Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2011, 23:57   #505
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Tak przynajmniej głosiła wieść gminna. A może chodziło o mądrość ludową? Nie ważne.
Roger nie miał wątpliwości, że nawet gdyby udało im się dostarczyć nieszczęsną przesyłkę do Silwerymoon, to i tak do "dobre" byłoby daleko. A nawet bardzo daleko.
Od początku wyprawy ubyło czterech uczestników. Pierwszy widać dość wcześnie się zorientował, że coś jest nie tak i zwiał na samym początku. Drugi dał się złapać w małżeńskie sidła, co według niektórych było losem gorszym od śmierci. Na ten temat mógłby podyskutować trzeci 'ubytek', który przeniósł się do królestwa Kelemvora. Nie z własnej woli, trzeba by dodać. Czwartego spotkał chyba jeszcze gorszy los, jako że z duszą i ciałem trafił do Otchłani. O ile od małżeńskich okowów można było się uwolnić, a i powrót z krainy śmierci dawało się niekiedy załatwić, to w Roger nie miał pojęcia, czy istnieje sposób na wydobycie kogoś z Otchłani. Kastus w zasadzie też nie
- Hmmm... Może Życzeniem Cudem? - odparł niepewnie zapytany kapłan.
Prawie jak gwiazdka z nieba. W dodatku bez gwarancji sukcesu.
Wypytywać innych uczestników wyprawy Roger jakoś nie miał ochoty.

Poprawił nieco drwa w ognisku, gdy nagle przed nim, jak spod ziemi, wyrósł Revalion. Gorące powitanie, zgotowane przez barda, jeszcze bardziej zepsuło humor Rogerowi. Jakiś dupek będzie mu udzielać nauk na temat samolubstwa i oportunizmu. Bard, jasne... Ten to najbardziej się poświęcał dla dobra ludzkości. Dureń...
Czy duch był snem, czy też pojawił się na jawie? Co za różnica? Wiadomym było, że następnym razem trzeba go odesłać tam, skąd przyszedł, chyba że zacznie rozsądniej gadać. Na przykład powie, czy można go wydostać z miejsca, w które się wpakował z własnej częściowo winy.


Ciekawe, czy ich też Rev nawiedzał po nocach, zastanawiał się Roger, spoglądając na dość kwaśne miny niektórych członków wyprawy.
Nie tylko miny stały się ponure, ale i - takie przynajmniej miał wrażenie - cała okolica. Nawet wóz skrzypiał ponuro, jakby nagle przerdzewiało i wypaczyło się w nim wszystko, co tylko się działo. A jako że pogoda i koszmary nie sprzyjały dobremu humorowi, to i pojawienie się kolejnej przeszkody na drodze nie wywołało zachwytu ze strony Rogera.
Rozejrzał się dokoła. Co najmniej dwa elfy celowały do nich z łuków
- Kolejny zawalidroga? Następny sługus Zenthów? Świat na psy zszedł, skoro i leśne elfy się im wysługują - powiedział.
Spojrzał na swoich towarzyszy. Rozmowne to zawsze było za dziesięciu, a teraz dziób w ciup i ani be, ani me... Chociaż może i lepiej, bo jakby Sylphia się zabrała za rozmowę, to wióry by z elfa poleciały. A Dru? Jeszcze gorzej by było.
Ruszył w stronę zawalidrogi. Ledwo zdołał wysforować się do przodu, przed wóz, gdy elf gestem polecił mu, by się zatrzymał. Mieli do siebie krzyczeć? Żeby cały las słyszał? Coś strachliwy był ten elf.
- Do Silverymoon jedziemy - powiedział Roger, gdy zsiadł z konia. Przynajmniej z jednej strony był troszkę osłonięty. - Jakieś problemy na drodze?
 
Kerm jest offline