Uścisk zelżał. Linus wytężył swoje siły, aby wyrwać się. Już miał biec do przodu. Złapała go znów. Sytuacja znów była rozpaczliwa, a było tak blisko. Szarpał się. Musiała odpuścić. Poczuł okazję i w tej chwili złapali go za ręce Draug, oraz Felix. Szarpnięcie, wolność, życie. Opadł na ziemię bez sił.
Ta walka dla Linusa miała zupełnie inny charakter. Walczył tak naprawdę nie z Bestią, a z samym sobą. Był tak bezradny. Całe doświadczenie bojowe jakie zdobył dotąd, opierało się na indywidualizmie. Stawał do walki sam na sam, ponosił odpowiedzialność za samego siebie i nie mógł liczyć na czyjąkolwiek pomoc. W tej walce trzymał się tylko kurczowo rękojeści sztyletu, widział jedynie desperackie próby ratunku ze strony kompanów.
Po chwili przypomniał sobie o ranie na ramieniu. Podniósł się na kolana, usiłował zdjąć koszulkę kolczą. - Niech mi ktoś pomoże – chciał zobaczyć tę ranę, niepokoiła go.
-Jeżeli chodzi o broń, to bierzcie to. - Odtroczył pochwę z mieczem jednoręcznym od pasa i rzucił na ziemię. - Dziękuję chłopaki... - rzekł nieco zawstydzony. Nie zwykł dziękować. |