Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2011, 21:07   #67
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


DOUBLE B


Judith Grey. Do tej pory Double B znał ją jedynie z opowieści. Teraz miał okazję poznać osobiście. W znanych mu sektorach kobieta słynęła ze swojej niezależności. Poza tym, że był członkinią Gildii Zero, bo ponoć posiadała dyplom doktora fizyki stosowanej, miała również wielkie poparcie Furii ze względu na swoje poglądy.
Za co siedziała? Nikt nie miał pojęcia. Ale ponoć za coś paskudnego. Naprawdę paskudnego i osobistego. Większość ludzi znała jej dość nieprzyjemne poglądy dotyczące facetów. Uznawała ich za coś pomiędzy zwierzętami, a naczelnymi. Nie lubiła facetów śmierdzących testosteronem, nie lubiła wymoczków, nie lubiła typowych przedstawicieli mężczyzn na Gehennie. Ogólnie – nie lubiła mężczyzn.

Double B spotkał się z nią w jej „biurze”. A dokładnie w kantorku na styku agrodomów i sekcji więziennych z celami. Judith Była brzydka, z cerą plamiastą jak indycze jajko, z pożółkłymi zębami i oczami wyblakłymi, jak ugotowane jajka z odrobiną barwnika w tęczówkach. Zielonkawego barwnika. Patrząc na jej twarz człowiek zastanawiał się, jak osoba w randze doktora mogła zachować taki wygląd w czasach, kiedy stosowano nie tylko operacje plastyczne, ale i modyfikacje genetyczne poprawiające naturalne predyspozycje.

- Ty jesteś BiBi, tak – bardziej stwierdziła, niż zapytała Judith Grey. Głos miała suchy i zgrzytliwy, idealnie komponujący się z jej paskudną fizjonomią.

- Ponoć w znanych sekcjach nie ma nikogo lepszego od ciebie, jeśli chodzi o zabawy z komputerem. Zarząd Gildii Zero dowiedział się o tym. Pójdziemy na spotkanie z jedną z szych z samej góry. Zackiem Zeemermanem. ZiZi. Na pewno słyszałeś. ZiZi montuje teraz ekipę do pewnych działań związanych z wyjaśnieniem zagadki włączenia przez Strażnika silników. Ma jakiś plan. Pewnie błyskotliwy, jak zawsze.

Duoble B nie miał pojęcia, czy kobieta kpi, czy też mówi ze śmiertelną powagą. Jej twarz pozbawiona była jakichkolwiek reakcji mimicznych.

- Chodź, BiBi. – wstała.

Była niska i koszmarnie chuda, wręcz koścista. Workowaty kombinezon Gildii Zero leżała na niej, jak szmata na kiju.

* * *

Marsz do ZiZi zajął im kilka minut. Double B rzadko miał okazję pojawiać się w tym regionie sektoru. Agroplanty. Serce agrodomów. Było tutaj gorąco i parno. Większość więźniów paradowało w szarych, więziennych podkoszulkach lub z nagimi torsami.

ZiZi był człowiekiem wysokim, żylastym i siwowłosym. Nim zostali do niego dopuszczeni kilku the Punishers z kamiennymi twarzami przeszukali ich dokładnie i odebrali wszelką broń. Jeden z szefów Gildii Zero miał zimne, bezduszne oczy i zmarszczki mimiczne, które świadczyły o tym, że ich właściciel bardzo rzadko się uśmiecha.

- To jest Double B, ten hacker – przedstawiła więźnia Judith.

- Doskonale. Znasz się na kodowaniu sygnałów i ich rozkodowywaniu.

- Tak – odpowiedział Double B grzecznym tonem. – Na Ziemi ..

- Wystarczy, że będziesz odpowiadał tak lub nie – uciął zimnym tonem ZiZi. – Jasne?

- Tak.

- Doskonale. Czy pracowałeś kiedyś w kodzie źródłowym stosowanym przez Strażnika.

- Tak. Miałem kiedyś ...

Zimne spojrzenie bezdusznych oczu ZiZi zatrzymało dalsze wyjaśnienia.

- Znasz, jak się domyślam, większość języków binarnych?

- Tak.

- Świetnie. Nadaje się. Zrobisz coś dla nas. Bardzo dobrze płatne zlecenie. Bardzo dobrze. I możliwość awansu. Z tym, że zadanie bardzo trudne. Skompletujemy ci zespół, ale jeśli chcesz możesz poszukać sobie ludzi. Ochronę. Powiem tylko tyle. Wejdziecie na sektory patrolowane przez STRAŻNIKA. I dobierzecie się mu do jego elektronicznych bebechów. Wyruszycie najpóźniej za cztery godziny. Nie opuszczaj naszego sektora i czekaj na dalsze polecenia. Jasne.

- Tak.

- Możesz się już zbierać.

To kolejna osoba, która w przeciągu krótkiego czasu dość obcesowo potraktowała Double B. Ale informatyk był przyzwyczajony do takiego traktowania. Przynajmniej nikt go nie gwałcił.




KRISTI J. LENOX

Koszmar senny spływał z jej myśli, niczym gęsty sok. W celi zrobiło się nagle duszno. Ledwie mogła oddychać. Do tego dało się wyczuć wiszący w powietrzu metaliczną, słodkawą woń padliny o trudnym do ustalenia źródle.

Kristi leżała przez chwilę nieruchomo próbując bezskutecznie zapomnieć o obrazach z koszmaru. Obrazach, które budziły złe myśli. Budziły uśpione demony lęków i niewypowiedzianych głośno obaw. A co, jeśli...?

Pukanie do drzwi wyrwało ją z niewesołych rozmyślań.

Przez chwilę czujnie nasłuchiwała, aby zorientować się w sytuacji. Przez drzwi do celi słyszała już odgłosy krzątaniny. Jakiś śmiech, czyjś podniesiony głos. Wyglądało na to, że wszystko toczyło się normalnym torem.

Pukanie powtórzyło się. Troszkę bardziej natarczywe.

- Kto tam? – zapytała Kristi.

- Yukon – odpowiedział natręt.

Znała go. To był jej sąsiad na korytarzu. Zajmował celę trzy drzwi dalej. W sumie nieszkodliwy typ. Mechanik pojazdów siedzący za zabicie żony przyłapanej na zdradzie. Obecnie członek Gildii Zero. Zajmował się naprawami sprzętu w Agrodomach. Niegroźny cwaniak, któremu ciążyło sumienie.

- Czego chcesz, Yukon? – życie w więzieniu nauczyło Kristi, że nawet sąsiad może jej źle życzyć.

- Słyszałem, że widziano cię w towarzystwie pewnego typka, na którego wołają Gała – mruknął Yukon. – Chciałbym o tym pogadać. Ale nie przez drzwi. Wpuścisz mnie czy pójdziemy gdzieś coś zjeść?




RAINA L. STARS

Lupo się wkurzył. To było widać. Nie na nich – ani na Giwerę, ani na towarzyszącą mu Rainę.

Przez chwilę rzucał mięsem, obiecywał różne niestworzone rzeczy złapanym prowodyrom zajścia. Potem trochę się uspokoił i wszedł w negocjacje z Giwerą, który najwyraźniej zaopatrywał miejscowych Punishersów w amunicję. Dobrą amunicję. Lupo wchodził handlarzowi w tyłek bez mydła, ale Giwera nie dawał po sobie poznać, że go to obchodzi.

- Lubię cię, Lupo – rusznikarz odezwał się dopiero wtedy, kiedy Lupo skończył swoje wrzaski. – Naprawdę cię lubię i szanuję. Ale jeśli cos takiego zdarzy się raz jeszcze, to nigdy więcej mnie tutaj nie zobaczycie. Będziesz zmuszony zaopatrywać się w moje towary u pośredników. Nie lubię zabijać ludzi, ale też nie przeszkadza mi to w zmniejszaniu pogłowia bydła na odzyskanych sektorach. Z tego co wiem, byłeś kiedyś gliną. Powinieneś to docenić.

- Doceniam, kurwa, doceniam – mruknął Lupo z krzywym uśmiechem.

- Ja sobie poradzę, Lupo – kontynuował Giwera – Ale Raina – wskazał palcem na dziewczynę – może mieć nieprzyjemności, za to, że mi pomogła. Nie chciałbym tego, jasne.

- Jasne, Giwera.

- Więc nie ma sprawy. Incydent uważam za niebyły.

Obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłoń.

- Mała szuka Double B – powiedział Giwera, gdy już załatwił swoje sprawy. – Możesz jej ułatwić to spotkanie.

- Nie ma problemu, ale musi troszkę poczekać. Miał spotkanie z Babsztylem. Sprawy Gildii. nic ostatnio nam nie mówią, zasrańcy.

- Ale przynajmniej macie pełną michę całkiem znośnego koryta. Nie narzekaj.

- Nie narzekam. Masz to, o co cię prosiłem ostatnio, Giwera?

- Tak – spojrzał na dziewczynę. – Raina. Możesz na kilka minut zostawić nas samych?

Stars pojęła aluzję i wyszła z celi. Miała spory fart. Chyba trafiła na człowieka, który mógł mocno ułatwić jej sprawy z Desperados, gdyby Jacko zawalił temat.

Brzęczyk WKP o mało nie spowodował u niej palpitacji serca. Spojrzała dyskretnie, ale nikt nie zwracał na nią zbytniej uwagi. Nie chciała na nieznanym sobie sektorze obnosić się ze sprzętem wartym kilkadziesiąt szlugów. Ale ciekawość wzięła w górę.
To była wiadomość od Grega.

„Grubsza sprawa. Musimy pogadać w cztery oczy. Dasz radę być za dwie standardowe jednostki czasu na skrzyżowaniu pomiędzy sekcjami 1248 i 1247?”.

Raina znała to skrzyżowanie. Ziemia niczyja. Mroki. Miejsce schadzek więźniów spomiędzy różnych sekcji skupionych wokół Agrodomów. Świadek wielu szemranych interesików, jak i niezliczonych dealów, ale także kilku paskudnych zabójstw. Znajdowała się dwie sekcje od niego. Nie tak daleko, ale i niezbyt blisko. Przechodziła przez tereny Gildii i Punishersów, ale musiałaby zahaczyć także o sektor kontrolowany przez tereny Rimshark Rippers. A z „Cyrkowcami” bywało różnie. Samo skrzyżowanie wskazane przez Grega leżało w zasadzie na terenie Rippersów.

Greg!? W co on teraz grał? Chciał dla niej dobrze, czy też raczej wręcz przeciwnie.

Drzwi do celi Lupo otworzyły się. Giwera najwyraźniej zakończył swój barter. Obaj więźniowie mieli zadowolone miny. W tym samym momencie na korytarzu pojawił się jakiś lekko kulejący mężczyzna.

- Chase – zawołał go po imieniu Giwera. – Widzę, że nie odpuszczasz.




APACZ, SPOOK


To, że Apacz spotkał naprawdę dziwacznego i groźnego przeciwnika, było dla niego jasne, gdy ostrza jego noży zaledwie zostawiły płytkie rany na ciele kreatury. Indianin czuł pod sobą sprężyste, silne cielsko. Czuł grę mięśni pod łuskowatym pancerzem.


Psyclon Nine - Genocide - YouTube


Wyszarpnął noże z rany biorąc kolejne zamachy i raz za razem dziabiąc sprężyste cielsko. Straszliwy syk rozchodził się po korytarzu. Apaczowi wydawało się, że pojawia się w nim bolesna nuta. Potworny stwór wił się, niczym szalony wąż. Próbował zrzucić Apacza z grzbietu, zmiażdżyć o którąś ze ścian.

Jerome pojawił się z przodu bestii, z ciężkim kluczem mechaników, używanym w charakterze maczugi. Walnął z zamachem, trafiając potwora pod paszczę i zwracając na siebie jego uwagę. To dało chwilę Apaczowi, by wbić noże po raz kolejny. Tym razem głębiej i dotkliwiej raniąc potwora.
Kropla gęstego płyny spadła z ostrzy i trafiła Apacza w policzek i w ramię. Więzień zadrżał z niespodziewanego bólu i tylko wrodzona wytrwałość spowodowała, że nie wrzasnął z bólu. To był kwas! Posoka tego czegoś przeżerała się przez skórę i ubranie z przerażającą łatwością. To wymagało zmiany strategii walki.
Tymczasem Jerome wpadł w tarapaty. Cała uwaga potwora, który już wiedział, ze nie pozbędzie tak łatwo Apacza z grzbietu, skupiła się na drugim więźniu. Łeb stwora raz za razem sięgał w stronę drugiego napastnika, tylko o cale mijając jego ciało. Jerome został zmuszony do defensywy.

Spook włączyła się do walki w połowie, wyskakując z szybu. Szybko podjęła decyzję i wykorzystując swą prawie nadnaturalną gibkość ciała, niczym Pokraki, które też potrafiły poruszać się z wprawą po ścianach czy sufitach, znalazła się nad łbem potwora.
Apacz widział ją, uczepioną kabli i rur. Mimo pieczenia na rękach, twarzy i ramieniu dziabał wroga dalej, czując, że życie ucieka z cielska wraz z każdą porcją posoki. Indian wiedział, że opłaci potencjalne zwycięstwo poparzeniami dłoni. Zaciskał jednak zęby i szlachtował wężowe szkaradzieństwo z zimnym opanowaniem, jakie zawsze utrzymywał w walce.

Spook dyndała nad przeciwnikiem, czepiając się nogami wiązek kabli pod sufitem. W ostatniej chwili zawisła tuż przed pyskiem kreatury, niczym wymalowany nietoperz. Ostrza wbiły się prosto w ślepia bestii. Gorący, żrący płyn wystrzelił jej na ręce. Tego dziewczyna się nie spodziewała. Krzyknęła cicho z bólu i straciła panowanie nad swoim ciałem. Spadła w dół, tuż przed przerośniętym potworem.

Jerome doskoczył ze swoim ciężkim młotem i wykorzystując oślepienie bestii zadał jej uderzenie z zamachu, prosto w szczękę. Żuchwa pękła z trzaskiem, Spook odturlała się w bok unikając lejącej się z rany posoki. Łeb stwora opadł na podłogę. Apacz wykorzystał ten moment i wbił dłuższy nóż z góry w czaszkę monstrum. W tej samej chwili pomiędzy oczy potwora wbił się z głuchym trzaskiem bolec. To Razor, który wynurzył się z tunelu, miał okazję oddać celny strzał.

Potwór zafalował, ogon poruszył się konwulsyjnie, z rozwalonego pyska pociekła mu spieniona posoka. Po chwili drgania ustały.

- Wszyscy cali? – zapytał Razor repetując broń. – Jeśli tak, czekamy na Dębowego i spieprzamy stąd.

- A Tam-tam? – zapytał Jereome z obrzydzeniem podeszwą buta zrzucając kawałki skóry ze swojej broni. Ciężka maczuga dymiła. Podobnie dymiły ostrza noży używanych w walce przez Spook i Apacza. Sam kwas jednak chyba był za słaby, by coś zrobić stali, z której je wykuto. Co prawda miejsca na ciele, które zetknęły się z posoka potwora pokryły się bąblami i mocno zaczerwieniły, to jednak poza uporczywym świądem nie zdołał zrobić nic więcej.

- Tam–Tam nas opuścił. – odpowiedział na pytanie Razor.
 
Armiel jest offline