Piątek, 6 października 2006 22:17
Noc była pochmurna i wietrzna. Brak blasku księżyca i gwiazd potęgowały ciemność, nadając jej tajemniczy i złowrogi charakter. Drobne gałązki drzewa obijały się delikatnie o okno, co w połączeniu z ciszą dookoła wzmagało uczucie lęku i niepewności.
Pokój był oświetlony jedynie światłem świecy, topiącej się wolniutko w lichtarzu. Jej płomień kołysał się na boki, a wosk kapał niespiesznie na biurko niszcząc zapewne nieznacznie drewnianą nielakierowaną powierzchnię. Ściany odbijały różne cienie, zdeformowane i migoczące pod wpływem tańczącego płomyczka.
Pomieszczenie było dość skromnie umeblowane. Pod oknem, opatrzonym grubą i ciężką zieloną kotarą, stało owo wspomniane już bukowe biurko z lichtarzem. Blat zawalony był papierami, wśród których poniewierało się zaostrzone pióro i z wolna wysychał atrament w otwartym kałamarzu. Na skraju blatu stał mały drewniany zegar z metalowymi wskazówkami. Naprzeciw biurka stało puste krzesło. Pod lewą ścianą znalazła swoje miejsce kanapa, obita jasnobrązową skórą a przed nią, na małych, pokracznych nóżkach, stał niski stoliczek, ozdobiony niewielkim obrusem. Podłoga opatrzona była ascetycznym jednobarwnym dywanem, komponującym się dość przyzwoicie z całością wnętrza. Całości umeblowania dopełniała przeszklona , bukowa szafa mieszcząca się pod prawą ścianą, w której piętrzyły się opasłe tomy ksiąg i książek. Ściany zaś zdobiły dwa malowidła religijne o tematyce biblijnej. Za dnia, w promieniach słońca i przy odsłoniętych firanach, pokój ten musiał być przyjazny i ciepły. Teraz jednak, w marnym oświetleniu i z zasłoniętym oknem, nabierał on charakteru przygnębiania i smutku.
Za biurkiem, rozparty na krześle, ze wzrokiem wbitym w nieokreślony punkt przestrzeni, siedział mężczyzna w średnim wieku, odziany w sutannę i trzymający w ręku skrawek papieru. Wydawał się nie przejmować pogodą na zewnątrz jak i późną godziną wskazywaną przez zegar. Gdyby nie ruchy jego powiek mogłoby się wydawać, że nie żyje.
Nagle ciszę przerwało pukanie do drzwi, krótkie, lecz donośne. Mężczyzna na krześle wzdrygnął się.
-
Proszę – powiedział po chwili wahania.
W drzwiach ukazał się inny mężczyzna, również odziany w szaty zakonne. W dłoni trzymał lichtarz ze świecą.
-
A, to Ty bracie Szymonie. Wejdź proszę – mężczyzna za biurkiem wyraźnie odetchnął. -
Siadaj. – wskazał na krzesło.
-
Dziękuję, ojcze przeorze – brat
Szymon zajął wskazane miejsce. Nagle dostrzegł w dłoni przeora świstek papieru, zapisany czerwonym tuszem. Oczy brata
Szymona rozszerzyły się w przerażeniu –
Z-znowu? – wyjąkał.
-
Znowu – przeor wyglądał na zmartwionego i przygnębionego.
-
Może… należałoby odwołać przyjazd turystów? W tym momencie nie jest to zbyt rozsądne. A jeśli coś się stanie… Lepiej, by obcy nie ingerowali w nasze wewnętrzne sprawy no i nie możemy narażać ich na niebezpieczeństwo…
-
Wszystko będzie tak, jak miało być – przerwał ostro przeor –
Nie pozwolę się zastraszyć – krzyknął, rzucając gniewne spojrzenie i zgniatając w ręce zapisaną kartkę. Zamknął na chwilę oczy.–
Nic nikomu się nie stanie – dodał już spokojniej i w pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie stukaniem gałęzi…
***
Oto wstęp do sesji. Mam nadzieję, że zachęci on niezdecydowanych do udziału w niej. Proszę o zgłoszenia w dziale Rekrutacje i o niedopisywanie się tutaj