Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2011, 11:33   #28
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NcA-3YLhDEs&feature=player_detailpage[/MEDIA]

Ara’assan przyglądała się beznamiętnie mężczyźnie. Sytuacja była beznadziejna. Nie było sensu krzyczeć, szamotać się czy złościć. Tak się właśnie kończy sprzeciwianie mądrości Qun.

- Wybór jest iluzją. Fala przychodzi, fala odchodzi, ale morze jest niezmienne. Opór jest bezcelowy. Wygrana jest w Qun - powiedziała cicho słowa mądrości qunaryjskiej, po czym powtórzyła trochę głośniej. A następnie jeszcze raz. Jak kojącą mantrę.
- E, co tam się mamrocze? - strażnik uniósł łeb znad swej kanapki.
Powtórzyła bardzo wyraźnie, tak by wszyscy mogli usłyszeć. Miała nadzieję, że doda to otuchy towarzyszom. Strażnik pokiwał tylko głową i wrócił do swej kanapki. Ta po chwili całkowicie zniknęła w czeluści jego gardzieli. Tymczasem kilku qun podchwyciło słowa Ary i zaczęło powtarzać mantrę wraz z nią. Reszta siedziała zrezygnowana lub gorączkowo rozglądała się wokół. Jeden awanturnik wciąż uparcie walczył z kratami.
Cóż pozostało? Czekać... Więc czekała.

Statek musiał wybyć już na szerokie wody, bo nabrał prędkości i kołysał się coraz bardziej. Wtedy otworzyły się drzwi tej jakże przytulnej kajuty i stanął w nich blondyn o nienagannym uczesaniu i promiennym uśmiechu.
- Lockhart, co ty tu robisz? - wymamrotał kąśliwie strażnik.
- Jak to co? Przyszedłem zapoznać się z naszymi fascynującymi gośćmi... - odpowiedział osobnik i popatrzył na qunaryjskich więźniów, krzywiąc się na twarzy - Ty, co oni robią? Modlą się czy co?
- Zwierzęta? Się modlą?
- To nie są zwierzęta! To...
- Słuchaj no, pisarzyku! Masz się tu nie kręcić. Spieprzaj stąd, byle prędko.
- Mam pozwolenie od kapitana!
- zaperzył się Lockhart, po czym dodał z niemiłym uśmiechem - A ciebie wzywają na górę. No, więc spieprzaj... - chwilę jeszcze tak pomamrotali do siebie i strażnik w końcu poszedł, podczas gdy blond-ciacho zbliżyło się do klatek;
- Witajcie, miluśińscy, jak się dzisiaj macie?! - zawołał dziarsko, choć z miną jakby nie był pewien, czy rozumieją w ogóle, co się do nich mówi.
Ara spojrzała chłodno na mężczyznę.
- Ach tak... - zmartwił się mężczyzna - Nie rozumiecie, co do was mówię, hm? - po czym wyjął jakiś zwitek papieru zza pazuchy oraz pokrzywione pawie pióro i zaczął notować nim coś na prędce.
- Rozumiemy... - powiedziała dość cicho, jednak wystarczająco wyraźnie, by słowo doszło do uszu Lockharta.
- A niech mnie! - wykrzyknął zdumiony mężczyzna, omal nie wypuszczając swego zwitka papieru z rąk. Natychmiast coś tam w nim wykreślił i coś jeszcze dopisał. Po chwili znów popatrzył na qunaryjskie klatki. Przez chwilę się zastanawiał, po czym w końcu powiedział:
- Ee... więc ten... jak się miewacie? - zapytał, podchodząc bliżej, omal nie tracąc przy tym życia, gdy jedna z qunaryjskich rąk wystrzeliła spomiędzy krat, by skręcić jegomościowi kark. Na szczęście cofnął się w samą porę.
- Źle - głos, gdyby był użyty w innych okolicznościach mógłby zostać uznany za niemal znudzony. Na kolejne głupie pytanie nie miała zamiaru odpowiadać.
- Ach, no tak, no tak. - przytaknął żywiołowo rozmówca. - Nie martwcie się, już niedługo będzie lepiej. Traficie w dobre ręce. - postanowił najwyraźniej pocieszyć więźniów.
- To dobrze - odpowiedziała sucho.
- No, no, pewno, że dobrze! Sam bym chętnie jedno z was nabył, gdyby tylko było mnie stać - mężczyzna uśmiechnął się najmilej, jak umiał, po czym zapytał zainteresowany - Hej, to wasze jęczenie to była jakaś modlitwa?
- Gdzie nas zabieracie?
- Do księcia Delauteilusa, rzecz jasna. Takie egzotyczne ozdóbki jak wy są teraz bardzo modne na bogatych dworach! Ale to ONI was zabierają, ja tu jestem tylko przy okazji. No, niedługo dobijemy do jakiejś wyspy, więc kilku z was pewnie sprzedadzą. - rzekł, zadowolony, że może pomóc.
- Gdybyś nas wypuścił, mogłabym ci wiele opowiedzieć o Qun - Ara starała się użyć lżejszego tonu. Nie była dobra w negocjacjach, właściwie to nigdy nie musiała z nikim niczego negocjować.
- Och, chętnie bym na to przystał. Ale niestety nie mogę. A nawet gdybym chciał, to nie mam kluczy. - stwierdził smutno - Mogę wam przynieść coś do jedzenia, jeśli chcecie! - zawołał.
- Nie chcesz czy nie możesz? - zaszczyciła go spojrzeniem, a jej głos osiągnął temperaturę zera absolutnego. Ludzie... jej nienawiść była wręcz namacalna dodatkowo podsycana sytuacją w której musiała polegać na tym... basarze.
- Ojej, ani nie chcę, ani nie mogę. - zaśmiał się Lockhart - Wypatroszyli by mnie za coś takiego, hehe. - po czym znów zerknął na swoje zapiski i zapytał - To co, to była modlitwa?
Jeden z qun nie wytrzymał i rzucił się w jego stronę, nie dosięgnął jednak człowieka, który omal się nie przewrócił z przerażenia.
*Parshaara*
- Raczej się nie dowiesz - przeniosła spojrzenie na porywczego qunari. Antaam, całkiem miły i od zawsze porywczy. Tamassran już w pierwszym etapie nauki miały z nim same problemy. Ciągle tylko chciał się bić czując w sobie krew wojownika.
Mężczyzna ściągnął usta niezadowolony.
- Oj, bo nie dostaniecie żarełka! - zagroził.
Nie odpowiedziała. Nie zamierzała nawet próbować nawracać chociażby najbardziej światłych spośród ludzi, którzy znajdywaliby się na tym statku. A Lockhart, cóż... jego najlepiej byłoby zabić, by się nie męczył. Mroczny uśmiech przemknął przez usta Ary..
Blondyn westchnął, złożył swój papierek i wetknął go za pazuchę.
- Głupie dzikusy - wycedził, narażając się na ryk wściekłości kilku qun, po czym odwrócił się i wyszedł.
W drzwiach mijając znajomego już qunaryjczykom strażnika. Za nim weszło jeszcze kilku barczystych mięśniaków.
- No dobra, zwierzaczki! - zawołał strażnik - Kto chce iść na sprzedaż?! - zaśmiał się i skinął na swych przydupasów. Ci ruszyli w stronę klatek.
- Łapiemy i uderzamy nimi o kraty? - spytała Ara w języku Qun zainteresowana nadażającą się okazją obniżając wzrok by sprawdzić czy mężczyźni są uzbrojeni.
Mieli jakieś śmieszne mieczyki, ale niedobyte. Chyba nie spodziewali się oporu.
- Skręcamy karki. - odpowiedział Arze towarzysz z klatki, gdy dwóch mężczyzn zbliżyło się akurat na wyciągnięcie ręki.
Wyczekali do ostatniej sekundy w skupieniu, by wspólnie pochwycić i bez wahania skręcić karki najbliższym mężczyznom. Tym samym mogli zdobyć broń, a to chociaż nie zmieniało znacząco ich położenia nie mogło im zaszkodzić.

Po chwili, mając dwa efektowne trupy na sumieniu, siedzieli w klatkach z ich śmiesznie małymi w qunaryjskich łapach mieczykami. Strażnik coś tam zaklął, pozostała dwójka zbirów cofnęła się w przerażeniu, wpadajżc plecami na klatkę na przeciw, z której również wystrzeliły qunaryjskie ręce i poukręcały im łby.
- A niech was cholera, dzikie zwierzęta! - zawył strażnik i wybiegł, wzywając posiłki.
- Jakieś pomysły? - spytała ponuro zdając sobie sprawę, że triumf był krótkotrwały.
- Stąd nie damy rady uciec. - wycharczał w odpowiedzi ten sam qun, co poprzednio - Ale zaraz zawloką nas na jakiś handel niewolników. Albo coś w tym stylu. Tam może się uda. - stwierdził.
Nie wydawało się, by mieli jakikolwiek inny wybór. Następni niewątpliwie będą lepiej przygotowani. Owszem, byli. Tylko wpadli, od razu grzmotnęli paroma ogłuszającymi zaklęciami i nim ktokolwiek doszedł do siebie, pięciu qunari, w tym Ara i jej towarzysze zbrodni, maszerowali skuci jeden do drugiego, z kajdanami na nadgarstkach i nogach, wyprowadzani na pokład statku bez zbędnego gadania.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline