dnie strachu.

Liczba zdarzeń, które mogą zostać zinterpretowane jako omamy podwoiła się po przekroczeniu progu nowego pomieszczenia. Dziwna skóra Bereniki, którą widać jedynie kątem oka na co zwróciłem uwagę natychmiast po przebudzeniu przeczuwając nieludzką jej stronę. Próbowałem nawet ją o to zagadać w słowach "Po co się tak zadręczasz dziewczyno?" Uznałem jednak wtedy, że to nie był jeszcze czas. Myśl ta jednak wróciła, gdy spostrzegłem obrzydliwy posążek posiadający bardzo podobną "skórę" do skóry Bereniki za każdym razem, gdy znajduje się ona na granicy mojego wzroku. Kątem oka tak właśnie ją postrzegam choć patrząc na nią bezpośrednio nie widzę takiego efektu. Kolejną sprawą jest wirująca piłka, która wraz z oklaskami tak wyprowadziła mnie z równowagi jeszcze niedawno. Znajdowała się nad głową Eddiego i reagowała na jego słowa. Jak powiedział: doznał kontuzji barku na meczu rugby. Możliwe, że to ma jakiś związek i warto byłoby to sprawdzić w rozmowie z nim co zamierzałem uczynić natychmiast, gdyby nie drzwi. Drzwi, które tylko ja widziałem. To nie było tak obrzydliwe jak wirująca piłka, z której kapała krew i której towarzyszyły oklaski czy ropiejąca i gnijąca skóra na posążku i czasem na Berenice. To były po prostu drzwi niewidoczne dla innych. Zwykłe i równocześnie niezwykłe drzwi. Postanowiłem zajrzeć do środka. Moja ciekawość zupełnie przeważyła nad wcześniejszym postanowieniem o nieodłączaniu się od grupy. Zresztą nie chciałem się odłączać, a tylko sprawdzić... upewnić się. Zanim do tego doszło do moich uszu jednak dotarły wieści odnośnie widoku zza okna. Zatem istotnie znajdujemy się w budynkach szpitala, do którego wszyscy zgłosiliśmy się. Ciekawe, czy jest to akurat oddział zamknięty - to by dopiero była heca... i właściwie realistyczna. Najciemniej jest pod latarnią. Placówka zamkniętego oddziału psychiatrycznego jest pilnowana, a środek wygląda bardziej jak więzienie niż szpital. Nie ma obaw, że pacjenci jak i personel stamtąd będą się kręcić w okolicy... no chyba, że uciekinierzy. Co wbrew pozorom nie jest takie nierzeczywiste jak się wydaje. Pamiętajmy, że w takich miejscach prócz filmowych (i niefilmowych) psychopatycznych morderców czy niebezpiecznych czubków przebywają osoby na badaniach psychiatrycznych w związku ze sprawami karnymi. Zwyczajni przestępcy w miejscu, z którego o wiele łatwiej uciec niż z aresztu czy więzienia. Po chwili usłyszałem szepty za drzwiami i przekręciłem ich klamkę. Otworzyłem je i przekroczyłem próg.

Po drugiej stronie lustra.

Szepty szybko przerodziły się w dźwięk dmuchającego przez szparę rzeczywistości nieskończonego północnego wiatru. Odwróciłem się za siebie mając nadzieję, że ktoś jednak zwrócił uwagę na moje czyny, ale drzwi zniknęły. Stałem na podłodze, a równocześnie czułem, że unosiłem się w gęstej mgle... której jednak nie widziałem. Ale moje inne zmysły rejestrowały ją wykrzywiającą dźwięki, które w końcu ustały. Nieistniejące już drzwi zostały zamknięte, a ja pozostałem tu. Na przestrzeni tysięcy snów, które były jedynie łzą wzruszenia. Byłem obserwowany. Czułem to, ale niczego nie widziałem prócz mroku owijającego mnie niczym wąż. Ktoś zapalił światło i dojrzałem zasłonę z plastikowego, falistego szkła - dowód na to, że to jednak nadal szpital. Może ten szpital jest nawiedzony? Dlatego tyle dziwnych wydarzeń tu jest? Pytania, pytania - pytania bez odpowiedzi. Nagle zobaczyłem jednak coś na co zareagowałem prawie tak samo jak gdyby ktoś mi wrzasnął do ucha "Buu!" Światło odsłoniło cień małej sylwetki o zbyt idealnych kształtach przywodzącą na myśl Huberta Cumberdale'a. Stał tam i próbował mnie dostrzec. Nie wydawał żadnych dźwięków. Tylko tam przebywał. Ja również nic nie mówiłem tylko stałem nieruchomo wpatrzony w niego. Czy mnie widział? Mało prawdopodobne, bo to od jego strony było źródło światła, a i tak widziałem jedynie jego cień. Nic się nie działo, a gdy w końcu znużony sytuacją postanowiłem odezwać się do "Huberta", czy zapukać w szybę wszystko rozmyło się, a ja stałem znów za resztą grupy pacjentów z prawdopodobnie głupią miną na twarzy.

Brutalny powrót do rzeczywistości.

Tym razem i ja nie widziałem drzwi. W pobliżu również nie było "Huberta" choć wciąż czułem na sobie jego wzrok. Uświadomiłem sobie, że w on mnie dobrze widział choć ja jego prawie wcale. Nie wiem skąd takie przeświadczenie pojawiło się we mnie, ale tak już się stało. Po chwili nie tracąc kontaktu z grupą dołączyłem do dyskusji rozpoczętej przez, moim zdaniem, wyjątkowo głupią propozycję Eddiego odnośnie przedostania się do szpitala psychiatrycznego. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Niebezpieczeństwo. Eddy prawdopodobnie jest osobą z oddziału psychiatrycznego, ale czy to on jest mordercą? Muszę też w przemyślany sposób poinformować wszystkich o śmierci Davida, ale jak to zrobić, żeby podejrzenia nie spadły na mnie? W tym momencie jest to zbyt niebezpieczne dla mnie. Z drugiej strony nie sądzę, żeby była znacząca trudność w przekonaniu wszystkich, żebyśmy jednak nie przechodzili do oddziału psychiatrycznego jak od początku namawia Eddy. Co jest ważniejsze? Zwalczyć wyjątkowo zły pomysł Eddiego, czy powiedzieć o egzekucji wykonanej na Davidzie przez prawdopodobnie kogoś z nas? Po chwili zorientowałem się, że pierwsza sprawa jest ważniejsza. Opowiadanie o zabójstwach sprawi, że stracę u wszystkich zaufanie - w takim przypadku mógłbym jedynie poprzeć Eddiego i zagrać kartą "Widzicie? Jestem świrem i popieram Eddiego, a to oznacza, że jest to pomysł najgorszy z możliwych." tyle, że po zagraniu jej już nikt mi nie zaufa. Lepiej po prostu być czujnym i w odpowiednim momencie postarać się, żeby kolejna egzekucja nie miała tu miejsca. Nikt niestety w takim przypadku nie będzie chronił mnie, ale jak to powiedział Eddy "Kto nie ryzykuje ten nie ma czy jakoś tak." Dołączyłem do dyskusji starając się namówić wszystkich do odnalezienia innej drogi wyjścia niż przez oddział psychiatryczny. Co nie powinno być trudne zważywszy na fakt, że jest to rzeczywiście najgłupszy pomysł o jakim w życiu słyszałem. Jeżeli wersja o katakliźmie jest prawdziwa to być może w tamtych miejscu napotkamy szaleńców błąkających się i zabijających się nawzajem. Natomiast jeżeli jest to jakiś nielegalny eksperyment to jako prowadzący taką grę z pewnością napuściłbym na nas psychopatów znajdujących się na tamtym oddziale. Co do zdarzeń, które mógłbym zaklasyfikować jako moje omamy odpuszczę sobie je dopóki nie odrzucimy pomysłu Eddiego.
 
Anonim jest offline