Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2011, 13:18   #208
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Juliano irytował Katrinę i to bardzo.
Irytował swym odmiennym i niemal przeciwstawnym spojrzeniem na świat, rodzinę, obowiązek etc...
Za bardzo się różnili, by się polubić. Inna sprawa, że to akurat nie był jej problem. Ukradła Juliano, bo za to jej miano zapłacić. A to czy się z Romualdem miłość jego życia ożeni, czy nie... To już nie było problemem dziewczyny. Póki co zresztą Juliano na tyle współpracował, że dał się przebrać w nowe ciuszki i czekać na poetę.
Tę dwójkę czekała ciężka rozmowa.
A Katrina czekała na swych towarzyszy. Głównie na Gaccia (z wiadomych powodów) oraz na Vincenta. Wszak musiała porzucić chłopaka na pastwę hobgoblinów.
Dlatego też martwiła się bardzo. I ucieszyła się, gdy chłopak wrócił w końcu do do “Słodkich bułeczek”.
Nie na długo jednak, bowiem...

Głód i ból towarzyszyły każdemu krokowi Vinca. Nie zaleczone rany piekły, na szczęście krew już przestała płynąć. Ciało odczuwało zmęczenie. I smokowaty stwierdzał z lekką irytacją, że coś tu jest nie tak?!
Bohaterowie w opowieściach nie cierpieli bólu... chyba że nagły i bardzo silny, który bohatersko przezwyciężali, lub ten straszny przed heroicznym zgonem. O głodzie jakoś nie wspominały ballady. I o zmęczeniu. I o niewygodach. I zagubieniu.
Westchnienie ulgi wydobyło się z ust Vincenta na widok “Słodkich Bułeczek”. Humor od razu się poprawić.
Obecna depresja bowiem była wywołana głodem, bólem i niewygodami. Gdy te czynniki by znikły, wrodzona heroiczność i entuzjazm ( czy też głupota heroiczna, jak zwykle mówili na to cyniczni tchórze, nie lubiący narażać swego zadka i chowający się za tarczami prawdziwych bohaterów) powróciłyby i Vinc byłby na powrót w pełni sobą. Już teraz widok słodkich bułeczek u dziewczyn słodkich bułeczek, siedzących przed przybytkiem, budził radość Vinca i tee.. nooo... inne sensacje w jego ciele.
W końcu... doroślał.

Katrina też ukrywała się wśród tych pań, ubrana nie tak wyzywająco co prawda. Choć drugi, bardziej wyzywający strój miała przygotowany specjalnie dla Gaspaccia, na kolejny wspólny wieczór. Siedziała wśród panienek mających zachęcić klientelę do odwiedzenia przybytku. Siedziała wraz z nimi tuż przy drzwiach “Słodkich Bułeczek”, ciętymi ripostami odstraszając klientów, których jej wdzięki przyciągnęły do złodziejki.
Katrina bowiem wypatrywała członków drużyny, którzy gdzieś zapodziali. Pan mózg zaś pilnował i irytował Juliano, który przebywał w tym przybytku.
Wreszcie wypatrzyła jednego ze swoich. Vinc wracał cały i... cóż... najważniejsze, że cały wracał.
Ale potem... zimny pot spłynął złodziejce po plecach.
Kilkanaście metrów dalej, ktoś szedł z a Vincentem.


Znany już Katrinie zabójca i szpieg na usługach krasnoludzkiego klanu. A Vinc nieświadomy sytuacji prowadził go wprost do ich przytulnej kryjówki.

Cypio pędził na skrzydłach...miłości i w bucikach prędkości w kierunku oddalającego się spanikowanego Romualdo. Po drodze mijał krasnoluda.
I idealną okazję do ataku z zaskoczenia. Ataku patelnią.
Ramię niziołka wykonało idealnego forehanda i pacnęło krasnoluda w potylicę. Czarnoksiężnik w swej białej zrobił zrobił wywrotkę do przodu w pięknym stylu, po czym rozłożył się jak długi na ziemi.
Jednak nie było okazji napawać się zwycięstwem, bo ...Romualdo nagle stanął?!
Niziołek podbiegł w kierunku stojącego Romualdo i chowającej się w cieniu kobiety, która sprawiła, że poeta stanął.
A gdy Cypio podbiegł, uczynił podobnie...


To była wampirzyca! Ubrana w zielony habit kobieta przypominała maga i chroniła się przed słońcem, kryjąc w cieniu budowli.
Jej spojrzenie przeszywało Cypia na wylot, dusząc wolę. Kender chciał krzyczeć, chciał sięgnąć do torby i cisnąć w babsztyla wodą święconą, relikwiami, magicznym sztyletem, czymkolwiek... chciał uderzyć na nieumarłą bestię, ale... jej spojrzenie przygwoździło niemal biedaka do ziemi. I sprawiło że deMon, ukrył się wśród cieni kanału, nie chcąc narażać się władczyni nocy, której i tak nic nie mógł zrobić.
A kobieta rzekła.- Słuchaj mnie uważnie. I przekaż swym przyjaciołom. Mamy w swym posiadaniu Gaspaccia, mamy też i Romualda. Mamy też siedzibę w tym mieście. I będziemy was wyłapywać robaczki. Jeden po drugim...a potem... dopełnimy zemstę za zniszczenie zamku. Chyba, że wy znajdziecie nas pierwsi. Gra się rozpoczęła, czas z ruszył z miejsca.
Uśmiechnęła się do Romualda i rzekła.- Choć do mnie kochany.
I półelf ruszył w objęcia wampirzycy. Ta zaś wypowiedziała kilka magicznych słów i oboje znikli w blasku zaklęcia teleportacji.

Kenning nie słyszał rozmowy, mijając podnoszącego się na kolana krasnoludzkiego czarnoksiężnika. Widział jak Romualdo zatrzymuje się nagle, jak goniąca go osóbka, również przystaje. Jak toczy się rozmowa, jak poeta podchodzi do kobiety w zielonej szacie. Jak znikają w błysku teleportacji.
Jak właśnie znowu zgubili półelfa. Tym razem na rzecz nowego “gracza”.

A Krisnys i Nyhm...

byli w Venetticy, co prawda póki co jako chmurki. Ale wkrótce mieli zamiar przejść na bardziej cielesną postać.
Gdy to im się udało, ruszyli uliczkami, mostkami oraz kanałami miasta w kierunku “Słodkich Bułeczek”


Bo tam...wedle słów czarnoksiężnika, mieli się ukrywać Gaccio i reszta. Miasto zaś nie wyglądało na miejsce którym odbywały się wszak przedweselne festyny. Atmosfera była ponura, strażnicy podejrzliwi i wyraźnie wrogo nastawieni do przechodniów.
Coś się złego musiało wydarzyć.
I obwieszczenie na murze pozwoliło bardce i Nyhmowi, stwierdzić co się wydarzyło.
Na plakatach była paskudna gęba półsmoka która Krisnys kojarzyła się z Vincentem. Co prawda podobieństwo nie było uderzające, bo twarz z ogłoszenia była groteskową i przerażającą wersją twarzy smokowatego.
Ale chłopak mógł czuć dumny.

Był sławny. Tyle, że był też i poszukiwany.
Za głowę porywacza Juliano wyznaczono nagrodę wysokości trzech tysięcy złotych leonów, czterech jeśli będzie doprowadzony do siedziby rodu Sangowizzi w stanie pozwalającym na przesłuchanie. Za odbicie zaś Juliana z rąk porywacza/porywaczy proponowano aż osiem tysięcy leonów(o ile będzie cały i zdrowy).

A więc dzielnej drużynce udało się wykonać zadanie pod nieobecność Nyhma i Krisnys.
No cóż...Półelf wraz z bardką ruszyli do “Słodkich Bułeczek”. Przemierzając kolejne uliczki gadając, głównie ze sobą, rozglądali się po mieście i po kanałach. Czarnoksiężnik opowiadał bardce anegdotkę dotyczącą każdego zamtuza którego mijali, jak i każdej świątyni. Nyhm musiał być więc częstym klientem obu tych instytucji.
Nagle ich drogę przejął nieco śmierdzący i brudny dość duży pies. Gdy się do nich zbliżył okazało się, że nieco... nie odpowiada stanowi faktycznemu. Pies śmierdział bardzo, capiło od niego mokrym futrem i zepsutym mięsem. I innymi zapachami, których nie warto było analizować.
Zwierzak nie zachowywał się nieufnie, wręcz przeciwnie... przybliżał się przyjacielsko machając ogon.
I wtedy, Krisnys pod warstwą smrodu i brudu rozpoznała Puffcia, wierzchowca Cypia.
Co więcej, Puffcio miał przy obroży zatknięty brudny zwitek pergaminu.
Jego odczytanie zajęło bardce i Nyhmowi trochę czasu. Wilgoć zamazała litery, a tekst był chaotyczny.
Wynikało jednak z niego, że... Angelika przy pomocy Kenninga porwała Romualdo do portu... lub coś w tym rodzaju.
Czy w tym mieście nie mieli innych rozrywek poza porwaniami?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-08-2011 o 13:30.
abishai jest offline