Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2011, 18:40   #135
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Szedł z przyjacielem na umówione spotkanie. Rozstali się już z Endymionem który miał zabezpieczać ich tyły. Czuł się w tej drodze dosadnie rzecz ujmując, jak portowa dziwka. Wiedział że ryzykuje życie Khaaza. Jednak stawka jaką mogli ugrać była znacznie znacznie większa. Wrócił myślami do początku tego wszystkiego.... Do rozmowy z ojcem w drodze do piwnic.

-Mam za zadanie dowiedzieć się wszystkiego o obronie Morii. Herumor chce zająć kolejną twierdzę krasnoludów lub zablokować ich w Górach Mglistych. - otworzył kolejne drzwi, które prowadziły do pomieszczenia, które było wykute w skale do której przylegało Minas Tirith. - Wczoraj nie wytrzymał. Przedawkowałem truciznę, lecz wyjawił nam bardzo dużo. - oświetlił pochodnią kąt komnaty, mimo, że Andaras i bez tego doskonale widział leżącego pod ścianą krasnoluda. - Poseł z Morii. - mruknął ojczym. - Dostarcz mi tego Khaazada z Morii z którym podróżujesz od Ostatniego Mostu. - rozkazał jak ojciec, który oczekuje posłuszeństwa i władca, który nie zostawia opcji sprzeciwu.

Andaras pamiętał pretensje ojca, gdy w czasie tej rozmowy jeszcze byli na górze. Uznano go za zdrajcę. Rzecz jasna nie ojciec ale jego przeciwnicy. Za zdrajcę i człowieka Eldariona. Agent Zjednoczonego królestwa tak zapewne o nim myślano. Jednak działania pod przykrywką mają to do siebie, że w nich nic do końca nie jest jasne. Faktami, wydarzeniami, nawet motywacjami można manipulować do woli...
-Ojcze to co do tej pory zrobiłem, może jeszcze w przyszłości zaowocować. Jeśli zostanę tu. Wydanie krasnoluda to wszystko zaprzepaści. Ale mam coś i kogoś kto będzie znacznie bardziej łakomym kąskiem.- wszyscy tylko nie Khaaz myślał wtedy Andaras. Wydam każdego byle nie on.
-Miesiąc temu z Tharbardu wyruszył w stronę Morii inny krasnolud również poseł. Towarzyszy mu sam siostrzeniec króla. To wielka szansa. Sługi Herumora pewnie znają sposób by kontaktować się ze swym panem szybko. Więc można by wysłać oddział by ich przechwycił nim dojdą do Mori na tyle blisko by się zorientować co się dzieje. Tym samym bez dekonspirowania mnie pokażemy że moja obecność jest bardzo cenna.

- Siostrzeniec króla już jest w drodze powrotnej z poselstwem Rohirów. -zabił nadzieję elfa ojciec. Trzeba działać i to szybko. Pamiętaj, że w mieście twoje towarzystwo nie jest bezpieczne u mego boku dla nikogo a Herumor żąda ode mnie wydania twojej skóry. Ten krasnolud spadł nam jak z nieba. Zajmij się tym. - powiedział uważnie obserwując syna z ukosa. - Nie musisz wcale porywać go własnoręcznie z dworu. Wystarczy jak wystawisz go moim ludziom... Właściwie po co ja ci to mówię? Andarasie nie trać naszego cennego czasu... - westchnął wychodząc z piwnicy. - Chodź na górę, uzgodnisz szczegóły z Ikrimahem. Mam też dla ciebie list od Xante.

-Ojcze- elf spuścił głowę jak wtedy gdy był młodszy a coś go gryzło. -Nigdy nie wahałem się przy wykonywaniu twoich rozkazów. Za ciebie czy Xante oddałbym życie bez wahania. -mówiąc to spojrzał ojcu prosto w oczy. Ale sprawa tego krasnoluda jak się pewnie domyślasz ma drugie dno. Nie chodzi tylko o dekonspiracje. Naturalnie i o nią bo jakby tego nie zaplanować zawsze ale to zawsze padnie na mnie cień podejrzeń. Ale ten krasnolud uratował mi życie. Gdy nasi sojusznicy próbowali mi je odebrać. Uratował mnie. Gdyby nie on niestałym tu teraz. Obaj wiemy co to znaczy... Pomóż mi ojcze znaleźć wyjście.- przy czym nieświadomie zrobił minę niczym za młodu... Dyskretnie pomijając fakt że i on ratował krasnala.

- Hm... Rozumiem cię doskonale. - odpowiedział Mutthan. - Decyzja należy do ciebie synu. I uszanuję każdą. Tak jak ty teraz jesteś dłużnikiem tego khazada, ja jestem dłużnikiem mojego narodu. Najpierw jestem Haradrimem, później ojcem. Andarasie, ja muszę udowodnić Herumorowi i wszystkim innym, że ty daleko padłeś od jabłoni, choć jej cień depcze ci po piętach, żeby uratować naszą pozycję i twoje życie. A tego dowodzą czyny a nie słowa. Eladrion jest lordem wszystkich elfów a ty jesteś jego poddanym? - zawiesił głos. - Jeśli tego nie zrobisz, to ja oficjalnie będę musiał się ciebie wyrzec. A kiedy przekroczysz wychodząc próg tego domu, ja nie będę cię w stanie dłużej ochraniać... Wtedy zachowam twarz i honor. To nie ja, lecz ty postawiłeś mnie i siebie w takiej sytuacji. W jaki inny sposób można osiągnąć to co się chce i zachować to co się ma uszczęśliwiając wszystkich?

Ojciec miał rację. Wspomnienie było tak wyraźne, że nawet teraz Andarasa trafiał szlak. Bo wiedział i wtedy i teraz że nie będzie miał wyboru.

-Rozumiem ojcze. Czy wiemy gdzie jest artefakt? Pytam na wypadek dekonspiracji przy pojmaniu krasnoluda. Bo chciałbym wiedzieć co wtedy będę dalej robił. Czy wciąż moją misją będzie on? A może mam już wrócić działać w Umbarze bądź Haradzie? Jeszcze dwie sprawy ojcze. Moje moce ostatnio się zwiększyły sądzę że jestem w stanie leczyć urazy trwała. Typu paraliże, oślepienia inne wady. Kończyny naturalnie same nie odrosną. Ale takie wady są w moim zasięgu. To daje nam dwa pola do popisu o czym już pewnie myślisz. Pierwsze nasi ludzie. Nieważne żołnierze czy agenci każdy kto długo dobrze i lojalnie służył. Wybierać co ciekawsze przypadki. Wszak wszystkich nie uleczę to niełatwy proces, i może się nie udać. Ci jednak którym się uda będą działać na morale, bardziej niż największe zwycięstwa. Cud to bowiem będzie. A przy dobrej propagandzie wszyscy o nim usłyszą. Kolejna możliwości są jeszcze bardziej kusząca. Neutralne acz wybitne jednostki ojcze... Tu możliwości są znaczne. Wynajdywanie tych których odsunięto na boczny tor. Generałów,zabójców każdego kto wart jest zachodu. Oddamy wam życie w zamian za lojalność. Ofertą nie do odrzucenia. Można im wmówić że zabiegi trzeba powtarzać by być ich pewniejszym jeszcze. Na koniec wrogowie... Nieograniczone pole działania. Dosypanie trucizny i oślepienie kogoś. Potem propozycje uleczenia... To samo z ich synami czy żonami jeśli tam jest słaby punkt... Po powrocie do domu zacznij ojcze ściągać kandydatów do uleczenia. Co do krasnoluda zaś czy jest możliwość by wyszedł z tego żywy? Spłaciłbym swój dług. Wydobyć informacje i na tym zakończyć. Duża dawka serum prawdy powinna wystarczyć. A uszkodzenia naprawiłbym sam.- Andaras jeszcze raz spróbował zawalczyć o życie Khaaza. Ojciec zawsze miał słabość do swoich dzieci. Elf nigdy tego nie wykorzystywał tak otwarcie jak młoda Xante. Teraz jednak nie miał wyboru.

- Wydaje mi się, ze tak choć nie jestem pewien. To znaczy ja nie znam dokładnego miejsca ani nic nie wiem o tym przedmiocie magicznym, ale Herumor musi je znać i chyba zorganizował wyprawę by go odzyskać po tym jak omamiony obietnicami Beleg syn Adrahilasa zawiódł...

- Synu a malo to żebraków jest do leczenia, jeśli chcesz sie szkolić w tym fachu? W ojczyźnie znajdzie się kilku, którym mógłbyś pomoc jak opanujesz te sztukę. Czy umiesz tez wywoływać takie skutki u zdrowych? - ożywił się bardzo zainteresowany taka umiejętnością.

-Nie chodzi o szkolenia ojcze. Nauczyć to ja się nauczę na byle kim. Chodzi o to wszystko co mówiłem przed chwilą. Ty jesteś zorientowany a wiedząc co mogę zorientujesz się jeszcze bardziej. Jakiś wódz z klanów na coś cierpi uleczymy. Nie cierpi zatrujemy a później uleczymy... Wywoływanie chorób nie jest jeszcze moja mocną stroną. Ale jaki potencjał tkwi w leczeniu. Generał innego klanu z paraliżem uleczymy, święty zabójca oślepiony za karę? Uleczymy i przygarniemy na służbę ojcze jest tyle możliwości. Zacznij się rozglądać i je gromadzić, wykorzystamy to.

- Nie zależny mi na życiu tego khazada.-podjął ten wątek w rozmowie ojciec. Poprzedni uznając za wyczerpany.
-Może żyć jeśli zdobędę informacje których pragnę o ile zatroszczysz się żeby później nie zaszkodził, bo weźmiesz to na swoja głowę! - powiedział surowo z mrożącym krew w żyłach spokojem.

Ojcze- elf spojrzał w oczy. Nie mógł bym się zwać twoim synem ani nawet Haradczykiem gdybym nie wyrównał rachunków z krasnoludem. Wypuścimy go gdy jego informacje zostaną dobrze wykorzystane. Co dalej zrobi nie wiem... Walczyć będzie to pewne nie on ktoś inny będzie na jego miejscu bez różnicy. Obaj to wiemy. Uczul swego sługę że ten Khaaz jest wyjątkowo twardy.

Tak zakończyło się jedno ze spotkań z ojcem. Elf nie wiedział wtedy że w całej tej akcji będzie jeszcze wiele ważnych wątków. Następny przytrafił się kilka dni później. Ten cały naczelny wróżbita zachowywał się zdaniem Andarasa dziwnie. Elf nie potrafił do końca powiedzieć co mu w tym nie gra. Ale wiedział że coś na pewno. Na początku miał jedynie cień podejrzeń. Ot zabroniono mu czytać w czarnej księdze. Niby nic bo to wszak dla dobra elfa. Zakazana wiedza te sprawy. A przecież to właśnie on jest tak podatny na kuszenie sił ciemności za sprawą amuletu. I oczywiście pochodzenia... Jednak Andaras miał księgę przez miesiąc podróży. Jeśli miał coś przeczytać przeczytałby... Z drugiej strony wielu rzeczy nie mógł odszyfrować. Mógłby to zrobić tu w Minas Thirit. Może to właśnie te mroczne zaklęcia- myślał wtedy. Postanowił to sprawdzić wiedziony instynktem. Skoro i tak musi się ewakuować z Minas zrobi to wraz z księgami. I albo sprawdzą się jego podejrzenia albo zdobędzie wiedzę o kilku zaklęciach. Tak czy tak gra warta świeczki. Księgi miały być wymienione na zakładnika. Martwego od jakiegoś czasu krasnoluda. Idealny wabik na Khaaza a jednocześnie rozsądny bo wielki okup za niego. W końcu dość logiczne wydawało się że skoro kultyści mają krasnoluda. Mogą od niego wydobyć informacje, a potem oddać żywego za stos zakazanych ksiąg. Świetny interes. Wszystko poszło jak po maśle... Poważniej zaniepokoił się dopiero teraz. Czarna księga była zabezpieczona magicznymi runami. A to oznaczało dwie rzeczy. Mędrzec będący człowiekiem. Nie mógł chyba mieć żadnych magicznych mocy a nagle jakiś dostąpił? Jak się ich nauczył z księgi? Nie to nie możliwe... Chociaż tak właśnie musiało być bowiem Andaras nie mógł znaleźć innego wytłumaczenia. Zyskał jakąś tam kuglarską sztuczkę w porównaniu z prawdziwymi mocami. I zabezpieczył księgę bo no właśnie bo.... Elf miał dwie tezy w tym temacie. Pierwsza bo chce się uczyć tego sam. Druga bo prócz tej wiedzy w księdze jest coś jeszcze co można odszyfrować z pomocą innych ksiąg. I tego czegoś właśnie nie mógł się dowiedzieć Andaras. Dlaczego teorii tu już były tysiące. Główna jednak taka że nie ufali elfowi a ta informacja jest tu kluczowa. Coś co może odwrócić losy wojny... Pytaniem bez odpowiedzi pozostawało czy zabezpieczenie księgi czyli zablokowanie do niej dostępu wszystkim prócz mędrca miało drugie dno? Zdaniem elfa nawet jeśli miało to nie mógł dojść co to było...

Andaras idąc z przyjacielem do zaułku porozmawiał z nim. Podzielił się swoimi przemyśleniami jak również obawami. Wiedział że to ostatnia szansa.
(...)

W zaułku jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Zostali otoczeni w przytłaczającej przewadze. Elf obezwładniony ze sztychem miecza przy gardle. W Khaaza zaś celowała kilka kusz i łuków. Nie dając mu w razie konfrontacji najmniejszych szans. Elf w duchu modlił się by Khaaz nie zrobił niczego głupiego. By gdy mu kazano cisnął nadziak o ziemię. Wymienił w swoim stylu kilka uwag o pochodzeniu i cechach matek ich oprawców jednak poddał się. Bo tak nakazywał logika. Logika jednak zawsze przegrywała z honorem i krasnoludzką dumą. Khaaz mimo wszystko postanowił dyskutować. Zaciskając jeszcze mocno rękę na nadziaku.Problem polegał jednak na tym iż Haradczycy wiedząc z kim mają do czynienia również postanowili dmuchać na zimne. Dwa bełty przeszyły Khaaza jeden w nogę drugi w dobrze osłonięte plecy. NIEEEEE- niemy krzyk rozdarł się w głowie Andarasa. Miało się obyć bez rozlewu krwi. Głupi Khaaz, głupi Haradczycy, głupi elf który tego nie przewidział do końca. Choć brał pod uwagę raczej hipotetycznie... Cios gałką miecza w twarz położył go na ziemię. Chwilę później rozległ się świst... I na ziemię spadł również jeden z ludzi pozostawionych na dachu. Strzała w gardle.

Elf powiedział po Haradzku zachowując zimną krew.
-Dość tej farsy. Rzucajcie sieci i do osobnych pomieszczeń.
Przedstawienie wszak musiało iść do końca. Chwilę później wleczony po ziemi w sieci zobaczył przemykającą po dachach postać...

Wniesiono go do budynku tam w osobnym pokoju zdjęto sieć. Andaras wstał i natychmiast zaczął zadawać pytania nie było czasu do stracenia.
- Jak ma przebiegać ewakuacja, i gdzie mieliście oddać krasnoluda? Namierzono nas są jakieś możliwości tajnego opuszczenia miasta oraz tego budynku? Na zewnątrz robi się gorąco wiec mów szybko....

- W piwnicy tego domu jest przejście do kanału .Stamtąd do drugiego domu kilkanaście budynków dalej, na drugiej bocznej ulicy. Tam trafia Khazad. Ty kanałem uciekasz dalej na spotkanie z ojcem. A potem do Harlond.

- Było jakieś ustalenie jak nam do oddadzą?

- Ja nic nie wiem. I przepraszam za ten cios, ale miałem rozkaz żeby to wyglądało naturalnie...

- Sam go wydałem dobrze się spisałeś ruszajmy.-Andaras nie strofował żołnierza. Wiedział jednak że tamten czuł się mocno nieswojo uderzając syna swego wodza.

Za drzwi usłyszał ze krasnoluda wtargano o domu. Potem nastąpiło tępe uderzenie i szamotanie się Khaaza ustało. Ktoś powiedział po haradzku:

- Odpłynął wreszcie.

Zaczęli schodzić schodami do piwnicy, kiedy z góry dało się słyszeć walenie na dachu.

- Ktoś próbuje wejść przez klapę. Jest zamknięta od środka.- powiedział jeden z jego ludzi.

Tak i każdy z naszych o tym wiedział pomyślał Andaras. Nie ma czasu należało się ewakuować. Tam na górze ulegli zaskoczeniu. Wszyscy byli skupieni na pułapce. Tymczasem ktoś ich zaskoczył. Oznaczało to też zdradę lub świetną obserwacje. Ale ten temat musiał zaczekać. Udali się do kanałów. Stracili trzech ludzi zabezpieczających dachy.

-Nieważne na dół- zakończył temat Andaras.

Ostatnie myśli Andarasa: A miało być tak pięknie. Khaaz przekazany kultystom. Życie elfa uratowane. Endymion ratujący Khaaza zanim przesłuchanie by się rozpoczęło. Wszak Andaras miał zamiar zostawić mu kartkę. Dyskretnie w zaułku wchodząc do domu jako ostatni... Widziałby to tylko obserwujący go Endymion. Byłoby tam napisane jak odnaleźć Khaaza.
Andaras by prysnął i wszystko poszłoby zgodnie z planem. Jednak plany jak to plany psują się w najmniej oczekiwanym momencie. I w najbardziej perfidny sposób.
 
Icarius jest offline