Marylin nie zważała na to, że jest bosa. Nie czuła nawet, że lodowate igiełki mrozu przebijają jej skórę i docierają aż do szpiku kości. Podeszła do dziewczyny. Jej twarz nie była blada - była poszarzała od mrozu, a wielkie cienie pod oczami pogłębiły się jeszcze bardziej. Drżała na całym ciele, a zza fioletowych ust szybko ulatywały jej kłębki pary. Sece biło jej jak oszalałe.
- Sol.. Solveig? - zająknęła się i szczękała zębami - Nic Ci się nie stało? |