Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2011, 23:45   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Każda wyprawa zaczyna się od pierwszego kroku. Czasami ten krok wydaje się pozornie bez znaczenia.
Bo w końcu, co ważnego jest w postawieniu stopy we właściwym kierunku?
Jednakże pierwszy krok pociąga za sobą następne, jedna decyzja uruchamia lawinę kolejnych zdarzeń, które... ostatecznie przypieczętują, taki a nie inny los.
Tarnus przeciągnął się przy stole w karczmie. To był męczący dzień, pełen decyzji, dotyczących kogo zabrać a kogo nie. Ostatecznie wybrał odpowiednie osoby do tej jakże nieprzewidywalnej misji.
Szlachcic nie był pewien, czy wybrał dobrze, czy wybrał źle...
Czas pokaże. Póki co... zastanowił się na wybranymi przez siebie postaciami i przypominał sobie spotkania z nimi.
Przypomniał sobie, aż gotującego się do wyprawy krasnoluda, któremu udzielił odpowiedzi na jego pytanie.-Wyruszymy jutro z rana.
I któremu wspomniał o kwaterunku na terenie koszar. Browarnik z tego zresztą się bardzo ucieszył, mamrocząc coś pod nosem o spalonym laboratorium do którego nie ma już powrotu.
Mówił to tak cicho, że rycerz niewiele z tego dosłyszał. A i nie chciał znać szczegółów.
Zaskoczyła Tarnusa rozentuzjazmowana paladynka, jak i magiczka z... czymś wężowatym, twierdząca że nie boi się napastowania ze strony mężczyzn. Cóż... po tym co pokazała, nie dziwił jej się.
Mocno zaniepokoił inny mężczyzna, bardzo ciekawski... w zasadzie zbyt ciekawski.
Niemniej odpowiedział mu, że nieumarłych to się raczej nie spodziewa, bo na Skalistych ziemiach łatwiej o orków i bandytów, oraz Zhenckich sabotażystów. Dlatego też wziął ze sobą tego czarownika, któremu nie ufał i dlatego zamierzał przykazać paladynce, by miała na niego oko.
Należy trzymać przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej, czyż nie?
Przedstawił mu ofertę miasta. Ile pieniędzy i za co dostanie. Wyprawa wszak była standardową misją wojskową i najęci poszukiwacze przygód, mieli otrzymać zwykłą stawkę dla najemników.
Niemniej powiedział także co spodziewał się w Wormbane. -Orków, gnolli, ogrów, a możliwe że i Zentharimów prowadzących oblężenie.
Nie wspomniał o swej największej obawie. Pomrokach.
-Straż miejska doskonale sobie radzi z przestępczością na terenie miasta redukując ją do minimum.- uciął krótko sprawy, które awanturnika nie powinny obchodzić.
I skierował do jedynej w mieście... świątynnej biblioteki owego kontrowersyjnego magika.
Z pozostałymi ochotnikami nie było tyle kłopotu.

Erazm Apsed skierował swe kroki do niewielkiej biblioteki świątynnej prowadzonej przez korpulentnego, ale mocarnie zbudowanego jowialnego kapłana Tempusa.
Biblioteka nie była zbyt rozbudowana, wszak czciciele Tempusa nie słyną z entuzjazmu do czytania.


Księgi z jakimi się tam zatknął zaklinacz, były rozczarowujące. Same traktaty religijne i teologiczne, oraz poradniki ogrodnicze i księgi dotyczące taktyki bitewnej. Żadnych książek o nekromancji, w ogóle żadnych ksiąg o magii.
Ale czegóż się spodziewać po bibliotece w mieście zbudowanym prawie na brzegu cywilizowanych ziem?

Nadchodził wieczór. I nowi członkowie wyprawy wojskowej zostali zakwaterowani w starej części koszar, zbudowanych tuż przy świątyni.


Kobiety otrzymały własną salę, a mężczyźni własną. O ile dziewczęta z racji swej liczebności miały okazję się zapoznać. O tyle Erazmowi, przypadła jedynie przyjemność nocowania z krasnoludem.
Przed wieczorem Corella Swordhand została zaproszona do gabinetu Tarnusa Swerdragona na kolację.
Podczas gdy reszta najemników otrzymała standardowy posiłek w jadalni, paladynka zjadła o wiele smaczniejszy posiłek z dowódcą wyprawy.
Lecz okazja bynajmniej nie wynikała z zauroczenia, Tarnus postanowił poinformować Corellę o paru sprawach.- Jak już mówiłem, powierzone tobie zostanie stanowisko dowódcy najemników. Mam nadzieję, że sobie z tym poradzisz. Podstawą twoich obowiązków będzie zwiad. Co prawda jeden z moich dziesiętników ma w tym doświadczenie, ale potrzebuję go przy sobie. Niemniej co najmniej dwie awanturniczki znają się zwiadzie, więc wesprą cię w tej materii. Pozostaje reszta. Krasnolud, zaklinacz. Ci zostaną pod twoją kontrolą, ale obaj niespecjalnie się na zwiad nadają. Nie szkodzi, będą użyteczni, jeśli pojawią się kłopoty.
Spojrzał wprost w oczy Corelli.- Szczególnie na tego zaklinacza miej baczenie. Być może to tylko chciwy osobnik, idący na wyprawę dla korzyści w postaci błyszczących monet. Być może to... Zenthcki szpieg.
Po czym dodał pogodniejszym głosem.- To jak, Masz jakieś pytanie dziesiętniczko Swordhand?
Nazwa była lekko na wyrost, jako że pod dowództwem paladynki, była ledwo połowa oddziału, ale... oddawała znaczenie Corelli w tej wyprawie.

Ranek zaczął się od musztry. I przedstawienie nowej dziesiętniczki, awanturnikom jak i żołnierzom.
Po czym oddziały ruszyły do przodu.
Cała wyprawa składała się z dwóch dziesiątek żołnierzy. Jednego oddziałów ciężkiej piechoty. I wspierającego go oddziału strzelców. Do tego trzej dowódcy. Jednym był Tarnus. Pozostałymi, Pierwszy miecz Lionel Serfrani


dowódca ciężkiej piechoty. Młody i energiczny arystokrata, niewątpliwie upatrujący w tej misji, okazji do awansu. Młodzian niecierpliwił się wyraźnie i irytował faktem, że wyprawa posuwa się w powolnym tempie.
Ale cóż poradzić. Poza dowódcami i awanturnikami nikt inny nie jechał konno.
Szeregowi żołnierze bowiem szli na piechotę. A i dwa wozy, jeden prowadzony przez krasnoluda, drugi zaś przez niziołkę nie przyspieszały tempa wyprawy.
Drugim dowódcą nie był szlachcic, a doświadczony tropiciel imieniem Pierwszy miecz Garison z Waymoot.


Ten wyśmienity łucznik i dziesiętnik kuszników, o wiele bardziej przyjaźnie podchodził do awanturników niż sztywny i wyniosły Lionel.
Jednakże żołnierze największym szacunkiem darzyli jadącą z nimi “Mateczkę Deldi”. Dowódcy może i stali wyżej od nich w hierarchii, ale to właśnie ciemnoskóra niziołka


gotowała im posiłki i leczyła rany. Nic więc dziwnego, że słuchali jej... jak własnej matki.

Wyprawa posuwała się do przodu, zapuszczając się w głąb niegościnnych Skalistych Ziem, w poszukiwaniu ostatniego bastionu cywilizacji, jakim było Wormbane.


Okolica którą przemierzali, była monotonna i niegościnna. Ziemia jałowa i sucha, oraz spękana. Szata roślinna uboga, choć na północy Skalistych ziem zdarzały się ponoć niewielkie połacie żyznych ziem.
Niestety nie było ich wiele, z powodu piasku nawiewane przez burze pyłowe.
Pobudka, sprawdzenie broni i stanu osobowego, składanie namiotu, posiłek, wymarsz, obiad, dalszy marsz, rozbijanie namiotów, kolacja, rozstawianie wart oraz wieczorna narada.
Wyprawa stawała się monotonna i dlatego wypady zwiadowcze były miłą odmianą od rutyny.

Tak samo jak nocne rozmowy, przy mapie i winku. Rozmowy trójki dziesiętników i dowódcy. Rozmowy w których Corella z racji swego awansu musiała uczestniczyć. Rozmowy sprowadzające do omawiania nad mapą miasta, różnych możliwych scenariuszy jakie mogli napotkać w Wormbane.
Przy tych rozmowach jeszcze bardziej było widać pęd Lionela do chwały. Proponował zawsze najbardziej ryzykowne rozwiązania. Nawet ryzykowne dla swych oddziałów i awanturników. Pozostali dwaj uczestnicy wyprawy studzili “bohaterskie” zapędy Lionela. Ani Tarnus, ani Garison nie byli zainteresowanie nadmiernym narażaniem życia. Niemniej wybuchowy temperament Lionela powodował, że młody dziesiętnik zwykle wypowiadał zbyt wiele słów i... wybuchała kłótnia, uspokajana zazwyczaj przez Garisona.
Oprócz trójki dziesiętników, w naradzie uczestniczył zwykle jeden z żołnierzy Lionela.
Co prawda nie w roli doradcy, ale źródła informacji.


Bowiem Nathaniel znał dobrze miasto. Wszak stacjonował w nim przez trzy lata, zanim przeniesiono go do Gwarch.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-08-2011 o 15:37.
abishai jest offline