Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2011, 19:40   #66
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Nie wiem, jaki kurwa Betel – wzrusza ramionami Pośladek, a jego koścista twarz z wysokim i brudnym czołem krzywi się w zabawnym grymasie. – Ale gadałeś coś cały czas, jak żeś odpadł na korytarzu, że musisz się z nim koniecznie spotkać. Coś ty kurwa, Pastor wziął za syf, co?

Pastor już chce odpowiedzieć. Co tu robi... Kogo szuka... Coś mu jednak w głowie głośno zaczyna brzęczeć. Jakby gniazdo szerszeni, do którego za blisko się zbliżył.
- Nie... Nie teraz...
Szekspir siłą przejmuje kontrolę.

Pośladek z zaniepokojeniem baczniej mu się przygląda. Jego latarka znowu kieruje się na twarz aktora. Ktoś nieznający Ślepca mógłby stwierdzić, że Pośladek to zwykły dryblas do skrojenia, ale nic bardziej mylnego. Jego ciężka latarka wybiła już naprawdę pokaźną ilość zębów i zdefasonowała imponującą ilość nosów.
- Co nie teraz? Że wcześniej brałeś? Czy ci ten drugi odwala?

Pastor wzdycha. Nie. To Szekspir wzdycha. Krzywiąc się przy tym jakby właśnie otrząsał się z lodowatej wody.

Udręka. Tak straszna i bolesna udręka w każdej, nawet najkrótszej z najkrótszych chwili. Znosić tę nieporadność. Tę niefrasobliwość. Ten żałosny gnój, który jeno gnojom może pachnieć. Zbłądziłeś mój kochany murzynie. Dzielić muszę z tobą ten jeden zezwłok i patrzeć na to owadzie wicie się i podrygiwanie...

Nie patrząc na Pośladka, Szekspir przymyka oczy nasycając nozdrza smrodem więziennego życia. Już nie długo będę ci ledwie pacynką murzynie. Bardzo nie długo. Oj, nie...

Na twarzy Szekspira maluje się satysfakcja. Z jego ust dobywa się szybki przechodzący w niemal jedno słowo szept:

Nie wszyscy, bracie, możem być panami, Ale nie wszyscy też panowie mogą Mieć wierne sługi. Znajdziesz niejednego W kabłąk zgiętego, potulnego ciurę, Co w niewolniczych kochając się więzach, Trzyma się miejsca jak osioł za lichą Garstkę obroku; a kiedy zepsieje, Na stare lata bywa odpędzony. W skórę takiego kornego cymbała! Są znowu inni, co pod wymuskaną Formą i strojną barwą uległości Chowają serce, siebie tylko pomne; Co dając tylko pozór wiernych usług Swym przełożonym, popierają przez to Własny interes, a porósłszy w pierze, Nie potrzebują już nikogo słuchać Prócz siebie samych. Ci mają krztę ducha I do tych rzędu ja się liczę. Jużci, Gdybym był w skórze Pastora, nie chciałbym, Ma się rozumieć, być w skórze Szekspira: Gdyby me czyny miały kiedykolwiek Wydać na zewnątrz wewnętrzny stan, zakrój Mojego serca, niedługo bym potem Musiał to serce nosić u rękawa Na żer dla kruków.

Nie jestem, czym jestem...


- Pierdolnięty pojeb - mruknął niechętnie Pośladek. Znał Pastora na tyle by wiedzieć co się dzieje. Odkąd syntezatory leków przerobiono na żywnościówkę, Szekspir też stawał się coraz bardziej rozpoznawalny.

Dopiero po tych słowach aktor zwrócił na niego pełne niecierpliwego oczekiwania spojrzenie. Oto coś się wydarzało. Pastor był w tym jak zwykle smardem nieudolnym i głuchym na szept przeznaczenia. Ale Szekspir czuł to w sercu i pod skórą. Dotyk losu. Fabuła się zawiązała. Demiurg wybrał swe Osoby. A ten tu łachmyta pośledni co to go nawet do ukłonu na koniec nie poproszą, stał jak ten słup soli i marnował bezcenny czas.

- Słowa, słowa... Nawet na trzecie cię nie stać. Milcz więc i prowadź przed oblicze Ślepca ciuro! Wiedzę chcę kupić.

Pośladek postąpił o krok do przodu tak, że od twarzy Szekspira dzieliło go może kilka centymetrów. Miał ochotę z dyńki przywalić temu psychowi. Ale jego dobra fucha miała ten minus, że należało bezwzględnie wykonywać wszystkie polecenia Ślepca. A Ślepiec handlował z każdym. Szczególnie zaś z tymi najdziwniejszymi i najbardziej nieprzewidywalnymi. To właśnie w ich głowach gnieździła się zazwyczaj najcenniejsza wiedza.
- Tu fikać możesz pajacu – powiedział do niewzruszonego tymi didaskaliami Szekspira - Ale jak stąd wyjdziesz to się za siebie oglądaj…

***

Ślepiec był… piękny. Idealny do swej roli. W jego celi czuło się ten półmistyczny zaduch starego moczu i nieszczelnych jarzeniówek. Pytanie wisiało w powietrzu: Jesteś pewien, że to właśnie mej jamy szukałeś przybyszu? Śmierdzące umarłym człowiekiem materace, niczym kotły z bulgoczącą zupą, zdawały się czekać na ofiarę, która zada o jedno pytanie za dużo. Która zbyt chciwie wyciągnie łapy po słowo Ślepca. Sam ślepiec zaś siedział pośrodku największego z tych materacy. Jego niewidzące spojrzenie błyskawicznie zlokalizowało wzrok Szekspira.


- Wróżu! – zaczął ściągając z pleców brzeszczot - Miecz w mej dłoni, co wcześniej go żółtek obmierzły dzierżył, należy teraz do ciebie. Przyjmij więc tę stal z Toledo i racz odpowiedzieć na pytania, które w ślad za nią niosę.
Po Ślepcu nie dało się poznać żadnej reakcji, czy emocji. Czekał.
- Poznać pragnę zmarłego przedwcześnie Wieszcza inspirację. Oraz tajemnicę jakie skrywa Betel.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline