Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2011, 16:45   #131
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Elf gdy wrócił był przejęty sytuacją... Uznał że jeśli dobrze to rozegra może zminimalizować skutki. Może nawet uda mu się uratować pewną ilość żyć.
Na zamku czekało go jednak spotkanie z mędrcem Tequillanem. Pożałował już swojej szczerości wobec króla. Teraz od jakiegoś starca bez mocy będzie zależało czy księga i amulet pozostaną w jego rękach. Czy może nie...

Tequillian stał w podziemiach w komnacie do której zaprowadził Andarasa jego asystent. Było tam sporo przeróżnych ksiąg i woluminów. Elf domyślał się ze nie jest to część biblioteki dostępna dla każdego.

- Andarasie witaj - odezwał się starzec. - Król opowiedział mi twoją historię. Podejdź bliżej. - wyciągnął nieznacznie rękę w twoim kierunku.

-Witaj panie- elf podszedł. Nie do końca wiedząc czy chodzi by dał twarz do poznania przez dotyk czy chodzi o powitalny uścisk dłoni. Stąd zbliżył się na tyle blisko by pierwsze było wykonalne a jeśli nie nastąpi poda dłoń.

Starzec dotknął palcami twarzy Andarasa, najpierw jedną , później drugą ręką i zaćmionymi bielmami oczyma lustrował ciemne sklepienie komnaty. Później jego ręka przejechała niżej i zatrzymując się na księdze zadrżała lekko. Wziął ją od elfa i przez chwile stał pochylony w skupieniu.

- Andarasie potrzebuję trochę czasu do zapoznania się z tym znaleziskiem. - powiedział nieco zmienionym głosem.
- Panie. Nie wiem na ile jest to konieczne. Z moich ustaleń wynika że ta księga należała wcześniej prawdopodobnie do samego Saurona. Są w niej z pewnością rzeczy mroczne. Choć części nawet nie potrafię odczytać. Są i czary białej magi. Które zawzięcie studiuje.... Trochę już się nauczyłem sporo jeszcze przede mną. Każdy dzień jest ważny. Bowiem im więcej nauczę się czarów białej magi przed wyprawą, tym lepiej dla mnie i mych przyjaciół. Nie widzę jednak problemu. Z racji tego że jestem aktywny niemal non stop, by na pewien czas codziennie ci ją oddawać. W ten sposób nie ucierpi wyprawa, a kto wie może twoja wiedza i mądrość pomoże nam w odkryciu jeszcze jakiś tajemnic księgi. Wiem jedno już teraz panie. Przysięgam że ta księga nie dostanie się w ręce żadnego czarnoksiężnika. Jeśli nie będę miał wyjścia zniszczę ją. Jednocześnie jak już mówiłem jest ona kopalnią wiedzy która jest dla nas bezcenna. Gdybym miał dostęp do bibliotecznych ksiąg również tych ukrytych moje postępy byłyby większe i szybsze. Mroczne moce kilkakrotnie już mnie atakowały czy to w postaci zamachów czy magią. Muszę wiedzieć czego się spodziewać i jak się bronić.

Tequillian wysłuchał cię bardzo spokojnie a później jeszcze spokojniej j powiedział.

- Młody jeszcze jesteś Andarasie. Za kilka dni a może nawet szybciej okaże się czy możesz podróżować w towarzystwie tej księgi. Póki co trenuj dobre czary, których zdołałeś się już podszkolić. Nikt nie staje się adeptem magii w kilka dni. Ja całe swoje życie dorosłe zgłębiam jej tajemnice. - powiedział z pobłażaniem. - Żadnej odpowiedzi dam ci nie mogę dopóty nie przekonam się z czym mam do czynienia. - potem podszedł do elfa i zapytał. - Eldarion mówił, że amulet, który mógł należeć do Głosu Saurona też jest w twoim posiadaniu?

Elf wysłuchał starca ze swoistym spokojem.

-Panie chciałbym mimo wszystko móc studiować księgę na przemian z tobą. Co do wieku panie może i jestem młody ale mam już pewne zdolności. O których być może słyszałeś. Płynie we mnie elfa krew. Ustępuje ci wiekiem i mądrością płynącą z upływającego życia. Ale mój potencjał, moc i odporność na zło jest niewyobrażalnie większa. Skoro miałem dostęp do księgi przez tak długi czas. Nie rozumiem czemu nie może jej studiować na przemian, czy wręcz razem. Dodam iż wykazałem się już lojalnością nie jednokrotnie. A w Tharbardzie próbowano mnie zabić. Myślę że na zlecenie Herumora bądź kultystów. Oni mają mnie za może póki co małe ale jednak zagrożenie. Jako jedyny do tej pory z tego co widziałem potrafię posługiwać się po jasnej stronie magią. Oparłem się również amuletowi czego żaden człowiek by nie zrobił. W tym i ty panie. Tak samo sprawa ma się księgi. Odebranie mi jedynego oręża w walce ze złem i ograniczenie możliwości nauki może tu być bardzo ważne. Co do amuletu zaś tak to on.

Tequillian już nie odpowiedział tylko dotknął piersi Andarasa kładąc rękę na amulecie.
Milczał. Mięśnie twarzy drgały. Potem otworzył oczy.

Po jego ekspresji twarzy Elf widział że zaczyna go to nużyc. Im bardziej nastawał na księgę chcąc go przekonać. Tym mniejsze robiło to na starcu wrażenie by nie powiedzieć że skutek był wręcz odwrotny. Andaras był szczerze poirytowany ograniczeniem "mędrca". Gdy wróg hulał oni zajmowali się ostrożnością. Gdyby to jeszcze były nowe znaleziska. Ale amulet elf miał od lat a księgę od ponad miesiąca. Mógłby z niej już choćby wyrwać ciekawe i niebezpieczne zapiski. Nie znając nawet ich sensu. Nie zrobił tego jednak. Liczył że jego argumenty trafią na podatny grunt. Tymczasem decyzje były już podjęte. Jego o nich jedynie informowano... Jak w odpowiedzi na jego myśli usłyszał.

- Andarasie decyzja została już podjęta i żadne twoje słowa jej nie zmienią. Cierpliwość jest cnotą, więc cierpliwie czekaj. W międzyczasie jak nie chcesz tracić czasu to poducz się języka w którym jest księga napisana, bo zapewne połowy z niej nie rozumiesz. A języka nie nauczysz się w kilka dni, wiec zrobimy inaczej. Niezależnie od tego jakie ta księga ma znaczenie dla Śródziemia, jeśli znajdują się w niej czary dobre, zostaną one dla ciebie przetłumaczone. A wszystkie złe, no cóż. Z pewnością trafią do sektorów zakazanych. To się jeszcze okaże. Teraz wybacz ale muszę wracać do swoich obowiązków. A jeśli jest jeszcze coś w czym mógłbym ci pomóc to powiedz.

- Dziękuje panie skorzystam z propozycji i rozwiązania. Wezmę odpowiednie księgi i postaram się nie marnować czasu. Dziękuje i do wiedzenia- powiedział.
Jednocześnie w myślach wiedział że musi spotkać się z królem. Może on zrozumie jego argumenty. Do spotkania doszło następnego dnia. Było ono równie bez owocne. Eldarion ufał w osąd tego proroka. Skoro jest taki mądry to szkoda że nie przewidział nadejścia Uruk-Hai.- pomyślał rozżalony Andaras. I nie zduszono ich oraz Herumora w zaradku setki lat temu... Tak samo dwór przesiąknięty przez kultystów. Pod samym ich nosem. Mimo to będą go pouczać, może jest młody ale swój rozum ma. I nie dopuściłby na ich miejscu do wielu rzeczy, które już działy się na terenie królestwa. A najgorsze dopiero przed nimi. Ciekawe swoją drogą jakim cudem chcą wygrać tę wojnę. Wojska mroku były równie liczne i potężne co wojska zjednoczonych. Jeśli nie silniejsze. A ludzie rozmnażają się wolniej od orków i Uruk-hai. Stąd naturalny wniosek że wojnę w razie dłuższego konfliktu wygrają liczby. A te były po stronie Herumora. Nie mówiąc już o tym że naliczył już dwóch potężnych czarnoksiężników po stronie ciemności. A jakoś nie słyszał by planowano ich zabić, choć to oni stanowili największe zagrożenie. Nowego wcielenia Gandalfa na dworze króla jakoś też nie widział.- wszystkie te myśli były gorzkimi żalami Andarasa. Fakt jednak był taki że odebrano mu księgę w tak ważnym momencie. Po wizycie u ojca wiedział że będzie potrzebna.

W międzyczasie wszystkich spotkań i wydarzeń elf regularnie kursował do ojca. Naturalne było że będzie chciał się z nim widywać i rozmawiać i nikt nie mógł mieć mu tego za złe. Do domu zostali sprowadzeni na prośbę Andarasa dwaj żebracy. Jeden z nich był głucho niemy. Widać że w skutek obrażeń. Prawdopodobnie brutalnego pobicia. Drugi zaś miał sparaliżowaną całą lewą stronę ciała. Od szyi w dół. Andaras postanowił udowodnić ojcu jak również sobie że uda mu się ich wyleczyć. Początki łatwe nie były mimo starań elfa przez dwa dni nic się nie działo. Trzeciego dnia ów głucho niemy żebrak odzyskał wzrok a także słuch. Człowiek ten był niewyobrażalnie wdzięczny Andarasowi. Podziękowaniom nie było końca. Opowiedział też elfowi swoją historię. Był handlarzem miejscowym tu ze stolicy. Handlował z Umbarem tam też miał żonę i dziecko mimo iż był rodowitym Gondorczykiem. Skatowały go zbiry nasłane przez konkurencję. Co dalej działo się z jego bliskimi i interesem tego nie wiedział. Gdy podał datę swego pobicia okazało się że było to dwa lata temu. Ludzie ojca zaś wzieli go od jakiejś staruszki która z litości dokarmiała żebraka. Który spał przed jej domem i w okolicy... Andaras postanowił połączyć praktyczne z pożytecznym obiecał pomóc handlarzowi. Kazał kilka dni odpocząć tu na miejscu zebrać siły.
Wezwał do siebie przybocznego ojca.
-Masz tu niezłego kandydata do zwerbowania. Kto wie może się udać. Wystarczy wspomóc go trochę złotem. Kupiec, Gondorczyk porozmawiaj z nim przez te kilka dni które tu będzie. Zapoznaj się z jego sytuacją i złóż propozycję nie do odrzucenia.
-Dobrze panie. Powiem o wszystkim twemu ojcu i ocenię tego kupca oraz jego przydatność.
Żadna z niego perełka ale zawsze coś.-pomyślał Andaras.
Kilkanaście minut później był już w gabinecie ojca. Wychodził z niego właśnie pacjent Andarasa. Ojciec zachęcił go by usiadł w jego oczach widział dumę.
- Udało ci się synu. Widzę że twoja moc rośnie. Postaram się wykorzystać ten atut jak najlepiej. Daje on nam spore możliwości.
Elf uśmiechnął się był z siebie dumny.
-Tak ojcze. Pamiętaj jednak że to zawsze będzie się wiązało z ryzykiem. I może również się nie udać. Lepiej zatem starannie dobierać kandydatów takich którzy nic nie mają do stracenia. Jednocześnie ich umiejętności a co lepsze wpływy byłyby warte naszego zachodu. Nim wrócę na zamek mam jeszcze kilka pytań...

Gdy zamykał drzwi wychodząc dominowała jedna myśl: Ojciec do końca mu uwierzył! Miał w końcu namacalny dowód na to że jego syn potrafi to co mówi...

Drugi pacjent niestety zapadł w śpiączkę, tego ojciec nie wiedział. A jego ludzie nie pytali co też elf wyczynia na nim. Może testuje inne zaklęcia.... Andaras natomiast wiedział że w tym przypadku nie wyszło. Nieudany czar pogorszył stan chorego wprowadzając go dodatkowo w śpiączkę. I mimo że mógł jeszcze nad nim "popracować" nie miał już czasu. Oddał go w ręce ludzi ojca.
-Pozbądźcie się go.- te słowa towarzyszyły mu przez następne dni. Wiedział że nie ma wyjścia. Zabił niewinnego. Co prawda takiego z życiem gorszym od psa mimo to jednak..... Z drugiej strony oddał komuś życie. Było to niemal jak wskrzeszenie. Z czasem opanuje tą moc w większym stopniu będzie dobrze musi być dobrze.... Gdyby nie te wszystkie problemy.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 20-08-2011 o 17:01.
Icarius jest offline  
Stary 22-08-2011, 20:37   #132
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Finluin właśnie zakończył grać na flecie, gdy do drzwi jego kwatery rozległo się pukanie. Był to Tequillian z jednym ze sług.

-Chodź Finluinie, król na nas czeka - powiedział starzec.

Elf zebrał się szybko i po chwili maszerowali korytarzami prosto do królewskich kwater. Straże nie niepokoiły ich i tylko przy wejściu do komnaty Eldariona, zapytano imiona i pobieżnie sprawdzono czy goście nie mają broni. Gdy ich wpuszczono, zastali króla przeglądającego jakieś listy, czekali więc cierpliwie aż upora się ze swoją pracą. Po chwili król podniósł się i zlustrował ich swym przenikliwym wzrokiem. Finluin jak i Tequillian ukłonili się nisko. Eldarion uśmiechnął się i podszedł do nich.

- Witajcie! Finluinie, sporo o tobie słyszałem. -zaczął król
- Witaj panie to dla mnie zaszczyt, poznać twą osobę. Przybywając do Gondoru, nie spodziewałem się takiego wywyższenia.
- Chyba raczej wpędzenia w kłopoty - zażartował władca - misja na którą wyślę cię wraz z innymi śmiałkami, nie będzie łatwa.
- Zdaję sobie z tego sprawę panie.
- Oho, chyba przybyli kolejni członkowie wyprawy.

Zwrócili się w stronę drzwi zza których dochodziły przytłumione głosy. Po chwili otwarły się i do komnaty weszły trzy niezwykłe osoby.

Po wymianie powitań, król przedstawił obecnych już tam, elfa i proroka. Dearbhail dziewczyna, tak jak to miała w zwyczaju z uśmiechem podeszła do obu mężczyzn. W pierwszej kolejności zatrzymała się obok niewidomego starca. Skoro nazwano go mistrzem... musiałbyś kimś ważnym!
- Witaj, Mistrzu. To zaszczyt móc cię poznać - w pierwszym momencie chciała wyciągnąć do niego dłoń, ale powstrzymała się. Odwróciła się w stronę elfa i zamarła na chwilę z wyrazem twarzy trudnym do opisania - czymś pomiędzy przyjaznym uśmiechem a szczerym zdziwieniem. Szybko jednak ocknęła się i wyciągając dłoń do mężczyzny rzekła wesoło: - Witaj, Finluinie!

- Witaj Dearbhail! - odrzekł elf trochę zaskoczony tym ludzkim gestem powitania, jednak szybko się zreflektował i odwzajemnił uścisk. - Witaj Kh’aadz i ty Endymionie! - przywitał resztę przyszłych towarzyszy, których imiona poznał od niewidomego mistrza i ukłonił się.

- Witaj - Endymion również kiwnął głową na powitanie elfa.

Po krótkiej chwili do pomieszczenia wchodzi jeden z Rycerzy Fontanny z zacięta miną i król opuszcza pomieszczenie, kiedy tamten coś mu szepnął do ucha. Wychodząc podszedł do Tequilliana i powiedział:
- Mistrzu dołącz do mnie za chwilę w komnacie obok.- wychodząc dodał jeszcze. - Na dworze są szpiedzy okultystów. W tej komnacie jednak możecie bezpiecznie rozmawiać o wszystkim bez ryzyka.

- Wiecie już o Tol Morwen. - zaczął starzec podchodząc bliżej - Wróg na pewno będzie starał się na wyspę dostać. To, że Herumor, Easterligowie, Khanad i Haradwith uderzą wkrótce też nie jest trudne do zgadnięcia. - westchnął. - Ułatwi nam walkę na wielu frontach, oraz pilnowanie wyspy bez wzbudzania podejrzeń, jeśli królestwo będzie miało narzędzia do obserwowania Śródziemia i wód Belegaeru. A takim narzędziem są kamienie palantri. Finluin z Endymionem wyjaśnią wam czym one są. Konieczna jest wyprawa morska do Zatoki Forochel aby je odzyskać. Do dyspozycji będziecie mieli statek oraz wszystko co myślicie, że się na nią przyda. Sami możecie dobrać załogę i kapitana. Muszą to być bezgranicznie oddani królestwu patrioci. Mimo to oni nie mogą znać celu misji. Dzięki jednemu lub dwóch nowym Palantri, Eldarion będzie mógł sprawnie przeprowadzić kampanię przeciwko Uruk-hai oblegającym Erebor i ludziom z Rhun. Oraz być lepiej przygotowanym na atak z Haradu i Mordoru. Zastanówcie się, czy chcecie wziąć udział w tej bardzo ważnej misji a ja zaraz wrócę i odpowiem na wszystkie wasze pytania. - powiedział dając odprowadzić się do drzwi i zostawiając wszystkich z jego słowami.

- Palant-ry - zaczął powoli Endymion zaraz po wyjściu starca - magiczne kamienienie w kształcie kuli. Zrobione z czarnego kryształu nieznanego pochodzenia, odznaczającego się bardzo dużą twardością i wytrzymałością. Ich główną właściwością było to, że umożliwiały komunikację pomiędzy osobami, które spojrzały w ich głąb. Jednak istoty obdarzone silną wolą mogły również oglądać dowolne miejsce na świecie wykorzystując palant-r. Zostało stworzonych wiele tych kamieni, ale ich liczba nie jest dokładnie znana, najprawdopodobniej osiem – tu Endymion spojrzał na nowego towarzysza- poszczególne z nich różniły się od siebie wielkością, jak również posiadaną mocą. Niektóre miały władzę nad innymi, a każdy z nich był wykorzystywany do nieco innych zadań, co było związane z ich umiejscowieniem i wolą prawowitych posiadaczy, którzy mogli narzucić im różne ograniczenia. Tyle mówią stare księgi.

- Zapowiada się trudna i niebezpieczna misja. Co o tym sądzicie. Finluinie?

- Tak, wyprawa może być niebezpieczna, choć trudno to teraz stwierdzić, z pewnością będzie jednak trudna, gdyż nie wiemy kto i w jakich okolicznościach odnalazł zaginiony kryształ. Prostując twoje informacje Endymionie - tu elf ukłonił się uprzejmie - Palantirów było, a raczej jest siedem. Dwa są pod opieką Mistrza Tequilliana, przy czym jeden z nich jest niezdatny do użycia. Jeden zaginął w Anduinie, jeden leży prawdopodobnie pod gruzami Barad-Dur, a kolejny odpłynął na zachód z władcą Rivendell, Elrondem. Pozostałe dwa zatonęły w zatoce Forochel i to właśnie któryś z nich został przez kogoś wyłowiony.

- Taaak. - mruknął krasnolud. - A czemu nie ma Andarasa?

- A kto to jest, jeśli można spytać? - zapytał zdziwiony elf.

- Nasz druh elfiego pochodzenia. Tera ma na głowie ojca skłóconego z królem... - bąknął krasnolud. - Wszystko się pitoli...

-Czy on też będzie nam towarzyszył?

Krasnolud wzruszył ramionami.
- Na wyspę miał płynąć. Dlatego pytam czemu go tutaj nie ma... - odrzekł Kh’aadz.

Elf z nadzieją spojrzał na pozostałych, myśląc że może oni znają odpowiedź na pytanie krasnoluda. Milczenie jakie zaległo potem, dawało jasno do zrozumienia że jednak odpowiedzi nie znają lub może jest ona w tym momencie nie pożądana. Nie pozostało nic tylko czekać na powrót króla lub Tequilliana.
 
Komtur jest offline  
Stary 24-08-2011, 07:56   #133
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Letni wiaterek późnym wieczorem przyjemnie omiatał twarz strażnika obserwującego jak jeden z asystentów odprowadzał starego wróża do domu. Po drodze rozprawiali na przeróżne tematy, a fragmenty tych rozmów docierały do uszu podążającego ich tropem strażnika. Śledzenie nie sprawiało większych trudności w tym mieście, tak więc Endymion się nieźle wynudził podczas tej akcji. A zwłaszcza gdy asystent z starym Tequilianem dysputowali pół godziny w drzwiach domu starca. Wyglądało to jakby mieli się rozstać na dłuższy czas, i mieli do omówienia wiele niedokończonych spraw. W końcu asystent podążył do swojego mieszkania a strażnik jak cień za nim.

Oromir mieszkał w trzecim kręgu miasta, w niewielkim dwupokojowym mieszkanku, na poddaszu jednego z zabudowań przyległych do piekarni. Toteż mieszkanie było mocno nagrzane od komina idącego zapewne za ścianą. Dla włamującego się Endymiona były to tylko okoliczności sprzyjające, gdyż mężczyzna spał przy otwartym oknie. Dlatego szelesty ruchów strażnika niknęły w odgłosach dochodzących z ulicy i zza ściany, gdzie piekarze krzątali się wypiekając chleb na rano. Szybko znalazł to czego szukał w niedbale złożonych ubraniach leżących na krześle i po cichu zaczął się wycofywać do drzwi. Zamknął je za sobą żeby dopiero co okradziony asystent nie spał w przeciągu i się nie zaziębił. Potem czym prędzej po schodach na dół zbiegł by udać się do elfa i krasnoluda, czekających zapewne niecierpliwie.

Droga powrotna przez rozświetlone pochodniami i latarniami miasto mijała szybko i już po chwili był w umówionym miejscu. Pokazał Andarasowi i Kh`aadzowi klucze czemu towarzyszył błysk w oku elfa. Ruszyli pod bibliotekę.

Wejścia głównego od strony głównej ulicy strzegło dwóch strażników, natomiast łącznik z zamkiem był obsadzony jednym wartownikiem. Maszerował on po całej długości krużganku. Strażnicy spod drzwi głównych nie widzieli go, do czasu aż którys z nich wychylił się nieco za budynku. Wtedy powinni widzieć jak ten przemierza łącznik. Po krótkiej naradzie i przeanalizowaniu możliwości wejścia do budynku, ustalono drogę wejścia do biblioteki oraz drogę ewakuacji w razie wpadki.

Ważnym czynnikiem warunkującym powodzenie operacji było zachowanie ciszy i nie wykrycie przez wartowników. W tym celu trójka włamywaczy postanowiła spróbować szczęścia od strony łącznika. Na wartownika stróżującego w tym miejscu Andaras rzucił czar wynikiem czego biedak musiał się niezwłocznie udać w ustronne miejsce, zostawiając tym samym posterunek. Włamywacze tylko na to czekali. Błyskawicznie znaleźli się w środku biblioteki. Z pomocą wcześniej skradzionych przez Endymiona kluczy szybko i cicho pokonywali kolejne drzwi dzielące obszerne sale wypełnione woluminami i rozświetlonymi blaskiem księżyca wpadającego do środka przez obszerne okna w dachu. Przeszli do sali głównej gdzie znajdowało się wejście do podziemi. Z pomocą kluczy otwarli drzwi i zeszli do długiego ciemnego korytarza. Po obu stronach były rzędy grubych, dębowych drzwi z solidnymi stalowymi okuciami. Drzwi bez wyjątku były pozamykane. Aż w końcu staneli przed drzwiami prowadzącymi do najpilniej strzeżonego księgozbioru, nad którym pracował Tequilian. Była tam księga, którą miał zdobyć Andaras na dowód swojej lojalności. Gdy tylko znaleźli się w środku elf gorączkowo zaczął się dobierać do szafki gdzie przetrzymywana był ten tom. Po chwili w jego rękach spoczęła opasła księga oprawiona w ciemną skórę z mosiężnymi obiciami na rogach. Elf zaczął się jej dokładnie przyglądać, gładząc dłonią jej sztywną oprawę. Na jego twarzy zagościł grymas niezadowolenia.

- Zabezpieczona – rzekł jakby do siebie, poczym spojrzał na towarzyszy włamywaczy i dodał – z całą pewnością zabezpieczona runami.

- Runami? – zapytał strażnik spoglądając na okładkę.

- Tak. Ktoś nałożył na nią zaklęcie zabezpieczające przed otwarciem jej przez niepowołane ręce. Trzeba rozszyfrować zagadkę aby móc ją otworzyć – odparł elf.

- To nawet dobrze się składa – odparł strażnik w mniemaniu, którego było to zabezpieczenie na wypadek, gdyby księga przez ich działanie wpadła w niepowołane ręce.

- Może już udamy się do wyjścia? – ponaglającym tonem rzekł Kh`aadz – Wartownik nie będzie siedział w ustępie wiecznie.

- Nie tak szybko. – odparł Andaras wyciągając z za pazuchy jutowy worek – Jest jeszcze kilka ksiąg, które musze wziąć.

- Co? – wyraźnie zdziwił się krasnolud – Nic o tym nie wspominałeś wcześniej. Nie podoba mi się to.

- Muszę i koniec – naciskał elf.

- Ja też jestem temu przeciwny. - odparł Endymion spoglądając porozumiewawczo na Kh`aadza.

- Nie ruszę się bez tych ksiąg. – twardo stwierdził Andaras i po chwili grobowego milczenia, która zapanowała w pomieszczeniu odparł strażnikowi trzymającemu klucze do wszystkich pomieszczeń na korytarzu - Otwierasz czy nie?

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz – niepewnie odrzekł Endymion i wbrew całej swojej logice otwarł kolejne drzwi. Coraz bardziej żałował, że dał się wrobić w całą tą sytuację, król go przecież wyraźnie ostrzegał przed elfem.

- Coś czuję, że to się źle skończy, jak moja broda długa... – jęknął Kh`aadz rozkładając dopiero co otrzymany szary worek.

Chwilę czasu zajęło zanim zgromadzili wszystkie woluminy jakie chciał zabrać z biblioteki Andaras. Gdy to zrobili udali się ku wejściu, przez które wcześniej weszli. Ku ich zaskoczeniu na posterunku był wartownik. Andaras wymamrotał zaklęcie. Jednak nie było widoku pokracznie biegnącego strażnika z rękami kurczowo zaciskającymi się na tyłku, by wspomóc pracę zaciskających się pośladków. Tym razem magia nie pomogła. Endymion musiał podejść go od tyłu i potężnym łupniakiem zdzielić w głowę. Łapiąc go pod pachy odciągnął go na bok i dał znak towarzyszom, że droga wolna.

W miarę jak oddalali się od biblioteki Endymion zastanawiał się ile czasu nieprzyjacielowi zajmie dobranie się do Tol Morwen. Bibliotekę obrobiła mała szajka wynosząc najpilniej strzeżone księgi w królestwie i nie od dzisiaj wiadomo, że wrogom na nich bardzo zależy. Tak samo jak na artefakcie znajdującym się w grobie.
 
ThRIAU jest offline  
Stary 24-08-2011, 11:30   #134
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Minas Tirith, czerwiec 251 roku



Na szóstym poziomie Minas Tirith były osadzone w skale wrota, zwane Fen Hollen, co znaczyło po prostu “Zamknięte Drzwi”. I rzeczywiście otwierane były rzadko. Tylko wtedy, gdy potrzeba była do złożenia do królewskich grobowców zasłużonych zmarłych lub pielęgnacji cmentarza. Nie tylko królowie spoczywali w tym miejscu, do którego wiódł wydrążony w skale tunel w głąb góry Mindulluin. Również Stewardowie oraz wielcy bohaterowie Gondoru. Miejsce to nosiło nazwę Rath Dinen, czyli „Ulica Ciszy”.

Po zmierzchu, kiedy Andaras, Kh’aadz i Endymion cierpliwie czekali na obrabowanie Wielkiej Biblioteki, a Finluin z Dearbhail zajęci byli swoimi sprawami, do Zamkniętych Drzwi podszedł człowiek w szarym płaszczu. W cieniu kaptura nie było widać twarzy lecz klucz, który wyjął zza pazuchy sugerował osobę Opiekuna Grobowców. Stojący pod drzwiami wartownik z włócznią zagrodził mu drogę. Nim zdołał otworzyć usta w proteście jego twarz wykrzywił grymas. Mężczyzna doskoczył do padającego zbrojnego nim tamten upadł na bruk. Z szyi szybko siniejącego trupa sterczała wbita mała lotka. Gdy tylko wrota uchyliły się z cichym pomrukiem, z cieni przydrożnych domów od ścian odkleiły się cztery sylwetki i nim drzwi zamknęły się z powrotem, prześlizgnęły się do środka ponaglane przez mężczyznę z kluczem. Po chwili pod drzwiami stał wartownik, który peleryną wytarł krople krwi z napierśnika. I nałożył hełm cofając się o krok w cień Zamkniętych Drzwi.

Tunel był wąski, kręty i niemal wiecznie spowity półmrokiem. Wysokie skały Mindolluin kładły zimny cień nawet za dnia w tym miejscu. Kilkuminutowa wędrówka kończyła się mostem na monumentalnych filarach, za którym zaczynała się Ulica Ciszy. Rath Dienen biegła między grobowcami. Domami Martwych. Grupka mężczyzn wchodząc na most wyłoniła się z ciemności, jako, że od cmentarza biła blade poświata wiecznie zapalonych zniczy oraz księżycowego blasku.

Mijając Dom Stewardów, zatrzymali się przy kamiennych schodach wiodących do Grobowców Króli. Był to szereg mauzoleów i małych pałacyków z różnych okresów czasu. W cieniu rzeźby króla Aragorna, którego kamienne oblicze spoczywało na podwyższeniu jednego z tarasów, obserwowali okolicę. Patrzyli w stronę kamiennego placyku z sadzawką w którego nieruchomej, czarnej wodzie odbijał się księżyc. Na środku wysepki stało z rozpostartymi, skręconymi konarami, uschnięte Martwe Drzewo Gondoru.

Od strony małych krypt, na których widniały wizerunki hobbitów, a napisy, których złodzieje nie mogli odczytać oznajmiały: Meriadoc Brandybuck i Peregrin Took, wyłoniły się sylwetki dwóch strażników. Szli powoli, w milczeniu. Przeszli obok ukrytych w ciemnościach ludzi i wkrótce ich obecność była tylko oddalającymi się w zakręt ulicy, miarowymi krokami.

Postać z kluczem wyraźnie ociągając się wstała, a później niemal wypchnięta przez towarzyszy, skulona czmychnęław stronę drzewa. Kiedy ostrożnie postawiła pierwszy krok, mącąc matową powierzchnię wodnej tafli , obejrzała się jeszcze w stronę ukrytych za posągiem ludzi. Potem zrobiła drugi krok. Kiedy jednak znalazła się obiema nogami w czarnej sadzawce mężczyzna w szarym płaszczu zapadł się pod jej powierzchnię z cichutkim pluskiem. Nie zdążył krzyknąć. Towarzyszyło temu rozdzierające ciszę plaśniecie zamykającej się nad głową zapadającego się człowieka fali.

Zza rogu wybiegli zbrojni rozglądając się na wszystkie strony. Między grobowcami wisiała w powietrzu ciężka cisza. I bezruch. Tylko po sadzawce od miejsca, w którym zniknął posiadacz klucza, rozchodziły się kręgi wtapiające się w czarną połyskującą srebrem wodę, nim dotarły do kamiennych brzegów.

Po wymianie spojrzeń i gestów strażnicy ostrożnie wycofując się z placu, ruszyli w stronę miasta. I wtedy padły pierwsze bełty. Pochodnia wypadła z ręki zbrojnego gdy leciał na spotkanie bruku. Drugi chwycił z przewieszony na piersiach róg, gdy dwa pociski ugodziły do w piersi z głośnym, metalicznym dźwiękiem dziurawiąc zbroję.

Złodzieje rzucili się do ucieczki, lecz po kilku krokach zostali zatrzymani przez największego spośród nich, który najwyraźniej wcale nie zamierzał opuszczać Rath Dinen z pustymi rękoma. Oddając kompanom kuszę rozpędził się i szybko nabierając prędkości, odbił się od kamiennego gzymsu sadzawki i po imponującym locie, zwinnie i pewnie zawisł na konarze pochylonego na wodą drzewa. Po chwili zeskoczył na wysepce i dało się słyszeć suchy trzask łamanych konarów suchego drewna.










Finluin stał oparty o balkon tarasu, którego wychodził na panoramę miasta i okolicy. Dearbhail również, choć wiedziała, że powinna w końcu się wyspać. Jak tu jednak spać kiedy tak wiele się dzieje dookoła? Elf nagle wyprostował się wpatrzony w dolne poziomy miasta. W pomiędzy białe za dnia budynki, które teraz Rohirimce były czarną plamą z której czeluści wyłaniały się wydarte blaskiem pochodni i latarni fragmenty ulic, ścian, dachów i schodów.

- Ktoś ucieka. – powiedział. – Gonią go. – relacjonował dziewczynie, która z ciekawością zamiast na miasto wpatrywała się w twarz Finluina jakby z niej chciała wyczytać obrazy, które tamten widział. – Jest ich kilku. Gonią ich. Coraz więcej straży. Jeden, nie dwóch. Dwóch klucząc między domami wbiegło w bramę domu. Straż ich minęła. Pobiegli dalej. Światło w tym domu zgasło... – po drugiej ciszy intensywnego skupienia znowu powiedział. – Schwytali pozostałych. Jeden upadł.

Przez bramę siódmego kręgu wbiegł zdyszany zbrojny i zniknął w kwaterze Strażników Fontanny. W budynku zrobiło się zamieszanie. Zaraz z tych samych drzwi wyłoniło się kilka postaci. Oficerowie.

- Ktoś włamał się do Rath Dinen! – wydusił jeden z niedowierzaniem jakby powtarzając zasłyszane przed chwilą słowa.

- Na bogów. – zgorszył się drugi. – Hieny cmentarne. Skradli co? – dopytywał się.

- Nie wiemy jeszcze panie. - odrzekł ten który przyniósł wieści. – Trwa pościg za złodziejami. Ubili trzech strażników.










Andaras z Kh’aadzem powoli przemieszczali się ulicami. Do ich uszu doszły już pogłoski jakoby ktoś zbezcześcił święty spokój za Zamkniętymi Drzwiami. Na ulicach było nieco więcej straży. Szukali kogoś. Zamieszanie wybudziło część miasta, co było na rękę złodziejom prastarych woluminów. Elf z krasnoludem kluczyli między domami, gdy wreszcie Andaras zatrzymał się w zaułku głową wskazując na zamknięte boczne drzwi do budynku.

Przyczajony na dachu Endymion obserwował towarzyszy tak jak się umówili. Nagle usłyszał za sobą szelest. Odwrócił się by zobaczyć na drugim dachu osuwające się w cieniu po ścianie ciało zakapturzonego mężczyzny. Strażnik zobaczył wynurzającą się z ciemności postać, która mierzyła prosto w niego z łuku z odległości kilkunastu metrów. Jednak nie strzelała. Sposób poruszania się strzelca od razu zdradził Endymionowi zawodowca. Gdyby tylko tamten chciał prawdopodobnie już by nie żył. Czarna postać w kapturze jednak ani nic nie mówiła, ani nie strzelała bacznie obserwując strażnika i zbliżając się w jego stronę.




Na dole elf nerwowo rozejrzał się dookoła. Krasnolud groźnie marszcząc brwi warknął.

- Zachodź. Skończmy już z tym. Zostaw ten wór i bierzmy Dzuina...

Andaras zastukał dziwacznie kołatką do drzwi jakby umówionym sygnałem. Cisza. Później drzwi otworzyły się i stanęło w nich kilku Haradrimów. Do zaułku weszło kolejnych pięciu. Z każdej strony wylotów uliczki, które nagle zostały zastawione olbrzymimi beczkami. Oprócz szabli mieli łuki i kusze. Elf sięgnął po miecz na widok ich twarzy, jednak obnażone ostrze najbliższego z groźnie wyglądających postaci, błyskawicznie wystrzeliło w górę lądując czubkiem ostrza na jego szyi. Czuł jak metal napierając na skórę wbija się w skórę wyciskając z niej dużą kroplę krwi. Spłynęła po orężu.

- Rzuć to. – i elf strzelając z oczu nienawiścią posłuchał.

- Ty tysz tak sam! – warknął do krasnoluda łamanym westronem zamaskowany Haradrim, z którego twarzy widać było tylko hebanowe oczy i kawałek nosa.









 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 29-08-2011, 18:40   #135
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Szedł z przyjacielem na umówione spotkanie. Rozstali się już z Endymionem który miał zabezpieczać ich tyły. Czuł się w tej drodze dosadnie rzecz ujmując, jak portowa dziwka. Wiedział że ryzykuje życie Khaaza. Jednak stawka jaką mogli ugrać była znacznie znacznie większa. Wrócił myślami do początku tego wszystkiego.... Do rozmowy z ojcem w drodze do piwnic.

-Mam za zadanie dowiedzieć się wszystkiego o obronie Morii. Herumor chce zająć kolejną twierdzę krasnoludów lub zablokować ich w Górach Mglistych. - otworzył kolejne drzwi, które prowadziły do pomieszczenia, które było wykute w skale do której przylegało Minas Tirith. - Wczoraj nie wytrzymał. Przedawkowałem truciznę, lecz wyjawił nam bardzo dużo. - oświetlił pochodnią kąt komnaty, mimo, że Andaras i bez tego doskonale widział leżącego pod ścianą krasnoluda. - Poseł z Morii. - mruknął ojczym. - Dostarcz mi tego Khaazada z Morii z którym podróżujesz od Ostatniego Mostu. - rozkazał jak ojciec, który oczekuje posłuszeństwa i władca, który nie zostawia opcji sprzeciwu.

Andaras pamiętał pretensje ojca, gdy w czasie tej rozmowy jeszcze byli na górze. Uznano go za zdrajcę. Rzecz jasna nie ojciec ale jego przeciwnicy. Za zdrajcę i człowieka Eldariona. Agent Zjednoczonego królestwa tak zapewne o nim myślano. Jednak działania pod przykrywką mają to do siebie, że w nich nic do końca nie jest jasne. Faktami, wydarzeniami, nawet motywacjami można manipulować do woli...
-Ojcze to co do tej pory zrobiłem, może jeszcze w przyszłości zaowocować. Jeśli zostanę tu. Wydanie krasnoluda to wszystko zaprzepaści. Ale mam coś i kogoś kto będzie znacznie bardziej łakomym kąskiem.- wszyscy tylko nie Khaaz myślał wtedy Andaras. Wydam każdego byle nie on.
-Miesiąc temu z Tharbardu wyruszył w stronę Morii inny krasnolud również poseł. Towarzyszy mu sam siostrzeniec króla. To wielka szansa. Sługi Herumora pewnie znają sposób by kontaktować się ze swym panem szybko. Więc można by wysłać oddział by ich przechwycił nim dojdą do Mori na tyle blisko by się zorientować co się dzieje. Tym samym bez dekonspirowania mnie pokażemy że moja obecność jest bardzo cenna.

- Siostrzeniec króla już jest w drodze powrotnej z poselstwem Rohirów. -zabił nadzieję elfa ojciec. Trzeba działać i to szybko. Pamiętaj, że w mieście twoje towarzystwo nie jest bezpieczne u mego boku dla nikogo a Herumor żąda ode mnie wydania twojej skóry. Ten krasnolud spadł nam jak z nieba. Zajmij się tym. - powiedział uważnie obserwując syna z ukosa. - Nie musisz wcale porywać go własnoręcznie z dworu. Wystarczy jak wystawisz go moim ludziom... Właściwie po co ja ci to mówię? Andarasie nie trać naszego cennego czasu... - westchnął wychodząc z piwnicy. - Chodź na górę, uzgodnisz szczegóły z Ikrimahem. Mam też dla ciebie list od Xante.

-Ojcze- elf spuścił głowę jak wtedy gdy był młodszy a coś go gryzło. -Nigdy nie wahałem się przy wykonywaniu twoich rozkazów. Za ciebie czy Xante oddałbym życie bez wahania. -mówiąc to spojrzał ojcu prosto w oczy. Ale sprawa tego krasnoluda jak się pewnie domyślasz ma drugie dno. Nie chodzi tylko o dekonspiracje. Naturalnie i o nią bo jakby tego nie zaplanować zawsze ale to zawsze padnie na mnie cień podejrzeń. Ale ten krasnolud uratował mi życie. Gdy nasi sojusznicy próbowali mi je odebrać. Uratował mnie. Gdyby nie on niestałym tu teraz. Obaj wiemy co to znaczy... Pomóż mi ojcze znaleźć wyjście.- przy czym nieświadomie zrobił minę niczym za młodu... Dyskretnie pomijając fakt że i on ratował krasnala.

- Hm... Rozumiem cię doskonale. - odpowiedział Mutthan. - Decyzja należy do ciebie synu. I uszanuję każdą. Tak jak ty teraz jesteś dłużnikiem tego khazada, ja jestem dłużnikiem mojego narodu. Najpierw jestem Haradrimem, później ojcem. Andarasie, ja muszę udowodnić Herumorowi i wszystkim innym, że ty daleko padłeś od jabłoni, choć jej cień depcze ci po piętach, żeby uratować naszą pozycję i twoje życie. A tego dowodzą czyny a nie słowa. Eladrion jest lordem wszystkich elfów a ty jesteś jego poddanym? - zawiesił głos. - Jeśli tego nie zrobisz, to ja oficjalnie będę musiał się ciebie wyrzec. A kiedy przekroczysz wychodząc próg tego domu, ja nie będę cię w stanie dłużej ochraniać... Wtedy zachowam twarz i honor. To nie ja, lecz ty postawiłeś mnie i siebie w takiej sytuacji. W jaki inny sposób można osiągnąć to co się chce i zachować to co się ma uszczęśliwiając wszystkich?

Ojciec miał rację. Wspomnienie było tak wyraźne, że nawet teraz Andarasa trafiał szlak. Bo wiedział i wtedy i teraz że nie będzie miał wyboru.

-Rozumiem ojcze. Czy wiemy gdzie jest artefakt? Pytam na wypadek dekonspiracji przy pojmaniu krasnoluda. Bo chciałbym wiedzieć co wtedy będę dalej robił. Czy wciąż moją misją będzie on? A może mam już wrócić działać w Umbarze bądź Haradzie? Jeszcze dwie sprawy ojcze. Moje moce ostatnio się zwiększyły sądzę że jestem w stanie leczyć urazy trwała. Typu paraliże, oślepienia inne wady. Kończyny naturalnie same nie odrosną. Ale takie wady są w moim zasięgu. To daje nam dwa pola do popisu o czym już pewnie myślisz. Pierwsze nasi ludzie. Nieważne żołnierze czy agenci każdy kto długo dobrze i lojalnie służył. Wybierać co ciekawsze przypadki. Wszak wszystkich nie uleczę to niełatwy proces, i może się nie udać. Ci jednak którym się uda będą działać na morale, bardziej niż największe zwycięstwa. Cud to bowiem będzie. A przy dobrej propagandzie wszyscy o nim usłyszą. Kolejna możliwości są jeszcze bardziej kusząca. Neutralne acz wybitne jednostki ojcze... Tu możliwości są znaczne. Wynajdywanie tych których odsunięto na boczny tor. Generałów,zabójców każdego kto wart jest zachodu. Oddamy wam życie w zamian za lojalność. Ofertą nie do odrzucenia. Można im wmówić że zabiegi trzeba powtarzać by być ich pewniejszym jeszcze. Na koniec wrogowie... Nieograniczone pole działania. Dosypanie trucizny i oślepienie kogoś. Potem propozycje uleczenia... To samo z ich synami czy żonami jeśli tam jest słaby punkt... Po powrocie do domu zacznij ojcze ściągać kandydatów do uleczenia. Co do krasnoluda zaś czy jest możliwość by wyszedł z tego żywy? Spłaciłbym swój dług. Wydobyć informacje i na tym zakończyć. Duża dawka serum prawdy powinna wystarczyć. A uszkodzenia naprawiłbym sam.- Andaras jeszcze raz spróbował zawalczyć o życie Khaaza. Ojciec zawsze miał słabość do swoich dzieci. Elf nigdy tego nie wykorzystywał tak otwarcie jak młoda Xante. Teraz jednak nie miał wyboru.

- Wydaje mi się, ze tak choć nie jestem pewien. To znaczy ja nie znam dokładnego miejsca ani nic nie wiem o tym przedmiocie magicznym, ale Herumor musi je znać i chyba zorganizował wyprawę by go odzyskać po tym jak omamiony obietnicami Beleg syn Adrahilasa zawiódł...

- Synu a malo to żebraków jest do leczenia, jeśli chcesz sie szkolić w tym fachu? W ojczyźnie znajdzie się kilku, którym mógłbyś pomoc jak opanujesz te sztukę. Czy umiesz tez wywoływać takie skutki u zdrowych? - ożywił się bardzo zainteresowany taka umiejętnością.

-Nie chodzi o szkolenia ojcze. Nauczyć to ja się nauczę na byle kim. Chodzi o to wszystko co mówiłem przed chwilą. Ty jesteś zorientowany a wiedząc co mogę zorientujesz się jeszcze bardziej. Jakiś wódz z klanów na coś cierpi uleczymy. Nie cierpi zatrujemy a później uleczymy... Wywoływanie chorób nie jest jeszcze moja mocną stroną. Ale jaki potencjał tkwi w leczeniu. Generał innego klanu z paraliżem uleczymy, święty zabójca oślepiony za karę? Uleczymy i przygarniemy na służbę ojcze jest tyle możliwości. Zacznij się rozglądać i je gromadzić, wykorzystamy to.

- Nie zależny mi na życiu tego khazada.-podjął ten wątek w rozmowie ojciec. Poprzedni uznając za wyczerpany.
-Może żyć jeśli zdobędę informacje których pragnę o ile zatroszczysz się żeby później nie zaszkodził, bo weźmiesz to na swoja głowę! - powiedział surowo z mrożącym krew w żyłach spokojem.

Ojcze- elf spojrzał w oczy. Nie mógł bym się zwać twoim synem ani nawet Haradczykiem gdybym nie wyrównał rachunków z krasnoludem. Wypuścimy go gdy jego informacje zostaną dobrze wykorzystane. Co dalej zrobi nie wiem... Walczyć będzie to pewne nie on ktoś inny będzie na jego miejscu bez różnicy. Obaj to wiemy. Uczul swego sługę że ten Khaaz jest wyjątkowo twardy.

Tak zakończyło się jedno ze spotkań z ojcem. Elf nie wiedział wtedy że w całej tej akcji będzie jeszcze wiele ważnych wątków. Następny przytrafił się kilka dni później. Ten cały naczelny wróżbita zachowywał się zdaniem Andarasa dziwnie. Elf nie potrafił do końca powiedzieć co mu w tym nie gra. Ale wiedział że coś na pewno. Na początku miał jedynie cień podejrzeń. Ot zabroniono mu czytać w czarnej księdze. Niby nic bo to wszak dla dobra elfa. Zakazana wiedza te sprawy. A przecież to właśnie on jest tak podatny na kuszenie sił ciemności za sprawą amuletu. I oczywiście pochodzenia... Jednak Andaras miał księgę przez miesiąc podróży. Jeśli miał coś przeczytać przeczytałby... Z drugiej strony wielu rzeczy nie mógł odszyfrować. Mógłby to zrobić tu w Minas Thirit. Może to właśnie te mroczne zaklęcia- myślał wtedy. Postanowił to sprawdzić wiedziony instynktem. Skoro i tak musi się ewakuować z Minas zrobi to wraz z księgami. I albo sprawdzą się jego podejrzenia albo zdobędzie wiedzę o kilku zaklęciach. Tak czy tak gra warta świeczki. Księgi miały być wymienione na zakładnika. Martwego od jakiegoś czasu krasnoluda. Idealny wabik na Khaaza a jednocześnie rozsądny bo wielki okup za niego. W końcu dość logiczne wydawało się że skoro kultyści mają krasnoluda. Mogą od niego wydobyć informacje, a potem oddać żywego za stos zakazanych ksiąg. Świetny interes. Wszystko poszło jak po maśle... Poważniej zaniepokoił się dopiero teraz. Czarna księga była zabezpieczona magicznymi runami. A to oznaczało dwie rzeczy. Mędrzec będący człowiekiem. Nie mógł chyba mieć żadnych magicznych mocy a nagle jakiś dostąpił? Jak się ich nauczył z księgi? Nie to nie możliwe... Chociaż tak właśnie musiało być bowiem Andaras nie mógł znaleźć innego wytłumaczenia. Zyskał jakąś tam kuglarską sztuczkę w porównaniu z prawdziwymi mocami. I zabezpieczył księgę bo no właśnie bo.... Elf miał dwie tezy w tym temacie. Pierwsza bo chce się uczyć tego sam. Druga bo prócz tej wiedzy w księdze jest coś jeszcze co można odszyfrować z pomocą innych ksiąg. I tego czegoś właśnie nie mógł się dowiedzieć Andaras. Dlaczego teorii tu już były tysiące. Główna jednak taka że nie ufali elfowi a ta informacja jest tu kluczowa. Coś co może odwrócić losy wojny... Pytaniem bez odpowiedzi pozostawało czy zabezpieczenie księgi czyli zablokowanie do niej dostępu wszystkim prócz mędrca miało drugie dno? Zdaniem elfa nawet jeśli miało to nie mógł dojść co to było...

Andaras idąc z przyjacielem do zaułku porozmawiał z nim. Podzielił się swoimi przemyśleniami jak również obawami. Wiedział że to ostatnia szansa.
(...)

W zaułku jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Zostali otoczeni w przytłaczającej przewadze. Elf obezwładniony ze sztychem miecza przy gardle. W Khaaza zaś celowała kilka kusz i łuków. Nie dając mu w razie konfrontacji najmniejszych szans. Elf w duchu modlił się by Khaaz nie zrobił niczego głupiego. By gdy mu kazano cisnął nadziak o ziemię. Wymienił w swoim stylu kilka uwag o pochodzeniu i cechach matek ich oprawców jednak poddał się. Bo tak nakazywał logika. Logika jednak zawsze przegrywała z honorem i krasnoludzką dumą. Khaaz mimo wszystko postanowił dyskutować. Zaciskając jeszcze mocno rękę na nadziaku.Problem polegał jednak na tym iż Haradczycy wiedząc z kim mają do czynienia również postanowili dmuchać na zimne. Dwa bełty przeszyły Khaaza jeden w nogę drugi w dobrze osłonięte plecy. NIEEEEE- niemy krzyk rozdarł się w głowie Andarasa. Miało się obyć bez rozlewu krwi. Głupi Khaaz, głupi Haradczycy, głupi elf który tego nie przewidział do końca. Choć brał pod uwagę raczej hipotetycznie... Cios gałką miecza w twarz położył go na ziemię. Chwilę później rozległ się świst... I na ziemię spadł również jeden z ludzi pozostawionych na dachu. Strzała w gardle.

Elf powiedział po Haradzku zachowując zimną krew.
-Dość tej farsy. Rzucajcie sieci i do osobnych pomieszczeń.
Przedstawienie wszak musiało iść do końca. Chwilę później wleczony po ziemi w sieci zobaczył przemykającą po dachach postać...

Wniesiono go do budynku tam w osobnym pokoju zdjęto sieć. Andaras wstał i natychmiast zaczął zadawać pytania nie było czasu do stracenia.
- Jak ma przebiegać ewakuacja, i gdzie mieliście oddać krasnoluda? Namierzono nas są jakieś możliwości tajnego opuszczenia miasta oraz tego budynku? Na zewnątrz robi się gorąco wiec mów szybko....

- W piwnicy tego domu jest przejście do kanału .Stamtąd do drugiego domu kilkanaście budynków dalej, na drugiej bocznej ulicy. Tam trafia Khazad. Ty kanałem uciekasz dalej na spotkanie z ojcem. A potem do Harlond.

- Było jakieś ustalenie jak nam do oddadzą?

- Ja nic nie wiem. I przepraszam za ten cios, ale miałem rozkaz żeby to wyglądało naturalnie...

- Sam go wydałem dobrze się spisałeś ruszajmy.-Andaras nie strofował żołnierza. Wiedział jednak że tamten czuł się mocno nieswojo uderzając syna swego wodza.

Za drzwi usłyszał ze krasnoluda wtargano o domu. Potem nastąpiło tępe uderzenie i szamotanie się Khaaza ustało. Ktoś powiedział po haradzku:

- Odpłynął wreszcie.

Zaczęli schodzić schodami do piwnicy, kiedy z góry dało się słyszeć walenie na dachu.

- Ktoś próbuje wejść przez klapę. Jest zamknięta od środka.- powiedział jeden z jego ludzi.

Tak i każdy z naszych o tym wiedział pomyślał Andaras. Nie ma czasu należało się ewakuować. Tam na górze ulegli zaskoczeniu. Wszyscy byli skupieni na pułapce. Tymczasem ktoś ich zaskoczył. Oznaczało to też zdradę lub świetną obserwacje. Ale ten temat musiał zaczekać. Udali się do kanałów. Stracili trzech ludzi zabezpieczających dachy.

-Nieważne na dół- zakończył temat Andaras.

Ostatnie myśli Andarasa: A miało być tak pięknie. Khaaz przekazany kultystom. Życie elfa uratowane. Endymion ratujący Khaaza zanim przesłuchanie by się rozpoczęło. Wszak Andaras miał zamiar zostawić mu kartkę. Dyskretnie w zaułku wchodząc do domu jako ostatni... Widziałby to tylko obserwujący go Endymion. Byłoby tam napisane jak odnaleźć Khaaza.
Andaras by prysnął i wszystko poszłoby zgodnie z planem. Jednak plany jak to plany psują się w najmniej oczekiwanym momencie. I w najbardziej perfidny sposób.
 
Icarius jest offline  
Stary 29-08-2011, 22:37   #136
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Piękna noc na śmierć pomyślał Endymion próbując dojrzeć w ciemnościach oczy łucznika. Jednak zdawał sobie sprawę z faktu, że gdyby miał jeż strzelić zrobił by to. Głupio mu było, że dał się podejść jak dziecko, gdyby tamten chciał zabił by go tuzin razy. Ale tego nie zrobił, dla kogo pracuje, może to ten sam, który strzelał do Andarasa w Tharbadzie w miarę zbliżania się zamaskowanego łucznika, który wyłonił się z ciemności pytania się mnożyły. Endymion początkowo chciał sięgnąć po nóż ale zdawał sobie sprawę jak marne ma szanse aby zdążyć go wykorzystać. Ręka zatrzymała się na głowni i tam pozostała. Skoro już zrobił jedną głupotę dając się podejść stwierdził, że druga nie zaszkodzi i oderwał wzrok na moment od łucznika by sprawdzić co dzieje się na dole. Jakby miał do niego strzelić to już by to zrobił bez zbliżania się, widocznie chodziło o coś lub kogoś innego.

W uliczce na dole sytuacja zrobiła się niebezpieczna Andaras miał miecz przy gardle a krasnolud zaraz zostanie rozbrojony. Sytuacja rozwijała się zupełnie inaczej niż było to planowane. Endymion nawet gdyby chciał jakoś zainterweniować w tym momencie nie miał wielkiego pola manewru. Do ziemi było dobre sześć metrów a za plecami łucznik z niewiadomymi zamiarami.

- Nie taka była umowa! - Kh’aadz warknął- Macie książki, dawajcie Dzuina!

Pierwszy bełt z impetem wbił się w lewą nogę krasnoluda powyżej kolana. Drugi ugodził go w plecy przebijając blachę i kaftan. Kh’aadz piersią opadł na mur. Nadziak wysunął się z dłoni.

Widząc co się dzieje na dole Endymion postanawia wejść do środka budynku z pomocą drewnianej klapy na dachu. Jedyne co mogło go w tej chwili zatrzymać na dachu to tajemniczy łucznik. Nie mając pojęcia kim jest ów tajemniczy jegomość Endymion ma nadzieję, że to anioł stróż Andarasa wysłany przez jego rodzinę a nie jego niedoszły zabójca. Kiedy ruszył w stronę drewnianego włazu strzała wbiła się w dach w miejscu gdzie postawiłby drugi krok. Kiedy powoli obrócił głowę w jego kierunku tamten już mierzył prosto w niego z nowej strzały kiwając głową na boki w geście zaprzeczenia. Czego on chciał zastanawiał się Endymion. Wtedy na dachu po drugiej stronie uliczki pojawiły się dwie postacie z siecią. Widząc Endymiona i łucznika zawahały się. Jedna z nich sięgnęła po przewieszony na plecach krótki łuk. Była to ostatnia rzecz, którą zrobił ponieważ w tym momencie strzała ugodziła go w szyję i pozostała w niej gdy spadał w dół. Drugi jakby przystanął w miejscu. Dłoń strażnika zacisnęła się na rękojeści mniejszego noża którym tak bardzo lubił rzucać. Mimo iż postać była spowita ciemnościami ponieważ stała w głębi dachu a w miarę jasno było tylko na obrzeżach nóż poleciał w jej kierunku. Postać się zachwiała, zwaliła na dach i pozostała bez ruchu.
Tymczasem łucznik spojrzał w dół uliczki. To co tam ujrzał wyraźnie go zaskoczyło, widać było, że nie tego widoku się spodziewał. Endymion spojrzał również.
Andrasa już nie było w polu widzenia. Postacie z każdej strony zbliżały się do krasoluda, na którego zarzucona była sieć.
Zamaskowany łucznik przeskoczył na sąsiedni dach i wycofywał się w ciemności mierząc strzałą z napiętego łuku w strażnika. Gdy jego postać zanurzyła się w ciemnościach Endymion również przeskoczył na sąsiedni dach. Szybko wyciągnął nóż z mostka martwego mężczyzny pośpiesznie go przeszukał. Nie znalazłszy nic godnego uwagi przy martwym haradczyku poza strzałą do dmuchawki w ustach i dmuchawką w dłoni chwycił sieć i wrócił na dach budynku, w środku którego był elf i krasnolud. Podbieg do drewnianej klapy w dachu, położył sieć obok po czym mniejszy z noży schował w cholewce buta.

Klapa była zabezpieczona od środka, tak więc nie było szans na ciche wślizgnięcie do środka, szarpnął znacznie mocniej raz, drugi i klapa z trzaskiem ustąpiła. W miarę jak przemieszczał się po wnętrzach domu, narastał niepokój. Na dachu zachował się głośno, haradczycy na pewno się zorientowali w sytuacji. Gdzieś tu muszą być przyczajeni, myślał strażnik ale nic z tego. Dom był pusty. W piwnicy znalazł ciała ludzi z poderżniętymi gardłami, wyglądało na to, że to trzy osobowa rodzina ale Endymion się nie zatrzymywał przy nich. Wiedział bowiem, że musiał szybko działać. Przypomniał sobie o okultystach w Tharbadzie, których siatka została namierzona tuż przed nadejściem Codaca. Byli świetnie zakonspirowani i zorganizowani, a ich dom posiadał tajne pomieszczenia. Nie inaczej musiało być tutaj. Zaczął się rozglądać i wtedy dostrzegł poruszającą się patelnię wiszącą pod stropem w towarzystwie innych rondli. Podszedł bliżej, odsunął na bok spory kosz jakimiś łachmanami i wtedy dostrzegł ledwo widoczną linię pomiędzy deskami podłogi. Była to klapa. Natychmiast zaczął nasłuchiwać czy z za niej nie dochodzą jakieś dźwięki, po czym zaczął się do nie dobierać. Miał nadzieję że tym razem uda się nieco ciszej niż z klapą na dachu.
 
ThRIAU jest offline  
Stary 30-08-2011, 00:02   #137
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Gdy kolejny silny cios spadał na jego głowę, sprawiając, że cały chędożony świat zatańczył w koło niczym zespół Dunlandzkich tańców ludowych, krasnoludowi, zanim kompletnie stracił przytomność, przemknęło przez obolałą już głowę tylko jedno.

-Ku-wa mać. – to wyrażenie klucz, padło po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch dni z ust krasnoluda

Taaaak, te krótkie słowa rozbrzmiewające w gasnącej świadomości Khazada, doskonale wpisywały się w sytuację oraz wydarzenia, które miały miejsce w czasie ich niezbyt długiego, lecz trudno zaprzeczyć, intensywnego pobytu w Srebrnym Mieście…

Wszystko zaczęło się od gąsiorka gorzałki, dwóch kubków i młotka, a raczej młota. Gąsiorek wódki i kubki miał ze sobą Kh’aadz szybko przemierzający komnaty zamku po powrocie ze spaceru po mieście z rozbieganą i pochłaniającą każdy szczegół architektury Dearbhail. Natomiast młot, był tym co zastał w miejscu wskazanym przez służbę jako komnata krasnoludzkiego posłańca z Morii, Dzuina. Gąsiorek i kubki miały umilić spotkanie druhów, którzy dawno się nie widzieli, wiedziony informacjami od Faina, jeszcze z Tharbadu, Kh’aadz miał nadzieję, że uda mu się spotkać z Dzuinem, który ze względu na brak rodzeństwa był Kh’aadzowi jak brat. Jednak leżący w komnacie młot, jak gdyby nigdy nic, oparty o dębowy kredens, był dla Kh’aadza nie małym zaskoczeniem. Rozpoznał w nim oręż Dzuina na pierwszy rzut oka, co do tego nie było wątpliwości, tak jak nie ma wątpliwości co do tego, że magia sprowadza kłopoty, a kiszone ogórki wymieszane ze śmietaną powodują sraczkę. Nieobecność samego zainteresowanego w pobliżu „Karola” jak Dzuin zwykł przezywać swojego małego pieszczocha, obudziła w Kh’aadzu pierwsze wątpliwości co normalności całej sytuacji. Wszak powiedzieć, że Dzuin wyszedł gdziekolwiek, zapomniawszy zabrać ze sobą Karola to jak rzec, że portowa dziwka zapomniała wziąć cycki do pracy. No nie da się wyjść bez nich czyż nie tak?

Opryskliwość Kh’aadza rosła proporcjonalnie do ilości spotkanych osób, które o zaginionym posłańcu z Morii nic nie wiedziały, nic nie słyszały a co za tym idzie nie były w stanie udzielić żadnej sensownej odpowiedzi. Pierwsze naczynie w tej sprawie zostało stłuczone, rozbijając się na dość sporą ilość glinianych odłamków przy gwałtownym zetknięciu z kamienną ścianą, jedynie o dwie stopy rozmijając się z głową majordomusa, który ledwie trzy sekundy wcześniej poinformował złego jak osa krasnoluda o tym, że jego towarzysza nie widziano na zamku od prawie miesiąca. Pechowym naczyniem, był wyrwany służącej czyjś nocnik. Po charakterystycznym rozbryzgu pozostawionym na kamieniach, chyba do niedawna z zawartością.

- Ginie wam gość! Do tego poseł i od miesiąca nikt rzyci nie raczył ruszyć żeby sprawdzić co się stało?! To królewski zamek czy orczy burdel się pytam?! – ten jak i kilka innych choć utrzymanych w podobnym tonie komentarzy Kh’aadz wygłosił do kilku, pełniących mniej lub bardziej odpowiedzialne funkcje ludzi, którzy mieli pecha nawinąć się w zasięg jego wzroku i nic nie wiedzieć o Dzuinie.

Z zamku Kh’aadz udał się do drugiego kręgu miasta, do siedziby przedstawicielstwa handlowego Morii, aby tam zaciągnąć języka. Wymienił kilka uprzejmości z pracującymi tam krasnoludami, jeden z nich okazał się być dalekim krewnym od strony ojca, jednak wbrew nadziejom Kh’aadza wizyta w kompanii handlowej przyniosła więcej złych wieści, niż by to sobie mógł wyobrazić…

Po pierwsze, fakt, Dzuin był tutaj, ale przed wizytą na zamku, potem wsiąkł jak kamfora. Po drugie…
- Erebor zdobyty?! – Ale jak?! Kiedy?! – dopytywał się gorączkowo. Nie mógł uwierzyć, że jego dom, miejsce gdzie przyszedł na świat, wpadł w śmierdzące orcze łapy…
- Uruk hai, przebiły się z podmroku, w wielu miejscach na raz, nie dało się zawalić wszystkich tuneli, wdarli się zbyt głęboko. Cytadela broniła się przez tydzień, dając czas połowie naszych do ucieczki sztolniami ratunkowymi. – te słowa niczym gorzka pigułka nie chciały przejść przez usta krasnoludzkiego urzędnika. W jego oczach widać było smutek i ból gdy się z nimi mierzył.
- D'Ora Ironarm? – Kh’aadz zapytał z nadzieją o jakichś wieściach, martwił się o matkę. Urzędnik jednak pokręcił wolno głową, jeszcze nie spłynęły do nas listy ocalałych, nasi od razu się przegrupowali i razem z ludźmi szybko odbili Esgaroth. Oczywiście gdy Erebor krwawił, te szumowiny z powierzchni zamknęły się na tym swoim przeklętym jeziorze i nie wychyliły nawet nosa… Żeby ich wszystkich zaraza… Rada chciała od razu, po wygranej pod Esgaroth z marszu, pójść za ciosem i wykurzyć te śmierdzące pokraki z Ereboru, ale konioludy stwierdziły, że nie pójdą… Jak zwykle, jak ludzkie miasta są zagrożone, to wszyscy na pomoc ratunku, ale jak krasnoludy potrzebują choć odrobiny pomocy, to nagle cisza jak makiem zasiał… Przeklęci tchórze, ciekawe co by powiedzieli, gdyby nasi teraz się na nich wypięli…

Opinie wielu przedstawicieli brodatego ludu były podobne, Kh’aadz pomimo nieco lżejszego stanowiska, również w wielu aspektach się z nimi zgadzał, nikt nigdy nie kwapił się, żeby bronić interesu krasnoludów, za to jak ludzie byli w potrzebie to nagle całe Śródziemie ruszało z odsieczą… Taka posrana rzeczywistość.

Również posrane, okazały się owoce dalszych poszukiwań Dzuina, opierające się głównie na rozpytywaniu w karczmach, po straganach czy nawet w świątyniach. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie, a krasnoluda jak nie było tak nie ma… Tego wieczoru, Ku-wa mać, padło po raz pierwszy.

Drugie musiało poczekać na zakończenie tajnych obrad na których Kh’aadz poznał pobieżnie kolejnego szpiszczastouchego przedstawiciela odchodzącego gatunku, niejakiego Finluina oraz dowiedział się, że już nie miecza szukają, gdyż jego znalezienie spowoduje przewidziany przez ślepego wróża kataklizm na globalną skalę, za to mają ruszyć za Palantirami…Wyrażenie klucz, padło dopiero, gdy, poproszeni przez Kh’aadza wcześniej o pomoc towarzysze przyszli z wieściami… A dokładniej rzecz biorąc, za katalizator, posłużyły wieści przyniesione przez Andarasa…

- Czego wyznawcy orczego h-ja chcą od Dzuina? – ani na to, ani na pokrewne pytania, Kh’aadz nie mógł uzyskać prostej i logicznej odpowiedzi od nikogo ze zgromadzonych. Zazwyczaj w towarzystwie Dearbhail, niewiedzieć czemu, starał się hamować z niewybrednym językiem, ale wtedy zdecydowanie nie było „zazwyczaj”.
- I po h-j im te pier…ne książki?! –
- Abecadło wchodzenia w goblinią dupę im potrzebne czy jak obciągać orcze fiuty z serii zrób to sam?! – Na te pytania też nikt nie odpowiedział, jedynie Dearbhail się zaczerwieniłą i spuściła wzrok, ale przytłoczony ostatnimi morowymi wieściami krasnolud, agresją radził sobie z ciężarem, który na niego spadał i coraz bardziej przygniatał do ziemi, z tego też powodu chwilowo albo nie był świadomy, albo nie dbał o to co myślą inni.

Cóż było począć, uzgodnili szalony i poroniony w swoim najgłębszym zamyśle pomysł na obrabowanie królewskiej biblioteki z naręcza zakazanych ksiąg, których tytuły i przydatność Kh’aadz raczył przytoczyć już wcześniej, co gorsza, plan ten udał się niemal perfekcyjnie, choć w trakcie jego realizacji, gdy zaszła obawa, że zostaną nakryci z krasnoludzkich ust wydostał się kolejny zalążek słów opisujących ogólne nastawienie Kh’aadza do wydarzeń ostatnich dni, jednak ze względu na brak „Mać” niepełny, toteż nie można go zaliczyć w poczet przywoływanych wyrażeń kluczy. Po fakcie, Andaras objuczony książkami i Kh’aadz w pełnym rynsztunku, przemierzali ciemne uliczki Minas Tirith, do umówionego miejsca spotkania. Po drodze, odbył kolejną rozmowę z Andarasem, z rodzaju tych, których się żałuje, że się je w ogóle zaczęło, na miejscu wszystko co mogło pójść nie tak, poszło jeszcze gorzej, co było bezpośrednią przyczyną przywołania wyrażenia klucza po raz trzeci… Ale ciężkie chwile, miały dopiero nadejść…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."

Ostatnio edytowane przez Wroblowaty : 03-09-2011 o 00:16.
Wroblowaty jest offline  
Stary 31-08-2011, 09:47   #138
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Dziewczyna spojrzała na elfa z ogromnym niedowierzaniem. Zaś po usłyszeniu słów strażników rzekła do niego:
- Nie wydaje ci się, że może powinniśmy im pomóc? Nie obraz się Finluinie, ale wiesz, skoro jesteś elfem, widzisz lepiej, niż my ludzie, masz bardziej czułe zmysły, dostrzeżesz to, czego my nie mamy szansy dostrzec - jak zwykle najpierw powiedziała a potem pomyślała. Przecież miała wracać do domu. Miała się w nic nie pakować... ale nie lubiła złodziei. I nie podobało się jej, że ograbili grobowce. To było po prostu wstrętne i nie chciała pozostawić tego bez jakiejkolwiek reakcji.

- Spokojnie Dearbhail, musiałem zapamiętać, który to jest budynek. Chodź , weźmiemy broń i zobaczymy co się tam święci! Trzeba będzie też powiadomić kogo trzeba, nie chcielibyśmy przecież by wzięto nas za złoczyńców - i nie czekając na odpowiedź, elf energicznym krokiem udał się do swej komnaty, skąd chwilkę później wyszedł uzbrojony w miecz i łuk z kołczanem pełnym strzał. Na korytarzu Finluin poczekał na młodą Rohrimkę.

Dearbhail nie trzeba było dwa razy powtarzać. Tak jak elf poszedł do swojej komnaty i ona pognała do siebie, zabrała jednak tylko miecz i tarcze.
- Powiadomić, kogo trzeba? - podjęła, gdy już spotkali się na korytarzu. - Kogo masz na myśli?

- Straże oczywiście. Chodźmy!

Po chwili na korytarzu spotkali strażników.

- Szybko w mieście jest obława na bandytów, ale dwóch z nich zdołało wymknąć się strażnikom, na szczęście udało mi się ich wypatrzeć - Elf powiedział to prawie jednym tchem - weszli do jakiegoś domu, niewinni ludzie mogą być w niebezpieczeństwie. Poprowadzę waszych ludzi w to miejsce.

Strażnik zadziałał szybko i po chwili elf, rohrimka i pięciu zbrojnych w szybkim poruszali się na niższe poziomy. Finluin rozpoznał plac gdzie powinien stać dom w którym schronili się złodzieje, ale domy były trzy i to bardzo podobne.

-To tutaj - rzekł elf do strażników - ale niestety nie potrafię określić, który to dom.

Zbrojni nie zastanawiając się zaczęli się dobijać do domów w dwóch przypadkach otworzyli im zaspani mieszkańcy, natomiast trzeci dom pozostał zamknięty. Strażnicy wzięli się od razu za wypytywanie ludzi, ale nie wiele się dowiedzieli i po chwili jeden z żołdaków zapytał elfa.
- Czy rozpoznajesz kogoś panie?
- Niestety nie i chyba trzeba przeszukać te domy, nie możemy mieć żadnych wątpliwości.

Strażnicy tylko czekali na potwierdzenie elfa i zaczęła się rewizja domów. W obu budynkach, których drzwi się otworzyły były rodziny, czyli dzieci, małżonkowie, ale nie znaleźli nikogo wyraźnie podejrzanego, chociażby zmęczonego, a wszyscy mówili że spali. Ktoś coś co prawda słyszał jakby, zamieszanie na mieście, ale nikt nic więcej nie widział. Przeszukanie domu, który był zamknięty odbyło się po wyważeniu drzwi. Nikogo tam nie było, ale na tyłach tego budynku,w uliczce, za koszami ze śmieciami, beczkami, leżał kawał uschłego konaru, który pewnie zostałby pominięty gdyby nie było Finluina. Pozornie wyglądający na nic nie znaczący śmieć, który znalazła Dearbhail. Elf spojrzał na suchy konar i wydało mu się, że nie pochodzi on ze zwykłego drzewa, a gdy go dotknął miał już pewność.

- Chyba sprawa jest poważniejsza niż początkowo sądziliśmy - zwrócił się do Dearbhail - szanse na znalezienie teraz złodziei są nikłe, ale o tym - elf wskazał na drewno - powinniśmy poinformować króla.

Dziewczyna z trochę zdumionym wyrazem twarzy spojrzała na elfa.
- Tak myślisz? Przecież to tylko konar... - dodała skonsternowana.

- Oczywiście, tylko że jest to konar z uschniętego Białego Drzewa. Nie wiem czy to ważne, ale z pewnością dziwne, nieprawdaż?

- Co? - Dearbhail nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.- Po co mieli by kraść coś takiego?

- Nie mam pojęcia, całkowicie nie mam pojęcia - Finluin był tak samo zdziwiony co dziewczyna.

Elf poinformował strażników o znalezisku i ruszyli z powrotem na siódmy poziom. Na górze oficerowie zajmujący się sprawą przejęli konar, który traktowali jak relikwię. W trakcie rozmowy z nimi Finluin I Dearbhail zobaczyli jak zbrojni prowadzą zakutego w kajdany człowieka.

- To jeden z tych złodziei - poinformował ich oficer - zaraz będzie przesłuchiwany.

- Dziękuję wam w imieniu króla - powiedział kapitan Rycerzy Fontanny, który pojawił się tuż za grupą prowadzącą więźnia.
- Chcecie się widzieć z Eldarionem? - zapytał poruszony odbierając szczątki szlachetnego drzewa.

- Tak, ta kradzież jest bardzo tajemnicza i król powinien o niej szybko się dowiedzieć.

W tym czasie na plac wbiegł strażnik krzycząc:

- Ten dom był opuszczony od kilku tygodni po śmierci jego właściciela. Kupca. Jego karawana została ograbiona przy jeziorze Rhun! Nie znaleźliśmy reszty sprawców. Ani nic w domach. - meldował.
 
Komtur jest offline  
Stary 31-08-2011, 12:03   #139
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Eldarion był spokojny ale zdziwiony. Podziękował Finluinowi i Dearbhail za szybkie działanie.

- To może być fortel odwrócenia naszej uwagi od bardziej istotnych wydarzeń nocy. Doprawdy jest to pobawione sensu samo w sobie... Rozumiem motywację łowców skarbów liczących na łup, ale jak doniesiono żaden z grobowców nie został zbezczeszczony. Zadali sobie tyle trudu, aby okaleczyć szczątki Białego Drzewa? - głośno myślał. - Zabili trzech ludzi. Co mówi schwytany złodziej?

- Jeszcze nie został przesłuchany panie. - odrzekł kapitan Formir.
- A jak dostali się do środka? - zapytał Eldarion.
- Nie było śladów włamania. Musieli mieć klucz do Zamkniętych Drzwi. Prowadzimy dochodzenie.
- Informujcie mnie na bieżąco. - rozkazał król a Formir posłusznie oddalił się. - Co o tym myślicie? - zwrócił się do elfa i dziewczyny.

- Nie chce siać paniki ani wymyślać niestworzonych historii - Dearbhail jak zwykle odezwała się pierwsza, jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji - ale może ta kradzież ma jakieś powiązania z naszą misją? To znaczy, nie wiem dokładnie jakie, ale może ci ludzie pracują dla naszego nowego wroga? Przecież może on mieć na swoich usługach nie tylko orków...- stwierdziła, wzruszając ramionami. - Tym bardziej, że w czasie tego włamania zabito kilku strażników, nie skradziono niz z grobowców, jedyne co, to okaleczenie Drzewa. W tym musiał być jakiś cel. W sensie, jakiś głębszy sens - zakończyła kulwao, patrząc to na Eldariona to na Finluina.

- Nie mam pojęcia do czego nieprzyjaciel potrzebowałby konaru białego drzewa, chyba że cała ta akcja miała na celu odwrócenie naszej uwagi od czegoś bardziej istotnego. – Dodał Finluin.

- Zostaje czekać na wyniki śledztwa. Długo ten cel ukrytym pewnie nie zostanie. - powiedział Eldarion.

Dearbhail uznała, że wystarczy na ten moment.

- Oczywiście, Wasza Wysokość – odparła – jeśli pozwolisz, oddalę się teraz. Finluinie – skłoniła się królowi, kiwnęła głową do elfa po czym wycofała się z powrotem na dwór. Nie miała zamiaru wracać do swojej komnaty, przynajmniej na razie. Zawędrowała więc do fontanny i przysiadła na jej brzegu, plując sobie w brodę i karcąc się w myślach.

Znowu to zrobiła! Zamiast siedzieć cicho, i robić to, co sobie postanowiła znowu się w coś wpakowała. Zamiast tego, powinna się spakować i ruszyć do domu! Westchnęła rozeźlona. Pomoże na tyle, na ile będzie w stanie, ale gdy tylko usłyszy, że Dearhelm wraca do Rohanu, żegna się ze wszystkimi i jedzie razem z nim. Tak nie może dłużej być!

Rozsiadła się wygodniej i zapatrzyła w gwieździste niebo. Miała zamiar posiedzieć tu jeszcze chwilę i jeśli nic by się nie wydarzyło wrócić do swojej komnaty.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 02-09-2011, 21:57   #140
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Minas Tirith, czerwiec 251 roku



Endymion nasłuchiwał dźwięków zza klapy, a nie dosłyszawszy niczego podejrzanego, ostrożnie dźwignął ją do góry. Nie była zamknięta. Przed nim w dole kłębiła się ciemność. Cisza. Snop światła z piwnicy wpadł do tunelu i zobaczył żelazną drabinkę przymocowaną do muru. Bezszelestnie zszedł na dół żeby przekonać się, że cały tunel spowity jest w mroku. Wody było po kostki, lecz nie niosła żadnych dźwięków. Obejrzał się w jedna i druga stronę . Dopiero wtedy usłyszałeś głos. Z niedaleka. Dobiegał w czarnej czeluści tunelu:

- Mierzy w ciebie pięć łuków. Nie żartuję. Poddaj się, a nie ucierpisz. Idź powoli do przodu. Ręce w górze i bez numerów! - był to niewątpliwie głos Andarasa, który potem szeptem niosącym się po wodzie wydał jakieś polecenia. Rozkazy w haradzkim języku.

- Taki jesteś cwany to choć tu sam zdrajco – Endymion odrzekł spokojnie stojąc w bezruchu.

- Nie bądź durniem jak Kh’aaz. Nie mam na to czasu. Wolisz prawą czy lewą nogę? Liczę do pięciu: raz, dwa...

Strażnik powoli ruszył przed siebie unosząc ręce.

Kiedy uszedł dziesięć kroków zapaliły się pochodnia a w jego kierunku zbliżały się postacie. Haradrimowie. Najbliżej stojący gestem ręki wskazał na broń strażnika.

- Do wody. – warknął łamanym westronem.

Ednymion posłuchał słysząc jak Andaras wydaje kolejne rozkazy. Zebrany oręż Strażnika zniknął w ciemnościach wraz z jednym z wrogów. Pozostali odpalili pochodnie i ruszyli do przodu.

Elf ze strażnikiem zostali sami. Haradczycy odeszli na bezpieczną odległość zasięgu wzroku.

- Jesteś sam? Czy zaraz ktoś tu jeszcze wpadnie? Pytam bo wolałbym uniknąć rozlewu krwi. – powiedział półczłowiek.

- Jestem sam - odparł strażnik.

- Nie interesuje mnie co myślisz. By pokonać zło czasami trzeba się ubrudzić. Nie życzę ci tego. Sam jednak nie miałem wyboru. Nie spodziewałem się, że Kh’aaz nie odda broni. Upatrty krasnal. Kawałek dalej droga będzie się rozgałęziać. Khaaz pewnie krwawi, więc może uda ci się go wyśledzić. Mają nad tobą kilka minut przewagi. Kontakt w Umbarze znasz przez niego jeśli uznasz za stosowne będziemy się kontaktować. A teraz do rzeczy... Gdbym był bardziej szczery z wami pewnych rzeczy może udałoby się uniknąć. Z drugiej strony wy nie powiedzieliście mi o Palantirach i wyprawie. Nie martw sie nic mnie ona nie obchodzi. – skłamał gładko, gdy zobaczył zdziwienie strażnika.

- Porozmawiaj z Khaazem gdy go uratujesz. Przeproś. Powiedz, że widzimy się tam gdzie spotkać się mieliśmy. I że nie miałem na to wszystko wpływu. Ty zaś zapamiętaj teraz jedno. W Barad-Dur przebywa Oko Saurona. Był tam komendantem jeszcze za czasów Saurona. Skoro jest tam i Palantir, to on wiedział o jego istnieniu i niemal na pewno znajduje się w jego rękach. – mówił Andaras. - Nie ma mowy o hipotezie, że Palantir jest tam bezpieczny. Ma go Głos! A to oznacza, że Tequillan jest albo manipulowany, albo wręcz omamiony przez Głos. Skoro Sauron przekabacił kiedyś Sarumana. To głos z wieszczem mógł sobie poradzić o wiele łatwiej... Co kładzie cień na jego przepowiednie.

- Jeśli chodzi o naradę u króla w sprawie Palantiów to nie ja ustalałem kto ma się zjawić a kto nie. A co do palantira to dziwne, bo Tequilian się zarzekał, że żaden z kamieni nie jest w rękach wroga. Chyba że jest tak jak mówisz i jest manipulowany. – odrzekł Endymion.

- W czarnej księdze być może znajdę jeszcze jakiś odpowiedzi na tą zagadkę.... Pomyśl jednak co będzie gdy mam rację. Tequillan, najbliższy doradca króla w sprawach magi, zdrajcą. Palantiry zamiast wam służyć obrócą się przeciw wam... Ten w Barad-Dur był najsilniejszy i ma najlepszego w mocy użytkownika. – przekonywał Andaras.

- Jeśli masz rację to Tol Morwen jest zagrożone. – przytaknął Strażnik.

- Musisz koniecznie sprawdzić co księga mówi o przepowiedni i przekazać odpowiedź na to pytanie. Być może trzeba będzie możliwie jak najszybciej zabrać szczątki miecza z grobu. – ciągnął półczłowiek. - Gdy ruszycie na wyprawę popłyńcie do Umbaru. Tam powiem wam co znalazłem jeszcze w księgach. Nim dotrzecie zdążę je przebadać. Być może uda nam się użyć miecza przeciw wrogom. Muszę się tylko upewnić, że nie ma klątwy....

Po chwili ciągnął dalej.

- Powinienem cie teraz zabrać do ojca. On by pewnie chciał wydobyć z ciebie niejedną tajemnicę. Jednak jesteś wolny przyjacielu. Gdyby kiedykolwiek złapały cię siły Haradu bądź kultyści mów, że jesteś moim agentem. Przekażą cię mnie - powiedział z uśmiechem. - Mam jeszcze jednak sprawę. – dodał. - Agenci ojca mieli dla mnie zdobyć kawałek białego drzewa. Taki by dało się z niego wyrzeźbić laskę. Sądząc po ich metodach o czym nie pomyślałem mogło się to zamienić w jatkę... Jeśli okaże się, że złapaliście bandytów i odzyskaliście wszystkie kawałki drzewa - jeden zabierz na pokład statku. Jak to zrobisz twoja sprawa... Królowi powiedz co chcesz, ale jeśli powiesz prawdę zrób to na osobności w totalnej tajemnicy.... Ryzykuje życie dla dobra nie waszego królestwa, ale dobra wszystkich żywych istot. W haradzie będę mógł zdziałać więcej w naszej sprawie... A wracając do Ubmaru, to jeszcze trzeba do niego dotrzeć. Tak na wszelki wypadek jest jakieś hasło czy przedmiot, który gdy pokaże się to zostanie się przepuszczony w każdym wypadku? – zapytał Strażnika.

-Jeśli chodzi o drzewo to prosisz o bardzo wiele. Król mi wybaczył skrócenie Thurga o głowę nie wiem jak zareaguje na wieść że pomagałem ci wykraść księgi, ale jakbym wykradł kawałek białego drzewa to już na pewno skończyłbym w lochu. Także nie mogę ci nic obiecać chyba że nadarzy się okazja. Ale to będzie ciężkie zadanie, miejmy nadzieję że wysłani przez twojego ojca agenci poradzili sobie z tym zadaniem. Do zobaczenia w Umbrze.

- Do zobaczenia. – odrzekł półczłowiek.

Endymionowi zwrócono broń i zostawiono samego sobie w tunelu. Strażnik wspiął się po drabince do piwnicy i wziąwszy ze sobą pochodnię zszedł z powrotem na dół. Poszedł w kierunku, który wskazał mu Andaras jako miejsce uprowadzenia krasnoluda. Po kilkunastu minutach ślęczenia z nosem przy śmierdzącej wodzie zwątpił. Nie miał najmniejszych szans na podjęcie tropu w takich warunkach. Kiedy wychodził po stopniach drabinie z tunelu przywitały go włócznie straży, które zatrzymały się o kilkanaście centymetrów przed jego głową, gdy tylko wychynęła z otworu.










Zaczynało świtać, kiedy przez otwarte na oścież wrota Wielkiej Bramy wyjeżdżał długi sznur konnych. Na ich czele jechał generał, którego jedno oko przysłaniała czarna opaska. Obok niego zaś na białym ogierze Deor z Rohanu. Syn Deorhelma.

Niewielki orszak Haradrimów pod murem pierwszego kręgu, w cieniu czarnego jak noc kamienia zewnętrznego muru Minas Tirith, od godziny cierpliwie czekał aż tysiące konnych opuszczą miasto. Pierwsze promienie słońca nieśmiało wyglądały zza gór. Zbroje zbrojnych stolicy Gondoru lśniły w ich blasku. Mimo wczesnej pory żegnały ich tłumy mieszkańców. Zapewne rodziny. Kobiety i dzieci sypały z dachów i okien kwiaty, rzucały zielne gałązki pod kopyta rumaków. Ulice były zatłoczone, gdyż długie sznury odzianych w szare szaty pielgrzymów również ciągnęły w stronę Wielkiej Bramy.

Brązowoskórzy ludzie z Haradu, ubrani w tradycyjne stroje ich ojczyzny, cierpliwie czekali na przejazd. Kiedy zbliżyło się ku nim dwóch jeźdźców, spośród których rozpoznać można było po po odsłoniętej twarzy, haradzkiego ambasadora, jego ludzie w milczeniu towarzysząc mu ruszyli w kierunku bramy. Drugi Haradrim, którego oblicze tak jak pozostałych skrywały czerwono czarne szaty, ze spuszczonym wzrokiem wtopił się w tłumek pobratymców. Obficie spuszczone na czoło fałdy materiału skrywały jego oczy w cieniu. Dowódca straży przy głównej bramie widząc polityka zamienił z nim kilka słów, po czym przepuścił jego mały orszak. W obozie pod murami już czekały podstawione konie. Nie spiesząc się pokłusowali w stronę Harlondu. Andaras tylko raz obejrzał się na Minas Tirith.










Dearbhail otworzyła zaspane oczy. Była niewyspana i zmęczona. Nie pamiętał kiedy ostatni raz porządnie się wyspała. Ostatnia noc również zeszła jej na rozmyślaniach a do łoża poszła tuż przed świtem. Słońce było już wyżej na niebie, ale jeszcze nie w zenicie.

Podchodząc do balkonu spojrzała w dół. Siedemset stóp niżej, przez równinę Pelenoru, czwórkami, jechał na wschód szpaler konnych. Tysiące. Pierwsi niknęli na horyzoncie szlaku Men Aran, a ostatni wciąż jeszcze wylewali się przez Wielką Bramę Minas Tirith. Jeszcze godzina i przespałaby zupełnie nieoczekiwany wyjazd armii.

Rzuciła się do pośpiesznego pakowania, a że w zasadzie po pierwsze nie zdążyła się wcale wcześniej rozpakować i wręcz była przygotowana do wyjazdu, opłukawszy twarz w misie zimnej wody, wybiegła ku stajniom na szóstym poziomie. Osiodławszy konia pognała na główną ulicę, gdzie wmieszała się w tłum rycerzy.

Jej zielona peleryna i charakterystyczny hełm Jeźdźców Rohanu ściągał na nią wzrok niemal wszystkich dookoła. Piękne Gondorskie dziewczyny puszczały do niej oczka i wysyłały całusy dłońmi jak i kwiatami płatków białych i czerwonych róż. W jej stronę przeciskał się przez dość zdyscyplinowany szereg kolumny jeździec, który kiedy dotarł do jej boku osadził konia zwalniając. Dearbhail nie mogąc powstrzymać ciekawości obróciła głowę. Niesamowitej urody młodzieniec dumnie patrzył przed siebie a w kącikach jego ust krył się figlarny uśmieszek. Dearbhail odwróciła wzrok. Co jak co, ale z bliska, twarzą w twarz, kobieta zawsze pozna kobietę. Mimo schowanych pod hełmem lub obciętych krótko włosów i zaciętej miny wojownika w pełnej zbroi.
Theodwyn.










Finluin wybiegł naprzeciw poruszonemu Tequillinaowi, który był prowadzony przez Elagara. Starzec podtrzymywany ramieniem asystenta opierał się również na kosturze, kiedy pospiesznie ruszyli w stronę Domu Króla, po zejściu z koni.

- Finluin panie. – rzucił Elagar prorokowi, gdy elf zbliżył się ku nim.

- Bardzo dobrze. – zostaw nas samych. – Finluin zaprowadzi mnie do króla.

- Oczywiście. – zasmucony asystent z szacunkiem ukłonił się mistrzowi i zawrócił się ku Bramie Cytadeli.

- Czarna Księga Saurona! – wyrzucił z siebie ściszonym głosem Tequillian. – Skradziona! Tylko nieliczni wiedzieli o jej istnieniu. Jeszcze mniej spośród nich znało miejsce jej przechowywania! Musicie wyruszyć natychmiast! – mówił z przekonaniem kiedy przekraczali próg pałacu Eldariona.

W komnacie był już Endymion. A król był w bardzo złym nastroju i kiedy podniósł wzrok na wchodzących w jego oczach grały groźne błyskawice.










Blask migotliwej pochodni tańczył na wilgotnych, zielonoszarych murach kamiennej ściany lochu. Kh’aadz ocknął z niemiłosiernym bólem czaszki, który rozsadzał mu skronie. Leżąc na masywnym drewnianym łożu. Dość szybko zdał sobie sprawę, że jest to dębowa ława. Jego ręce i nogi rozpostarte skuwały łańcuchy. DO jego uszu dochodził miarowy stukot licznych stłumionych grubymi murami uderzeń. Jakby młotów o kowadła.

Nie minęło wiele czasu od czasu odzyskania przytomności, gdy do pomieszczenia wszedł odziany w czerń mężczyzna. W cieniu kaptura krasnolud nie mógł dojrzeć jego twarzy, lecz postura i pewność siebie zdradzały charyzmę postaci. Kiedy odezwał się władczym tonem jego głos tylko potwierdził te przypuszczenia. To był osobnik obyty był zarówno z technikami tortur jak i dworskimi manierami.

- Przykro mi, że w tak niesprzyjających okolicznościach dane jest nam sie spotkać mości Kh’aadzu Żelaznoręki z Morii. Synu Kh’urima i D’ory. Wybacz mi twarde deski gościny surowego łoża. Oraz mało wyszukane, żelazne obrączki. Doprawdy założone zostały dla twojego dobra, abyś w złości swojej nie zrobił sobie krzywdy, która niewątpliwie spadłaby na twą głowę jako efekt poskromienia krasnludzkiego wzburzenia przeze mnie. Rękoma moich sług. – zatrzymał się przy twarzy Kh’aadza przekrzywiając głowę. – Bardzo ciekawa fryzura. Oryginalna. – westchnął przyglądając się krótko ostrzyżonym brązowym włosom Khazada. – Porozmawiamy grzecznie, czy niegrzecznie? – zapytał ze zjadliwą uprzejmością.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172